Tamtej nocy prawie w ogóle nie spałam. Nie mogłam zasnąć. Sama nie wiem czemu. Może z nadmiaru emocji. Rano, kiedy zwlokłam moje zwłoki z łóżka i odświeżyłam się nieco w łazience, zeszłam na dół z ponurą miną. Nadal jeszcze byłam zaspana i nawet nie miałam siły, by cokolwiek zjeść. Rzuciłam do wszystkich niemrawe "hej" i usiadłam do stołu.
- Padam na twarz... - Jęknęłam to właśnie robiąc, a Rozalia dotknęła mojego ramienia. Uśmiechnęłam się do niej. Moje wejście, samą mnie zaczynało śmieszyć.
- Zrobiłam naleśniki. Jakie lubisz? - Zapytała i postawiła przede mną pełny talerz. Zdecydowałam się na czekoladę. Po tym jak zjadłam całą zawartość talerza, bo stwierdziłam, że Roza ma bynajmniej talent do gotowania, wstałam od stołu i pozmywałam po sobie.
- Uhm... Rozalia... tylko ja... nadal nie mam naleśników... - Przyznałam nieśmiało. Zorientowałam się co właśnie powiedziałam. No tak, one były przecież przepyszne. - Znaczy się... podręczników. - Poprawiłam się szybko, a za sobą usłyszałam cichy śmiech Lysandra.
- Nie martw się. Jakoś to załatwię. Słuchaj... w związku z tym, niestety dzisiaj nie pójdziemy razem do szkoły. Nie chcę obciążać wszystkim Leo, więc pojadę z nim. - Wyjaśniła. Super. No to znaczy, że ja dzisiaj nie pójdę do szkoły? Chciałabym iść. Poznać nowe koleżanki i tak dalej, ale sama tam nie trafię. Nie znam drogi.
- Uhm... nie musisz... - Odpowiedziałam. I ona ma jeszcze za to wszystko płacić? I tak już na nich żeruję.
- Muszę. Nie możesz być bez książek. - Upierała się. Po dłuższej chwili, odpuściłam. Z nią się nie da wygrać. Dowiedziałam się także, że Lysander również chodzi do Słodkiego Amorisa i chętnie mnie zaprowadzi. Ucieszyłam się i już po chwili szliśmy blado-burym chodnikiem.
Nie za bardzo wiedziałam co mam powiedzieć i o czym rozmawiać z Lysem. Poza tym było mi wstyd przez wczorajszą sytuację. Nie potrafiłam nawet spojrzeć mu w oczy. Miałam tylko nadzieję, że z czasem o tym zapomni. W milczeniu doszliśmy pod mury szkoły. Białowłosy przeprosił mnie i spytał czy sama sobie poradzę, bo on musi pogadać z kumplami z zespołu. O, mamy w szkole zespół? Fajnie, pomyślałam. Ciekawe jak grają. Może kiedyś uda mi się ich posłuchać.
Wzięłam głęboki oddech i weszłam na korytarz główny. Miliony oczu zwróciły się ku mnie i poczułam jakby nogi wrosły mi w podłogę i zamieniły się w watę. Przełknęłam ślinę i powoli ruszyłam przed siebie do pokoju nauczycielskiego. Gdy zamknęłam za sobą drzwi gabinetu, jazgot który dotąd słyszałam ucichł. Odetchnęłam cicho z ulgą. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam tęgą kobietę o siwych włosach z pieskiem na kolanach. To musi być dyrektorka, pomyślałam.
- Em... dzień dobry... jestem Vanessa Blake. - Przedstawiłam się i podeszłam nieśmiało o kilka kroków do przodu.
- Ach... ty jesteś nowy uczennicą. Witaj w naszej skromnej placówce. Mam nadzieję, że szybko się zaaklimatyzujesz. Zgłoś się, proszę, do Nataniela. On da ci klucze do twojej szafki i sprawdzi czy dostarczyłaś wszystkie dokumenty.
- Dobrze. Do widzenia. - Odparłam i nie czekając na jej odpowiedź wyszłam, by znowu usłyszeć jak ludzie o mnie szeptają. No tak. W stroju Rozalii, musiałam wzbudzać niemałą sensację. Styl wiktoriański do mnie nie pasuje. To chyba dziewiętnasty wiek. Czułam się dziwnie paradując w takich ciuchach, po szkole.
Poszwendałam się chwilę po korytarzach, bo powiedziała mi gdzie mogę znaleźć Nataniela, ale gdzie jest pokój gospodarzy, to już nie raczyła powiedzieć. Kiedy tak szłam już całkiem zrezygnowana, zobaczyłam Kastiela podpierającego ścianę. Rozejrzałam się wokół, ale nikogo więcej nie znałam. No przynajmniej z tych, co akurat byli na przerwie. Chwila! Kastiel chodzi tutaj do szkoły?! Zatkało mnie. Zesztywniałam. Czemu Lysander nic mi o tym nie powiedział?! Po raz kolejny wzięłam głębszy wdech i starałam się wyglądać pewnie idąc w kierunku czerwonowłosego chłopaka. Obracał w palcach zapalniczkę.
- Wyglądasz jakby Rozalia na ciebie zwymiotowała. - Rzucił nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Zignorowałam tę uwagę, a on schował swoją "zabawkę" do wewnętrznej kieszeni kurtki.
- Wiesz może, gdzie jest pokój gospodarzy? - Spytałam bezpośrednio. Nie miałam zamiaru się z nim cackać. Niech ten zbok powie mi co chcę wiedzieć i się więcej do mnie nie zbliża.
- Może. - Ych... Co to niby miało znaczyć?!
- To tak czy nie? - Zapytałam już poirytowana. Serio... Jeszcze jeden głupi uśmieszek z jego strony, a serio mu przywalę, pomyślałam, ale oczywiście znając mnie, nie zrobiłabym tego.
- A po co tam idziesz? Chyba nie do tego sztywniaka? - Zapytał podejrzliwie.
- Nie wiem o kim ty mówisz. Mam się zgłosić po kluczyk do szafki, więc gdybyś był tak miły... - Przerwał mi w pół zdania. Jak ja tego nie cierpię.
- Bycie miłym, to nie moja bajka. - Odparł i założył ręce na piersi. Westchnęłam. - To drzwi...
- Co drzwi? No które? - Niecierpliwiłam się.
- Chwila. A co będę z tego miał jak ci pomogę? - Spytał i... znowu to z robił! Uśmiechnął się do mnie łobuzersko ukazując białe ząbki.
- Nie mam pieniędzy jeśli o to ci chodzi. - Odpowiedziałam pewna siebie. Wtedy pchnął mnie lekko na szafki, ale i tak uderzyłam się w ramię. Chwycił mnie za podbródek.
- Zawsze możesz zapłacić w naturze... - Powiedział drugą rękę opierając o szafki. Normalnie sytuacja jak z filmu. Wiem już co czuła, ta dziewczyna.
- Chyba śnisz! - Oburzyłam się. - A teraz puść mnie. - Rozkazałam tonem nieprzyjmującym sprzeciwu. Nie spodobało mu się to. Zmarszczył czoło.
- Jeszcze zobaczymy. - Zbliżył się do mnie i chciał... pocałować! Tego było już za wiele. Wymierzyłam mu siarczysty policzek. Cofnął się ode mnie instynktownie i dotknął miejsca uderzenia. Widać tego się nie spodziewał, bo patrzył na mnie ze zdziwieniem.
- Zbok. - Rzuciłam i odwróciwszy się na pięcie chciałam odejść, lecz poczułam silny uścisk wokół nadgarstka.
- Pożałujesz tego. - Syknął przez zęby i przyciągnął mnie do siebie. Zmarszczył brwi i walnął mną o szafki. Jęknęłam z bólu. On jest chyba jakiś nienormalny. Próbowałam mu się wyrwać, ale wtedy tylko mocniej zaciskał dłoń, teraz na moim ramieniu. Co chciał zrobić? Pobić mnie? I czemu nikt na to nie reagował?
