sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział 7

   Te siedem godzin w szkole to była udręka. Nie mogłam wysiedzieć z tych nerwów. Po głowie chodziły mi same najczarniejsze scenariusze. Chociaż jeden z nich był dosyć dziwny. Bo skąd na szczycie górki klif? Nieważne. W każdym bądź razie miałam bardzo złe przeczucia, że Kastiel zrobił coś głupiego i coś mu się stało. Próbowaliśmy się dodzwonić do ciemnookiego kilka razy, ale ten nie odbierał. Białowłosy chciał mnie jakoś uspokoić. Powiedział, że Kas często robi sobie wolne od szkoły, a ponieważ jego rodzice ciągle gdzieś wyjeżdżają, to nie ma problemu z usprawiedliwieniami, gdyż sam je podpisuje.
   Mimo to, chciałam pójść sprawdzić czy aby na pewno jest w domu. Upewnić się, że wszystko gra, ale nie pamiętałam drogi, a Rozalia prosiła nas żebyśmy się tym razem nie spóźnili na obiad, bo nie ma zamiaru nam go odgrzewać. Dlatego też od razu po szkole poszliśmy do domu. Rzuciłam plecak obok łóżka i zbiegłam na dół. Coś się chyba przypalało. Weszłam niepewnie do kuchni, najpierw wychylając głowę zza framugi drzwi.
- Leo? Wszystko ok? - Zapytałam widząc jak chłopak próbuje robić cztery rzeczy na raz.
   Bardzo mu współczuję. Naleśniki już się paliły, a szatyn w ostatniej chwili wyłączył piekarnik, ale tak czy siak pieczeń będzie zanadto chrupiąca. Głowę trzymał przy ramieniu, by przytrzymać telefon. Nie wiem z kim rozmawiał, ale widać, to była dosyć ważna rozmowa. W tym samym czasie ciemnooki starał się mopem wyzbierać wodę, którą wylał przypadkiem z wiadra myjąc podłogę. Nawet nie chcę wiedzieć, co na niej było. Szybko podbiegłam i obróciłam naleśniki. Leo skończył właśnie kłótnię, bo inaczej tego nie można było nazwać. Ten, kto był po drugiej stronie lini nieźle go wkurzył. Spojrzałam jak chowa telefon do kieszeni.
- Trzeba było mnie zawołać skoro nie dawałeś ra-aaaady! - Oznajmiłam wykrzykując ostatnią sylabę, bo poślizgnęłam się na mokrej podłodze. Gdyby nie brat Lysandra, na pewno uderzyłabym głową o szafkę, albo jeszcze gorzej.
   Znieruchomiałam, gdy złapał mnie w ostatniej sekundzie, przyciągając do siebie. Ręce miałam zaciśnięte na jego koszuli. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Poczułam jak się rumienię czując jego ręce na swojej talii. Stał na wykroku, a ja zaufałam mu, więc gdyby nagle mnie puścił upadłabym na podłogę. Rozluźniłam całe ciało, tym samym zmniejszając uścisk.
- L-leo... - Wyszeptałam, bo tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić. Dopiero, gdy to usłyszał, znowu podniósł spojrzenie na moją twarz. Chwila, gdzie on przed chwilą patrzył? Opuściłam wzrok, a widząc swój dekolt zarumieniłam się mocno. Chłopak przymrużył oczy. Jego usta znajdowały się teraz niesamowicie blisko moich. Serce zaczęło walić mi jak oszalałe. Zamknęłam powieki i czekałam na pocałunek. To była tak romantyczna chwila, tak dogodna pozycja, że nie mogłam się oprzeć. Jeszcze kilka sekund... zaraz... mnie pocałuje... Leo mnie pocałuje.
- Vanessa! - Z własnego świata, w którym istniałam w tamtej chwili tylko ja i on, wyrwał mnie głos wściekłej Rozalii. Oboje spojrzeliśmy na nią zaskoczeni. Szybko odsunęliśmy się od siebie. Złożyła dłonie w piąstki, które lekko drgały. W jej złotych oczach zebrały się łzy.
- Kochanie, to nie to co myślisz... - Próbował załagodzić sytuację jej chłopak. Boże, jaka ja jestem głupia. Nawet gdyby nas nie nakryła, to i tak prędzej czy później by się o tym dowiedziała. W ogóle nie powinnam dopuścić do takiego zbliżenia.
