piątek, 28 lutego 2014

Rozdział 10

   W pewnym momencie obraz przede mną stał się mglisty. Ściany i rzeczy w pokoju zakryło białe światło, a już po chwili ujrzałam tylko ciemność. Następnie usłyszałam niemożliwie głośny dźwięk klaksonu. Zorientowałam się, iż mam zamknięte oczy. Przetarłam jedno z nich piąstką i zamrugałam kilka razy. Ostre światło, jakie rzucało słońce na naszą planetę oślepiło mnie. Gdy już w miarę normalnie widziałam, spojrzałam w lewo, gdyż stamtąd dobiegał dźwięk, który doskonale sprawdził się w roli mojego budzika.
- Vanessa, pobudka. Dojechaliśmy. - Usłyszałam głos Kastiela. Rzeczywiście to był on. Chwila... ale jak ja się tutaj znalazłam? Przecież byłam w domu.
- Ale... jak to? Przecież... zabrałeś mnie na polanę... i się pokłóciliśmy... - Przytaczałam ostatnie zdarzenia jakie pamiętałam. Ciemnooki uniósł jedną brew.
- Na polanę? - Spytał rozbawiony, ledwie powstrzymując śmiech. Naburmuszyłam się. Czyli, nie byliśmy w lesie? Cały czas jechaliśmy do szkoły? Czyżbym zasnęła? O rany... jaka ulga. Nic się nie wydarzyło. Poczułam jakby kamień spadł mi z serca. To było cudowne, ale byłoby jeszcze cudowniejsze, gdyby Kas przestał się rechotać.
- Co cię tak śmieszy? - Zapytałam poirytowana i założyłam ręce na piersi. Ściągnęłam brwi.
- Nic, nic. - Odpowiedział i nieco spoważniał, ale uśmiech nadal zdobił jego twarz. Westchnęłam, wiedząc że i tak go nie zmuszę, by mi odpowiedział. Odpiął pasy, a ja zrobiłam to samo. Rozejrzałam się dookoła. Powinna jeszcze trwać przerwa, ale na dziedzińcu nie było żywej duszy. Gdzie się wszyscy podziali?
- Długo spałam? - Zapytałam, kiedy wysiadaliśmy z auta. Chłopak jedynie wzruszył ramionami.
- Sądząc po tej szopie, pewnie dosyć długo. - Odparł z wrednym uśmieszkiem. Automatycznie zaczęłam gładzić i przeczesywać włosy ręką, by nie sterczały na wszystkie strony. Nie byłoby może tak źle, gdyby nie to, że pewnie się wierciłam na siedzeniu. Zważywszy na to co mi się śniło, to więcej niż pewne.
- Gdzie są wszyscy? - Zapytałam zadowolona, że moja fryzura nie jest już taka koszmarna jak na początku. Po co ja rozpuszczałam te włosy? Ech... no nieważne. - Jeszcze? - Zwróciłam się do chłopaka stając tuż przed nim. Zrobił minę jakby nie wiedział co jest grane.
- Co jeszcze? - Słysząc to pytanie wskazałam na swoje włosy. - Aaa... zaczekaj. - Rozkazał i podszedł do mnie. Zrobiło mi się gorąco. Najpierw ze wstydu, potem ze złości. Mój wspaniałomyślny kolega położył rękę na mojej głowie i mnie rozczochrał. Wyglądałam co najmniej jak po walce z nosorożcem. Czemu nosorożcem? Bo ja wiem? To pierwsze zwierzę jakie mi przyszło na myśl. W każdym bądź razie, wcześniejsze dokładne układanie kosmyków na nic mi się zdało.
- Co ty... - Zaczęłam, kiedy ten plątał mi włosy głaszcząc mnie po głowie jak psa. - Przestań! - Wykrzyczałam nieco rozbawiona. Wtórował mi jego śmiech. Przyznaję, że musiało to śmiesznie wyglądać, kiedy próbowałam uciec. W pewnym momencie odsunął się ode mnie, a ja spojrzałam na niego z udawanym niezadowoleniem.
- Teraz wyglądasz o wiele lepiej niż na początku. - Zadrwił sobie. Podbiegłam do niego i śmiejąc się zrobiłam mu t, co on mnie.
   Musiałam stać na palcach, by dosięgnąć do czubka jego głowy. Skakałam jak króliczek wokół Kastiela, ale opłaciło mi się to, bo koniec końców, oboje wyglądaliśmy jakbyśmy dopiero co wstali z łóżka. Mimo że, próbował mnie chwilami od siebie odsunąć, nie poddawałam się. Niech ma za swoje, haha.
   Nagle łobuz chwycił mnie za nadgarstki, co sprawiło, że zaprzestałam swoich działań. Moje źrenice rozszerzyły się w geście przerażenia. Od razu przypomniała mi się tamta sytuacja ze snu. Widziałam te siniaki i czułam ten ból, jakby to się naprawdę wydarzyło.
- Zdecydowałaś się? - Spytał Kas ni stąd ni z owąd. W przeciwieństwie do tego co było w moim koszmarze nie trzymał kurczowo moich rąk. Miałam pewność, że nie chce zrobić mi krzywdy i to było cudowne. Dzięki Kastielowi, po raz pierwszy od dawna, zapomniałam na chwilę o problemach i okrutnych rodzicach zastępczych. Mimo że, już z nimi nie mieszkam, do końca życia będę miała do nich żal. Na samą myśl o nich jestem wściekła i zraniona, ale nie odczuwałam tego w tamtej chwili.
- O co ci chodzi? - Spytałam patrząc prosto w jego ciemne tęczówki. Zdecydowała? Na co? Byłam nie mniej zaskoczona niż on, kiedy się na niego rzuciłam chwilę temu. Chwycił mnie w udach, podniósł i posadził na masce swojego samochodu. Później stanął tuż przede mną opierając o nią ręce po mojej lewej i prawej stronie. Chyba zrobił to celowo, żebym nie mogła się wymigać od odpowiedzi. Przyjęłam pozycję na w pół leżącą widząc jak się nade mną pochylił.
- Nie pamiętasz? - Zarumieniłam się. Znowu był tak blisko mnie. W dodatku ta pozycja była krępująca. - Obiecałaś mi, że się zastanowisz. - Taa... ten to umie sprecyzować. Od razu wiadomo o co mu chodzi.
- Z-zastanowię?
- Sama przyznaj, że nie chcesz dłużej mieszkać z tym nudziarzem. - Powiedział pewny siebie, po czym jeszcze bardziej się nachylił. Oczywiście ja ponownie się odsunęłam. W rezultacie prawie leżałam na aucie.
- Kastiel... - Wydukałam. - Ja.... - Policzki mnie piekły. Nie potrafiłam zapanować nad emocjami. Buchało we mnie gorąco. Jedyne co mogłam zrobić, to spuścić wzrok, by nie utonąć w głębi oczu łobuza. - Nie... nie jestem pewna... - Sama nie wiem czy to zdrowy rozsądek kazał mi odmówić, czy świadomość, że im dłużej będę niezdecydowana, tym bardziej Kastiel się do mnie zbliży.
- Czego nie jesteś pewna? - Nie miałam pojęcia jak na to odpowiedzieć. Zakręciło mi się w głowie od zapachu jego perfum i wody kolońskiej. Zapomniałam o Bożym świecie. Zapomniałam o Natanielu, o lekcjach i o tym że jesteśmy na terenie szkoły. Chwyciłam w dłonie kosmyk włosów Kastiela, a następnie dotknęłam wewnętrzną stroną dłoni jego policzka. Pogłaskałam go po nim lekko. - Może tak cię przekonam. - Szepnął i złożył na moich ustach czuły pocałunek pełen namiętności. Przymrużyłam oczy, chcąc widzieć jego twarz. Po chwili jednak zamknęłam je i poczęłam rozkoszować się tą błogą chwilą. Odwzajemniałam każdy jego gest wkładając w to całe serce i duszę.
   Objęłam rękami jego szyję i zaczęłam błądzić dłońmi po jego plecach. Oparł się na masce samochodu łokciami sprawiając, że był tak blisko mnie jak jeszcze nigdy dotąd. Czułam ciepło jego ciała, mimo że ledwie dotykał torsem mojej klatki piersiowej. Bałam się, że serce zaraz mi z niej wyskoczy.
   Byłam bardzo zawiedziona, kiedy gwałtownie przerwał pocałunek. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że nie zrobił tego sam. Ktoś pociągnął go w tył za kurtkę, a tym kimś był Nataniel. Miodowe oczy piorunowały wzrokiem tego, który dał mi tyle szczęścia w tak krótkim czasie. To niewiarygodne jak wiele może znaczyć taki mały gest.
- A ty czego tu chcesz?! - Warknął Kastiel jednocześnie wyrywając się z uścisku. Szybko zeszłam z samochodu widząc jak mierzą się wzrokiem. Bałam się, że zaraz dojdzie do rękoczynów.
- Nie waż się jej nigdy więcej tknąć. Czy to jasne? - Spytał Nataniel przez zaciśnięte zęby. Zdecydowanie nie panował już nad swoim gniewem. Pchnął rywala lekko, a ten cofnął się o krok. Następnie odpłacił mu ze zdwojoną siłą, tak że biedny gospodarz aż się zatoczył.
- Zjeżdżaj! Nie będziesz mi mówić co mogę, a czego nie! - Warknął czarnooki zaciskając dłonie w pięści.
- Właśnie, że będę! Jestem głównym gospodarzem! - Podkreślił blondyn pusząc się jak paw. Co jak co, ale wie jak wykorzystać swoją posadę. Jego rywal jednak zdawał się wcale tym nie przejąć. Przyznam, że kłócili się jak dzieci w podstawówce.
- Pierdolę to! - Po tych słowach Kas chwycił Nataniela za ramiona i przycisnął mocno do maski swojego auta. Przestraszyłam się. Chwyciłam go za kurtkę i próbowałam odciągnąć, ale na darmo. Był zbyt silny. Moje próby zawsze kończyły się fiaskiem. Za którymś razem odwrócił się i spojrzał na mnie ściągnąwszy brwi. - Ej! Z kim trzymasz?!
- Z nikim nie trzymam! - Wykrzyczałam. - Dajcie już spokój zanim komuś stanie się krzywda! - Rozkazałam, ale oczywiście mnie zignorowali. Natowi udało się uwolnić jedną rękę i wymierzył Kastielowi cios w brzuch wkładając w to całą siłę. Ten cofnął się puszczając go. Zgiął się w pół i podniósł wzrok, który teraz bardzo przypominał ten u seryjnego zabójcy.
- Ty śmieciu! Już nie żyjesz! - Powiedział, po czym jak ten głupek znowu zaatakował, mimo bólu jaki odczuwał. Byłam pewna, że go bolało, bo nadal nieco się krzywił, chociaż pewnie próbował to ukryć za maską nienawiści. Mój współlokator widząc, że jego przeciwnik wpadł w furię, wolał na razie uniknąć z nim kontaktu, więc zaczął biegać w koło samochodu uciekając przed napastnikiem.
- Nie pozwolę żebyś ją skrzywdził! - Oznajmił dziarsko, a mnie zamurowało. Nogi wrosły mi w ziemię. Dlaczego on powiedział coś takiego? Mieszkamy razem, ale to chyba nie jest jego sprawa, co robię, gdzie i z kim.
- Jak rozmawia ze mną, to przynajmniej nie przysypia! - Zażartował młody buntownik. Przyznam, że wolałam, kiedy się wyzywali, niżeli jak okładali się pięściami. Nagle jeden z nich zatrzymał się. Po prostu stanął w miejscu. Byłam bardzo zaskoczona, bo myślałam, że to Nataniel pierwszy odpuści.
   Nim się obejrzałam czerwonowłosy chwycił mnie za nadgarstek i zaczął ciągnąc w kierunku szkoły. Nie opierałam mu się. Lepsze to niż bijatyki ciąg dalszy. W oddali słyszałam jeszcze wołanie blondyna, ale nie zatrzymałam się ani na chwilę. Weszliśmy do szkoły, a w tym momencie zobaczyłam, że Kas znowu zgiął się w połowie. Założyłam ręce na piersi i spojrzałam na niego z wyrzutem, kiedy cicho jęknął.
- Mówiłam, że to się źle skończy, ale mnie nie słuchałeś. Oczywiście zawsze wiesz wszystko lepiej. - Powiedziałam zdenerwowana, ale tak naprawdę martwiłam się o niego.
- Zamknij się... - Powiedział zaciskając oczy z bólu. Położyłam rękę na jego ramieniu.
- Powinieneś pójść do pielęgniarki. - Oznajmiłam łagodnie i spojrzałam prosto w jego ciemnoszare tęczówki.
- Nie pójdę do tego babsztyla! - Zaprotestował i mocniej objął brzuch rękami. Nie wyglądało na to, by w najbliższym czasie miał zamiar zmienić zdanie. Zabrałam od niego swoją rękę i już miałam zamiar go skarcić, gdy poczułam na sobie czyjś wzrok. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam Nataniela, który patrzył na to wszystko z niezmiennym wyrazem twarzy. Wyglądał jakby było mu obojętne to, że Kastiel przez niego cierpi. Moja dłoń wróciła na ramię czerwonowłosego. Rzuciłam miodowym oczom spojrzenie, które wyrażało całą moją złość. Nigdy się tak nie zachowywał. Co mu strzeliło do głowy, żeby się wdać w bójkę?!
- Kastiel, chodźmy... - Poprosiłam, a ten ku mojemu zaskoczeniu uśmiechnął się.
- Martwisz się o mnie? - Zapytał zadowolony, ale nadal chwilami się krzywił.
- Oczywiście, że tak! A ty byś się na moim miejscu nie martwił?! - Zbulwersowałam się. Jego odpowiedź w pierwszym momencie mnie zaskoczyła.
- Nie. - Stwierdził i zamilkł na krótką chwilę. - Bo nigdy nie pozwolę, żeby cię ktoś uderzył. - Brzmiało to trochę jak obietnica, lecz nie wiem czy składał ją sobie, czy raczej mi. Zarumieniłam się i objąwszy dłońmi jego przedramię zaczęłam prowadzić go do gabinetu pielęgniarki.
   Ta widząc nas, od razu kazała Kastielowi zdjąć kurtkę i t-shirt, oraz położyć się na łóżku. Było ona bardzo twarde i płaskie. Pościelone na nim bladozielone prześcieradło zostało ubrudzone przez buty pacjenta. ściany w pomieszczeniu były białe i ogólnie nastrój był dosyć ponury. W rogu stał jakiś stolik, a na nim niedopita kawa. Pod spodem pojemnik ze strzykawkami. Przy oknie stała waga, która jednocześnie wskazać mogła wzrost. Kobieta o niebieskich oczach i czarnych włosach upiętych w koka, podeszła do łóżka, po czym dotknęła lekko wyrzeźbionego torsu chłopaka.
- Od dawna cię boli? - Zapytała chcąc się dowiedzieć czegoś więcej.
- W zasadzie już nie boli. - Skłamał badany i spróbował usiąść, lecz mocny ból, zmusił go do powrotu do poprzedniej pozycji. Patrzyłam na to wszystko z lekkim strachem. Nataniel, coś ty mu zrobił? Pielęgniarka ucisnęła lekko brzuch chłopaka trzema palcami. Ponowiła to w kilku punktach niewiele oddalonych od siebie.
- A jak tu dotykam... boli? - Spytała patrząc uważnie na Kastiela. Odpowiedział krótko, że nie, więc ucisnęła w innym miejscu. Stłumił jęk zaciskając mocno oczy i zęby. - A niżej? - Delikwent nie miał już siły by odpowiadać, więc tylko pokiwał twierdząco głową. - Ech... a kiedy zaczęło cię boleć? - Słysząc to pytanie, oboje wymieniliśmy spojrzenia.
- Uhm... jakiś... czas temu...
- To miejsce zaczyna być sine. Biłeś się z kimś? - Rany. Ona jest niezła. Od razu rozpoznała, że chwilę temu uczestniczył w bójce. Wywarła na mnie wrażenie.
- Może. - Ściągnęła brwi słysząc to.
- A z kim? Kto ci to zrobił? Musi ponieść konsekwencje. Nie za dobrze mi to wygląda. - Stwierdziła patrząc na jego brzuch. Przestraszyła mnie. A jeśli, stało mu się coś poważnego? Ych! Jak Nataniel mógł go uderzyć w tak czuły punkt?! W brzuch?! To cios poniżej pasa!
- A... z takim jednym... nie jest z naszego liceum. - Gdy to usłyszałam stanęłam jak wryta. Dlaczego nie powiedział prawdy? Jaki ma powód żeby kłamać? Przecież mógłby się zemścić na swoim oprawcy, ale mimo to, milczy. Nie rozumiem go. Kobieta ponownie westchnęła.
- Dam ci jakieś leki przeciwbólowe i dobrze by było jakbyś rozgrzał to miejsce. Najlepiej, żebyś to robił kilka razy dziennie. Proponuję ci, zostać w domu przez kilka dni i odpocząć. - To powiedziawszy podała mu pudełeczko z tabletkami. Usiadł na łóżku i połknął dwie, popijając je wodą z butelki, która stała obok łóżka.
   Kastiel ubrał się i dzięki temu, że pani pielęgniarka zwolniła nas dzisiaj z lekcji, mogliśmy spokojnie wrócić do domu. Poprosiliśmy Lysandra, by nas odwiózł, bo ja nie umiem prowadzić, a Kas nie potrafił skupić się na niczym innym jak na tym, by już go przestało boleć. Usiadłam z nim na tylnym siedzeniu. Co jakiś czas spoglądałam na niego. Naprawdę się martwiłam. Jedynym plusem tej całej sytuacji było to, że uniknęłam fatalnego początku semestru.
   Lys zaparkował auto w garażu czerwonowłosego i zaproponował, żebym wracała do domu, a on zajmie się przyjacielem. Powiedziałam, że dam sobie radę i, że to on może wracać do siebie. Nie żebym nie lubiła jego towarzystwa, ale to jedna z niewielu szans na to, by zostać sam na sam z Kastielem. Nie mogłam jej zmarnować. Lysander w końcu ustąpił. Głos "chorego" tutaj zaważył, chociaż może powinnam użyć określenia "obolałego". Zaprowadziłam go na górę i pomogłam położyć się na łóżku. Spojrzałam na niego współczująco i usiadłam na skraju. W tamtym momencie podjęłam ważną decyzję. Postanowiłam zamieszkać z Kastielem.

3 komentarze:

  1. Ta akcja z pielęgniarką do mnie nie trafia, ponieważ nie wydaje mi się, żeby z powodu bólu brzucha zwalniano ze szkoły na kilka dni. Albo może przedstawienie tej sytuacji sprawia takie wrażenie.
    Pamiętaj o logice z tekście. Zwłaszcza, że ten świat niewiele różni się od realnego.
    Powodzenia w pisaniu i czekam na nexta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Wiem, że nie rozumiesz, albo raczej nie rozumiałaś póki ci nie wyjaśniłam o co chodzi z tą pielęgniarką, (nie będę tutaj spojlerować XD), ale wszystko wyjaśni się w kolejnym rozdziale :)

      Usuń
    2. To co czytałaś na moim blogu nie jest rozdziałem, tylko fragmentem. W dodatku drugim (pierwszy został opublikowany wcześniej i zapewne go nie widziałaś).

      Usuń