czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział 8

   Kastiel patrzył na mnie z nie do końca przytomnym wyrazem twarzy. Puściłam pilot, a chłopak usiadł na kanapie i potarł prawe oko przy okazji odkładając urządzenie na bok. Wtedy pomyślałam, że bardziej uroczy być nie może. On chyba mi to robi specjalnie. Wyprostowałam się i zaczęłam bawić kosmykiem swoich długich włosów w zakłopotaniu. Zorientowałam się jak wiele odkrywa moja piżama.
- Uhm... co jest?... - Spytał czerwonowłosy zaspanym głosem. Przez moment nie mogłam nic z siebie wydusić.
- Chciałam tylko wyłączyć telewizor... - Nagle przeszedł mnie dreszcz. Widziałam jak Kastiel też dygocze z zimna. - Rany... jak tu zimno... - Zazgrzytałam zębami. Od razu zatęskniłam za ciepłym łóżkiem na górze. Ciemnooki spojrzał na mnie jakby błagalnie.
- Vanessa... mogę iść spać do ciebie? - Zapytał niepewnie.
   Gdy to usłyszałam po prostu mnie zatkało. Mam się zgodzić? Nie wiem... Nie chodzi mi nawet o reakcję Nataniela gdyby zobaczył, że spaliśmy razem, chociaż jej też się obawiam. Lecz głównie chodzi o to, iż Kastiel czasami jest trochę nieprzewidywalny. A jak zacznie się do mnie dobierać? Nie, chwila. Czemu miałby to robić? Przecież jest mnóstwo ładniejszych dziewczyn, a w dodatku wie, że na niego lecą. Czemu miałby się zainteresować kimś takim jak ja? Z drugiej strony, co ja tak właściwie o nim wiem? Tyle co nic.
- Wiesz... to chyba nie najlepszy pomysł. - Odpowiedziałam smutno. Na serio mu współczułam. Marzł tutaj już pół nocy. Może i miał swoją skórzaną kurtkę, ale ona przecież nie zastąpi mu kołdry, a Nataniel nawet nie dał mu koca, którym mógłby się przykryć.
- No weź... ja tu zamarzam! - Oznajmił unosząc głos przy ostatnich słowach. Nadal obejmował swoje ramiona. Patrzyłam na niego zastanawiając się, co powinnam zrobić. - Obiecuję, ręce przy sobie. - Na znak, że mówi prawdę uniósł nieco ręce do góry, bym mogła zobaczyć, czy nie krzyżuje palców.
- No nie wiem... - Teraz już się z nim droczyłam. Ciekawe co jeszcze zrobi by mnie przekonać? Niech się chłopak trochę wysili.
- Ale ty jesteś uparta. - Warknął. Zaczynał się denerwować. Może to jednak nie był najlepszy pomysł, by zaczynać z nim tę grę. Jak się okazało milczałam odrobinę za długo. - Dobra. Mam to gdzieś! - To powiedziawszy wstał z kanapy i zacisnął dłonie w pięści. - Wracam do siebie. - Ruszył do drzwi, ale zatrzymał się, kiedy tylko mu przypomniałam, że ma zalany silnik i raczej nigdzie nie pojedzie. To go jeszcze bardziej wkurzyło, a więc wyżył się na ławie stojącej na środku salonu. Kopnął ją tak mocno, że ta przewróciła się lądując z hukiem na panele. Słysząc ten hałas zacisnęłam mocno oczy i przygarbiłam się. Nie znoszę, gdy jest tak głośno.
   Szklana miska z winogronami była gruba i spadła z niewielkiej wysokości, dlatego na szczęście, się nie potłukła. Nie chciałabym wiedzieć co zrobiłby Nataniel, jeśliby to zobaczył. Modliłam się w duchu, by tego nie usłyszał, ale jak można nie usłyszeć takiego walnięcia? Nie musieliśmy długo czekać, by blondyn zbiegł do nas na dół. Najpierw był przerażony, strach szybko przerodził się we wściekłość. Kastiel spojrzał na niego lekceważąco.
