piątek, 28 lutego 2014

Rozdział 9

   Czekałam na odpowiedź Kastiela, ale on milczał. Zdawało mi się, że ta niezręczna, trzymająca mnie w napięciu cisza, trwała wieczność. To była prawdziwa tortura. Zaczynałam żałować, że go o to zapytałam. Co mi strzeliło do głowy?! Kiedy przeprosiłam i poprosiłam, by zapomniał o tym co powiedziałam, objął mnie ramieniem.
- Lubię cię, ale nie wyobrażaj sobie niewiadomo czego. - Powiedział, a na jego twarzy pojawił się dobrze mi już znany, zawadiacki uśmieszek. Co ja sobie myślałam? Ja i Kastiel zupełnie do siebie nie pasujemy. On jest buntownikiem, a ja grzeczną dziewczynką. Nie ma najmniejszych szans, by się mną zainteresował. Musi mi wystarczyć to, co mam. Ale... to tak boli. Poczułam się okropnie.
- W takim razie... dlaczego mnie pocałowałeś? - Z lekką złością zabrałam od siebie jego rękę i odsunęłam się od niego. Już nie chciałam, żeby mnie dotykał w jakikolwiek sposób. Ściągnęłam brwi i czekałam na wyjaśnienia.
   "Nie wyobrażaj sobie niewiadomo czego". Powtarzałam te słowa w myślach próbując zrozumieć ich przekaz. Jak mam sobie wiele nie wyobrażać, kiedy on robi takie rzeczy? Tak jak myślałam, nie wiedział co odpowiedzieć. Wzruszył ramionami. Co ja sądziłam, że wyzna mi miłość? Głupia, głupia, głupia... powtarzałam w myślach.
   Byłam wściekła na Kastiela, ale przede wszystkim, byłam zła na samą siebie. Jak mogłam się tak pomylić co do niego? Wiele osób mówiło mi, że to totalny ignorant, lecz w to nie wierzyłam, gdyż w większości byli to chłopcy. Twierdziłam że zwyczajnie mu zazdroszczą, ale teraz widzę, że mieli rację.
- Odwieź mnie do szkoły. - Rozkazałam tonem nieznoszącym sprzeciwu. Zachowałam kamienną twarz, ale w środku czułam się złamana. Zaskoczyła go moja prośba, albo raczej rozkaz.
- Dopiero co przyjechaliśmy. - Odparł i położył się na miękkiej jasnozionej trawie. Podłożył ręce pod głowę i zamknął oczy.
   Patrzyłam na niego. Chciałam go znienawidzić. Tak bardzo pragnęłam o nim zapomnieć. Zacząć traktować go jak powietrze, ale problem tkwił w tym, że on mi się ciągle cholernie podobał. Łzy napłynęły mi do oczu. Czułam jakbym miała się zaraz rozpłakać z tej bezsilności.
- Czemu taki jesteś? - Spytałam drżącym głosem, chociaż nie chciałam tak brzmieć. Moje słowa nie wywarły na chłopaku żadnego wrażenia.
- Jaki? - Spytał lekceważąco. Nie wiedziałam jak sprecyzować to pytanie, więc zadałam inne.
- Pogrywasz sobie ze mną. Po co to robisz? Zrobiłam ci coś złego? - Słysząc to podparł się na łokciach i spojrzał na mnie swoimi szarymi oczami, z których w obecnej chwili nie mogłam nic wyczytać. A mówi się, że oczy są lustrzanym odbiciem duszy. W jego wypadku można to było wziąć w przenośni i na serio. Wydawało mi się, że jego wnętrze jest tak samo wyblakłe. Czy on w ogóle posiada jakiekolwiek uczucia? Albo chociaż sumienie?
- Vanessa, ja nie jestem miłym facetem. Jeszcze tego nie zauważyłaś? - Zapytał, a ja odwróciłam się do niego plecami. Te słowa były dla mnie jak potwierdzenie. Więcej nie spojrzałam na czerwonowłosego.
- Jesteś zwykłym dupkiem. - Poprawiłam go zaciskając dłonie w pięści.
- Być może. - Odparł. Wcale go nie zaskoczyły moje słowa. Jakby słyszał je wiele razy. Nie wiedziałam już co myśleć. Czego nie powiem, on zawsze ma na to odpowiedź. Irytuje mnie to.
- Chcę znać prawdę. Po co to wszystko? - Nie zamierzałam odpuścić. Nim zerwę kontakt z Kastielem, musi mi odpowiedzieć.
- Vanessa... jesteś męcząca. Daj już spokój. Połóż się na trawie, zamknij oczy i wyluzuj.
- Nie. Albo mi odpowiesz, albo... - Zacięłam się. Czym mam mu zagrozić? Warknęłam. - Masz mi odpowiedzieć! - Wykrzyczałam wściekła, a ciemnokki usiadł w rozkroku z ugiętymi kolanami. Oparł na nich łokcie pozwalając rękom swobodnie zwisać.
- Albo co? Pobijesz mnie? - Zadrwił ze mnie i uśmiechnął się przy tym wrednie.
   Nawet nie wiem kiedy, rzuciłam się na niego z pięściami. To był impuls. Nie mogłam tym nic osiągnąć i byłam tego w pełni świadoma, lecz moje małe piąstki nie przestawały uderzać w tors łobuza. Siedziałam na nim okrakiem. Zaraz... dlaczego ja to robię? Przecież obiecałam sobie, że już więcej się do niego nie zbliżę, że nie pozwolę, by więcej mnie zranił.
- Nienawidzę cię! Nienawidzę! - Powtarzałam te słowa jak opętana. Pozwoliłam łzom swobodnie płynąć po moich policzkach. Już nic mnie nie obchodziło. Chciałam tylko... sama nie wiem czego. Byłam zagubiona.
- Vanessa! - Krzyknął i chwycił mnie za nadgarstki zaciskając na nich dość mocno swoje dłonie. - Uspokój się! - Zesztywniałam. Bałam się go. Zwłaszcza kiedy na mnie wrzeszczał. Drżałam. Chciałam się wyrwać, lecz był zbyt silny. Sprawiał mi fizyczny ból, a to jest o wiele gorsze niż psychiczne tortury.
- Kastiel... puść mnie... - Prosiłam, ale on nie zareagował. - Przestań. - Patrzył na mnie. Chyba go wkurzyłam. Pewnie się nie spodziewał po mnie czegoś takiego. - Proszę... - Wyszeptałam i zacisnęłam oczy pełne łez. - Boję się ciebie... - Odczekał jeszcze chwilę i nagle zwolnił uścisk. Przytulił mnie do siebie ku mojemu zdziwieniu. Opadł plecami na ziemię i przycisnął lekko moją głowę do swojego torsu. Słyszałam przyśpieszone bicie jego serca. To pewnie przez emocje.
- Nie chciałem żeby tak wyszło. - Wyznał. Nie wiedziałam co na to odpowiedzieć. Po chwili wydusiłam jedno, ale dosyć istotne zdanie.
- To niczego nie zmienia. - Podniosłam się i zeszłam z niego. Mam już dość jego humorów. Czego on w końcu ode mnie chce?! Uklęknęłam na kolorowych kwiatach. Nic więcej nie powiedziałam i on też się nie odezwał.
   Dopiero po kilkuminutach milczenia, wróciliśmy do auta. Kastiel, o dziwo, bez już żadnych zbędnych kłótni. odwiózł mnie do szkoły. Zaparkował gdzieś przed budynkiem. Wysiedliśmy i wtedy zobaczyłam Nataniela, który szedł w naszym kierunku.
- Nataniel! - Wykrzyczałam rozpaczliwie łamliwym głosem czując jakbym po raz kolejny miała się rozpłakać. Przytuliłam się do niego, czym wprawiłam go w zakłopotanie.
- Spokojnie, Vanessa... nie płacz... już dobrze... - Blondyn głaskał mnie po głowie, gdy moczyłam jego koszulę. Odsunęłam się od niego powoli. Kiedy zabierałam dłonie z jego klaty, chwycił mnie delikatnie za dłoń unosząc ją nieznacznie. Zobaczyłam siniaki wokół moich nadgarstków. - Skąd... - Zaczął Nat, ale nie dokończył, bo wyrwałam mu się. Nie zrobiłam tego jakoś energicznie. - Co jej zrobiłeś?! - Warknął złotooki do Kastiela zaciskając pięści, które zaczęły drgać.
- Odwal się. - Rozkazał mu czerwonowłosy i założył ręce na piersi. Odwrócił od nas wzrok.
- Vanessa... czy... on cię dotknął? Zmusił do czegoś, czego nie chciałaś? - Spytał mnie zmartwiony Nataniel, starając się nie użyć słowa, które dokładnie określałoby to co miał na myśli.
- Nie... on tylko... pokłóciliśmy się... - Wyjaśniłam krótko. Chłopak powiedział mi, że wyglądam jakoś blado i zaproponował, że zwolni nas z reszty lekcji, i pójdziemy do domu. Zgodziłam się natychmiast, bo serio nie czułam się najlepiej. Nie miałam ochoty przebywać dłużej w obecności Kastiela. Chciałam zamknąć się w pokoju, gdzie zamierzałam dopracować plan mojej zemsty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz