piątek, 3 stycznia 2014

Rozdział 4

   Po lekcjach, nie mogłam wracać, ponieważ nie znałam drogi do domu Lysandra. Mam kiepską orientację w terenie, a szłam tam tylko raz, gdy było już ciemno i dzisiaj rano, gdy szliśmy razem do szkoły. W związku z tym, musiałam na niego zaczekać. Zaproponował mi więc, żebym poszła z nim na próbę jego zespołu. Zgodziłam się od razu, bo i tak bardzo chciałam ich posłuchać. Po drodze, dowiedziałam się, że są boysband'em. Super. Jak ja nie lubię przebywać w jednym pomieszczeniu z samymi chłopakami.
   Weszliśmy do szkolnej piwnicy, a ja zaniemówiłam. Bardzo mi się tam spodobało. Była scena na której stały instrumenty i w ogóle. Jedynym minusem były niedopałki papierosów w kącie. Ciekawe kto tu palił? Nieważne. Lys przedstawił mnie dwóm braciom. Niby byli bliźniakami, ale bardzo się od siebie różnili. Jeden z nich był szatynem o niebieskich oczach i nazywał się Armin, a drugi z nich posiadał, wręcz przeciwnie, niebieskie włosy i fioletowe oczy. Miał na imię Alexy i ubrany był dosyć... dziwnie...Ale co kto woli. Lecz to co najgorsze, dostrzegłam dopiero na końcu. Po prostu mnie zatkało, kiedy zobaczyłam Kastiela podpierającego ścianę. Stał z założonymi na piersi rękami i posłał mi wredny uśmieszek.
- Lysander, co tutaj robi Kastiel? - Zdziwiłam się. Czyżby przylazł tu za mną? To była moja pierwsza myśl, ale już chyba wolałabym, żeby stała się rzeczywistością, niż usłyszeć to co później powiedział mi białowłosy.
- No, jest w zespole. Gra na basie. - Sprecyzował, a ja miałam ochotę się stamtąd jak najszybciej ulotnić.
- Dobra chłopaki. - Powiedział czerwonowłosy klaskając w ręce i podchodząc do nas. Odchrząknęłam i zmierzyłam go wzrokiem. - Tak jak mówiłem, chłopaki... - Celowo zaakcentował to słowo. Ych! Jak on mnie cholernie wkurza. - ... bierzmy się do roboty, jeśli chcemy dzisiaj szybciej skończyć. - Postanowiłam zignorować jego słowa i usiadłam na krześle, które przyniósł mi Armin. Przeniosłam je sobie tuż przed samą scenę.
- Dobra. Raz, dwa, trzy... - Powiedział Kastiel i zaczęli grać. Zaskoczył mnie fakt, że Lysander śpiewa. Nie wiedziałam o tym, ale muszę przyznać, że miał śliczny głos. Kołysałam się i niekiedy poruszałam głową do rytmu piosenki:

I-I I’m feeling your thunder
The storm’s getting closer
This rain is like fire
And my-y my world’s going under
And I can’t remember
The reason that you cut off the light

You’re moving on, you say
Here I'll stay
I’ll take this pain
Yeah, I can, I can

 On miał naprawdę niesamowity głos. Nie mogłam oderwać wzroku od wokalisty. Jego głos mnie hipnotyzował. Kompletnie zapomniałam o całej reszcie, nawet o tym jak bardzo przed chwilą wkurzył mnie Kastiel. Refren najbardziej przypadł mi do gustu, a początek drugiej zwrotki skojarzył mi się ze mną i czerwonowłosym. Sama nie wiem czemu. Czy to źle, że trzymałam go na dystans?

But what about love?
What about our promises?
What about love?
You take it all and leave me nothing
What about love?
What about us ’til the end?
What about love?
You cut my wings, now I am falling
What about love?

Why-y are you colder than winter?
You’re switching the picture
You used to be perfect, yeah (yeah)
O-once you’re hot like the summer
Please, help me remember
The reason that you said “bye bye bye”

You’re moving on you say
Here I'll stay
I’ll take this pain
Yeah, I can, I can

But what about love?
What about our promises?
What about love?
You take it all and leave me nothing
What about love?
What about us ’til the end?
What about love?
You cut my wings, now I am falling
What about love? (x2)

Uh uh uh uh uh uh uh uh
What about-what about love? [x4]

You’re moving on, you say
Here I'll stay
Watching every night get colder
You’re moving on, you say
Here I'll stay
I’ll take this pain
Yeah, I can, I can



   Tak mnie poniosło, że wstałam z krzesła, zaczęłam się kołysać i machać rękami, a następnie śpiewać refren razem z Lysandrem. Alexy śmiał się pod nosem, ale mnie to nie obchodziło. W sumie, to całkiem ładnie brzmiał nasz duet. Widziałam jak mój przyjaciel się do mnie uśmiecha. Kastiel natomiast wyglądał jak... nie on. Uśmiechał się. Widać było, że rock to całe jego życie. Posłałam mu uśmiech, a on natychmiast spoważniał, a może powinnam powiedzieć spochmurniał?


But what about love?
What about our promises?
What about love?
You take it all and leave me nothing
What about love?
What about us ’til the end?
What about love?
You cut my wings, now I am falling
What about love?

What about-what about love
What about
What about love?
What about love?
What about love?
What about