- Puść mnie... - W moich oczach zebrały się łzy bólu. Znowu się go bałam. Nagle w najmniej spodziewanym momencie zobaczyłam jak jakiś blondyn odciąga go ode mnie. Czerwonowłosy oczywiście nie przyjął tego zbyt dobrze.
- Zjeżdżaj stąd, kujonie. - Warknął wściekły Kastiel i pchnął nieznanego mi chłopaka.
- Zostaw ją w spokoju, albo powiem o wszystkim dyrektorce. - Zagroził chłopak w białej koszuli. Był ubrany dosyć sztywniacko, bo do tego miał niebieski krawat, ale jasnobrązowe dżinsy ratowały sytuację. Patrzyłam zszokowana na swojego wybawcę.
- Jasne. Tylko to potrafisz. - Fuknął ciemnooki, a złotowłosy spojrzał na niego ściągnąwszy brwi. - Jesteś zwykłym tchórzem. - Dodał zacisnąwszy dłonie w pięści.
- Nie mam zamiaru się z tobą bić. Kłótnię można rozstrzygać inaczej. Istnieje takie coś jak dyplomacja. A ponieważ, dorównujesz intelektem pawianom w zoo, zgaduję, że nie masz bladego pojęcia co to jest.
- Czy ty mnie właśnie nazwałeś pawianem?! Pożałujesz tego! - Po czym rzucił się na niego.
Zaczęli się szarpać. Nawet ten, który jak mi się zdawało był przeciwny przemocy, zaczął się bronić i oddawać kolejne ciosy. Oni się tłukli, a wokół zdążyło się już zebrać sporo gapiów. Kastiel przytwierdził chłopaka do podłogi, trzymając go jedną ręką za nadgarstek. Zamachnął się, ale złapałam jego pięść. Liczyłam, że to coś pomoże, ale uderzył mnie z łokcia w brzuch i chciał już oddać złotookiemu, kiedy Lysander objął go w pasie. Następnie zaczął odciągać.
- Nataniel, co ty wyprawiasz?! - Krzyknęła jakaś blondynka z toną tapety na twarzy i mega dużym dekoltem. Ach, więc to jest Nataniel? No nie. Niezłe pierwsze spotkanie. Chociaż dobrze, że się pojawił, bo boję się, co ten dureń mógłby mi zrobić, gdyby nie on.
- Puszczaj mnie! - Krzyczał Kastiel usiłując się uwolnić z uścisku przyjaciela. Szarpał się, wymachiwał nogami i rękami próbował zabrać od siebie ręce białowłosego.
- Nie, dopóki się nie uspokoisz. - Oznajmił Lys.
- Nie zamierzam się uspokajać! Zabieraj te łapy! Chcę pokazać temu frajerowi, gdzie jego miejsce! - Wrzeszczał. Nie powiem. Nieco komicznie to wyglądało, gdyby nie mord w jego oczach, może nawet bym się śmiała.
- Na co się tak gapicie? - Spytał Nataniel. - Rozejść się. No już. Koniec widowiska. - Oznajmił i zapiął ostatni guzik od koszuli, oraz poprawił krawat. Młodzież zaczęła się rozchodzić, a wtedy Kas wyrwał się i ruszył z pięściami na głównego gospodarza. Szybko pobiegłam i stanęłam w obronie chłopaka.
- Zostaw go. - Rozkazałam i ściągnęłam brwi. Musiałam wyglądać komicznie, ubrana w ciuchy Rozalii i jeszcze stałam w rozkroku. Rozłożyłam ręce zasłaniając nimi dostęp do chłopaka.
- Nie boję się ciebie, skarbie. - Powiedziała czerwona czupryna z drwiącym uśmieszkiem. - Po co bronisz tego frajera?
- Bo zaatakowałeś go bez powodu. - Powiedziałam spokojnie. Moje ciemne oczy uważnie śledziły każdy jego ruch.
- Nazwał mnie pawianem! - Oburzył się.
- I zaczynam się zastanawiać, czy przypadkiem nie miał racji. - Dodałam złośliwie. Jakim trzeba bić chamem, żeby bić dziewczynę? Chociaż, on mnie nie uderzył... raczej... hm... nie wiem jak to nazwać.
- Właśnie. Dorósł byś w końcu. - Wtrącił swoje trzy grosze Nataniel, przytakując mi jednocześnie.
- Powtórz, bo się krzywo oplułeś. - Zadrwił sobie z niego. - A ty, skarbie, zastanów się co robisz. - Zwrócił się do mnie. Chyba zaraz wybuchnę.
- Nazwij mnie tak jeszcze raz, a nie ręczę za siebie. - Zagroziłam, a on odpowiedział mi na to śmiechem. Trzymajcie mnie, bo jak mu zaraz... Dobra, muszę się opanować.
- Nie powinieneś już iść na lekcję? Jest po dzwonku. - Zauważył Nat. Rzeczywiście, nawet się nie zorientowałam kiedy zadzwonił.
- Mówiłeś coś? Czy mucha pierdła? - Spytał Kastiel, a uśmieszek ani na chwilę nie znikał z jego twarzy. Co za gość! - Na razie... skarbie. - Powiedział do mnie i odwróciwszy się poszedł korytarzem do sali, biorąc po drodze książki z szafki.Wzięłam głęboki oddech i policzyłam w myślach od dziesięciu w dół by się uspokoić.
- Zrobił ci coś? - Zapytał blondyn z troską, gdy doliczyłam do pięciu. Zmieszałam się i zaprzeczyłam nieśmiało. - To dureń. Lepiej żebyś go unikała. Same z nim kłopoty. Chodzisz do Ib?
- Tak...
- No to jesteśmy razem w klasie. Jesteś Vanessa, prawda? Mam dla ciebie twój kluczyk do szafki. - Chciał iść po niego do pokoju. Złapałam go za ramię.
- Nie trzeba. I tak na razie nie mam żadnych książek. Zgłoszę się po niego kiedy indziej. - Oznajmiłam, a chłopak obdarzył mnie promiennym uśmiechem. W przeciwieństwie do Kastiela był bardzo miły. Ruszyliśmy do sali. - Uhm... siedzisz z kimś?
- Z Melanią. - Oznajmił. Rany... szkoda... Czyli będę musiała siedzieć sama, pomyślałam. Odpowiedziałam mu cichym "aha" i weszliśmy do sali. Wszystkie twarze zwróciły się ku nam z zaskoczeniem.
- Nataniel? - Zdziwił się mężczyzna zajmujący miejsce nauczyciela.
- Przepraszamy za spóźnienie. - Odpowiedział zakłopotany chłopak. Widziałam jak dziewczyna o niebieskich oczach, spojrzała na niego pocieszająco. Szybko zajął miejsce obok niej. A ja stałam jak słup soli na środku klasy.
- Ty pewnie jesteś Vanessa. - Stwierdził, jak się później okazało pan Frazowski. - Może zaprezentujesz się przed klasą? - Zasugerował i rozsiadł się wygodnie. Rzuciłam okiem na klasę i nie mogłam uwierzyć. Kastiel też tutaj jest?! Siedział w trzeciej ławce i podpierał brodę na ręce. Wyglądał na znudzonego.
- Uhm... no dobrze. - Zgodziłam się. - Nazywam się Vanessa Blake, ale niektórzy mówią mi Van... - Zaczęłam. Przerwała mi blondynka podobna nieco do Nataniela.
- Rozumiem, pewnie cię kiedyś nim przejechali, stąd ten gust. - Zadrwiła sobie ze mnie. Klasa parsknęła śmiechem. No tak. Nadal miałam na sobie ciuchy Rozalii.
- Nie. Nie o to tu chodzi. - Powiedziałam spokojnie. - Proszę pana, czy... mogę już usiąść? - Zapytałam grzecznie. Miałam ochotę się rozpłakać. Kiedy przechodziłam obok blondyny bezczelnie podstawiła mi nogę i poleciałam do przodu. Jak się potem okazało, wpadając prosto w ramiona Kastiela. Złapał mnie? Dlaczego? Byłam zaskoczona, ale nadal zła.
- Wiedziałem, że na mnie lecisz. - Powiedział z wrednym uśmieszkiem na twarzy. Nie obeszło się bez śmiechu rówieśników. Szybko odsunęłam się od niego.Otrzepałam sukienkę i rozejrzałam się po klasie. O, Lysander... Jest wolne miejsce obok niego. Z nadzieją ruszyłam w tamtym kierunku.
- To miejsce Rozalii. - Powiedział nieśmiało Lys, a ja znowu zaczęłam się rozglądać. Nie. Błagam... jedyne wolne miejsce było obok...
- Wygląda na to, że musisz usiąść razem z Kastielem. - Dodał pan Frazowski. - Dobrze. Zajmij miejsce. Otwórzcie podręczniki na Rewolucji Francuskiej i zacznijcie czytać. - To powiedziawszy zasiadł za biurkiem i zaczął przeglądać jakieś kartkówki. Czerwonowłosy uśmiechnął się do mnie zadziornie, ale starałam się na niego nie patrzeć. To było raczej dość trudne, bo cały czas czułam na sobie jej wzrok.
- Uhm... przepraszam... - Podniosłam rękę, a wszystkie oczy zwróciły się ku mnie. - Ma pan może dwa podręczniki?
- Niestety nie. Czytajcie razem. To chyba nie problem, prawda? - Odparłam cicho, że nie i oparłam brodę na ręce. Starałam się czytać, ale ledwie co widziałam litery, bo odsunęłam się od chłopaka najdalej jak tylko mogłam.
- Widzisz coś w ogóle? - Zapytał i jak na złość przysunął się do mnie, a ponieważ to był koniec ławki, nie mogłam nic zrobić. Byłam w pułapce. W dodatku jego kolano dotykało mojej nogi przez co przeszedł mnie dziwny dreszcz. Zrobiło mi sie gorąco, więc aby się bardziej nie zarumienić, wlepiłam wzrok w książkę. Spojrzałam na Nataniela. Razem z długowłosą dziewczyną rozwiązywali wspólnie zadania, które nauczyciel napisał na tablicy. Spojrzałam na Kastiela. No tak. On mi raczej nie pomoże. Nawet nie zapisał ich w zeszycie.
- Masz jakąś kartkę i długopis? - Zapytałam cicho. Spojrzał na mnie zdziwiony, a następnie uśmiechnął się chytrze.
- Chcesz zapisać mi swój numer? - Spytał i wyrwał kartkę ze środka zeszytu, po czym dał mi drugi długopis z zewnętrznej kieszeni kurtki.
- Nie. Zadanie. - Powiedziałam spokojnie. Co on sobie myśli? Idiota. Westchnęłam po chwili i spojrzałam na Nata.
- Czemu się tak gapisz na tego kretyna? - Zapytał na głos i jestem pewna, że zrobił to złośliwie. Na szczęście zdążyłam odwrócić wzrok, zanim Nataniel na nas spojrzał.
- Zamknij się. - Warknęłam i wróciłam do zadania. Moje policzki pokrył obfity rumieniec. Tylko mnie jest tak gorąco?
Reszta lekcji minęła w miarę spokojnie. Ani razu już nie popatrzyłam w kierunku blondwłosego, ani nie spojrzałam na Kastiela. Skupiłam się na wykładzie pana Frazowskiego. Kiedy zadzwonił dzwonek poderwałam się z krzesełka i wyszłam szybko z sali. Kastiel siedział tak blisko mnie przez całe czterdzieści pięć, no trzydzieści pięć minut, bo przecież się spóźniłam. Tak się śpieszyłam, że niemal biegłam. Gdzie mam się przed nim ukryć? Byle szybko. Nie chcę teraz rozmawiać, ani z Natem, ani tym bardziej z tym idiotą. Łazienka! Podbiegłam tam, kiedy zobaczyłam czerwoną czuprynę zmierzającą w moim kierunku z zawrotną prędkością. Niestety, drogę zagrodziła mi ta blondyna.
