- Wszystko gra? - Na pewno na mnie spojrzał, ale było tak ciemno, że nic nie widziałam.
- Uhm... tak... - Skłamałam. Mówiłam dosyć niepewnie i w końcu pękłam. - Ale... dlaczego robiłeś im te zdjęcia? - Zapytałam, bo po prostu byłam ciekawa. Chociaż nie udało mi się ukryć mojego zdenerwowania.
- Chodzi ci o Nataniela i tego wymoczka? - Powiedział z lekkim śmiechem, a ja momentalnie go puściłam. Czy to było dla niego zabawne? To, że ich ośmieszył? I jakim prawem mówi tak o moim przyjacielu?
- On ma imię. - Zbulwersowałam się. Ken może i jest nieco ciamajdowaty i czasami nawet bardzo wkurzający, ale nie wyobrażam sobie jakby moje życie miało wyglądać bez niego. A no właśnie, skąd on tak właściwie się tutaj wziął? Zapomniałam go o to spytać.
- Przejmujesz się nim? - Zdziwił się.
- Ja... nie... to tylko...to jest niezgodne z prawem. - Odparłam. To było pierwsze co mi przyszło do głowy. Rany, jaki tekst! Czy ja zawsze muszę palnąć coś głupiego? - Nikt nie może zobaczyć tych fotek. - Dodałam z poważnym wyrazem twarzy, którego zapewne i tak nie widział.
- No to mamy problem, bo wrzuciłem je już do internetu. - Odparł ze stoickim spokojem.
- Co zrobiłeś?! - Wybuchnęłam. - Ty idioto! Masz to odkręcić, słyszysz?! - Złapałam go za t-shirt, a czerwonowłosy chwycił mnie mocno za nadgarstki.
- Żartowałem... i nie przeginaj. - Kiedy to usłyszałam, po prostu zamarłam. Puściłam go. To wcale nie było śmieszne. Dlaczego on ciągle sobie ze mnie drwi? W jego oczach jestem kretynką? Mogłam się tego domyślić. Tak łatwo zmieniłam zdanie o nim. To był błąd.
- To wcale nie było śmieszne! - Wykrzyczałam nieco gardłowo, ale tylko dlatego, że miałam wrażenie, że ja nic dla niego nie znaczę. Że ten pocałunek był tylko tak po to, żeby się mną pobawić. Sprawdzić czy się na tym znam. Jak może tak grać na moich uczuciach?...
- Ok, ok. Już kasuje, tylko się znowu nie rozbecz. - Zobaczyłam jak wyjmuje telefon. Zdjęcia jedno po drugim znikały z pamięci jego telefonu. - Zadowolona? - Biel ekranu oświetlała jego twarz. Pomyślałam, że powinnam go jakoś przeprosić. Chciałam go pocałować w policzek, ale się zawahałam i w końcu nie zrobiłam tego. Nie. Nie zasłużył.
- Dziękuję. - Powiedziałam spuściwszy wzrok na podłogę. Wtedy zobaczyłam jak jego telefon wibruje. Wyświetlił się na nim jakiś numer. Kastiel odłożył komórkę na ławę. Zaskoczyło mnie to. Spojrzałam na niego.
- No co?
- Nie odbierzesz? - Słysząc moje pytanie, westchnął. Ktoś powiedział coś do słuchawki, a Kastiela na chwilę zamurowało. Objął mnie ramieniem.
- Chyba sobie żartujesz. - Przez chwilę słuchał co ktoś po drugiej stronie ma do powiedzenia. - A co mnie, kurwa, obchodzi twoja siostra? - Spojrzałam na Kastiela badawczo. Spytałam cicho, kto dzwoni, ale nie uzyskałam odpowiedzi, bo chłopak natychmiast się rozłączył. Ledwie to zrobił, za chwilę wyświetlił się ten sam numer.
- Kto to był? - Drążyłam temat.
- Nataniel trzęsie portkami, bo Amber się gdzieś zmyła. - Powiedział przeciągając się. Widać było, że mało co, go to wszystko obchodziło. Amber uciekła? Podczas burzy? Co niby miałaby robić na ulicy w taką pogodę? Chyba że, poszła się z kimś spotkać. Zresztą nie zdziwiłabym się jakby poszła nocować do jakiegoś chłopaka.
- A jej rodzice co na to? - Ciągnęłam dalej.
- Nie wiem. Mam to gdzieś. - Odpowiedział. W tym samym momencie hałasy na zewnątrz ucichły. Zrobiło się dziwnie spokojnie. Poczułam jak Kastiel wstaje z kanapy. - Zaraz wrócę. - Oznajmił i zostawił mnie całkiem samą. Oparłam się plecami o miękkie poduszki i zamknęłam zmęczone oczy. Nagle zaświeciło światło. Usiadłam zaskoczona.
Po chwili do pokoju wrócił Kastiel. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Jednak za moment uśmiechnął się i wrócił na swoje miejsce obok mnie. Nawet na niego nie spojrzałam, tylko poczęłam wpatrywać się w komodę.
- No nie. Ja cię zapraszam do siebie, a ty mnie totalnie olewasz. - Fuknął i udał obrażonego. Popatrzyłam na niego słodkimi oczkami.
- Przepraszam. Zamyśliłam się.
- Powiedz chociaż, że myślałaś o czymś wartym uwagi, jak na przykład ja. - To powiedziawszy pochylił się nade mną. Zarumieniłam się lekko, a on uśmiechnął się łobuzersko. - Ale i tak będę musiał cię ukarać.
- Co? - Nie wiedziałam o co mu chodzi, dopóki nie włożył ręki pod moją spódniczkę. Zadrżałam, kiedy dotknął mojego uda. Poczułam, że jego dłonie zmierzają... o matko! Na całe szczęście, uratował mnie dzwonek do drzwi. Nie jestem pewna, czy gdyby nie to, miałabym odwagę się ruszyć.
- Nie otworzysz? - Spytałam. Chciałam po prostu żeby mnie puścił. Czułam się niekomfortowo, lecz on się wcale nie przejął moimi uczuciami. Pocałował mnie w szyję. To było miłe, ale... Nie! Nie mogę dać się znowu omotać! - Kastiel. - Syknęłam i odepchnęłam go, ku jego zdziwieniu. - Drzwi. - Przeklął pod nosem i niechętnie poszedł je otworzyć. To co zobaczyłam odebrało mi na chwilę mowę. Do środka weszła Amber przypominająca mokrą kurę. Miała rozmazany makijaż, a wydekoltowana bluzka lepiła się do jej ciała.
- Hej, Kastiel... - Przywitała się z nim niewinnie. Poczerwieniała ze złości, gdy mnie zobaczyła. - A co ona tu robi?! - Wybuchnęła.
- Ważne jest to, co ty tutaj robisz. - Ucieszyły mnie jego słowa. Czułam jakby stał po mojej stronie.
- Nataniel wyrzucił mnie z domu. Nie miałam się gdzie podziać... - W jej oczach pojawiły się łzy, ale daję sobie głowę uciąć, że nie były prawdziwe. Zresztą, piskliwy głosik przepełniony żalem, też brzmiał fałszywie.
- I co z tego? - Widać było, że naprawdę za nią nie przepadał. Wstałam i podeszłam do nich.
- Wiesz, to ciekawe, bo przed chwilą dzwonił Nataniel i powiedział, że uciekłaś. - Wtrąciłam się, a Amber zgromiła mnie wzrokiem.
- Zamknij się, wieśniaro! - Warknęła. - Kasty! - Zaszlochała rozpaczliwie i wtuliła się w niego. Po prostu mnie zatkało. Ścisnęła w rękach kawałek jego skórzanej kurtki. Odsunęłam się. Spojrzałam na Kastiela, który natychmiast odepchnął dziewczynę od siebie. Muszę przyznać, że z trudem.
- Odwal się! - Powiedział przeciągając pierwszą literę, bo nie mógł od siebie odkleić te pustej blondynki. Spojrzała na niego urażona. Kastiel otworzył jej drzwi, a ja się uśmiechnęłam. Jeszcze raz posłała mi mordercze spojrzenie. - Sama wyjdziesz, czy mam ci pomóc? - Spytał czerwonowłosy i szczerze mówiąc, to była chyba najmilsza odzywka na jaką było go stać w tej chwili.