   Piosenkę zakończyli pytaniem, które autor zapewne kierował do dziewczyny o której śpiewał: What about love? "Co z miłością?" Cóż, mnie się wydaje, że jednak z czasem ona przemija, chociaż nie jestem pewna. I tutaj muszę wspomnieć o Kenie.
   Tak naprawdę nazywa się Kentin, lecz wszyscy nazywają go Ken. To niezbyt wysoki, ciamajdowaty okularnik z fryzurą na grzyba. Nie dawał mi spokoju odkąd tylko pamiętam. Lecz po mojej ucieczce, urwał nam się kontakt. Ciekawe czy jeszcze go kiedyś zobaczę. Był naprawdę bardzo miły. Zawsze mi pomagał i troszczył się o mnie, mimo że, powiedziałam iż nic do niego nie czuję, nie poddawał się. Nawet obiecał mi, że kiedyś sprawi, że się w nim zakocham. Na samo wspomnienie chce mi się i śmiać i płakać. Głupio przyznać, ale tęsknię za nim.
- Jesteście niesamowici! - Pisnęłam, co do mnie niepodobne i zwróciłam uwagę na liczbę mnogą jakiej użyłam. Następnie spojrzałam na Kastiela. - Naprawdę super gracie. - Powiedziałam już bardziej do niego.
- Dobra. Pięć minut przerwy. Alexy... - Zwrócił się do chłopaka o niebieskich włosach i odłożył gitarę.
- Idziesz zapalić? - Zapytał adresat pytania, kiedy do piwnicy wszedł Nataniel. Od razu ściągnął brwi.
- Zamknij się. - Fuknął Kastiel, a następnie zwrócił sie już do wszystkich rozkładając ręce na boki. - Czym zasłużyliśmy, że sam przewodniczący raczył zaszczycić nas swoją obecnością? - Zapytał, a Armin szturchnął go przyjacielsko w ramię i przełożył ramię przez jego szyję. Zauważyłam, że Alexy z ukrycia piorunował Kasa wzrokiem.
- Słyszałem, że tutaj jesteś i chciałem sprawdzić czy wszystko w porządku. - Oznajmił Nataniel i spojrzał na mnie z czułością. Czułam jak moje serce powoli się roztapia. On był taki... opiekuńczy, że aż słodki.
- Nie, nic mi nie jest. Mieszkam razem z Lysandrem, długa historia... - Wtrąciłam. -..., no i ponieważ miał próbę, to zaprosił mnie, żebym posłuchała. Ma niesamowity głos. - Powiedziałam tym samym wywołując rumieniec na twarzy Lysa. Zaśmiałam się pod nosem widząc to.
- Już myślałem, że ten kretyn cię tu zaciągnął. - Powiedział cicho Nataniel, jednak wystarczająco głośno, by Kastiel to usłyszał.
- Ej! Nie pozwalaj sobie! - Warknął.
- A no właśnie. Ty. - Blondyn wskazał wściekle na ciemnookiego. Armin natychmiast się od nich odsunął. Usłyszałam tylko jak szepcze do Lysandra: "Znowu się zacznie..." Poszłam w ślady innych i również się cofnęłam. O co mogło im chodzić? - Ile razy mam ci powtarzać, że tutaj nie wolno palić? - Powiedział szturchając lekko swojego przeciwnika, bynajmniej nie by doprowadzić do bójki.
- Gdzie z tymi łapami?! - Syknął Kas przez zęby i chwycił złotookiego za nadgarstek. Musiał zacisnąć dłoń dosyć mocno, bo usłyszałam cichy stłumiony jęk bólu.
- Puszczaj... delikwencie. - Odparł ten drugi ze spokojem. Delikwencie? Dobra, nie wnikam. Wolę nie wiedzieć jak zdobył ten tytuł.
- Bo co, kujonie? - Spytała czerwona czupryna uśmiechając się zadziornie.
- Koniec próby na dziś. Zabierajcie rzeczy i wypad! - Krzyknął Nataniel z trudem wyrywając się z uścisku.
   Następnie skierował się do wyjścia. Wtedy stało się coś czego się nie spodziewałam. A mianowicie, do piwnicy wbiegła Ken. Ken?! Żeby chociaż normalnie. Potknął się na schodach, wpadając na blondyna i obaj wylądowali tyłkami na podłodze, z tym, że brunet wpadł w ramiona Nata. Kastiel parsknął śmiechem.
- No, panie przewodniczący, więc to pan robi po szkole? Reszta świata chętnie to zobaczy. - Powiedział i podszedłszy zaczął cykać im fotki telefonem. Sytuacja nie byłaby krytyczna, gdyby nie to, że Kentin urwał guziki od koszuli Nataniela, przy okazji niemal całkowicie odkrywając mu ramiona. Koszula rozpięła się i osunęła w dół.
- Ej, nie rób tych zdjęć! - Ken wstał i podbiegł do łobuza chcąc mu odebrać telefon. - Ja kocham Vanessę!
