niedziela, 5 stycznia 2014

Rozdział 5

   Moje ciało zdrętwiało. Nie mogłam się ruszyć, jedynie drżałam, ze strachu. Nataniel miał rację, żeby się do niego nie zbliżać. To niewyżyty zbok. Rany, co robić. Błagać? Krzyczeć? Sama nie wiem. Czułam, że pewnie zaraz się rozpłaczę. Kastiel mnie w tym momencie przerażał, ale to moja wina. Tuliłam się do niego w takiej krótkiej spódniczce. To wszystko wina Demona! Zapchlony kundel. Zaskomlałam cicho z przerażenia, zaciskając przy tym mocno oczy i usta.
   Czekałam na najgorsze. On na pewno mnie zgwałci. Do końca życia nie przestanę śnić o ciemnych jak noc oczach pełnych pożądania i zachłannych pocałunków, których się spodziewałam. Mówił, że nie jest tacy jak tamci kolesie z parku. Kłamał? Oczywiście. Nie mógł ujawnić swojego prawdziwego ja przed kolejną ofiarą.
   Nie krzyczałam, nawet już go nie szarpałam, ani nie próbowałam odepchnąć. Nie uniknę tego. Zostanę zgwałcona. Odechce mi się żyć, będę wra... Potok moich myśli przerwał delikatny pocałunek w policzek. Czerwonowłosy odsunął się nieco ode mnie.
- Dlaczego mnie nie... rozebrałeś? - Boże. Co za głupie pytanie. Powinnam była ugryźć się w język.
- Co? - Był nie mniej zaskoczony moim pytaniem, niż ja sama. - Niby czemu miałbym to zrobić?
- To... nie chciałeś mnie... zgwałcić? - Zapytałam niepewnie. Ostatnie słowo powiedziałam nieco ciszej, bojąc się jego reakcji. Nie wiedziałam czy mogę mu ufać. Może rozmyślił się w trakcie, bo nie chce zrobić tego na terenie szkoły.
- Nie, poza tym nawet jakbym chciał, to i tak nie ma czego dotknąć. - Zadrwił sobie i to w takiej sytuacji! Miałam ochotę mu przywalić. Skoro mu się nie podobam, to co miał znaczyć ten pocałunek, do cholery?! Pewnie robi tak ze wszystkimi dziewczynami. Bajeruje je, robi im nadzieję, wykorzystuje i na samym końcu rzuca. Coś podobnego powiedział mi Nataniel, ale nie wiem czy powinnam mu wierzyć.
   Nie wiedziałam co powiedzieć ciemnookiemu. Nie wiem czy to widział, ale te słowa mnie zabolały. Nigdy nie uważałam się za piękność, a on... jak mógł? Odwróciłam się do niego tyłem. Łzy spłynęły po moich policzkach. To wszystko... te ostatnie wydarzenia, rozbrajało mnie to emocjonalnie.
- Ty... płaczesz? - Usłyszałam zaskoczenie w jego głosie. Jednakże nie ruszył się z miejsca. Mógłby chociaż przeprosić. Odwróciłam się do niego gwałtownie.
- Ciągle tylko wszystkich wyśmiewasz! Myślisz, że to jest zabawne?! - Krzyczałam przez łzy. Mój głos był załamany, a piąstki lekko drgały. Miałam zgrabne dłonie i uważałam je za jeden ze swoich największych atutów. - Nie jestem idealna, ale nie masz prawa mnie oceniać!
- Vanessa... ja... - Nie miał bladego pojęcia co mi odpowiedzieć. Zdradzał mi to jego wyraz twarzy, mimo że był niewyraźny, bo widziałam go przez mgłę.
   Nie wiedziałam czemu nie mogłam przestać płakać. Przecież dotąd nie obchodziło mnie co inni o mnie myślą, ale... z nim było inaczej. Dlaczego przywiązywałam tak wielką wagę do tego jakie ma zdanie na mój temat?
- Nie płacz, no... żartowałem tylko. - Oznajmił i chciał do mnie podejść, ale się zawahał. Zaraz, dlaczego się rozkleiłam, przez taką głupotę. Zmiana miejsca zamieszkania zdecydowanie mi nie służy. Kiedy wszystko wróci do normy? Ja już nie chcę tak żyć.
   Przetarłam oczy dłonią, podbiegłam i przytuliłam się do Kastiela. Chciałam się znowu poczuć bezpiecznie, tak jak chwilę temu. Pragnęłam, żeby odwzajemnił uścisk, lecz on stał nadal niewzruszony. Przez moment czułam jak próbuje mi się wyślizgnąć, więc nie pozwoliłam mu na to. Noc była dosyć chłodna, a od niego biło takie miłe ciepło.
- Dobra, już dobra, ale puść mnie. Wystarczy, że Amber się do mnie klei. - Odepchnął mnie mocno od siebie. Pewnie to było dla niego krępujące. No, w końcu znamy się kilka dni.
- Zauważyłam. - Uśmiechnęłam się lekko przypominając sobie jej głos, gdy mówiła: "Kasty". - Przepraszam, że tak wybuchnęłam... po prostu, to wszystko mnie przerasta. - Oparłam się o ścianę i osunęłam wzdłuż niej. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, bo była zimna. Schowałam twarz w dłoniach, jakbym dzięki temu mogła się stać niewidzialna dla świata. Nagle poczułam jak ktoś siada obok mnie.
- Wiem, że nie byłaś gotowa na zmiany, ale one wcale nie są takie złe. Czasami są nawet potrzebne. - To co powiedział miało sens. Zaraz. Kastiel powiedział coś miłego i pouczającego?! Wybałuszyłam na niego oczy. Nie spodziewałam się tego po nim. Widziałam w nim jedynie... W sumie to nawet nie wiem za kogo miałam. Za wroga? Możliwe. Ale na pewno za wielkiego pozera. Z nich wszystkich, znaczy z osób które znałam on najbardziej zalazł mi za skórę. Lecz, kiedy usłyszałam to co w tamtej chwili powiedział, poczułam z nim jakąś dziwną więź. Miałam przeczucie jakby mnie rozumiał.
- Dziękuję. - Powiedziałam i posłałam mu uśmiech. Nie odwzajemnił tego tylko fuknął i wstał. Spojrzałam na niego z dołu. Teraz wydawał mi się jeszcze wyższy niż w rzeczywistości był. Zadarłam głowę do góry.
- Wstawaj. - Wystawił ku mnie dłoń, a ja nieśmiało chwyciłam ją. Podnosiłam się powoli, bo chciałam jak najdłużej potrzymać go za rękę. To było dziwne. To coś czego nigdy wcześniej nie czułam.
- Uhm... zaprowadzisz mnie do domu? - Poprosiłam szybko go puszczając, kiedy spojrzał na mnie badawczo.
- A mam wybór? Znając twoje zdolności, na pewno się zgubisz.
   W tym momencie powrócił prawdziwy Kastiel. Prawdziwy... hm... tak raczej tak. Pewnie tylko udawał troskliwego. Przecież nie mógłby udawać kogoś kim nie jest. No w każdym bądź razie, nie dałby rady robić tego codziennie. Lecz, kiedy mnie pocieszał, wyglądał jakby znał to uczucie, kiedy jesteś zmuszony do nagłych radykalnych zmian. Czy wtedy był szczery, czy kłamał żeby poprawić mi humor? Gdy zadałam sobie to pytanie, dotarło do mnie, że ja prawie nic o nim nie wiem.
   Gdy wyszliśmy przed szkołę, na placu zobaczyłam zaparkowane czarne auto. Chłopak podszedł i otworzył mi drzwi. Usiadłam na miejscu pasażera, a Kastiel zajął miejsce kierowcy. Zaczęłam się męczyć z pasami. Nie za często jeździłam samochodem. Niby miałam bogatych rodziców zastępczych, ale prawie nigdy, nigdzie mnie ze sobą nie zabierali.
- Daj, bo urwiesz. - Zrobiło mi się głupio, gdy pochylił się nade mną. Poczułam jego męskie perfumy. Mogłabym nimi oddychać. Zarumieniłam się mocno, kiedy zobaczyłam z jaką łatwością, zapina pas, który ja ciągnęłam z całej siły. Chwila. Przecież ja go wcale nie znam. Wsiadłam do obcego auta z obcym facetem? Matko.
   Na całe szczęście niczego nie próbował. Skupiał się na drodze. Byłam taka zmęczona, że ledwie siedziałam. Nawet nie patrzyłam dokąd jedziemy. Chyba on nie jest aż takim dupkiem, żeby mnie gdzieś wywieźć. Mimo wszystko, wolałam być przezorna, dlatego nie zmrużyłam oka.
   Po jakichś piętnastu minutach zobaczyłam jak parkuje auto w garażu. Nareszcie dojechaliśmy. Odpięłam pas. Chwila. W garażu?! Czemu miałby parkować samochód w garażu Lysandra? Poczułam jakby coś mnie uderzyło i szeroko otworzyłam oczy. Było to złe przeczucie, które dawało o dobie znać, aż do teraz.
- Gdzie... gdzie jesteśmy? - Zapytałam. - Miałeś mnie odwieźć do Lysandra. - Przypomniałam mu i wysiadłam. Włączył alarm i nic mi na to nie odpowiedział. Wybiegłam za nim. - Ej! Słuchasz mnie? - Zirytowałam się. Spojrzał na mnie.
- Miałem cię zawieźć do domu. No to jesteśmy. - Na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek.
- Nie do ciebie! Miałeś mnie zawieść do Lysandra! - Oburzyłam się. Teraz byłam na niego wściekła.
- Dobra. Jak tak ci zależy, to idź. O ile znasz drogę. - Zaśmiał się i ruszył w kierunku drzwi, by je otworzyć. Wetknął klucz do zamka i przekręcił.
- Daj mi kluczyki do samochodu. - Zażądałam. Naprawdę nie żartowałam. Mój ton mówił, że nie przyjmuję sprzeciwu, ale Kastiel najwyraźniej miał to gdzieś. Nawet na mnie nie spojrzał.
- Jak chcesz, to zasuwaj na piechotę. Auta na pewno nie dostaniesz. - Odwrócił się do mnie. - Ledwie poradziłaś sobie z pasami. Boję się co by się stało, gdyby cię puścić za kółko. - Podbiegłam do niego. Co on sobie wyobraża.
- Dawaj kluczyki! - Warknęłam. Trzymał je w ręce, ale gdy podniósł ją do góry, nie mogłam dosięgnąć. Skakałam wokół niego, łapałam go za kark próbując zmusić by się pochylił, ale nic z tego. A on tylko się śmiał. - To jest porwanie! - Wrzeszczałam.
- Dobra. chcesz kluczyki, to je sobie weź. - Odparł i włożył je do tylnej kieszeni spodni.
- Chyba śnisz. - Fuknęłam i zarumieniłam się mocno. Nagle jakoś cała złość mi przeszła. Myślę, że nie byłam zła już po chwili walki o te przeklęte klucze. Popatrzyłam jak czerwonowłosy otwiera drzwi.
- Panie przodem. - Odparł pokazując mi gestem dłoni, żebym szła pierwsza. Westchnęłam cicho i weszłam do środka.
- Co za gentleman... - Powiedziałam sarkastycznie.
   Rozejrzałam się po salonie. Była tam jasnobrązowa sofa, z ciemnobrązowymi poduszkami, przed nią stała dębowa ława i plazma. Szary dywan w czarne wzory od razu przyciągał uwagę. Ściany miały jasnożółty kolor. Ogółem, było całkiem przytulnie.
- Klepnij sobie gdzieś. Idę po colę, też chcesz? - Spytał idąc już zapewne do kuchni.
   Usiadłam sztywno na kanapie. Byłam zestresowana. Zdawało mi się, że minęły wieki odkąd Kastiel poszedł po coś do picia. Spojrzałam na ławę, na której dnem do góry leżała ramka. Wzięłam ją do rąk. Na zdjęciu był Kastiel, rozpoznałam go, mimo że, tam miał czarne włosy. Obejmował jakąś skąpo ubraną brunetkę. Wyglądali na szczęśliwych.
   Wpatrywałam się w to zdjęcie z lekkim smutkiem. Czyli on ma dziewczynę? Chwila. To jest stare zdjęcie. Rany, ale mnie to męczy, ale nie mogę go o to zapytać. Spróbuję się jakoś czegoś dowiedzieć. No dobra. Muszę przyznać, czasami, podkreślam CZASAMI, Kastiel mi się nawet troszkę podoba. Tylko, że za każdym razem musi to zniszczyć jakąś wredną uwagą, albo drwiną. Chyba, zasługuję na kogoś lepszego. Tak. Nie zrobię z siebie idiotki. Nie będę się za nim ubiegać, jak jego głupie fanki. Powinnam wziąć przestrogi Nataniela na poważnie. W końcu, po co miałby zmyślać?
- Co robisz? - Zapytał nagle czerwonowłosy i odstawił szklanki na ławę. Wyrwał mi ramkę.
- Ładnie razem wyglądacie. To twoja dziewczyna? - Zapytałam. Chciałam być miła, lecz nie spodziewałam się po nim takiej reakcji.
- Zamknij się i zjeżdżaj mi stąd! - Warknął, a następnie ze wściekłością wrzucił zdjęcie do szuflady w komodzie. Zrobił przy tym hałas, poza tym tak mocno pchnął szufladę, że się znowu otworzyła i musiał walnąć w nią drugi raz. Zamilkłam.
- Tak... chyba lepiej będzie... jak już pójdę... - Dodałam cicho po chwili i poszłam do przedsionka.
   Kastiel nie poszedł za mną. Nadal stał z założonymi na piersi rękami i był wściekły. Otworzyłam drzwi i mnie sparaliżowało. Zobaczyłam błyskawicę przecinającą zachmurzone niebo, a potem usłyszałam głośny grzmot. Nie wiedziałam co robić. Nie chciałam wychodzić. Odkąd tylko pamiętam mam paniczny lęk przed burzą. Gdy zastanawiałam się co zrobić, nagle ktoś, a tak właściwie Kastiel, zatrzasnął drzwi i zamknął je na zamek. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
- Kastiel... przepraszam...
- To nie zmienia faktu, że nie powinnaś grzebać w moich rzeczach. - Warknął i spojrzał na mnie gniewnie. Przez chwilę wahałam się, czy bardziej boję się jego, czy tego deszczu. Chłopak westchnął.
- To zdjęcie leżało na ławie. Nie wiedziałam, że nie mogę... - Tłumaczyłam się niezgrabnie, próbując go udobruchać. - Więcej nie będę, obiecuję.
- Nie wierzę w takie obietnice. W ogóle nie wierzę w obietnice. - Uświadomił mi. Westchnął. - Dobra. Nieważne. Być może mnie poniosło. - Stwierdził i nieco złagodniał.
- W końcu to przyznałeś. - Skomentowałam jego słowa, co chyba go troszkę zirytowało.
- Powiedziałem "być może". - Podkreślił ostatnie dwa słowa.
   W tym samym momencie oboje usłyszeliśmy głośny huk i zapadła całkowita ciemność. To musiał być piorun. Przestraszona podbiegłam w kierunku Kasa i przytuliłam się do niego. Na szczęście stał tam gdzie wcześniej. Poczułam jak pogładził mnie po włosach i lekko objął ramieniem. Zrobiło mi się strasznie gorąco i duszno. Objęłam jego plecy i ścisnęłam w rękach jego kurtkę.
- Wyluzuj, po prostu wywaliło korki. - Oznajmił, a w jego głosie nie wyczułam, ani krzty strachu. - Błagam. Masz szesnaście lat i nadal boisz się ciemności? - Zaśmiał się, ale nie wypuszczał mnie z objęć. Odsunęłam się od niego nieco.
- Nie chodzi o ciemność, tylko o burzę... - Sprostowałam nieśmiało. Kastiel złapał mnie za rękę i zaprowadził na kanapę. Nawet w ciemnościach wiedział, gdzie co stoi. Usiadł i pociągnął mnie za sobą. Z moim fartem wylądowałam prosto na nim. Wydawało mi się, że powinno go to zaboleć, ale nie usłyszałam nawet najmniejszego jęknięcia. - Prze-przepraszam... - Zająknęłam się, a on objął mnie w talii. Nie wiem dlaczego, ale nie miałam ochoty z niego zejść.
- Jak zwykle niezdara z ciebie. - Po tych słowach zorientowałam się, że Kas zbliżył swoje usta do moich. Co ja poradzę, że był idealny nastrój. Perfekcyjny moment na mój pierwszy pocałunek. Zamknęłam oczy i czekałam, aż w końcu nasze usta zetknęły się.
   Mój... pierwszy pocałunek. Nie sądziłam, że przeżyję go razem z chłopakiem, którego jeszcze dzisiaj rano nie mogłam znieść. Jego usta były takie ciepłe. Całował mnie delikatnie i z czułością. Zarzuciłam mu ręce na szyję i starałam się jak umiałam najlepiej odwzajemnić buziaka. Gdy oderwaliśmy się od siebie, zauważyłam jak szybko bije moja... jakby to określiła moja dawna przyjaciółka...  pikawa. Oparłam głowę o jego tors i wtuliłam się. Wsłuchałam się w rytm jego serca, które o dziwo przyśpieszyło nieco, gdy tylko się objęłam dłońmi jego plecy.

1 komentarz:

  1. hehe nieźle. Pocałowali się. Ale wiesz, że Nat ci nie wybaczy xD hehe wiesz o co mi chodzi nie?

    OdpowiedzUsuń