Nie mogę. Nie mogę dać się wykorzystać, mówiłam do siebie w myślach. Dosyć tych łez i milczenia, postanowiłam. Nadepnęłam mu na nogę, ale on nic sobie z tego nie zrobił. Odwróciłam twarz, to przynajmniej mogłam krzyczeć, bo nie zatkał mi ust kolejnym pocałunkiem. Ale kogo wołać? Co robić? On pewnie zaraz znowu mnie uciszy. Panikowałam. Lysander. Tak. On nie mógł być daleko. Wzięłam głęboki wdech i zapiszczałam najgłośniej jak umiałam. Gdy skończyłam spojrzałam na zdezorientowanego Kastiela, który nadal trzymał moje nadgarstki, ale już z mniejszą siłą. Mimo to, kiedy próbowałam się wyrwać, znowu zacisnął uścisk.
- Lysander! Lysander, pomocy! - Wrzeszczałam z całych sił. Czerwonowłosy nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy i zatkał mi usta dłonią każąc mi się zamknąć.
Płakałam i błagałam Boga, by ktokolwiek usłyszał moje krzyki. Lecz nic się nie działo. Nikt nie nadchodził, ale ja nie mogłam się poddać. Dobra. Zmiana taktyki. Uspokoiłam oddech i ciśnienie. Dotknęłam delikatnie dłonią ręki Kasa, którą dociskał moje do ściany nad moją głową.. To go chyba jeszcze bardziej zbiło z tropu. Czekałam tylko na moment, kiedy straci czujność, a ja będę mogła mu uciec. Spojrzałam na niego czułym wzrokiem i tym razem, to ja go pocałowałam. Przez chwilę stał jak słup soli, ale potem objął mnie w talii i zaczął odwzajemniać czułości.
W najmniej spodziewanym momencie pchnęłam go mocno, tak że niemal upadł na podłogę. Zatoczył się, ale udało mu się złapać równowagę. Otarł wargi ręką. Zobaczyłam na nich krew i poczułam w ustach metaliczny smak krwi. Jednakże nie obchodziło mnie to w tej chwili, chociaż cieszyłam się z tego co mu zrobiłam. Nie czekając ani sekundy dłużej podbiegłam do drzwi i szybko ruszyłam w kierunku schodów prowadzących na dół, po drodze chwytając walizkę. Zrzuciłam ją z nich, a ona uderzyła o podłogę z głośnym hukiem. O mało co się nie zabiłam tak się śpieszyłam. Słyszałam zbliżający się odgłos co raz to szybszych kroków Kastiela. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Bałam się go jak jeszcze nigdy w życiu. Złapałam za rączkę bagażu, podbiegłam do drzwi wyjściowych i dopadłam klamkę.
- Vanessa, stój. - Usłyszałam jego chłodny ton. Zadrżałam i odwróciłam głowę w jego kierunku przerażona. Czułam jakby moje serce przemieściło mi się do gardła, kiedy czerwonowłosy chciał do mnie podejść. Zdążył postawić tylko jeden krok, gdyż powstrzymałam go od dalszych działań.
- N-nie zbliżaj się do mnie... - Powiedziałam drżącym głosem. W tym samym momencie złożyłam dłonie w pięści i stanęłam na wykroku. Wydawało mi się, że patrzyliśmy na siebie przez wieczność. Pierwszy raz w życiu widziałam, by Kas był taki poważny.
- Ostrzegam cię. Jeżeli stąd wyjdziesz, to będzie twój koniec. - Usłyszałam i zdębiałam. Nieźle. Czy on mi grozi? Jak ten typek mógł mi się podobać?! Nienawidzę go, szczerze nienawidzę.
- Grozisz mi? Policja na pewno będzie pod wrażeniem. Groźby, próba gwałtu. Posiedzisz za to jakieś kilka lat. - Postanowiłam go postraszyć, by do mnie nie podchodził. Panicznie się go bałam. Nie chciałam przebywać dłużej w tym domu. Byłam sama, a po chwili uświadomiłam sobie, co właśnie zrobiłam. Przecież on może się teraz wściec i nie wiadomo co zrobi. Zdziwiłam się, kiedy na jego twarz wstąpił uśmiech.
- Straszysz mnie psami? - Spytał rozbawiony zakładając ręce na piersi. - Myślisz, że się boję? - Usłyszawszy to ściągnęłam brwi. On sobie ze mnie żartuje, ale nie wierzę, że ani trochę się nie cyka. - W takim razie jesteś w błędzie, maleńka. - Warknęłam wkurzona słysząc te słowa. Cały strach, nagle przerodził się we wszechogarniającą mnie wściekłość.
- Nie nazywaj mnie tak, ty pieprzony zboku! - Wykrzyczałam. Poczułam, że zaczynam lekko się trząść z nadmiaru emocji. Dlaczego ja tu w ogóle jeszcze stoję? Powinnam uciekać, pomyślałam.
- Nagle masz niewyparzoną gębę? Nie puścisz pary z ust. - Odparł pewny siebie podśmiechując się. Chyba bawiła go ta cała sytuacja. Zresztą. Czy on kiedykolwiek jest poważny? Wątpię. Ma wszystko daleko gdzieś. Szkołę, przyjaciół, ludzi i ich uczucia. Zaczynam się zastanawiać, czy zostało w nim jeszcze coś z człowieka.
- Wychodzę. - Oznajmiłam dziarsko i chwyciwszy walizkę za tę niewysuwaną, mniejszą rączkę, wyszłam na zewnątrz.
Poczułam ulgę, ale tylko chwilową, bo nagle zrobiło mi się tak jakoś dziwnie lekko. Spojrzałam na swoją dłoń. Trzymałam w niej tylko uchwyt. Widać za mocno wtedy rzuciłam walizką i coś popsułam. Druga jej część, ta z moimi rzeczami, leżała kilka metrów za mną, przed nadal otwartymi drzwiami. Westchnęłam ciężko i ruszyłam w jej kierunku, lecz drogę zastąpił mi pies Kastiela. To wielkie bydle było jedyną przeszkodą jaka dzieliła mnie, od opuszczenia na dobre, tego okropnego podwórza. Psina stanęła w rozkroku i wystawiła bielutkie kły warcząc na mnie groźnie. Instynktownie cofnęłam się o krok. Postanowiłam jakoś ją obejść i odzyskać swoją własność, lecz gdy tylko postawiłam krok w jej kierunku, od razu się cofnęłam. Miałam wrażenie, że wilczur zaraz się na mnie rzuci. Wtem usłyszałam dobrze mi już znany głos.
- Demon. Zostaw. - Rozkazał mu Kas wyszedłszy na dwór. Kiedy do moich uszu dotarły jego słowa, przypomniał mi się wieczór, kiedy po raz pierwszy doznałam z jego strony czułości. Gdy tak delikatnie, ale przesłodko pocałował mnie w policzek. Dotarło do mnie, że to była tylko gra. Jak mogłam być tak głupia i dać się na nią nabrać?! Jak?! Pies spojrzał na swojego właściciela i stanął u jego boku. Czyżby to zwierzę naprawdę było, aż tak mądre i podzielało teraz niechęć swojego pana do mnie?- Niech zabiera swoje szpargały. - W tym momencie mój bagaż został mi rzucony pod nogi. Widać miałam ogromnego pecha, bo otworzył się w locie i wszystkie ubrania z niego wypadły. Ukucnęłam i zaczęłam pośpiesznie je zbierać. Gdy już się z tym uporałam, zamknęłam walizkę i odeszłam jak najdalej od tego miejsca, z którym miałam same złe wspomnienia.
Szłam powoli chodnikiem wlekąc po nim nogami. Szurałam butami o podłoże. Słońce górowało ogrzewając moje wciąż drżące ciało. Ludzie mijali mnie ze spokojem nieświadomi tego co mnie przedtem spotkało, ale niby skąd mogli wiedzieć? Niektórzy oglądali się za mną, lecz nikt nie podał mi pomocnej dłoni, ani nie zapytał czy potrzebuję pomocy. Nie wiedziałam, gdzie się teraz podzieję. Czemu to się przytrafia akurat mnie? Za co Bóg mnie tak okropnie każe? Zawsze byłam grzeczną dziewczynką. No, prawie zawsze, ale nie piłam, nie paliłam, nikomu nie uprzykrzałam życia, więc czemu? Choćbym nie wiem jak się wysilała, nie mogłam znaleźć odpowiedzi na te pytania.
Przez cały dzień zastanawiałam się co ze sobą zrobić. Do Nataniela pójść nie mogę, bo się pokłóciliśmy i na pewno mnie nie przyjmie, poza tym jego rodzice wrócili i nie sądzę, by zgodzili się na to, aby obca dziewczyna zamieszkała w ich domu. Lysander? Może i by mi pomógł, lecz Rozalia zapewne nie zgodzi się na mój powrót, a Leo ją poprze, żeby się z nią nie kłócić. Wydaje mi się, że ona mnie nienawidzi. Chyba... wszyscy powoli zaczynają mieć mnie dosyć. Kastiel... Nataniel... Roza... Wszyscy moi przyjaciele odwrócili się ode mnie. Nie chciałam tego. Nie wiem co zrobiłam źle.
Wydałam wszystkie moje oszczędności, bo nie miałam ich dużo. Starczyło tylko na rogala z czekoladą i małe frugo. Wzięłam swoje małe zakupy i poszłam usiąść na ławce w parku. Wiatr rozwiewał moje długie włosy związane w wysokiego koka. Liście drzew szumiały mi nad głową, jakby próbowały mnie tym pocieszyć. Wsłuchałam się w ich szept. Zamknęłam oczy i oparłam się plecami o pięknie pomalowaną, brązową ławkę. Wzięłam kilka głębszych wdechów napawając się wonią co raz to chłodniejszego świeżego powietrza.
- Dobra. - Powiedziałam sama do siebie podniósłszy powieki. Na całe szczęście w pobliżu nie było, ani żywej duszy. Jak mi się zdawało. - Vanessa, weź się w garść. Poradzisz sobie. Musisz tylko znaleźć jakiś sposób na zarobienie pieniędzy. Jakąś uczciwą pracę. - Próbowałam sama się pocieszyć. W tej chwili potrzebowałam wsparcia, czułości i pomocy. Potrzebowałam przyjaciela, ale nie smutna prawda była taka, iż nie miałam już nikogo. Westchnęłam rozpaczliwie. - Kogo ja oszukuję. - Dodałam zrezygnowanym, łamliwym głosem. - Nie poradzę sobie sama. Zginę tutaj... - Pierwsze łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Schowałam twarz w dłoniach i pozwoliłam sobie na zwyczajny, nietłumiony szloch. Oparłam łokcie na złączonych kolanach.
- Vanessa? - Usłyszawszy swoje imię podniosłam głowę i przetarłam oczy, lecz obraz pozostawał zamazany, bo gromadziły się w nich co raz to nowe łzy. Pociągnęłam nosem.
Ujrzałam niewyraźną sylwetkę mężczyzny. Nie. Chwileczkę. Chłopaka. Tak, to był jakiś młodzieniec. Był wysoki i miał krótkie brąz włosy. Przyjrzałam mu się dokładniej, kiedy zainteresowana jego obecnością zapomniałam na chwilę płakać.
Nosił czarny podkoszulek, a na niego białą rozpiętą koszulę, której rękawy miał podwinięte do łokci. Te odcienie świetnie łączyły się z kolorem spodni moro i wojskowymi butami. Zamrugałam kilka razy, by pozbyć się mgły zasłaniającej mi pole widzenia. Wtedy to zobaczyłam prześliczne zielone oczy, które rozbłysły na mój widok. Zaraz... już je chyba gdzieś widziałam.
- Uhm... tak... Czy my się znamy? - Zapytałam niepewnie, kiedy wstałam z ławki. Gdyby chciał mi coś zrobić, to szybciej ucieknę. Przestałam już ufać facetom. Są podli, kłamliwi i tylko jedno im w głowie. Ten wydawał się być zaskoczony moją reakcją, a co dziwne chyba wyczuł mój strach.
- Naprawdę, mnie nie poznajesz? - Popatrzyłam na niego przenikliwym wzrokiem. W tamtym momencie nienawidziłam płci przeciwnej bardziej niż ostrego jedzenia. - To ja. Kentin. - Oznajmił przyłożywszy ręce do piersi. Na chwilę mnie zatkało. Skamieniałam. To... to nie może być mój Ken. To nie jest on. Gdzie się podział ten mały, nieporadny okularnik? Masa pytań zalała moją głowę.
- Nie... Nie jesteś Kenem. Wcale nie wyglądasz jak on. - Zdawało mi się, że wyczułam podstęp, więc cofnęłam się o krok. Muszę uciekać, wiem to, lecz najpierw muszę się dowiedzieć, skąd ten typ zna moje imię. Może nasłał go na mnie Kastiel w ramach zemsty? Chciał się na mnie odegrać? Bałam się co ma zamiar zrobić, by zamienić moje życie w koszmar.
- Boisz się mnie? - Zapytał nieco smutno mój rozmówca. Blask w jego oczach nagle zgasł. Jakim cudem tak szybko mnie rozgryzł? Tylko ktoś, kto zna mnie od bardzo dawna, mógłby to zrobić.
- N-nie, nie boję się. - Skłamałam jąkając się, za co od razu przeklęłam się w myślach. Następnie powiedziałam, że chyba już pójdę, bo moi rodzice nie chcieliby, żebym rozmawiała z nieznajomymi. Dodałam także, że mieszkam bardzo niedaleko i właśnie miałam wracać do domu, bo zrobiło się późno.
- Zaczekaj. - Poprosił, kiedy chwyciłam walizkę i postawiłam pierwszy krok, by się stamtąd jak najszybciej oddalić. - Udowodnię ci to, tylko daj mi szansę. - W jego głosie słychać było panikę i... strach? Ale przed czym? Czego miałby się bać? Może tego, że mu ucieknę i jak nie wykona zadania, to Kastiel mu skopie tyłek. Chociaż jak tak patrzę na tego przystojniaka, to muszę stwierdzić, że sam jest całkiem dobrze zbudowany. Nic już z tego nie rozumiałam. Mimo iż, coś kazało mi się stamtąd jak najszybciej zmywać, zatrzymałam się i zgodziłam na jego propozycję. Dam mu jedną szansę. Chyba trochę za bardzo mu na tym zależy, co jest podejrzane, ale chciałabym się przekonać jak zamierza mi udowodnić swoją rację.
- No dobra. Masz minutę, tylko zastanawiam się jak zamierzasz to zrobić. - Zgodziłam się i założyłam ręce na piersi pewna, że mu się to nie uda. Odetchnął jakby z ulgą, lecz chyba chciał to zrobić ukradkiem, bo było to tylko krótkie, ciche westchnienie.
- Powiem ci coś o czym wiemy tylko my. - Podszedł do mnie o krok, a ja popatrzyłam na niego w panice. Nie chciałam, żeby się do mnie zbliżał. Starałam się ukryć moje przerażenie i gdyby nigdy nic spytać, co takiego. Od razu wyczułam drżenie mojego głosu, co wprawiło moje ciało w lekkie drgania.
- Twoi biologiczni rodzice zginęli, gdy byli na wczasach, nad morzem, a zastępczy znęcali się nad tobą i wyrzucili cię z domu. - Odparł spokojnie. Było widać, że już się nie denerwuje. Czekał na mój ruch. Jego wypowiedź sprawiła, że otworzyłam szerzej oczy nie mogąc uwierzyć, ze to naprawdę on. Jedyny przyjaciel, na którego mogłam zawsze liczyć. Szaleńczo we mnie zakochany, ten który nie zważywszy na okoliczności i niebezpieczeństwo stawała w mojej obronie, kiedy zachodziła taka potrzeba. Tylko Kentinowi się zwierzyłam z tego co działo się u mnie w domu i tylko on tutaj wiedział, jak zginęła moja mama i tata.
- Ken... - Wyszeptałam z niedowierzaniem. Czyżby zakończyła się moja nieszczęśliwa passa? Wpatrywałam się w starego znajomego jak w obrazek, a chłodny wiatr owiewał moje wciąż mokre od łez policzki. Już się go nie bałam. Bo to był on. Mój Kentin. Ten miły, kochany, opiekuńczy i tak dobrze mi znany. Oboje podeszliśmy do siebie.
- Dlaczego płaczesz? I jak się tutaj znalazłaś? - Spytał, a następnie rozglądnął się chcąc poznać powód mojego pobytu w takim miejscu o tak późnej porze. Czułam jakby serce podeszło mi do gardła i biło w jego wnętrzu.
- Ja... - Udało mi się wydukać. Nie wiedziałam jak mam mu to wszystko wyjaśnić. W dodatku, kiedy tak myślałam o jego zaletach, pomyślałam także o ich przeciwnościach i wtedy do mojej głowy powrócił obraz Kastiela. Wzdrygnęłam się na samo wspomnienie, a łzy ponownie napłynęły mi do oczu. Kentin obdarzył mnie czułym zmartwionym spojrzeniem.
- Va... - Zaczął, ale nie dokończył, bo rzuciłam mu się w ramiona wykrzykując rozpaczliwie jego imię. Objął mnie niepewnie, gdy ścisnęłam w dłoniach koszulę na jego plecach. Moczyłam mu podkoszulek wtuliwszy twarz w jego tors, ale nie zwróciłam na to uwagi. Jemu też zdawało się być to obojętne. Pogłaskał mnie delikatnie po włosach. Po chwili jednak odsunął mnie nieco od siebie i popatrzył prosto w moje ciemne oczy. - Co się stało? - Niemalże było widać ten ból w jego sercu. Nienawidził, kiedy cierpiałam. Sam mi to kiedyś powiedział. Nie kłamał. Ken nigdy mi tego nie zrobił. Byłam pewna, że mogę mu zaufać. Tylko on mi został, ale nie wiem, czy to czasem nie najcenniejsze co mam.
- Kastiel... - Wydukałam, po czym pociągnęłam nosem, niemal dławiąc się własnymi łzami. - Chyba... chciał mnie... zgwałcić... - Wyrzuciłam to wreszcie z siebie. Jak dobrze móc komuś o tym powiedzieć. Ponownie wtuliłam się w ramiona bruneta. Czułam się tam taka bezpieczna. Nie słyszałam jego odpowiedzi, więc tylko bardziej się rozpłakałam. Nie obchodziło mnie już czy ktoś to zobaczy. Muszę odreagować to co się stało.
- Ćśśś... już dobrze... jestem przy tobie... - Próbował mnie pocieszyć. Przytulił mnie mocniej na wieść o tym co próbował zrobić ciemnooki. Po raz pierwszy widziałam, żeby Ken czymś się tak bardzo przejął. Znaczy... zawsze się przejmował, zwłaszcza jeśli sprawy dotyczyły mnie, ale tym razem, czułam, że nie skończy się na zwykłej kłótni.
- Zostałam na ulicy... zostałam sama... - Paplałam trzy po trzy. Na samą myśl o wspomnieniu sprzed kilku godzin, trzęsłam się ze strachu. Zielonooki ujął moją twarz w dłonie i zmusił mnie bym spojrzała mu w oczy. W jego prześliczne zielone tęczówki.
- Nie... nie zostałaś. Masz mnie. Pomogę ci. A jeśli chodzi o Kastiela, to słono zapłaci za to co chciał ci zrobić. Oj słono.- Powiedział ściszając głos przy ostatnim zdaniu, po czym pocałował mnie w czółko. Zarumieniłam się zszokowana tym co zrobił i co zamierzał zrobić. Gdzie się podział ten nieśmiały Ken? Kastiel zapłaci? Czy on zamierza się z nim bić? Przeze mnie?
Stałam jak słup soli z wypiekami na twarzy. Spojrzałam na Kena, który chyba je zauważył, bo wyglądał na zdziwionego. To chyba pierwszy raz, kiedy się przy nim rumienię. Co to za uczucie? Serce waliło mi jak oszalałe. Aż bałam się, że on je usłyszy. Ciszej... bądź ciszej, błagałam je w myślach.
No. Wreszcie po tak długim czasie jest notka. Wybaczcie mi tę długą przerwę, ale jakoś weny i czasu brak. Szkoła, końcowe egzaminy się zbliżają i inne duperele. Na szczęście jak się dopadnę do klawiatury to jakoś leci. Dedykacja, dla Neramide Stern i Wiki za motywację do pisania tej notki. Dzięki dziewczyny xD Gdyby nie wy, na rozdział pewnie czekalibyście jeszcze z tydzień :/
To nie brak weny sprawił, że tak długo musiałam czekać na rozdział. Po prostu masz lenia jak każdy xD
OdpowiedzUsuńRozdział spoko. Robi się coraz ciekawiej.
Kentin wypiękniał? Teraz już rozumiem dlaczego znalazł się w ankiecie xD
Czekam na nexta xD i zapraszam na ostatni fragment Lalki pt. Rex Salazar xD