- Co się tutaj dzieje?! - Krzyknął Nat. Nie wiedziałam co powiedzieć. Po raz pierwszy widziałam go w takim stanie. Cofnęłam się o krok.
- Ja... tylko szłam po wodę... i zobaczyłam włączony telewizor... no i... - Próbowałam mu to wszystko tłumaczyć, chociaż dosyć nieudolnie. Nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł. Oni i tak się już nienawidzą, a nie miałam ochoty oglądać kolejnej bójki.
- No i? - Zapytał złotooki stawiając ławę. Ukucnął i począł wkładać owoce do miski. Były to duże kiście, więc wiele ich się tam nie mogło zmieścić, dlatego zajęło mu to najwyżej kilka sekund. Odłożył naczynie na stolik i wyprostował się. Założył ręce na piersi.
- I... i wtedy... Kastiel... - Ciągnęłam dalej moją historyjkę, a czarnooki przewrócił oczami słysząc swoje imię. Pewnie już był przygotowany na kolejną awanturę. - ...nie chciał mi oddać pilota... no i... się wściekłam i... kopnęłam w ławę, a ona się... przewróciła... - Mówiąc to cały czas się bawiłam swoimi palcami. Mam nadzieję, że Nataniel nie wyrzuci mnie za "mój" wybryk. Spuściłam głowę spoglądając ukradkiem na Kasa, który był lekko zdziwiony moim zachowaniem.
- Ale czemu to zrobiłaś? - Kiedy usłyszałam pytanie padające z ust blondyna, zaczęłam się zastanawiać, która część mojej wypowiedzi była niejasna. Powiedziałam mu już wszystko. Kastiel prychnął. - Co cię tak bawi? - Spytał Nataniel chłopaka unosząc jedną brew.
- Błagam... - Odparł ironicznie czerwonowłosy. Podniosłam głowę. Jak to spapra to go chyba zatłukę. - ...ale ty jesteś naiwny. - Nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje. Ja mu tu tyłek ratuję, a on co? Ma to daleko gdzieś. Mógł mnie od razu uprzedzić, że nie obchodzi go, czy Nat będzie na niego wściekły.
- O co ci chodzi? - Jak widać o tak późnej porze mózg Nataniela dużo wolniej przetwarzał informacje.
- Spójrz na nią. - Powiedział Kastiel i podszedł do mnie. Uniósł moje  niemal nagie ramię ku górze. - Takie chuchro, miałoby przewrócić stolik? Ręce jak z waty, mięśni zero... - To oznajmiwszy dotknął dłonią mojego przedramienia. Stałam nieruchomo, dopiero gdy poczułam jego dłonie na moich udach, zadrżałam i odwróciłam się gwałtownie. - A nogi... - Mój gwałtowny ruch nie pozwolił mu dokończyć zdania. Ściągnęłam brwi i zmierzyłam go wzrokiem.
- Zboczeniec. - Fuknęłam i przygarbiłam się nieco złożywszy dłonie w pięści. Patrzył na mnie z tym swoim cynicznym uśmieszkiem. Nie podobało mi się, że mnie dotykał bez mojej zgody, ale mimo to, czułam jak się rumienię. Walczyłam z tym lecz na darmo. Kastiel naprawdę miewa huśtawki nastrojów. Raz na mnie krzyczy, raz mnie wyśmiewa, a raz jest dla mnie miły.
- Wyjdź. - Powiedział Nataniel wskazując mu drzwi krótkim ruchem dłoni. Dziwnie się zachowuje. No dobra, łobuz nieco przesadził kładąc łapska tam gdzie nie trzeba, ale poza tym nic złego nie zrobił. Czyżby Nat był zazdrosny?
- Ale sobie obrońcę znalazłaś. - Zażartował czerwonowłosy zakładając ręce na piersi. Z jego twarzy nie znikał uśmiech. Westchnęłam. Jak znowu zaczną się wyzywać, to chyba zejdę.
   Nie wiedziałam co zrobić w tej sytuacji. Nadal czułam dotyk rąk Kastiela na moich udach. Te miejsca lekko mrowiły i nie wiem czemu nie chciały przestać. Cały czas pamiętałam tamten dreszcz, który mnie wtedy przeszedł. Sama się sobie dziwiłam, ale jakaś część mnie chciała, żeby znowu mnie tak dotknął.
- Wyjdziesz wreszcie? - Spytał mój przyjaciel bardzo już zdenerwowany.
- Wyjdę jak będę miał ochotę, jasne? - Warknął Kastiel. Ruszył do drzwi.
   Myślałam, że od razu mnie minie, ale on chwycił mój podbródek, gdy na niego spojrzałam i zbliżył swoją twarz na niebezpieczną odległość. Natychmiast oblałam się rumieńcem. Przymrużyłam oczy czując jego oddech na swoich ustach. Czekałam na pocałunek, gdy ten nagle odsunął się ode mnie. Spojrzałam na niego zdziwiona i muszę to przyznać, chociaż niechętnie, trochę zawiedziona.
- Chcesz więcej?... - Szepnął mi do ucha. - To dobrze się zastanów... - Po tym nadgryzł mi płatek, a ja wydałam z siebie dźwięk, którego nigdy wcześniej nie słyszałam. On zaśmiał się cicho i odchodząc odwrócił się do mnie jeszcze raz, posyłając mi złośliwy uśmieszek.
   Gdy tylko Nataniel zamknął za nim drzwi, zdałam sobie sprawę z tego, jak wcześniej było mi zimno. Teraz chętnie otworzyłabym okna, bo gorąco rozlało się po całym moim ciele. Ale o czym on mówił? Nad czym mam się zastanowić? Nad przeprowadzką do niego? Nie wiem, czy to byłby najlepszy pomysł, zważywszy na to, co miał czelność robić przy swoim koledze.
- Vanessa, pytałem czy wszystko ok? - Usłyszałam głos blondyna. Chyba mówił coś do mnie odkąd zamknął drzwi, ale po prostu tego nie słyszałam. Jak to się wielu osobom zdarza w niektórych sytuacjach, "wyłączyłam się".
- Em... tak, tak... wszystko jest...ok... - Opowiedziałam niepewnie i wbiegłam na górę po drewnianych ciemnych schodach, tłucząc się przy tym. Zamknęłam się w pokoju na cztery spusty. Chciałam teraz pobyć sama i spokojnie pomyśleć. Usiadłam na łóżku i długo się zastanawiałam co powinnam zrobić. Gdy podjęłam decyzję, którą uważałam za właściwą, ze spokojem zamknęłam oczy i zasnęłam.

***

   Pięknie. Dzisiaj szkoła. Całkiem o tym zapomniałam i nawet nie odrobiłam lekcji. Wszystko przez chłopaków! Gdyby mi nie zawracali głowy, nie nałapałabym w szkole jedynek, które jak sądzę zacznę zbierać od ósmej. Zeszłam na dół, już ubrana i odświeżona. Nie dało się ukryć mojego zdenerwowania. Martwiłam się, bo naprawdę chciałam mieć dobre oceny w tym semestrze, a jedynka to nie jest dobry początek.
   Wyszłam do szkoły jeszcze przed Natanielem. Chciałam pobyć sama. Nie miałam ochoty na żadne towarzystwo, ani jakąkolwiek rozmowę. Nawet nie zjadłam śniadania, które przygotował, tylko od razu wybiegłam chwytając do ręki jabłko i biorąc jego spory kęs. Mam tylko nadzieję, że się za mnie nie obrazi za to, że poszłam dzisiaj bez niego.