- Ale... - Nie dokończyła, bo jej przerwał.
- Wynocha! - Złapał ją za przedramię i wypchnął za drzwi, którymi następnie trzasnął. Zacisnęłam oczy i przygarbiłam się słysząc hałas. - A mogłem dobie oszczędzić nerwów... - Mruknął pod nosem ciemnooki i stając przed kanapą, opadł na nią plecami. Włączył tv, a ja nadal stałam przy drzwiach i patrzyłam na niego.
- Uhm... jesteś na mnie zły?... - Zapytałam niepewnie i podeszłam do niego trochę bliżej. Czułam się winna. W końcu to ja mu kazałam otworzyć te cholerne drzwi. No, ale co miałam zrobić? Posunął się za daleko.
- Tak. - Słysząc to wbiłam wzrok w podłogę ze smutkiem. Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam. - Ale... może jakoś uda ci się mnie udobruchać. - Dodał po chwili milczenia. Zaskoczyło mnie to, lecz domyśliłam się, co miał na myśli.
- Em... nie, dzięki... Do zobaczenia...! - Krzyknęłam, odwróciłam się i pobiegłam przed siebie. Jak się później okazało po to, by wpaść na drzwi. W efekcie upadłam na podłogę. Vanessa, gratuluję inteligencji. Dotknęłam obolałego czoła, a za sobą usłyszałam cichy, tłumiony śmiech.
- Nie, no. To się nazywa wyjście. - Zadrwił sobie ze mnie Kastiel. Gdy wstałam, zobaczyłam, że trzyma się za brzuch i nie może już zapanować nad śmiechem, który był coraz głośniejszy. Chłopak kulił się na łóżku. - O rany... - Otarł łzę, bo aż się popłakał. Wstałam i naburmuszyłam się. - Mogłabyś... mogłabyś to powtórzyć?... Przyniosę kamerę... - Założyłam ręce na piersi.
- Ha ha. - Odparłam ironicznie. - Bardzo śmieszne. - Mimo to, czułam jak się rumienię. Tak się zbłaźnić. Czemu to się zawsze przydarza mnie? Dlaczego los tak się na mnie uwziął?
Kastiel w końcu przestał się śmiać, a kiedy to zrobił, poprosiłam go, żeby mnie odwiózł do Lysandra, bo na pewno się tam o mnie martwią. Co do tego nie miałam pewności i nawet mnie to zbytnio nie obchodziło, ale nie chciałam już dłużej siedzieć z Kasem sam na sam. Zaczynałam się przy nim dziwnie czuć. Jeszcze mniej swobodnie niż zwykle. Chciałam zamknąć się w pokoju, zasłonić zasłony i posiedzieć w ciszy, na którą tutaj nie miałam co liczyć.
- Maleńka, przecież wiesz, że cię lubię... - Próbował mnie przekonać bym została i objął mnie ramieniem. Ściągnęłam brwi nadal się czerwieniąc. Znowu poczułam silny zapach jego perfum.
- Nie. Odwieź mnie. - Odpowiedziałam mu chłodno i zabrałam od siebie jego rękę. Zaklął pod nosem i wyjął kluczyki z kieszeni.
Przez całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie. Wiem, że on liczył na coś więcej, ale ja nie byłam w stanie mu tego dać. Bałam się. W dodatku, prawie wcale go nie znałam. Nie wiem czemu, ale jakoś przy Natanielu czuję się pewniej i bardziej... no, czuję że, mogę mu wszystko powiedzieć. A Kastiel? Nigdy nie wiem jak zareaguje. Muszę uważać na to co mówię i robię. Czasami nawet się go trochę boję. Zwłaszcza, kiedy sie zdenerwuje. Lecz ten jego wewnętrzny buntownik... ta niezależność. To zarazem mnie do niego ciągnie. Nie wiedziałam co myśleć.
Gdy dojechaliśmy na miejsce, okazało się, że oczywiście miałam problem z drzwiami od auta. Chłopak westchnął i otworzył mi je. Ale na całe szczęście, nauczyłam sie już odpinać pasy, więc chociaż w tym nie musiał mnie wyręczać. Nawet się ze mną nie pożegnał, patrzył tylko jak szłam w kierunku dębowych drzwi. Czułam na sobie jego wzrok. Szybko zadzwoniłam dzwonkiem. Otworzyła mi Rozalia i od razu rzuciła mi się na szyję.
- Vanessa! Nic ci nie jest. Co za szczęście. - Na chwilę zesztywniała. Obejrzałam się za siebie. Kastiel przyglądał nam się z uwagą. Nie dziwiło mnie zdenerwowanie Rozalii. Gdy wróciłam do domu była chyba druga w nocy. Poza tym, ona znała Kastiela dłużej niż ja i chyba miała o nim takie samo zdanie, co Nataniel.
Ciemnooki wcisnął gaz do dechy i odjechał z piskiem opon. Zaraz. Dokąd on jedzie? Jego dom jest w drugą stronę. Zaciekawiło mnie to i wybiegłam na środek drogi, by zobaczyć, dokąd go niesie. Niestety zniknął mi z oczu skręciwszy w boczną uliczkę. Podniosłam ręce do piersi, a po chwili poczułam uścisk na nadgarstku.
- Vanessa, chodź. - Roza pociągnęła mnie do domu. W jej głosie usłyszałam nutkę irytacji.
Jak tylko weszłyśmy do środka, zapytała czy jestem głodna. Powiedziałam, że nie, ale i tak kazała mi usiąść, a następnie zajęła się odgrzewaniem mi obiadu. Kiedy to robiła, na jej życzenie opowiedziałam jej co mnie spotkało. Oczywiście pominęłam, to co robił Kastiel, gdy leżeliśmy na kanapie. Wolałam to zachować dla siebie.
- Uhm... i siedzieliście na kanapie i gadaliście, tak? - Zapytała niepewnie stawiając przede mną talerz ze spaghetti. Mmm... Nic nie powiedziałam tylko zaczęłam jeść. W odpowiedzi usłyszałam jej ciche westchnienie. - Zgaś jak skończysz. - Poprosiła i poszła na górę.
Po pewnym czasie, ja również przebrałam się w piżamę i położyłam się do łóżka. Nie udało mi się jednak zasnąć tak szybko, jak bym chciała. Cały czas miałam przed oczami obraz odjeżdżającego Kastiela. Czemu ja się nim przejmuję? Jest dorosły. Na pewno wie co robi. Nie, chwila. Kastiel i odpowiedzialność? Coś nie chciało mi się w to wierzyć, ale musiałam sobie to wmówić. Na pewno, nic mu nie będzie.
***
Tamtej nocy spałam bardzo krótko. Zdawało mi się, że ledwie udało mi się zasnąć, do pokoju wszedł Lysander, z głośnym: "Pobudka!". Usłyszawszy to, naciągnęłam kołdrę na głowę i mocniej zacisnęłam oczy. Nie miałam siły i ochoty ruszać się z łóżka. Chciałam zostać w domu. W szkole będzie Kastiel, a nie mam ochoty go spotkać. I znowu o nim myślę.
- Vanessa, bo się... - Nie pozwoliłam mu dokończyć, bo rzuciłam mu w twarz poduszką.
Ta odbiła się od niego i upadła na ziemię, pod jego nogami. Wychyliłam się spod kołdry i spojrzałam na chłopaka zasłaniając się nią po nos. Walczyłam z tym, by nie wybuchnąć śmiechem, kiedy zobaczyłam fryzurę białowłosego. Włosy sterczały mu teraz w różną stronę. Patrzył na mnie otumaniony. Zachichotałam. - Pożałujesz tego. - Zagroził mi i podniósłszy poduchę podbiegł do mnie i uderzył mnie nią. Zapiszczałam i schowałam się pod kołdrą śmiejąc się.
- Lysander! - Zawołałam bulwersując się. Wtedy poczułam jak zabiera mi pierzynę. Rzucił ją na podłogę. Zarumieniłam się. W końcu byłam w skąpej piżamie, którą pożyczyła mi Roza. Zakryłam się rękami, nie tylko dlatego, że się wstydziłam ale też dlatego, że nadal obrywałam. - Przestań! - Prosiłam. Wtedy poczułam jego ręce na swojej talii. Zaczął mnie łaskotać. Wywijałam się na łóżku jak wąż, próbując go od siebie odepchnąć. - Proszę! Już wstaję! - Śmiałam się na całego, aż z moich oczu płynęły łzy. - Tylko przestań!
Udało mi się go złapać za nadgarstki. Pociągnęłam go i w efekcie upadł na mnie. Zarumieniłam się. Całe szczęście od razu położył się obok. Był cięższy ode mnie, więc to trochę bolało. Szybko usiadłam na nim okrakiem i przytwierdziłam mu ręce do łóżka.
W tym momencie stało się to, czego się nie spodziewałam. Do pokoju wtargnęła Rozalia, z okrzykiem, że śniadanie już gotowe, ale zamarła w pół zdania. Oboje spojrzeliśmy na nią, a moja twarz zaczęła przypominać pomidora.
- A..a...e... - Wydukała białowłosa. Stała w drzwiach. Totalnie ją zamurowało. Szybko puściłam Lysandra i stanęłam na podłodze.
- To nie to co myślisz! My... to nie tak! On mnie tylko łaskotał i... i wtedy... - Nie wiedziałam jak mam jej to wszystko wytłumaczyć. Spojrzałam na Lysa w panice. Wstał powoli z łóżka. Liczyłam, że jakoś mi pomoże, że się odezwie, ale grubo się myliłam. Odchrząknął.
- Chodźmy na śniadanie. - Powiedział i wyszedł z mojego pokoju mijając Rozalię, która była w nie mniejszym szoku niż ja.
Po pewnym czasie zeszłam na dół. Okazało się, że Leo kupił mi trochę ubrań, żebym już nie musiała pożyczać ich od Rozalii. Ubrałam na siebie pierwszy lepszy zestaw i zbiegłam po schodach. Resztę ciuchów przejrzę, kiedy będę miała więcej czasu. Spośród nich, na dzisiaj wybrałam jasnoniebieskie dżinsy i czerwony, długi t-shirt z opadającym prawym ramiączkiem. Bardziej przypominało mi to pomarańcz, ale nieważne. Dostałam też w prezencie wysokie granatowe trampki.
Podczas śniadania jak na złość, musiałam usiąść obok Lysa. Założę się, że Rozalia zrobiła to specjalnie. Spoglądała na nas znacząco co jakiś czas. To trochę wkurzające. Dlaczego nie mogła wejść nieco wcześniej? No trudno. Zignorowałam jej durne spojrzenia i wyszłam do szkoły jeszcze przed nią i białowłosym.
Kiedy przestąpiłam próg i weszłam na szkolny korytarz, znowu wszyscy przyglądali mi się ze zdziwieniem. No tak. Dziewczyna ubrana jak z epoki wiktoriańskiej, nagle ma na sobie kolorowy t-shirt. Szok, nie? Niepewnie przeszłam pomiędzy gapiami i usiadłam w pierwszej lepszej ławce w sali A. No tak, zapomniałam. Przecież siedzę razem z Kastielem, więc na pewno nie uniknę jego durnych komentarzy.
Zanim zaczęła się lekcja, chciałam coś popowtarzać, ale nie miałam jeszcze podręczników. Ku mojemu zdziwieniu dosiadł się do mnie Lysander. Razem zaczęliśmy powtarzać ostatnie lekcje historii. Szczerze, kompletnie nic nie umiałam. Oby, tylko pan Farazowski nie zrobił kartkówki. Kiedy usłyszałam dźwięk, sygnalizujący wszystkim uczniom, że pora już udać się do klas, zesztywniałam, lecz ku mojemu zdziwieniu, wśród wchodzących nie zauważyłam Kastiela. Lysander uśmiechnął się do siebie i został obok mnie aż do końca lekcji, na której, swoją drogą, nie mogłam się skupić, bo trochę się martwiłam, gdzie się podziewa "mój buntownik."
,, Mój buntownik " ...
OdpowiedzUsuńTia....
Gratuluję pomysłowości :) Serio, świetnie piszesz !
Akcja z tymi drzwiami poprostu nieziemska; D . Musiało to naprawdę śmiesznie wyglądać :D . Aż się zastanawiam jak w tamtym momencie wyglądał Kas 😍
OdpowiedzUsuń