czwartek, 3 kwietnia 2014

Rozdział 13


   Gdy tylko Vanessa zniknęła za furtką, wpuściłem Demona do domu i zamknąłem za nami drzwi z hukiem. Następnie mocno w nie kopnąłem wyładowując na nich swoją złość. To wszystko nie tak miało być! Ona miała się we mnie zakochać, a tymczasem mnie znienawidziła i chyba się mnie boi. A tak się starałem. Zaplanowałem każdy najmniejszy szczegół. To wszystko wina Lysandra! Nie powinien mnie o to pytać wiedząc, że ona może w każdej chwili wrócić. Co ja wygaduję... To moja wina. Okłamałem ją. Nic dziwnego, że się wkurzyła. Zaraz... czy ja mam wyrzuty sumienia?
   Taa... Pewnie powinienem ją przeprosić i wszystko jej wynagrodzić, ale nie byłbym sobą, gdybym to zrobił. Poza tym, do jutra na pewno jej przejdzie. Mam dużo większe problemy na głowie niż uganianie się za dziewczyną, która nie chce mnie znać. Podszedłem do barku w salonie i otworzywszy szufladę wyjąłem z niej jasnobrązową drewnianą ramkę ze zdjęciem. Byłem na nim ja i moja ex. Przytulaliśmy się. Byłem wtedy taki szczęśliwy, ale ona wszystko spieprzyła. Od jej odejścia do spotkania Vanessy nie spotkała mnie ani jedna miła rzecz. W zasadzie nie wiem, dlaczego zainteresowałem się Debrą. Może to jej uroda, a może cięty język. Nie mam pojęcia. Kiedy się tak nad tym zastanawiałem, nagle przyłapałem się na tym, że westchnąłem oglądając tę starą fotkę. Głupek. Mimowolnie uśmiechnąłem się widząc jej szczęśliwą, zakochaną twarz.
- Byłaś inna niż Vanessa... - No super. Czy ja oszalałem? Gadam do zdjęcia. Porażka. - Nieprzewidywalna, czasem wulgarna i agresywna. Miewałaś szalone pomysły. Byłaś spełnieniem moich snów. Ona nie jest taka jak ty, dlatego nie rozumiem czemu nie mogę przestać o niej myśleć. Dlaczego musiałaś wyjechać?! Wszystko byłoby o wiele łatwiejsze, gdybyś została! - Kiedy skończyłem swój monolog, kierowany do dwuwymiarowej Debry, poczułem jak coś ociera się o moje nogi. Spojrzałem w dół i okazało się, że to Demon. Zaskomlał patrząc na mnie swoimi dużymi, ciemnymi, które szkliły się jakby zaraz miały popłynąć z nich łzy. Wydawało mi się, że doskonale rozumiał mój ból. Ukucnąłem.
- W porządku, stary. Nie musisz się o mnie martwić. - Powiedziałem głaskając go po mordce. Niespodziewanie wskoczył na mnie jakby chciał mnie tym pocieszyć. Musze przyznać, że mu się to udało. Kiedy mnie przewrócił i stanął na mnie łapami usiłując lizać mnie po twarzy, przypomniały mi się beztroskie lata, kiedy byłem dzieckiem, a on zaledwie kilkumiesięcznym szczeniakiem. Wtedy nie miałem takich problemów jak teraz. Ja i rozterki sercowe. To nijak nie trzyma się kupy.
   Krzyczałem: "spokój!" i "siad!", ale mój pies zdawał się być obojętny na te komendy. Jedyne co zrobił, to położył się na moim brzuchu pysk kładąc na podłodze. Usiłowałem wstać, ale psisko jest w cholerę ciężkie i nawet ja nie miałem szans jak się dobrze zaparło. Jedyne co mi pozostało, to przyjąć moją przegraną z godnością i pogłaskać swojego pupila. Tak też zrobiłem, by wiedział, że już czuję się lepiej.