- Nie chcę tego słuchać. - Warknęła i pobiegła na górę. Spojrzałam na szatyna nic nie rozumiejąc. Nie zdążył wbiec na czwarty stopień, kiedy z piętra zaczęły na podłogę lecieć moje ubrania i rzeczy.
- Rozalia, co ty robisz?! - Krzyknął do niej z dołu, gdy niemal rzuciła we mnie walizką.
- Myślałam, że się przyjaźnimy! Jak mogłaś mi coś takiego zrobić?! - Wrzeszczała na mnie przez łzy łamliwym głosem. - Wynoś się! Nie chcę cię więcej widzieć!
- Rozalia, proszę... ja nie mam gdzie pójść. - Błagałam. Boże, gdzie ja się teraz podzieję? Czułam jakby serce za chwile miało wyskoczyć mi z piersi.
- Już mnie to nie obchodzi. Wynoś się i nie wracaj. - Wskazała mi frontowe drzwi, nadal stojąc na szczycie schodów. Rzuciłam smutne spojrzenie Lysandrowi, który właśnie stanął obok niej.
- Skarbie, wydaje mi się, że jednak trochę przesadzasz. - Wtrącił Leo.
- Nie "skarbuj" mi tu teraz! - Warknęła na swojego chłopaka, który popatrzył na mnie przepraszająco i zamilkł. Widać nie chciał jej stracić. Gdyby dłużej mnie bronił, mogłaby z nim nawet zerwać, a i tak nie jestem pewna, czy nie zrobi tego po tym co widziała.
- Czekaj, Roza. Co się stało? Dlaczego ją wyrzucasz? - Zapytał zdezorientowany, niczego nieświadomy Lysander.
- Kleiła się do Leo, rozumiesz?! Ja na to nie pozwolę! - Widziałam jak łzy ciekną po jej policzkach. Kilka z nich z góry skapnęło na moje ręce.
- Jestem pewien, że to zwyczajne nieporozumienie. - Tłumaczył mnie. - Leo, powiedz coś. - Oboje spojrzeliśmy na owego chłopaka, ale on tylko odwrócił wzrok. Dlaczego ja? Czemu zawsze, kiedy już się wszystko zaczyna układać, coś musi się posypać? Czym sobie na to zasłużyłam? To on zrobił pierwszy krok. To on chciał mnie pocałować. - Leo! - Krzyknął Lysander. Brzmiało to jakby naprawdę nie chciał, żebym się stąd wyprowadzała.
- To Vanessa chciała mnie pocałować. - Kiedy to usłyszałam zamarłam w bezruchu. Kłamca! Podły, obleśny dupek! Jak może zwalać całą winę na mnie?... To niesprawiedliwe! Przecież to on chciał pierwszy!
   Białowłosy zbiegł do mnie i pomógł mi zebrać rzeczy do walizki. Rozalia zostawiła mi przynajmniej buty i ubrania, które od nich dostałam. Nie rozumiałam tylko, dlaczego Lys był dla mnie taki dobry, podczas gdy inni mnie nienawidzili. Miałam ochotę wpaść mu w ramiona i się wypłakać, lecz nie mogłam tego zrobić przy obecnej tu skłóconej parze. Przed wyjściem jeszcze raz napotkałam wściekły, zimny wzrok Rozy.
   Nie spodziewałam się, że mój przyjaciel wybiegnie za mną. Spojrzałam na niego z oczami pełnymi łez. Podszedł do mnie i przytulił mocno, a ja instynktownie schowałam twarz w jego tors. Nie mogłam powstrzymać gardłowego szlochu. Kolorowooki starał się mnie uspokoić głaskając mnie po głowie i plecach. Ścisnęłam w dłoniach wiktoriańską marynarkę na jego plecach.
- Ćśś... nie płacz... Wszystko będzie dobrze. - Cieszyłam się, że chciał mnie w ten sposób pocieszyć, ale tak czy siak, uważałam to za kłamstwo.
- Nic już nigdy nie będzie dobrze... nie chcę mieszkać na ulicy... - Liczyłam na jakąś odpowiedź z jego strony. Ale, albo nie zrozumiał mojego bełkotu, albo zwyczajnie nie wiedział co powiedzieć. Staliśmy tak przez dłuższą chwilę.
   Wieczór zbliżał się nieubłaganie, a my siedzieliśmy na ławce pod domem i zastanawialiśmy się co dalej ze mną zrobić. Nie zamierzałam iść do żadnego przytułku, ani do niczego podobnego. Nie chciałam też być bezdomna. Co robić? Kiedy zaczęło padać, Lysander zaczął dobijać się do drzwi, ale nikt mu nie otworzył. W pewnym momencie zobaczyliśmy jak w środku zgasły światła.
- Nie wpuszczą cię? - Spytałam zmartwiona wstając i ciągnąc za sobą walizkę w jego kierunku. Westchnął zrezygnowany.
- Wygląda na to, że nie. Ale nie martw się, coś wymyślę. - W jego głosie słychać było determinację.
   Sama zaczęłam główkować, gdzie moglibyśmy przenocować. To jest miasto, raczej nigdzie w okolicy nie ma starej szopy. Może w szkole? Kiedy to zaproponowałam białowłosy powiedział, że jedyne zapasowe klucze ma Kastiel, więc szybko odrzuciłam ten pomysł. Nie miałam zamiaru u niego zamieszkać, co jak sądziłam, by zaproponował.
   Sterczeliśmy kilka godzin. Na niebie już pojawiła się pełnia. Gwiazdy zaczęły do nas mrugać. Nim się spostrzegłam nastała noc. Byłam zmęczona i strasznie chciało mi się spać. W dodatku zaczynało kropić.
- Wiesz... może jednak pójdziemy do Kastiela? - Próbował mnie namówić kolorowooki. Zaprzeczyłam stanowczo z całą mocą jaka mi została.
- Vanessa? - Usłyszałam nagle za sobą znajomy głos. Gdy się odwróciłam zobaczyłam patrzące na mnie złote oczy i trochę już mokre blond włosy. Biała koszula kleiła się do jego lekko wyrzeźbionego torsu. Odwróciłam się.
- Nataniel? A co ty tutaj robisz? - Zdziwiłam się.
- Wracam właśnie do domu... A ty... wyprowadzasz się? - Spojrzał na moją walizkę. Spuściłam wzrok.
- Tak jakby... nie będę już mieszkać u Lysandra. - Po pięciu minutach Nat znał już całą historię od początku do końca. Powiedział, że bardzo mu przykro i, że Leo zachował się jak kretyn, na co Lys mu przytaknął. Obaj ustalili, iż najlepiej będzie, jeżeli dzisiaj przenocuję u Nataniela, a rano na spokojnie razem pomyślimy co dalej.
   Próbowałam protestować, lecz mieli silniejsze argumenty. Mam mieszkać z chłopakiem w jednym domu? No tak, jest jeszcze Amber. Jak ja z nią wytrzymam?
   Blondyn opowiedział mi, gdzie będę spała i jak w razie gdyby coś się działo, trafić do jego pokoju. Gdy dotarliśmy na miejsce zrobił mi ciepłej herbaty, która mnie rozgrzała i okrył mnie kocem. Podał mi biały miękki ręcznik. Nie wycierałam włosów, ale spytałam od razu czy mogę wziąć prysznic. Nataniel namówił mnie, bym poleżała chwilę w wannie. Powiedział, że to powinno mnie uspokoić. Zgodziłam się chętnie.
   Po chwili leżałam już otulona pianą i ciepłą wodą. Odprężyłam się, gdy nagle usłyszałam krzyki na dole, a później zbliżające się kroki. Z przerażeniem wyszłam z wanny i zakryłam się ręcznikiem który swoją drogą mógłby być dłuższy. Podeszłam żeby zamknąć uchylone drzwi. No pięknie, Vanessa. Nie zamknąć się w łazience podczas kąpieli. Gdy już chwyciłam klamkę, drzwi gwałtownie się otworzyły, a ja niefortunnie oberwałam w głowę. Do łazienki weszła Amber z chytrym uśmieszkiem na ustach. Nie zastanawiając się zaczęła robić mi zdjęcia telefonem.
- Co ty robisz?! - Krzyknęłam przerażona, próbując jak najbardziej się zakryć. - Amber, przestań! - Na całe szczęście do środka wtargnął Nataniel. Zabrał jej telefon i usunął wszystkie zdjęcia, w czym ona próbowała mu przeszkodzić. Skuliłam się jeszcze bardziej. Złotooki wypchnął dziewczynę z łazienki.
- Nie zamknęłaś drzwi? - Zbulwersował się, a ja spuściłam wzrok.
- Zapomniałam... - Wydukałam cicho i popatrzyłam na niego. Obejmował mnie wzrokiem rumieniąc się mocno. Starał się zachować powagę i zakryć dłońmi rosnące w nim podniecenie. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę.
- Uhm... więc na przyszłość... em... znaczy... każdemu się zdarza... ale... powinnaś uważać... - Wydukał i powoli wycofał się. Gdy tylko to zrobił zamknęłam drzwi na zamek. O matko! Jak ja mu teraz spojrzę w oczy? Czułam jakbym zaraz miała eksplodować. Było mi cholernie gorąco, a żołądek przyrósł mi do gardła.

***

   Po pewnym czasie zeszłam na dół ubrana w krótkie spodenki i luźną białą bluzkę na ramiączkach. Zbiegłszy po schodach zajęłam miejsce przy stole. Z apetytem zjadłam spaghetti z sosem i popiłam je sokiem pomarańczowym. Zwykle rezygnowałam z kolacji o tak późnej porze, ale tym razem byłam zbyt głodna. Chodziłam dzisiaj tylko o tostach z serem i jajecznicy.
   Podziękowałam za posiłek. Amber nawet nie zeszła, by coś zjeść. Po tej akcji z Natanielem, zamknęła się w swoim pokoju wściekła i obrażona na cały świat. Co ona sobie wyobrażała? Że wszyscy będą tolerować jej chamskie zachowanie i pobłażać jej na każdym kroku? Wkładałam pusty talerz do zmywarki, gdy zadzwonił domofon. Poszłam do salonu. Nat zdążył już odebrać, więc patrzyłam na niego, próbując wyczytać z wyrazu jego twarzy, z kim rozmawia i czy przynosi dobre, czy raczej złe wieści.
- Kto dzwoni? - Zapytałam widząc jak się zdenerwował.
- Lysander. - Mruknął do mnie rozłączywszy się. Zaskoczyło mnie to. Czyżby Rozalia zmieniła zdanie i postanowiła przyjąć mnie z powrotem?
- Co powiedział? Co powiedział? - Cała się trzęsłam z tych emocji. Byłam bardzo optymistycznie nastawiona. Chwyciłam jego rękę podekscytowana.
- Powiedział, że... - Zaczął, ale wtedy przerwał mu dzwonek do drzwi. Czemu w takim momencie?! Zła podeszłam szybko, by otworzyć drzwi. - Vanessa, czekaj! Nie... - Chwyciłam za klamkę. Byłam w szoku widząc Kastiela. Wszedł do środka, jakby to był jego dom. Zostawił na panelach ślady po swoich ubłoconych butach. - ... otwieraj. - Dokończył zrezygnowany Nataniel i przyłożył dłoń do czoła. Ciemnooki spojrzał na mnie.
- Przebieraj się. - Rozkazał.
- Co? - Spojrzałam na niego zaskoczona. Nataniel opuścił ręce składając je w pięści i ściągnął brwi. Chyba nie spodobała mu się niezapowiedziana wizyta Kastiela.
- Dzięki, że ją przetrzymałeś. - Powiedział do złotookiego, a następnie zwrócił się do mnie. - No na co czekasz? Zbieraj się. Jedziemy.
- A-ale dokąd? - Zamrugałam szybko kilka razy. - Co ty tutaj w ogóle robisz?
- Za dużo gadasz. Zabieraj stąd swoje szmatki. Jedziemy do mnie. - Albo mnie słuch zwodzi, albo on właśnie nazwał markowe ciuchy od Rozy "szmatkami". A poza tym? Czy on mówi do mnie jak do psa, czy tylko mi się wydaje.
- Ona... - Zaczął Nataniel, lecz mu przerwałam.
- Daj spokój, Nataniel. Sama to załatwię. - Podeszłam do Kastiela. - Miło z twojej strony, ale ja już mam gdzie mieszkać. No, przynajmniej na razie. - Uśmiechnęłam się przepraszająco do łobuza. Nie wiem czemu, ale bałam się u niego zamieszkać. Jest zbyt nieprzewidywalny. Czasami nawet mnie przeraża. Potrafi być bardzo agresywny.
- Mam rozumieć, że wolisz tego wymoczka, ode mnie?! - Warknął. I znowu to uczucie. Znowu się go bałam. Do tego stopnia, że cofnęłam się do ściany. Czerwonowłosy podszedł do mnie. Cała się trzęsłam. Nie lubiłam, kiedy na mnie krzyczał. - Vanessa... - Zdziwiłam się, bo nagle złagodniał. Przyłożył ręce do murów domu zamykając mi drogę ucieczki. - Przestań być taka niedostępna... - Powiedział miłym spokojnym tonem i przymrużywszy oczy zbliżył swoje usta ku mnie. Stałam jak słup soli nie wiedząc co mam robić. Mogłam mu przebiec pod ramieniem, ale z drugiej strony, coś nie pozwalało mi się stamtąd ruszyć. Jakaś część mnie chciała jego bliskości.