- Nie podskakuj mi. - Powiedział dosyć groźnie mój ulubiony kolega i schowawszy telefon do kieszeni spodni, chwycił okularnika za sweter. Podniósł chłopaka do góry, by ich spojrzenia mogły się spotkać.
- Kastiel, zostaw go! - Podbiegłam i ścisnęłam w skórzaną kurtkę na jego ramieniu. - Krzywdzisz go... - W oczach zielonookiego zebrały się łzy.
- Dobra, ale tylko dlatego, że przez to mogę wylecieć. - Warknął i puścił nastolatka, gdy ten był jeszcze w powietrzu, przez co mój znajomy jeszcze bardziej obił sobie tyłek. Wstał, a następnie... o mój Boże. Co za dureń! Rzucił się na Kastiela.
   Skoczył mu na plecy i oplótł nogi wokół jego brzucha, a ręce zacisnął na jego szyi. Ten, nie spodziewając się takiego ciągu wydarzeń, usiłował zepchnąć go z siebie. Klął coś pod nosem. Dlaczego wszyscy stali i się gapili, a nikt nic nie zrobił? Ja nie mogłam stać bezczynnie, chociaż chętnie bym zobaczyła jakby się to skończyło. Podbiegłam do nich.
- Chłopaki, przestańcie! Tak się nie rozwiązuje problemów! - Pouczyłam ich.
- Widać, że... ty mała... jeszcze nic nie wiesz o życiu... - Wydukał Kas z trudem łapiąc oddech. Mimo to, uśmiechał się. Co to niby był za tekst? Spojrzałam z nadzieją na Nataniela, który od razu mnie zrozumiał i podszedł do nich energicznie.
- Kastiel, dosyć tego.
- Kastiel?! Kastiel?! To on na mnie napadł! - Bronił się. no w sumie racja. Za drugim razem. Ech... Ken... on się zawsze wpakuje w jakieś kłopoty.
- Ken, proszę puść go, bo... - Zaczęłam, kiedy nagle, Nataniel oberwał przez przypadek z łokcia od jednego z bijących się i wpadł prosto na Alexiego, który nie wiedzieć czemu zarumienił się dosyć mocno. Rękę trzymał na nagiej klacie blondyna.
- Złaź ze mnie! - Warczał nadal wkurzony delikwent, a Nat szybko odsunął się od kolegi. Nie wiem czemu aż tak gwałtownie. Przecież tylko na niego wpadł. Dobra, nieważne. Ponieważ moje prośby i błagania nie zostały wysłuchane, a reszta po części widowiska stała jak stado baranów i nie zamierzała nic zrobić, pozostało mi tylko jedno. Zapiszczałam tak głośno, że aż zdarłam sobie nieco gardło i złapała mnie chrypka. W dodatku ten ból. No ale poskutkowało, bo Ken od razu do mnie podbiegł.
   Hehe, muszę przyznać, że mina czerwonowłosego była bezcenna. Patrzył ze zdziwieniem, jakby nie wiedział co jest grane. Zastygł na chwilę w jednej pozycji, nawet kiedy napastnik go już puścił. Jednakzę szybko odzyskał fason.
- Wolałbym żebyś robiła to ciszej, kiedy dzisiaj wieczorem do ciebie przyjdę. - Skomentował mój wyczyn, po czym uśmiechnął się łobuzerko. Spaliłam buraka.
- Vanessa, co się stało? - Zapytał z troską zielonooki kompletnie ignorując jego słowa.
- Kastiel... - Syknął przez zęby Nataniel w międzyczasie i strzelił facepalma, co udało mi się ukradkiem zobaczyć.
- Nie... - Zachrypiałam. - Nic się nie stało. - Mój głos przez chwilę brzmiał szorstko, a każde słowo sprawiało mi ból. Usłyszałam tylko jak Kas mówi "łap" i oberwałam butelką wody mineralnej w głowę. Upadłam na podłogę i spojrzałam na niego ze wściekłością.
- No co? Mówiłem, żebyś łapała. - Wzruszył ramionami i włożywszy ręce do kieszeni spodni wyszedł. Rany... jak ja tego typa nienawidzę. Ken pomógł mi wstać. Mimo wszystko, gdy napiłam się wody, poczułam małą ulgę.
- Lysander, możemy już wra... gdzie on jest? - Zwróciłam się do reszty.
- Powiedział, że ma tego wszystkiego dość. Nie znosi przemocy i nie zamierza tego oglądać, no i poszedł do domu. - Odparł Armin ze spokojem. Jejku... I co ja teraz zrobię?
- My też powinniśmy się już zbierać. - Wtrącił jego brat. Pożegnali się ze mną i wyszli. Nataniel zaprowadził nieco potłuczonego Kentina do gabinetu pielęgniarki i opatrzył mu rany, a mnie zostawili samą.
   Stałam na środku korytarza i zaczęłam się zastanawiać jak trafić do domu. Chyba, będę musiała zostać na noc w szkole... Ale nie chcę. Boję się. Poszłam do łazienki i osunęłam się wzdłuż ściany. Zmęczona myśleniem zasnęłam.
***

   Nie wiem ile spałam, ale chyba dosyć długo, bo kiedy otworzyłam oczy, było już ciemno. Obudził mnie okropny hałas gdzieś na korytarzu. Eee...tam. Pewnie mi się zdawało, pomyślałam. Wtedy usłyszałam ten odgłos po raz drugi. Czyżby to był duch? Tak Van, jasne, szczekający duch. Brawo za spostrzegawczość. Wystawiłam głowę zza drzwi łazienki i poświeciłam telefonem przed siebie. Nic tam nie znalazłam. Nadal wystraszona wyszłam a korytarz. Przecież dyrektorka ma psa. Nie ma się co bać. On nie jest duży. Szłam przed siebie pustym, niemal ciemnym korytarzem i muszę przyznać, że nogi trzęsły mi się jak galareta. Nagle poczułam jak coś obwąchuje mi uda. Pisnęłam i odskoczyłam. Odwróciłam się. Ogromny, czarno-brązowy pies gapił się na mnie i po chwili zaczął warczeć. Poczęłam się wolno cofać.
- Dobry piesek... grzeczny piesek.... - Gdy to usłyszał zaszczekał głośno. - Uhm... siad?... Leżeć? - Przed oczami miałam najgorszy scenariusz wydarzeń. Co jeśli on mnie oszpeci, albo co gorsze, ugryzie? A jeśli ma wściekliznę? Zaczęłam uciekać co tchu. Świeciłam przed siebie. O rany, gdzie ja ucieknę? Wszystkie sale są już zamknięte. Nie potrafię opisać mojego strachu.
    W pewnym momencie ujrzałam oddaloną o kilak metrów ode mnie, sylwetkę Kastiela. Tak! Ale skąd on się tu wziął? Nieważne, pomyślałam. Uwiesiłam mu się na szyi i starałam wskoczyć mu na ręce, ale on stał zdezorientowany.
- Ratuj! - Krzyknęłam dosyć piskliwym głosem, kiedy już byłam przy nim. Poświecił bestii w oczy.
- Demon... zostaw. - Rozkazał. - Siad. - Dodał, a ogromne psisko posłuchało i wywiesiło długi różowy jęzor, dysząc głośno ze zmęczenia. Byłam w szoku.
- Co? - Spytałam nic z tego nie rozumiejąc. - Jesteś zaklinaczem psów? - Spytałam i zarumieniłam się, gdy poczułam rękę Kastiela na swojej talii.
- Nie uderzyłaś się czasem w głowę, gdy biegłaś? - Zadrwił sobie ze mnie, tym samym niszcząc cały nastrój. Puściłam go momentalnie. - Nie. To mój pies. Bo niby skąd znałbym jego imię? - Uniósł jedną brew, co nie wiem czemu tak mi się spodobało.
- Aha. A... co tu robisz o tej porze? - Zdziwiłam się.
- Zapomniałem gitary, a ty co? Zasnęłaś na klopie? - Spytał z wrednym uśmieszkiem na twarzy.
- O co ci... - Poświeciłam na swoje buty. Papier toaletowy przylepił się do nich. Zapewne stało się to gdy wychodziłam z łazienki. Zamiast papierowych ręczników, których jakimś trafem zabrakło, przy umywalkach wisiał szary papier, który pewnie spadł na podłogę i tak oto znalazł się a moich butach. - Nie. To... nie wiem skąd się wzięło. - Odczepiłam go od swoich trampek i zarumieniłam się wstydliwie. Ale gafa.
- Skoro nie to, to czemu jeszcze jesteś w szkole? Jest już po dziewiątej.
- Dziewiątej? Dziewiątej wieczorem? - Zdziwiłam się.
- Nie, rano, wiesz?
- Posłuchaj, nie chcę ci przeszkadzać, ale zrobiłbyś coś dla mnie? - Powiedziałam dość słodkim głosikiem.
- Zgoda, ale najpierw ty wyświadcz mi przysługę... - Spojrzałam na niego pytająco, ale nie zdążyłam nic powiedzieć. Poza tym, nie mogłam, bo po tym co usłyszałam, niewidzialna lina zacisnęła się wokół mojej szyi. - ... i rozbierz się troszkę... - Przycisnął mnie do szafek. Telefon upadł mi na podłogę, ekranem do płytek, a Kastiel schował swoją komórkę. Było ciemno jak w ciemnicy.
- Co ty... - Zdołałam powiedzieć, bo potem zamarłam czując jego oddech na swojej szyi.

1 komentarz:

  1. lol co się dzieje hehe najbardziej rozwaliło mnie:
    1. Potknął się na schodach, wpadając na blondyna i obaj wylądowali tyłkami na podłodze, z tym, że brunet wpadł w ramiona Nata. Kastiel parsknął śmiechem.
    - No, panie przewodniczący, więc to pan robi po szkole? Reszta świata chętnie to zobaczy. - Powiedział i podszedłszy zaczął cykać im fotki telefonem. Sytuacja nie byłaby krytyczna, gdyby nie to, że Kentin urwał guziki od koszuli Nataniela, przy okazji niemal całkowicie odkrywając mu ramiona. Koszula rozpięła się i osunęła w dół.
    tak bardzo yaoi :3
    2. Nataniel oberwał przez przypadek z łokcia od jednego z bijących się i wpadł prosto na Alexiego, który nie wiedzieć czemu zarumienił się dosyć mocno. Rękę trzymał na nagiej klacie blondyna.
    nic dodać nic ujać xD
    3. Jesteś zaklinaczem psów?
    to ci się najbardziej chyba udało :D zaklinacz psów niezłe
    Śmiałam się prawie cały czas. Że też nie miałam czasu kiedy to czytać

    OdpowiedzUsuń