   Po chwili jedną rękę podłożyłem pod głowę, a drugą pozostawiłem na grzbiecie kudłatego przyjaciela. Chociaż, że on jest znowu taki kudłaty to bym nie powiedział. Miękki dywan sprawiał iż nie odczuwałem zimna paneli, na których już nie raz wylądowałem za karę. Na samo wspomnienie aż się wzdrygnąłem. Tępo gapiłem się w biały sufit odliczając każdą minutę powoli kończącego się spokoju. Już po jutrze wszystko wróci do zasranej normy. Dlaczego tak się wyraziłem? Bo nie wiem jak inni, ale ja nie mam kochanej, troskliwej rodzinki. Mam ojca-tyrana, z którym na razie daję sobie radę, no bo jakoś muszę, nie? Co innego mam zrobić? Iść pod most? Kiedy tak rozmyślałem nad tym jakie mam zjebane życie, stało się coś czego się nie spodziewałem. Przynajmniej nie dzisiaj i nie o tej porze.
   Dźwięk zbliżających się kroków sprawił, że Demon momentalnie ze mnie zszedł, a ja energicznie wstałem z dywanu. Nawet nie wiem, w którym momencie zacząłem drżeć. Spojrzałem na swoje trzęsące się ze strachu dłonie. Wrócił wcześniej. Przecież nie miało go być miesiąc. W tym momencie cieszyłem się, że Vanessa się jednak tu nie wprowadziła. Miałem plany przez ten okres znaleźć dobrze płatną robotę i wynająć coś dla mnie i dla niej, ale to oczywiście jest niewykonalne. Po pierwsze, nie wiem czy udałoby mi się nas utrzymać, bo ostatnio straszny ze mnie leń i nic mi się nie chce. Po drugie, Van jest na mnie wściekła, więc moje ambicje nie mają już żadnego znaczenia, a po trzecie, gdyby ojciec dowiedział się że pracuję, przepiłby nie tylko swoją, ale i moją forsę.
   Patrzyłem jak dębowe grube drzwi wejściowe powoli się otwierają. Sekundę po tym do środka wszedł On. Szare oczy nie wyrażały zupełnie nic, a lekko opadające na czoło czarne włosy nie dodawały mu uroku jak uważał. Trudno mi było zgadnąć w jakim jest humorze, ale usłyszawszy radosne wołanie jakiejś kobiety stwierdziłem, że dzisiaj mi się chyba nie oberwie. Oczywiście taki ciąg wydarzeń nie do końca mnie zadowalał, bo miałem serdecznie dość tego, że co chwila sprowadzał sobie do domu co raz to nowe paniusie. A mama to co?! Już o niej zapomniał?! No jasne, przecież dla niego liczy się tylko kasa i żeby każda jego zachcianka została spełniona. Nie dziwię się, że mama od niego odeszła. W zasadzie, powiedzieli, że decyzję o rozwodzie podjęli razem, ale ja w to nie wierzę. Ech... Za każdym razem, kiedy o tym myślę czuję jakbym zaraz miał się rozpłakać. Dlaczego to zrobili?... Dlaczego rozwalili naszą rodzinę?...
- Cześć, Kastiel. - Przywitał się zgrywając dobrego tatuśka. No tak. Trzeba dobrze wypaść przed nową dziewczyną. Skrzywiłem się lekko słysząc to. Gdy kończył wypowiadać moje imię, do salonu, o dziwo z walizkami w rękach, weszła czarnooka piękność o długich ciemnoniebieskich włosach sięgających jej do połowy pleców. Były one zaplecione w warkocz, który delikatnie spoczywał na lewym ramieniu dwudziestoośmiolatki. Malinowe usta wygięły się w promienny uśmiech.
- Ryan, a więc to jest Kastiel? - Zapytała i postawiła walizki w kącie salonu. Najzwyczajniej w świecie zignorowałem ją, usiadłem na kanapie i włączyłem telewizor. Nie trudno było zauważyć, że ani trochę nie cieszyła mnie obecność tej laluni w naszym domu. Ojciec podszedł i wyciągnął kabel z gniazdka z wiadomym skutkiem. Jak widać dawno przejrzał moją grę i nie zamierzał przegrać.
- Samantho, chciałbym cię z góry bardzo przeprosić za syna. - Powiedział patrząc jej prosto w oczy. Pff... ona może i się nabrała na te jego słodkie oczka, ale ze mną mu tak łatwo nie pójdzie.
   Uśmiechnęła się i powiedziała, że zna się na nastolatkach, coś tam o dorastaniu i... coś jeszcze, ale nie pamiętam dokładnie co, bo przestałem ją słuchać gdzieś w połowie. Oparłem się o oparcie sofy i założywszy ręce na piersi ściągnąłem brwi okazując swoje niezadowolenie. Tak. Niech poczuje jak bardzo jej tutaj nie chcemy, prawda Demon? Spytałem psa w myślach rzucając mu tylko krótkie spojrzenie. Ten od razu zrozumiał o co mi chodzi. Zaczął ujadać jak szalony i próbował wystraszyć nieproszonego gościa udając, że chcę ją zaatakować. Zaparł się łapami, przygarbił i wystawiwszy kły, począł warczeć. Ofiara tego przedstawienia odruchowo cofnęła się do drzwi.
- Kastiel! Zabierz mi stąd tego kundla! - Usłyszałem krzyk taty. Rany jak ja dawno go tak nazywałem. Aż chce mi się śmiać, kiedy przypominam sobie te czasy. Burknąłem bezinteresownie "bo co", ale nie ruszyłem się z miejsca. Popatrzyłem na przerażoną kobietę, a gdy spojrzałem w jej przerażone oczy, wyobraziłem sobie, że to Vanessa. Ta sama czerń i ten sam błysk. Nawet nie wiem, w którym momencie rozkazałem Demonowi, żeby poszedł na górę. Zdezorientowany pupil posłuchał mojej komendy i w tamtym momencie przekląłem się w myślach za to, że tak dobrze go wytresowałem.
- Nic nie szkodzi. - Powiedziała Samantha po czym podeszła do kanapy. Ugięła lekko kolana i oparła na nich dłonie. Jej biust niemalże wylewał się z wydekoltowanej białej bluzki, a obcisłe jasnoniebieskie dżinsy wyglądały jakby zaraz miały pęknąć w szwach. Wcisnęła się w eskę, ale wydaje mi się, powinna nosić nieco większy rozmiar. Poza tym nie miałem jej nic do zarzucenia, jeżeli chodzi o jej wygląd, bo nie poznałem jeszcze jej charakteru. Lecz jaki by nie był, ona nigdy nie zastąpi mi mamy. Nie wiem czy tata wie jak bardzo mnie to wszystko boli, ale zapewne nawet gdyby wiedział, to i tak by się tym nie przejął.
- Cześć, jestem Samantha. - Chciała podać mi dłoń, ale jej nie przyjąłem. Po prostu patrzyłem na nią z pustką w oczach, którą pewnie zauważyła. Ponownie się do mnie uśmiechnęła. - Od pewnego czasu ja i twój tata się spotykamy. - Za kogo ty mnie masz, za jakiegoś bachora, który nie zna się na życiu? Zapytałem w myślach. - Wiele mi o tobie mówił i wydaje mi się, że mamy ze sobą wiele wspólnego, wiesz? - Jedyne co robiłem to wlepiałem w nią wzrok. Może poczuje się niekomfortowo i wyjdzie, wpadło mi do głowy. - Lubisz muzykę, prawda? Ja też kiedyś miałam zespół, ale się rozpadł. - Oznajmiła i usiadła obok mnie. Automatycznie odsunąłem się. Położyła dłonie na złączonych kolanach i ciągnęła dalej. - Bardzo bym chciała żebyś mnie zaakceptował, ale myślę, że z tym nie będzie problemu, bo wyglądasz mi na bardzo miłego. Chciałabym żebyśmy razem, we trójkę, zbudowali szczęśliwą rodzinę. Nie wiem jak to jest wychowywać się bez matki, ale wyobrażam sobie, że musi ci być ciężko. Spróbuję chociaż w części wypełnić tę pustkę, zgoda? Tylko musisz dać mi szansę. To jak będzie?
   Tym razem słuchałem jej z uwagą. No bo jak tu nie słuchać jak wspomina mi o mamie? Na sam dźwięk tego słowa przechodzi mnie nieprzyjemny dreszcz. Bo czuję... jakby odeszła na zawsze. Boję się, że już jej nigdy nie zobaczę. W zasadzie nie widziałem jej od rozwodu. Ani razu nie zadzwoniła, ani się ze mną nie spotkała. To boli, ale tłumaczę to sobie brakiem czasu. To na pewno to, przecież ona mnie kocha. Ech... kogo ja próbuję oszukać. Gdyby jej zależało, to już dawno by się ze mną jakoś skontaktowała. Chociaż dała znać, że wszystko w porządku. Nie wymagam od niej, żeby przyjeżdżała, bo wiem jak wiele kosztowałby ją widok byłego męża. Chcę jedynie jeszcze raz usłyszeć jej głos. Pewnie myśli, że skoro mam już siedemnaście lat, to jest mi niepotrzebna, ale to bzdura. Zawsze będę jej potrzebował. Szkoda, że ona tego nie rozumie. Samantha nie ma prawa stać się częścią naszej rodziny. Może i mama odeszła od taty, ale... Właśnie. Ale co? Przecież teraz on ma pełne prawo, by spotykać się z kim chce i kiedy chce. Mama tak samo. Czuję się taki bezsilny.
- Chcesz żebym się zbełtał, czy co? - Spytałem oschle, a na czole mojego ojca zaczęła pojawiać się żyła, która z każdym moim słowem pulsowała co raz bardziej. Jego nową partnerkę zraniły chyba moje słowa, albo On nieźle jej naściemniał na mój temat.
- Kastiel... - Syknął przez zęby. Oboje na niego spojrzeliśmy. Poczułem jak ciarki przeszły mi po plecach, ale nie dałem nic po sobie poznać. Zdawałem się pozostać obojętny na to wszystko. - Samantha jest dla ciebie miła, a ty jak się zachowujesz?! - Granatowowłosa podeszła do niego i objęła delikatnie dłońmi jego przedramię chcąc go uspokoić.
- Ryan, daj spokój. To normalne, że... - Zaczęła mnie usprawiedliwiać, ale przerwał jej w pół zdania. Nie rozumiem po co ona w ogóle mnie broni. Czy nie rozumie, że od tej pory ja i ona jesteśmy wrogami?
- Nie, to nie jest normalne! - Zaprzeczył. - Przeproś ją, natychmiast! - Zażądał i złożył dłonie w pięści. Przymrużyłem oczy i wstałem z kanapy. Stanąłem na przeciw Niego. Między nami był jakiś metr odległości.
- Nie. - Odpowiedziałem stanowczo. Wiedziałem, że zaraz się wkurzy, ale nie miałem pojęcia, że mnie uderzy przy tej dziuni. Wymierzył mi siarczysty policzek tak mocno, że straciłem równowagę i usiadłem dupą na panele. Dotknąłem piekącego miejsca, na którym zapewne widniał odcisk dłoni sprawcy. Spojrzałem na tatę wielkimi zeszklonymi oczami. Byłem w szoku. Jak mógł? Przecież do tej pory nie robił tego przy  świadkach. Cały lekko się trząsłem i nie wiem czemu, bałem się, że za chwilę znowu oberwę. Mimo to, nie mogłem okazać jak bardzo jestem zdruzgotany.
- Marsz do pokoju i przemyśl swoje zachowanie! - To powiedziawszy wskazał mi schody prowadzące na górę. Wstałem jak gdyby nigdy nic. Zaskoczenie zniknęło z mojej twarzy, a jego miejsce zajął chłód.
- Idę, ale nie dlatego, że mi każesz. - Zaznaczyłem nie tracąc z nim kontaktu wzrokowego. - Po prostu nie mam ochoty dłużej oglądać twojego krzywego ryja. - Słysząc to znowu chciał się na mnie rzucić, ale Samantha go powstrzymała. Włożyłem ręce do kieszeń spodni. Może i to co powiedziałem było lekką przesadą, ale ten facet, to już nie jest mój kochany tatulek. To jest potwór i zło w czystej postaci. Zacisnął mocno zęby ze wściekłości.
- Jeszcze jedno słowo, a... - Chciał mi zagrozić, lecz ja mu przerwałem.
- Pieprz się. - Warknąłem i ruszyłem w kierunku schodów, a gdy je pokonałem na ich szczycie czekał na mnie Demon. Poczochrałem go po karku pochyliwszy się. - Dobry pies. - Pochwaliłem go chcąc mu tym samym dać do zrozumienia, że nie jestem na niego zły, że mnie zostawił w takiej chwili.
   Weszliśmy do mojego pokoju. Ja położyłem się na łóżku i ubrałem na uszy słuchawki, a Demon na dywanie. Ciężki metal jakoś pochłonął buzujące we mnie negatywne emocje. Nie wiem ile siedziałem oparty o ciemną zimną ścianę. Miałem zamknięte oczy, a chwilami czułem się jakbym był w pół śnie. Z tego stanu wyrwał mnie ojciec, który gwałtownie zdjął mi z uszu słuchawki. Zaraz, przecież dopiero co się pokłóciliśmy. Chyba powinien być na mnie wściekły zwłaszcza za moje ostatnie słowa, ale nie, on był tylko poważny. Usłyszałem stukot szpilek na korytarzu, a za moment w drzwiach stanęła Samantha. Oparła się o framugę.
- Czego? - Warknąłem do taty i ściągnąłem brwi. Ręce automatycznie zacisnąłem w pięści.
- Przelecisz się do sklepu po browara. - Oznajmił. To bynajmniej nie była prośba. To był rozkaz. Westchnąłem słysząc to.
   Wolałem zrobić co każe, bo znowu wybuchnie kolejna awantura i kolejny raz mi się oberwie. Odłożyłem słuchawki na łóżko i wstałem. Sięgnąłem po ramoneskę, którą zostawiłem na krześle i zarzuciłem ją na siebie. Poprawiłem kołnierz, by stał jak należy i wyciągnąłem rękę po forsę. Mijając Samanthę w drzwiach usłyszałem jeszcze upomnienie od ojca, że reszta ma wrócić do niego, po czym zbiegłem na dół. W gruncie rzeczy cieszyłem się, że chociaż na chwilę mogę się stamtąd wyrwać.

Moi drodzy, dzisiaj mała zmiana. Rozdział oczami naszego kochanego Kastiela xD Nie wiem jak mi to wyszło, ale mam nadzieję, że nie najgorzej. Spróbuję się też wziąć trochę za rysunki. W końcu praktyka czyni mistrza. Z rozdziału 12-ego obrazek jest już w galerii.

2 komentarze:

  1. Cześć Sylwia!
    To znowu ja, ta Cookie od Avatara, kiepskiej Zutary i pijaństwa. Chciałabym życzyć Ci wesołych świąt i weny na każdy dzień. Przeczytałam już twoje wszystkie rozdziały i chcę powiedzieć, że są one Zaje**ste.
    POZDRAWIAM
    COOKIE
    P.S
    Jak będziesz miała chwilę to zajrzyj do mnie ksiezniczkaazula.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej Sylwia. Dlaczego nie odpisujesz ? Co się stało ? Urwał się nam kontakt na NK i GG. Proszę odpisz tu Weronika ;-;

    OdpowiedzUsuń