   Była za dwadzieścia ósma, a od domu Nata do liceum jest całkiem spory kawałek. Mimo to, powinnam być na miejscu jeszcze pięć minut przed dzwonkiem. Nie odrywałam wzroku od chodnika. Nawet kiedy przechodziłam przez przejście dla pieszych, mój wzrok był utkwiony w szaro-białych pasach. Świst opon sprowadził mnie na ziemię. Spojrzałam na kierowcę. Ledwie co zdążył wyhamować.
- Ej, patrz jak łazisz! - Warknął do mnie Kastiel. Tak jak myślałam. Wczoraj był taki milutki, a dzisiaj na mnie krzyczy. Nie wiem jak długo jeszcze to wytrzymam. Powoli zaczyna mnie to wykańczać. Chociaż w sumie, teraz to był słuszny gniew. Wlazłam mu pod koła. Ale ze mnie ofiara losu.
- Prze-praszam... nie zauważyłam cię... - Wydukałam próbując ukryć swój smutek. Kas kiwnął na mnie, bym zajęła miejsce obok niego. Spojrzałam na niego niepewnie, ale koniec końców wsiadłam do tego przeklętego samochodu, który omal mnie nie zabił.
- Zapnij pasy. - Słysząc to, szybko zrobiłam co kazał. - To będzie ostra jazda. - Dodał i wyjechawszy z powrotem na asfalt, bo gdy mnie wtedy omijał musiał wjechać na chodnik, wcisnął gaz do dechy. Aż mnie wbiło w fotel. Próbowałam jakoś ogarnąć moje włosy, patrząc od czasu do czasu jak włosy Kasa cudownie powiewają na wietrze.
- Może trochę zwolnij! - Doradziłam mu, próbując przekrzyczeć silnik i wiatr szumiący mi w uszach. Przeraziłam się, gdy Kas na mnie spojrzał. - Patrz na drogę, kretynie! - Rozkazałam lekko wystraszona.
- Nie przesadzaj. Mówisz jak moja matka. - Stwierdził, a ja spojrzałam na to co przed nami. Ciemnooki zrobił to samo i w ostatniej chwili z piskiem opon, wyminął ogromną ciężarówkę, w którą prawie co wjechaliśmy.
   Kierowca tego giganta uchylił szybę i zaczął coś krzyczeć na Kastiela. Żeby uważał jak jedzie i jakim cudem ktoś taki jak on dostał prawko, że powinni je odebrać takiemu smarkaczowi, czy jakoś tak. Nie słuchałam dokładnie. Poza tym nawet nie miałam ku temu większej okazji, bo czerwonowłosy pokazał mu środkowy palec i przyśpieszył tym samym go wymijając. Znowu położył obie dłonie na kierownicy, a następnie krzyknął głośno "Woooohoooo!".
   Jechaliśmy jeszcze przez jakiś czas. Poinformowałam Kastiela, kiedy minął szkołę i pojechał dalej ulicą, lecz on na to nie zareagował. Chyba mało go to obchodziło, ale ja nie miałam zamiaru dzisiaj wagarować. W ogóle mi to nie przyszło do głowy. W zasadzie nigdy jeszcze tego nie robiłam i trochę się bałam.
- Kastiel... jak chcesz wagarować, to mnie chociaż wypuść, bo ja nie chcę. - Oznajmiłam niemalże błagalnie i obejrzałam się do tyłu. W oddali ujrzałam Amber wybiegającą na ulicę. Coś chyba do mnie krzyczała ale nie było słychać.
- Widzę, że coś dzisiaj jesteś nie w humorze. - Powiedział nadal się uśmiechając. Zresztą, robił to przez całą drogę. Po raz pierwszy widziałam go takiego, przez dłuższy czas.
- Tak, jestem. Bo zostałam uprowadzona. - Warknęłam zaciskając dłonie w pięści. Jak mnie teraz nie wypuści, to na piechotę będę się wracać i wracać. Odpowiedział mi na to śmiechem, dosyć głośnym.
- Wyluzuj, mała. - Powiedział ze spokojem. Ja nie wiem jak to jest, że on się nigdy niczym nie przejmuje.