   Czekałam aż złoży na moich ustach pocałunek. Miałam nadzieję, że będzie podobny do tego pierwszego. Czuły i delikatny. Zamknęłam oczy, lecz nie doczekałam się całusa, bo Kastiel nagle gwałtownie odsunął się ode mnie z okrzykiem bólu. Spojrzałam na to co się właśnie działo. Nataniel trzymał go za włosy odciągając ode mnie. Ciemnooki szybko pojął co się dzieje. Podstawił rywalowi nogę, tak iż ten niemal upadł. Następnie oswobodziwszy się z jego uścisku, chwycił go za ramiona i uderzył jego plecami o ścianę.
- Ty śmieciu! Zrób tak jeszcze raz, to... - Zaczął mu grozić, a złotooki uśmiechnął się ku naszemu zdziwieniu.
- To co mi zrobisz? Pobijesz mnie? - Widziałam, że Nataniel naprawdę chciał sprowokować Kastiela, który i tak już kipiał ze wściekłości. - Gdybyś w końcu ściął te kudły, nie przydarzałyby ci się takie rzeczy. - Prychnął osiemnastolatek.
- Stul ryj, psi wytrysku! - Warknął Kastiel. Nadal mocno go trzymał niemal miażdżąc rękami jego ramiona.
- Mocny jesteś, ale tylko w gębie.
- Proszę, przestańcie. - Powiedziałam cicho i chyba mnie nie usłyszeli. Co im tak zależy na tym u kogo będę mieszkać? A poza tym, po co Kastiel tutaj przyszedł? Mówi do mnie jak do Demona i jeszcze chce mną rządzić. Chwila, to moja wina. Ja mu na to pozwalam. Tylko czemu nie mam odwagi, stanowczo powiedzieć "nie"?
- Tak cię stłukę, że cię własna matka nie pozna! - Zagroził piorunując go wzrokiem.
- Kastiel. - Powiedziałam kładąc rękę na jego ramieniu.
- Nie wtryniaj się! On jest problemem! - Krzyknął do mnie czerwonowłosy. Powtórzyłam spokojnie jego imię. - Zjeżdżaj! - Warknął.
- Ona nie zasługuje na takie traktowanie. - Bronił mnie Nataniel, ale chyba nie chciał nam przerywać. Wyglądało to jakby się cieszył kiedy Kas na mnie krzyczał.
- Zamknij się... - Syknął przez zęby jego rywal.
- Kastiel, proszę... - Chwyciłam jego ramoneskę tuż przy nadgarstku, lecz nie zareagował. z jego oczu nadal strzelały iskry. Patrzył prosto w oczy swojego największego wroga. Zamachnął się, by go uderzyć złożywszy dłoń w pięść. - Kastiel! - Krzyknęłam i chwyciłam jego twarz. Zwróciłam ją ku sobie i pocałowałam go. Przez chwilę nie robił nic. Znieruchomiał, lecz później zwolnił uścisk na ramionach Nata i zamknął oczy. Odwzajemnił mój niezaplanowany pocałunek. Dobra. Może to było głupie, ale nie wiedziałam już co robić, a przecież nie mogłam stać bezczynnie. Głupio przyznać, lecz było mi bardzo przyjemnie.
   Kiedy się od niego oderwałam uśmiechnął się łobuzersko. Poczułam jak kre napływa mi do twarzy. Zarumieniłam się mocno. Dopiero teraz dotarło do mnie co właśnie zrobiłam. Jaki wstyd i to jeszcze przy Natanielu.
-Więc jednak jesteś zainteresowana? - Zapytał czerwonowłosy.
- Zamknij się, idioto! Zrobiłam to tylko po to, żebyś zostawił go w spokoju! - Próbowałam się bronić. Sama nie wiem czemu krzyczałam tak głośno. Bałam się, że mi przerwie, że się nie wytłumaczę.
- Jasne. Już w to wierzę. - Prychnął. Spojrzałam na blondyna, który poprawił swój niebieski krawat i otworzył drzwi. Wyjrzeliśmy na zewnątrz. Lało jak z cebra. Tapicerki w aucie Kasa zaczynały moknąć. - No nie... - Powiedział zrezygnowany. Chwycił moją dłoń. - Jedziemy. Już. - Oznajmił tonem nie znoszącym sprzeciwu i wyciągnął mnie na deszcz. Byłam w moich wysokich granatowych trampkach, które z pewnością szybko by przemokły. Tym szybciej, że wdepnęłam w dosyć głęboką kałużę. Białe sznurówki zmieniły kolor na szary, gdyż woda wraz z błotem wlała się do środka. Poczułam jak za drugą dłoń, ktoś ciągnie mnie do domu. To był Nataniel. Nie dawał za wygraną. Jak tak dalej pójdzie to rozerwą mnie na części/
- Przestańcie! Wyrwiecie mi ręce! - Błagałam, próbując stawiać opór i jednemu i drugiemu.
- Słyszałeś, zasrańcu?! Puszczaj ją!
- To ty ją puść! - Zaprotestował blondyn. Miałam tego wszystkiego serdecznie dość. - Nigdzie jej nie puszczę w taki deszcz, a już zwłaszcza z tobą!
- Puśćcie mnie... - Zaparłam się nogami, a kiedy złotooki zwolnił niespodziewanie uścisk, wpadłam prosto w ramiona Kastiela. Dłonie trzymałam na jego klacie. Ze złością patrzył na mojego nowego przyjaciela. - Nataniel, proszę. Niech Kastiel zostanie na noc. Nie pozwól mu jechać w taki deszcz. - Poprosiłam, lecz wiedziałam od razu, że moje błagania są daremne. Kto dałby schronienie swojemu wrogowi.
- O nie. Ciebie mogę przenocować, ale delikwent śpi na dworze. Ewentualnie na schodach. - Odparł chłopak w białej koszuli założywszy ręce na piersi.
- Chciałeś mnie obrazić? W takim razie kiepsko ci poszło. - Zadrwił z niego Kastiel.
- Bądź milszy... - Syknęłam do niego przez zaciśnięte zęby.
- Nie mam ochoty. - Odparł obojętnie.
- Nataniel, proszę. Tylko ten jeden raz. - Podeszłam do niego i chwyciwszy go za dłoń zrobiłam słodkie oczka. Przytuliłam się do niego jak kotek, chcąc go udobruchać.
- No... niech będzie. Ale tylko dlatego, że ty mnie o to prosisz. - Podkreślił ostatnie zdanie, a na mojej twarzy znowu zawitał uśmiech.
- No dobra, kujonie. Teraz otwieraj drzwi do garażu. Muszę zaparkować gdzieś brykę. - Kastiel wskazał na samochód za sobą. Następnie nie zważając na piorunujący go nadal wzrok Nata, wsiadł za kierownicę. Przekręcił kluczyk w stacyjce, ale nic się nie działo.
- Jakieś kłopoty z autem, cwaniaku? - Prychnął blondyn wyraźnie zadowolony z takiego ciągu wydarzeń.
- Stul mordę. - Warknął czerwonowłosy i wysiadł z samochodu. - Chodź tu. - Słysząc to wyszłam na deszcz. - Nie ty. - Kastiel przewrócił oczami.
   Okazało się, że zalało silnik, więc chłopcy musieli wepchnąć auto do garażu. Nataniel wkładał w to więcej wysiłku, ale obaj pchali za wzięcie. W pewnym momencie jasnowłosy poślizgnął się i wpadł twarzą w błoto. Zakryłam usta dłonią. Starałam się nie śmiać, chociaż przychodziło mi to z trudem. Natomiast Kastiel nie przejmował się niczym. Po prostu parsknął śmiechem. Tak go to bawiło, że aż trzymał się za brzuch.
- Co cię tak bawi? - Warknął Nat wstając i przecierając nieco twarz dłonią. Niestety adresat tego pytania, po prostu oparł się o swój wóz i nadal się rechotał. - Skończ już, dobra? Bo zaraz naprawdę, będziesz spać na zewnątrz. - To go nieco przystopowało. No skończył się przynajmniej śmiać.
- Stary, jak cię widzę, to jednak jestem za aborcją. - Zadrwił sobie Kastiel.
- Zamknij się i pomóż mi pchać. - Na całe szczęście nie wynikła z tego kolejna bójka.
   Kiedy już chłopcy uporali się z autem, weszli do domu nieźle przemoczeni. Czerwonowłosy rozłożył się na kanapie, a ja poszłam do łazienki i pozbyłam się wody z butów. Zostawiłam je obok grzejnika, żeby wyschły. Wróciłam za kilka minut, a oni oczywiście już byli w trakcie kłótni.
- Będziesz to sprzątał! - Krzyczał wściekły Nataniel.
- Nie trzęś portkami, siusiumajtku. To tylko błoto. - Kas miał to wszystko gdzieś.
- Ten dywan jest biały! Ślepy jesteś?!
- Nie i mam to w dupie.
- Trzymajcie mnie, bo jak mu zaraz...
- Stul się, nie widzisz, że oglądam? - Spojrzałam na ekran telewizora i speszyłam się. Zegar wskazywał 23:30. Podeszłam do nich i wlepiłam wzrok w telewizor. - Ucz się ucz. Jak będziemy sam na sam, to będziesz przynajmniej wiedziała co robić. - Posłałam Kasowi krzywy drwiący uśmieszek, ale wyszedł z tego raczej grymas.
- Jest przed północą! Na jakim kanale, lecą takie sprośne rzeczy o tej porze?! - Nataniel zaczął się rozglądać panicznie za pilotem, tym bardziej, że słyszał jak Amber schodzi na dół.
- Na Porno TV. - Sprostował czerwonowłosy wyraźnie ciesząc się z jego paniki. W końcu jednak blondyn podszedł do telewizora i wyłączył go gniazdka, uznając to za jedyne rozwiązanie. Odetchnął, bo akurat w tedy do salonu weszła Amber.
- Co oglądacie? - Zapytała. Powiedziała "oglądacie" czy mi się tylko zdawało? Podeszła do kanapy i ją po prostu zatkało. - Kastiel?... Wiesz... nie spodziewałam się ciebie tutaj... o tej porze... - Poprawiała swoje blond loki, a ja miałam ochotę rzygnąć. Jeśli tak wyglądają jej flirty, to błagam. Poza tym zmyła już część makijażu i jednym słowem nie wyglądałam już tak "olśniewająco". Chłopak wstał z kanapy. - Co za niespodzianka. Przyszedłeś mnie odwiedzić?
- Nie. Niby skąd ten pomysł? - Włożył ręce do kieszeni i minął ją, ale szybko go dogoniła idąc tyłem. - I mniej cię widzę tym lepiej. - Słysząc to zaśmiała się niekontrolowanie.
- Zabawny jesteś, wiesz? Więc, co? Dzisiaj będziesz u nas spać? - Ciągnęła dalej chcąc podtrzymać rozmowę. Nataniel podszedł i chwycił ją za rękę.
- Mówiłem ci, żebyś się do niego nie zbliżała.
- Odwal się. - Warknęłam na brata wyrywając się, po czym podążyła za Kasem do kuchni. Poszłam za nimi ciekawa dalszego ciągu wydarzeń. Kastiel zaglądnął do lodówki. Otworzył jej drzwi na oścież i oparł się o nie. Patrzył w bok, co może zjeść, gdyż lodówka była dość wysoka.
- Możesz mi powiedzieć, co ty wyprawiasz? - Zapytał go poirytowany Nataniel.
- Zastanawiam się co zjeść. - Po tych słowach drzwi zostały ze złością zamknięte przez blondyna.
- W drzwiach jest szyba. - Warknął.
- No i? - Kastiel wzruszył ramionami, po czym nie pytając o zgodę, wziął z lodówki ciasto kawowe, z bitą śmietaną, kremem, czekoladą i bitą śmietaną.
- Czekaj, to moje ciasto. Mama specjalnie mi je zostawiła. - Przeczuwałam, że Nat będzie bronił tego kawałka jak lew. Szczerze, też miałam na nie ochotę. Pachniało tak intensywnie.
- Dzięki, że się podzielisz. - Odparł Kas biorąc pierwszy kęs.
- Nie powiedziałem, że się podzielę! Oddawaj to! - Krzyknął na niego Nat. Czerwonowłosy szybko wziął fo ust ogromny kawałek, tak iż z porcji ciasta została jedna czwarta. Jakieś dwa większe kęsy. Bita śmietana i czekolada spływały po brodzie chłopaka.
- Wypluj! Już! - Warknął blondyn.
- Serio? - Zapytałam go unosząc jedną brew. - Na pewno chcesz? - Ciemnooki słysząc moją aprobatę uśmiechnął się i przełknął to co miał w ustach.
- Wynoś się z kuchni. - Powiedział spokojnie złotooki i wskazał delikwentowi drzwi prowadzące do salonu. Na jego czole pulsowała żyła. Zamknął oczy. Był naprawdę wściekły.
- Dobra, już idę, tylko... - Ponownie otworzył lodówkę na oścież. - O, jest. - Wyjął z niej mleko i zaczął pić prosto z kartonu. Gdybym nie powstrzymała Nataniela, to chyba by go rozszarpał na strzępy. Gdy Kastiel już się napił, odłożył opakowanie na miejsce i wytarł usta zewnętrzną stroną dłoni. - Idę w kimono. - Oznajmił i wyszedłszy z kuchni skierował się schodami na górę.
- Nataniel, Kastiel... - Zwróciłam się do blondyna chcąc jakoś usprawiedliwić łobuza, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Chociaż to nie miało większego znaczenia, bo i tak mnie nie słuchał, tylko wybiegł za nim.
- Dokąd się wybierasz? - Warknął.
- Idę spać. - Stwierdził niewinnie czerwonowłosy. Naprawdę wyglądał na zmęczonego. Zasłonił usta dłonią ziewając. Według mnie wyglądał nawet słodko.
- O nie. Ty spisz na kanapie.
- A to niby dlaczego?! - Zbulwersował się.
- No bo... no bo tak. - Widać Natanielowi brakowało argumentów. - Bo... - Namyślił się po chwili. - Vanessa śpi na górze. - Powiedział z triumfalnym uśmieszkiem.
- No to będę spać z nią. - Stwierdził Kastiel nie widząc w tym nic dziwnego. Jakby dla niego nie istniały problemy. Na wszystko miał rozwiązanie. Zawsze wiedział co powiedzieć i co zrobić w danej sytuacji. Był zabawny. Nie wiem czemu podobało mi się to w jaki sposób irytował Nataniela. Był jedyny w swoim rodzaju.
- Marsz na kanapę, albo będziesz spał w aucie... - Odparł Nat przez zaciśnięte zęby, na co delikwent odpowiedział mu westchnięciem. Podszedł do kontaktu i włączył telewizor. Oczywiście włączył się na tym kanale co poprzednio. - Mówiłem ci, gdzie w butach na dywan?! I wyłącz ten idiotyczny program! - Wziął do ręki pilota i wyłączy ero-seans Kasa, po czym pociągnął chłopaka za kołnierz na panele.
- Ej, nie pozwalaj sobie. - Uprzedził Kastiel wyrywając się i strzepując niby niewidzialny pył z kurtki.
- To ty sobie nie pozwalaj! Nie jesteś u siebie, więc będziesz się stosować do moich reguł, czy to jasne?! Mam gdzieś, na co masz ochotę, a czego nie chcesz robić! Jesteś u mnie i będziesz robił to co ja chcę, zrozumiano?! - Nat sapał ze wściekłości nadal piorunując go wzrokiem.
- Ej, a ta żyła to sama z siebie pulsuje? - Zapytał Kas co tylko go jeszcze bardziej wkurzyło.
- Dobra, stop. Wystarczy. Nataniel, uspokój się. - Poprosiłam podszedłszy do nich. Chociaż z chęcią posłuchałabym ich dalszej kłótni.
   W końcu jednak udało mi się ich rozdzielić. Jak tylko Nataniel poszedł spać, Kastiel włączył sobie swój ulubiony kanał. Przyznam, że kiedy szłam po wodę, zatrzymałam się na schodach i przez dłuższy czas patrzyłam na to co oglądał. Co za zbok, pomyślałam.Chwila, czy on śpi? Podeszłam do niego i zobaczyłam, że ma zamknięte oczy. Zbliżyłam sie do niego od przodu i sięgnęłam po pilot, który miał w dłoni. Pociągnęłam za urządzenie, by je wziąć od chłopaka i nagle zamarłam ze strachu, gdy otworzył oczy. Zakłopotałam się mocno się przy tym rumieniąc.

Dawno nie pisałam, za co bardzo Was przepraszam. W nagrodę rozdział jest dłuższy. Mam nadzieję, że się nie zanudziliście czytając go.

1 komentarz:

  1. Ej , a ta żyła to sama z siebie pulsuje? ;D. No kurczę czytam to na telefonie i jak dotre do tych tekstów Kasa to nie mogę się powstrzymać , żeby nie parsknąć śmiechem 😂 :D . A potem "wszyscy" patrzą jak na idiotkę i mówią , ze się cieszę do telefonu ;o . Hahaha świetny rozdział; D;p

    OdpowiedzUsuń