- Ej, nie widzisz, że idziemy? - Warknęła, a ja założyłam ręce na piersi. - Zejdź nam z drogi.
- Nie mam takiego zamiaru. - Odpyskowałam.
- Czy ty wiesz kim jestem? - Przyłożyła dłoń do klatki piersiowej. Chyba miała o sobie dość duże mniemanie. - Mój brat jest głównym gospodarzem. Wystarczy, że mu się poskarżę, a on już da ci porządną lekcję. - Co?! Ta idiotka jest siostrą Nataniela?
- Zapomniałaś wziąć. - Rzekł ciemnooki podając mi moje notatki. Wzięłam je od niego nieco speszona.
- Cześć Kasty... - Przywitała się z nim słodkim głosikiem, jak się później dowiedziałam, Amber.
- Nie nazywaj mnie tak. - Przez chwilę myślałam, że jej przywali, ale jak widać skończyło się na tej odzywce.
- Robisz coś po szkole? - Uwiesiła się na jego ramieniu. Przylepiła się do niego, jak insekt do lepu na muchy. Położyła jego rękę, aż nie mogłam uwierzyć gdzie... na swoim pośladku! Ohyda. Ona chyba nie ma za grosz poczucia godności i kultury najwyraźniej też jej brakuje. Na szczęście Kastiel odepchnął ją. Nie wiem czemu, ale ulżyło mi.
- Zjeżdżaj. - Rozkazał, a ona posłała mi mordercze spojrzenie i posłusznie zostawiła nas w spokoju.
- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. - Powiedziałam. Odwróciłam się do niego plecami.
- Co? Pan przewodniczący wyraził o mnie swoją opinię? - Niech nie miesza w to Nataniela! Spojrzałam na niego wściekła.
- Nie. Po prostu... muszę do toalety i dlatego się śpieszę, więc wybacz mi, ale... - Złapałam za klamkę, a on oparł rękę o białe drzwi. Trzymał ją tuż nad moją głową. Byłam niezbyt wysoka i przerastał mnie o głowę, dlatego żeby na niego spojrzeć musiałam unieść wzrok.
- Jeśli chcesz sobie popatrzeć, to nie ma problemu, ale jak będziemy sam na sam. - Oznajmił, a ja nie wiedziałam o co mu chodziło, dopóki z wc nie wyszedł jakiś chłopak. Boże... o mało co nie weszłabym do męskiego kibla! Nie no. Ja to mam szczęście. Minęłam szybko Kastiela, speszona i zapewne czerwona jak burak. Udało mi się ukryć, gdzieś w tłumie uczniów.
Przez resztę lekcji jakoś przetrwałam. Nawet nie musiałam siedzieć z tym głupkiem, bo dosiadła się do mnie niejaka Violetta. Była cicha, ale bardzo miła. Mam nadzieję, że się z nią zaprzyjaźnię.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńnie moge jaka beka hehe super mi się to czytało a najbardziej dlatego, że był tam Nataniel xD wiesz że go bardzo lubie heh to ja zabieram się za czytanie 4 rozdziału i życze ci dużo weny ;)
OdpowiedzUsuńHehe świetny rozdział! Gratuluję bloga, a Kastiel jest taki ... taki ... świetny jak zawsze! xD Beka na całego! Szybko biorę się za resztę rozdziałów ciekawa co tam jeszcze wymyśliłaś! :D
OdpowiedzUsuńKogo ja tu widzę :) Co do Kastiela... taak uroczy <3
UsuńPS.: Oglądam Cie na YouTube :)
Super rozdział;D. - powtórz bo krzywo się oplułeś, - mowiłeś coś czy mucha pierdła :D. Jak przeczytałam te teksty śmiałam się jak głupia aż "domownicy" patrzyli na mnie jak na kosmitkę 😆😆😅 hahaha
OdpowiedzUsuń