- Wystarczy mi, że zarobię dzisiaj co najmniej cztery jedynki. Nieusprawiedliwionych nieobecności mi nie trzeba. Zawracaj. - Rozkazałam nadal zła i lekko wystraszona.
- Skoro i tak nie odrobiłaś lekcji, to po co będziesz siedzieć w budzie? - Zapytał jakby to było oczywiste, że jedno i drugie ma ze sobą jakiekolwiek powiązanie.
- Chcę wracać. Już. - Oznajmiłam tonem nieznoszącym sprzeciwu. Już nawet mogłam się spóźnić. Nie obchodziło mnie to, ale ważne było to, że Kastiel skręcił w las. Przez korony drzew przedostawały się pojedyncze promienie słońca. Dróżka była dosyć szeroka, ale i straszna. Podczas jazdy cały czas rozmawialiśmy. Ja próbowałam go namówić do powrotu, a on zaprzeczał.
- Aaa... już czaję. Pierwszy raz nawiałaś? - Zapytał i zaparkował samochód, w jakimś nieznanym mi uboczu. Odpiął pasy, a ja ze zdumieniem patrzyłam na to co robił.
- Ja... - Wydukałam i szybko wysiadłam z auta. Gdy podszedł do jego drzwi, liczyłam że mi je otworzy, ale on tylko sięgnął po paczkę papierosów leżącą z tyłu na jasnej tapicerce. Włożył je do kieszeni kurtki. Podbiegłam do niego, bo nawet na mnie nie zaczekał, tylko skręcił gdzieś pomiędzy drzewa. - Po co mnie tutaj przywiozłeś? - Zapytałam. Zaczynałam się go trochę bać. Zabrał mnie na takie odludzie, a ja nawet nie mam przy sobie telefonu, czy legitymacji, gdyby stało się coś złego.
   Chłopak odepchnął gałęzie jednego z krzewów, bym mogła swobodnie przejść. Wyszłam na małą polanę. Tam było przepięknie. Łąka pełna kolorowych kwiatów, miękka trawa i tyle słońca. Było tak ciepło. To miejsce wprost jak ze snu. Oniemiałam.
- Pomyślałem, że pewnie ci się tu spodoba. - Powiedział stojąc za mną z założonymi rękami. Odwróciłam się do niego i obdarzyłam go szczerym uśmiechem, po raz pierwszy dzisiaj.
- Wiesz... tutaj jest pięknie, ale... - Powiedziałam ze smutkiem. Spojrzałam na chłopaka. - ...czy nie będziemy mieli kłopotów przez to, że urwaliśmy się z lekcji?
- Ty to umiesz zepsuć każdą chwilę. - Stwierdził podchodząc do mnie. Gdy zapytałam jaką chwilę, on uniósł dłonią mój podbródek i pocałował mnie zamknąwszy przy tym oczy. Ja swoje miałam szeroko otwarte. Chwyciłam go dłońmi za nadgarstek, by go odepchnąć, ale ten pocałunek był taki cudowny, że moje ręce odmówiły mi posłuszeństwa.
   W pewnym momencie, Kastiel objął mnie w talii, a ja uwiesiłam mu ręce na szyi wplatając palce w jego włosy. Odwzajemniałam każdy jego gest najlepiej jak tylko umiałam. Po pewnym czasie, oderwaliśmy się od siebie, by zaczerpnąć powietrza. Spojrzałam prosto w ciemne oczy chłopaka i na nich utkwiło moje spojrzenie. Nie mogłam oderwać od nich wzroku. Utonęłam w ich głębi.
- Kastiel... - Powiedziałam mocno zawstydzona, z rumieńcami na twarzy. Spuściłam wzrok. Nie rozumiałam, dlaczego to robił. - Czy... ja ci się... podobam? - Zapytałam odsuwając się nieco od niego. Kas opuścił ręce i zastygł w bezruchu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz