Kiedy tylko wyszedłem na zewnątrz uderzył mnie chłód dzisiejszego wieczoru. Wziąłem głęboki oddech. Świeże powietrze sprawiło, że dużo lepiej mi się myślało. Ruszyłem chodnikiem w stronę najbliższego sklepu. Zacząłem się zastanawiać nad tym co powinienem zrobić w sprawie Vanessy. Westchnąłem. Chyba zaczyna mi na niej zależeć bardziej niż na dziewczynach, które miałem. Tamto to były tylko przelotne znajomości. Związki na tydzień może dwa. Nie więcej. O ile można to było w ogóle nazwać związkiem, bo nie traktowałem ich poważnie. Może dlatego Nataniel uważa, że jestem playboyem, ale szczerze to mam na to wyjebane. Kiedy mijałem ławkę w parku, gdzie której po raz pierwszy spotkałem Debrę, wpadłem na genialny pomysł. Muszę pokazać Vanessie co straciła odpychając mnie. Plan B to upokorzyć ją, ale spróbuję najpierw pierwszej opcji.
Nim się spostrzegłem już byłem pod sklepem. Nie sądziłem, że aż taką wagę przywiążę do tego, by znaleźć sposób jak odzyskać dziewczynę. Wcześniej nie miałem z tym problemu. To ja je rzucałem, a nie one mnie. Pochłonięty myślami zapomniałem o chłodzie i dzisiejszej sytuacji z ojcem. Gdy wszedłem do spożywczaka uderzył mnie mocny zapach świeżego, dobrze wypieczonego chleba. Spojrzałem na sprzedawczynię, która lekko się do mnie uśmiechnęła. Dobrze się znaliśmy, bo kiedyś byłą moją sąsiadką. Chwyciłem sześciopak "Whiparsów" i postawiłem przed nią.
- Tata wrócił? - Spytała pewna swoich słów. Skasowała piwo i spojrzała na mnie współczująco. W zasadzie lubiłem ją chyba tylko dlatego, że kiedy mój ojciec zaproponował jej zbudowanie z nim związku, odmówiła.
- Taa... - Mruknąłem niezadowolony. - I nie nazywaj go tak. - Uprzedziłem odwróciwszy od niej wzrok. Mogę się założyć, że posmutniała słysząc to. Położyłem banknot na ladzie, a ona schowała go do kasy i wydała mi resztę. Zabrałem towar i pieniądze po czym ruszyłem do wyjścia.
- Kastiel może jednak pójdę z tym do pomocy spo... - Zaczęła, ale nie pozwoliłem jej dokończyć. Wkurzało mnie, że ciągle to powtarzała. Czy ona myśli, że wizyta jakiejś facetki cokolwiek by zmieniła? Być może, ale na gorsze. Wybrała zły sposób jeśli chce mi pomóc.
- Nie. Nie wtrącaj się. - Odparłem poirytowany i spojrzałem na nią chłodno. Wyjęła portfel i otworzywszy go wzięła do ręki kilkadziesiąt złotych.
- Masz. - Wystawiła do mnie rękę z forsą, a ja odruchowo się cofnąłem mówiąc, że nie chcę od niej żadnej kasy. - Nie. Naprawdę. Weź. Przyda ci się. - Nalegała, ale ja nie ustępowałem. Nie mam zamiaru żebrać. Aż tak nisko nie upadłem.
- Nie potrzebuję ich. - Zaprzeczyłem już trochę poirytowany tą sytuacją. Zacisnąłem rękę w której trzymałem alkohol. Wyrwałem jej się i odepchnąłem ją, kiedy próbowała wsadzić szmal do kieszeni mojej ramoneski. - Czemu nie możesz mieć mnie w dupie jak wszyscy?! - Wykrzyczałem. Dlaczego tak powiedziałem, nie wiem. Przyzwyczaiłem się już do samotności i tego, że jestem pozostawiony sam sobie. Że nie mam nikogo, kto mógłby mi udzielić dobrej rady, lub komu mógłbym się wyżalić. Po odejściu mamy, była jeszcze Debra, ale ona też po krótszym czasie mnie zostawiła. Od tamtej pory wszystko mi się sypie.
Nie czekając na odpowiedź wybiegłem na ulicę. Zwolniłem dopiero przy parku. Czułem jakby wszyscy się na mnie uwzięli. Nataniel, dyrektorka, mój ojciec, nawet Vanessa. Mam ich wszystkich dosyć! Najchętniej wyjechałbym z tego miasta nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. No tak... tylko gdzie wtedy bym się podział? Nie stać mnie na zakup, czy wynajem mieszkania. Pozostaje mi tylko znosić wszystko z godnością. Wróciwszy do domu położyłem to co przyniosłem na ławie w salonie. Niech On sobie sam weźmie te pieniądze. Nie chcę się już dzisiaj z nim widzieć, pomyślałem. Wziąłem szybki prysznic i położyłem się spać nie odrabiając nawet lekcji. Zresztą i tak rzadko to robiłem, więc raczej nie nikt się nie zdziwi, że po raz kolejny nie będę miał zadania.
Następnego dnia obudziłem się około ósmej, więc szybko ubrałem na siebie pierwsze lepsze ciuchy i wskoczyłem za kółko, pośpiesznie zapiąłem pasy i ruszyłem z piskiem opon. O kurwa. No i z tego wszystkiego zapomniałem coś wszamać. Nie mam też za co kupić lunchu. Stwierdziłem, że czeka mnie dzisiaj głodówka. Po kilku minutach, bo jechałem bardzo szybko, dotarłem przed budę. Jak zwykle zaparkowałem auto na miejscu dla nauczycieli. Wziąłem jedną miętową gumę, żeby zapomnieć o głodzie.
Pierwszą lekcją jaką dzisiaj mieliśmy był w-f. Spoko. Jak będziemy w coś grać, to będę miał się na czym wyżyć, a poza tym to doskonała okazja, żeby uświadomić coś pewnej osobie. Salę gimnastyczną mamy niczego sobie. Duża i ogólnie spoko, co tu więcej mówić. Dwa kosze, dwie bramki i kilka ławek pod ścianami. Okna po lewej i drabinki po prawej.
Nauczyciel kazał nam stanąć w zbiórce, a ponieważ nie bardzo przepadam za dyscypliną i nie lubię stać na baczność, oparłem się o parapet i patrzyłem jak inni prężą klaty i prostują plecy. No dobra. Przyznaję się. Jak inne. W-f-man się rozgadał. Nie wiem w zasadzie o czym nawijał, bo nie obchodziło mnie to za bardzo. Czekałem tylko aż da znak gwizdkiem, że zaczynamy grę. Z nudów zacząłem strzelać palcami i to dosyć głośno, bo jak wiadomo echo na sali gimnastycznej jest głośne. Przez chwilę nie działo się nic. Skupiłem się na wykonywanej czynności, aż wyrwał mnie z tego czyjś wrzask, który jak się potem okazało należał do pana Derkmana.
- Jak ci zaraz strzelę to się nie pozbierasz! - Klasa parsknęła śmiechem, a autor groźby spojrzał na mnie ściągnąwszy brwi. Założyłem ręce na piersi i przewróciłem oczami. Zdziwiłem się, że mi się za to nie oberwało. Jak się potem okazało, dziad wymyślił sobie jakiś teścik, czy coś w tym stylu. Przynajmniej tak to nazwał. Miała być to chyba wspinaczka po linie. Pff... Łatwizna. No jak dla kogo.
Stałem sobie spokojnie z boku i patrzyłem jak inni się pocą i męczą, żeby się wspiąć na górę. A Nataniel to już totalnie mnie załamał. Myślałem, że jednak da się go jeszcze jakoś uratować i zrobić z niego prawdziwego macho, ale jak widać myliłem się. Gość cztery razy podchodził do liny i dopiero za ostatnim mu się udało. Żeby nie było tak kolorowo muszę dodać, że doszedł do połowy i z jechał obcierając przy tym swoje delikatne dłonie. Hahaha. No bo jaką może mieć siłę w rękach, skoro ciągle tylko siedzi nad książkami i jakimiś papierami? Parsknąłem śmiechem, kiedy mnie minął. Nic mi na to nie powiedział, ale posłał mnie mordercze spojrzenie, które oczywiście olałem. Gdy usłyszałem swoje imię po raz trzeci, zorientowałem się że teraz moja kolej.
- Kastiel ile razy można cię wołać? - Zapytał poddenerwowany Derkman, lub Eddie jak to zwykliśmy go nazywać między sobą. Powolnym krokiem z rękami w kieszeniach spodenek, ruszyłem w kierunku liny. Ach... jak ja lubię wkurzać ludzi. Obejrzałem się na Van.
Miała na sobie czarną bokserkę i jasnoniebieskie, krótkie w pół uda dżinsowe spodenki. Do tego buty pod kolor koszulki z białymi sznurówkami. Długie włosy związała w wysoki kucyk. Gdy zobaczyła, że na nią patrzę, z dumą odwróciła ode mnie wzrok. Czyżby chciała mi pokazać, że już nic dla niej nie znaczę? Że moje spojrzenia i gesty nie robią już na niej żadnego wrażenia? Że ja nie robię wrażenia? O nie, co to to nie koleżanko, pomyślałem. Jeszcze zobaczymy. Chwyciłem linę i z małpią zwinnością wspiąłem się na samą górę, po czym zadzwoniłem dzwonkiem jak to robił każdy i zeszedłem na parkiet. Swoją drogą idiotyczny pomysł z tym dzwonieniem. Po co to komu? No nieważne. W każdym bądź razie chyba pobiłem swój rekord czasowy.
- Niezły jestem, co? - Spytałem Vanessy podszedłszy do niej i założywszy ręce na piersi. Uśmiechnąłem się zwycięsko czując rozpierającą mnie dumę. Jej reakcja mnie wkurzyła. Laska tylko prychnęła drwiąco i minąwszy mnie podeszła do sznura. Próbowała strzelić palcami, ale jej nie wyszło, co mnie nieco rozbawiło. Szybko pomachała ręką, bo chyba ją zabolała. Wskoczyła na pierwszy supeł na dole i powoli zaczęła wchodzić na górę. Spojrzała na mnie pewna siebie, lecz w jednej chwili na jej twarzy pojawiło sie przerażenie.
- Dobra, Vanessa! Zejdź! - Krzyknął do niej z dołu Eddie. Stanąłem obok niego i z daleka spojrzałem w jej przerażone oczy. Zdębiałem, kiedy krzyknęła że się boi i żebyśmy zadzwonili po straż pożarną, bo inaczej nie zejdzie. Klasa parsknęła śmiechem, a ja chyba po raz pierwszy nie śmiałem się razem z nimi. Dobra. Może głupio to wyszło, ale ona naprawdę była wystraszona. Szczerze z taką miną, gdy była tak bezbronna i bliska płaczu, podobała mi się jeszcze bardziej. Kurczowo zaciskała nogi i dłonie na linie.
Nie zastanawiając się długo wskoczyłem na sznur chcąc wejść na górę, ale wtedy usłyszałem jej przeraźliwy krzyk, co spowodowało, że natychmiast zeskoczyłem na podłogę. Nie miałem daleko może z metr.
- Nie wchodź! Nie trzęś, bo spadnę! - Usłyszałem i zobaczyłem jak mała złośnica zaciska oczy ze strachu. Westchnąłem w duchu. Ok, to co ja mam niby zrobić? Gdy próbowała jakoś sama zejść i zsunąć niżej nogi odsunęła je od liny i za nic w świecie nie mogła ponownie jej złapać. Ponieważ miała też słabe ręce szybko puściła się jedną i zapiszczała. Zobaczyłem przerażenie na twarzy w-f-isty, oraz rozbawienie na oczach klasy. Nie rozumiem z czego tu się śmiać?! Gdyby byli na jej miejscu, to ciekawe co oni by zrobili. - Nie utrzymam się! Spadnę! - Wykrzyczała i jej głośny pisk ponownie rozniósł się po sali, ale tym razem puściła się drugą ręką. Podbiegłem i złapałem ją na ręce niemal w ostatniej chwili. Chwilkę to trwało, zanim spojrzała na swojego wybawcę, a w tym wypadku na mnie. W jej oczach zobaczyłem zaskoczenie, więc uśmiechnąłem się łobuzersko.
- Nadal uważasz, że jesteś lepsza ode mnie? - Zapytałem z kpiną w głosie. Dopiero teraz zauważyłem, że się rumieniła, ale słysząc moje słowa zacisnęła zęby ze wściekłości i wyrwała mi się. Nie odezwała się do mnie od tej akcji u mnie w domu. Czy tak mają teraz wyglądać nasze relacje? Nauczyciel pomasował skroń.
- Dobra... wiecie, co? - Zapytał po chwili namysłu. - Koniec wspinaczki na dzisiaj. Wrócimy do tego w przyszłym tygodniu. - Spojrzał do swojego zeszytu z pedalskim obrazkiem z przodu. Ma w nim swoje notatki i zawsze nosi go ze sobą. Na okładce jest rumieniący się chłopak o czarnych włosach z uszami kota. - Zróbmy... stanie na rękach. - Zasugerował i kazał chłopakom przytaszczyć materac. Położyłem się na nim razem z Arminem, kiedy facet tłumaczył chyba skalę oceniania. Nie słuchałem go. Leżąc na boku podparłem głowę na ręce.
Kiedy usłyszałem, że mamy zejść, podniosłem się mozolnie i usiadłem na ławce razem z chłopakami. Po chwili doczekałem się swojej kolejki. Stanąłem przed materacem i obejrzawszy się na Vanessę uśmiechnąłem się do niej. Myślałem, że coś mnie trafi, bo po raz kolejny odwróciła ode mnie wzrok! Wybiłem się. Moje dłonie zetknęły się z materacem, a głowa skierowała się na dziewczynę w czarnej bokserce. Włosy przysłaniały mi widoczność, więc niestety zobaczyłem tylko wniebowziętą twarz Amber. Wróciłem do pozycji stojącej i ku mojemu rozczarowaniu zauważyłem iż Van nie zwracała na mnie uwagi, tylko rozmawia o czymś zawzięcie z Iris śmiejąc się.
- Dziewczyny, jeśli nie dacie rady, to ktoś może przytrzymać wam nogi w górze, kiedy już staniecie na rękach. - Poinformował nauczyciel na co rozległo się niezadowolenie chłopców, no bo niby czemu one mają mieć łatwiej? - Chłopaki, weźcie sobie piłkę do nożnej i możecie strzelać wolne czy co tam chcecie na jednej połowie. - To powiedziawszy podał Lysandrowi klucze do składzika, gdzie był sprzęt. - Potrzeba mi tylko jednego ochotnika do pomocy tutaj. - Dodał obejmując nas wszystkich wzrokiem.
- Ja zostanę. - Oznajmiłem, ku jego zdziwieniu. Z tyłu usłyszałem ciche przekleństwo rzucone przez Vanessę. Czy ona już zawsze będzie na mnie taka cięta? No dobra. Muszę przyznać, że zgłosiłem się do asekuracji tylko ze względu na nią. Jedynym minusem było to, że musiałem łapać też Amber, ale mówi się trudno. Nigdy nie można być zadowolonym w stu procentach. Opuściłem jej nogi powoli na materac, gdy Eddie już wpisał jej ocenę.
- Wiesz co? Bałam się, że upadnę i nie chciałam próbować. - Usłyszałem jej przesłodzony głos i spojrzałem na nią. Jej oczy błyszczały. Przysunęła się niebezpiecznie blisko mnie i splotła ręce z przodu. - Ale przy tobie niczego się nie boję. Jesteś taki silny i ... - Objęła moje ramię dłońmi. Teraz zauważyłem jak brzydko wyglądają jej tipsy. Poczułem chłód jej palców na nagim ramieniu, bo miałem ciemnoczerwoną bladą koszulkę na ramiączkach. - Wow... ale masz mięśnie. - Zachwyciła się. Nie znoszę takiego czegoś. Schlebia mi to, ale nie lubię, kiedy uczepiają się mnie takie damulki bojące się złamać paznokieć.
- Zabieraj te łapy. - Powiedziałem chłodno przez zaciśnięte zęby. Czułem jak powieka zaczyna mi latać. Zamknąłem oczy licząc, że to pomoże mi się uspokoić. Strąciłem jej "tanie tipsy" z ramienia i odsunąłem się od niej nieco.
- Vanessa, chodź spróbuj. - Poprosił Derkman, a ja spojrzałem na nią. Kątem oka zobaczyłem jeszcze jak Amber kipi ze wściekłości. Mam nadzieję, że nie widać tego, że Vanessa mi się podoba. Brunetka niepewnie podeszła do materaca. Rzuciła mi niechętne spojrzenie i przyjęła pozycję by się wybić, lecz a nic w świecie nie mogła tego zrobić. Poirytowany chwyciłem ją w udach i odwróciłem do góry nogami, czego wynikiem był jej kolejny pisk.
- Co robisz, idioto?! Postaw mnie! - Krzyczała wymachując nogami. Musiałem się mieć na baczności żeby nie oberwać.
- Kastiel! Puść ją! - Wykrzyczał w-f-ista, ale ja nie zwróciłem na niego uwagi. Jak dziewczyna nie daje rady to jej pomogę, co nie?
- Przestań wierzgać, kretynko! - Rozkazałem, a w tle usłyszałem śmiech klasy. - Kładź ręce na materacu. - Dodałem, bo się uspokoiła. To chyba przez rosnącą publikę, hehe. To musiało być niezłe przedstawienie. Ucieszyłem się, kiedy mnie posłuchała. Napotkałem jej karcący wzrok, kiedy moje ręce zjechały nieco niżej niż na uda, ale myślę, że nikt poza nią tego nie zauważył.
- Nie dotykaj mnie, zboczeńcu! - Wykrzyczała i tak machnęła nogą, że musiałem ją puścić, przez co upadła, ale nie groźnie. Na pewno nie zrobiła sobie krzywdy. Wszyscy parsknęli śmiechem. Nauczyciel westchnął i powiedział coś w stylu: "Oj, Vanessa, Vanessa, sportsmenką to ty nie zostaniesz.". Klasę jeszcze bardziej rozbawiły te słowa.
- Dobra... nastę... Kastiel! Gdzie na podłodze! - Usłyszałem, gdy wybiłem się i stanąłem na rękach na parkiecie. Haha. Gostek kipiał ze złości, a jednocześnie był wystraszony. Bezcenny widok, chociaż do góry nogami. Podniosłem głowę i przespacerowałem się przed dziewczynami. Były wniebowzięte.
Wtedy stało się coś czego się nie spodziewałem. Vanessa się rozpłakała i wybiegła z sali. Każdy był w szoku. Ja również. Szybko stanąłem na nogi i spojrzawszy na Lysandra porozumiewawczo wybiegłem za nią. Wszedłem do damskiej szatni. Siedziała skulona w kącie i płakała. Więc jednak mi się nie zdawało. Nim zdążyłem do niej podejść usłyszałem krzyk mieszany ze szlochem.
- Wyjdź stąd! Chciałeś mnie upokorzyć to ci się udało! Zostaw mnie już w spokoju!
to jest cudooowne, tylko na tyle mnie stać....
OdpowiedzUsuńno dobra nie będę taka.....
CUDO cudo cudo CUDO cudo cudo CUDO cudo cudo CUDO cudo cudo CUDO cudo cudo CUDO cudo cudo CUDO cudo cudo CUDO cudo cudo CUDO cudo cudo CUDO cudo cudo
CUDO cudo cudo CUDO cudo cudo CUDO cudo cudo CUDO cudo cudo CUDO cudo cudo
to była opinia na szybko!
Pozdrawiam!
Cookie, ale może znasz mnie jako Chocolate Cookie, Ginny czy Bóg wie ile tego było...
i oczywiście zapraszam do siebie :)
Dziękuję. Rozdział u ciebie już dawno przeczytałam, ale jakoś nie mam na razie czasu skomentować, a wcześniej kompa nie miałam, to nie mogłam. Jak znajdę wolną chwilę to na pewno się wypowiem na temat twojego dzieła. Dziękuję.
UsuńPięknie piszesz, wciągnęłam się. Kiedy następny rozdział? :)
UsuńWybacz, że tak późno odpisuję, ale dopiero dzisiaj dostałam cynk, że napisałaś. Więc w skrócie ujmę to tak, jak nie zabraknie mi weny to rozdział teraz będą pojawiać się szybciej zważywszy na to, że mam zapalenie płuc i trochę w domu posiedzę :) Nawet nie wiesz jaką radością jest dla mnie dostać od ciebie komentarz, bo szczerze, to bałam się, bo dawno aktywności an blogu nie było :/
Usuń