sobota, 5 lipca 2014

Rozdział 16

   Spojrzałam na Lysandra pytająco. Może on wie o co mogło chodzić Kastielowi. Za co Nataniel miał mu zapłacić? Czyżby ten miły uczynny chłopak zrobił coś złego? Nie. W to nie uwierzę. Mimo wszystko spytałam białowłosego jaki może być powód tej ich nienawiści. Nie chciał mi za wiele powiedzieć. Usłyszałam tylko, że nie powinien o tym mówić, bo to sprawa tylko i wyłącznie między nimi, a Kas zwierzył mu się w wierze, że nikomu nie wygada. Kastiel, który się komuś zwierza. Chciałabym to zobaczyć. Jak dla mnie on zachowuje się jakby nic go na tym świecie nie obchodziło i jakby problemy go omijały szerokim łukiem.
   Po krótkiej wymianie zdań pożegnałam się z Lysandrem i oparłam się o mur szkoły. Spokojnie czekałam aż ojciec Kentina po mnie przyjedzie. Naprawdę mili z nich ludzie. Bez żadnego problemu przyjęli mnie pod swój dach. Tatę Kena było dość trudno przekonać, ale w końcu uległ prośbom swojej żony. Cieszę się z tego. Jego mama jest trochę podobna do mojej biologicznej. Miła, pomocna, a na jej twarzy zawsze gości życzliwy uśmiech. Dużo z nią rozmawiam. Pyta o moje postępy w nauce, czasem o relacje z rówieśnikami i o chłopaków. Tym bardziej jest to zabawne, że ona doskonale wie, iż podobam się jej synowi. Czasem mu tym trochę dokucza i podpuszcza go. Ken słodko wygląda kiedy się denerwuje. Uwielbiam tą jego panikę w oczach i rumieńce na policzkach. W dodatku, gdy jest zakłopotany trudno mu sklecić sensowne zdanie i zdarza mu się zająknąć.
   Tak sobie stałam rozmyślając o moim przyjacielu, gdy nagle zobaczyłam monety wysypujące się na chodnik. Zaczęły się toczyć w stronę jezdni. W pierwszym momencie pomyślałam, że mam farta i wezmę je ze sobą, ale zaraz zorientowałam się, że ktoś dopiero co je upuścił. Wybiegłam na środek ulicy i zaczęłam zbierać pieniądze. Ta... wiem, to było ryzykowne. Szybko wróciłam na chodnik i wręczyłam je właścicielce.
   Była to dziewczyna mniej więcej w moim wieku. Miała na sobie ciemnoniebieską wydekoltowaną bluzkę wiązaną na szyi i czarne rurki, które miały dziury na kolanach i z przodu ud. No nie powiem, dodawało jej to buntowniczego wyglądu. Do tego były to biodrówki, więc nawet szeroki pasek z ćwiekami opasający jej biodra nie zakrywał jej płaskiego wyćwiczonego brzucha. Wow... tez bym chciała taki mieć. W tym momencie sobie przypomniałam jak nie znoszę swojego wyglądu.
- Oh, dziękuję. - Powiedziała do mnie nieznajoma, a jej niebieskie tęczówki zlustrowały mnie od stóp do głów. A tak a propo głowy, to z jednego byłam dumna. Moje włosy były gęstsze i dłuższe od jej. Ha! Punkt dla mnie. Nie żeby to miało dla mnie znaczenie... No dobra, ma. Może mi się wydawało, ale mój kolor był o wiele ładniejszy niż jej. Zresztą, to było widać, że je farbowała. Nikt nie rodzi się z takim kolorem brązu.
- Nie ma sprawy. - Uśmiechnęłam się życzliwie, co ona odwzajemniła. Wtedy moją uwagę przykuł tatuaż na jej prawym ramieniu. Jakaś chmara... czy ja wiem? Motyli? Coś w tym stylu. Rany... ja bym sobie nigdy czegoś takiego nie zrobiła. Po co się niepotrzebnie szpecić? Jeśli już to wybrałabym inny wzór. Dobra, mniejsza o jej wygląd.
- To było bardzo nierozsądne wybiegać tak na środek jezdni. Ktoś mógł cię dupnąć. - Poinformowała mnie i schowała kasę do portfela. Kim ona jest żeby mnie pouczać? Moją matką? Wątpię. Patrzyłam z politowaniem jak wciska kawałek czarnej skóry do swoich obcisłych do granic możliwości dżinsów.
- Może masz rację, ale co się stało to się nie odstanie. - Oznajmiłam, a z moich ust nie schodził uśmiech.
- Uczysz się tutaj? - Rzuciła ni z tego ni z owego. Nie znam jej, no i może nie powinnam jej ufać, ale dobra... nie mogę się cykać tylko dlatego, że jakaś nieznajoma wypytuje mnie, gdzie się uczę. Pokiwałam twierdząco głową. Coś czułam, że na jednym pytaniu się nie skończy i miałam rację. Jak ja nie znoszę zawierać nowych znajomości. Zwłaszcza kiedy człowiek odpycha mnie już z wyglądu. - Znasz może kogoś z 2a?
- Ja jestem z 2a. - Powiedziałam niepewnie. Jej połyskujące od różowej szminki usta - nie znoszę różu - wygięły się w kolejnym uśmiechu.
- W takim razie będziemy razem chodzić do klasy. Wiesz, niedawno wróciłam do szkoły i chciałam się dowiedzieć na czym stoicie. W sensie z materiałem. Ale... nie widziałam cię tu wcześniej. - Spojrzała na mnie podejrzliwie. Zdziwiło mnie, że ona ma jeszcze siłę unosić powieki, przecież na rzęsach miała tyle tuszu i kredki.
- Dlatego, że dopiero co się tutaj przeniosłam. - Zawsze czuję się niezręcznie przy nieznajomych i jestem spięta. Dlatego nie lubię zawierać nowych znajomości.
- Naprawdę? W takim razie, jestem Debra. - Wystawiła do mnie dłoń, a ja ją uścisnęłam. Czerwień jej paznokci raziła mnie w oczy. Nie przepadam za jaskrawymi kolorami.
- Vanessa. Dla przyjaciół Van. - Dodałam i splotłam dłonie z przodu.
- Miło mi cię poznać. Mam nadzieję, że się zakumplujemy. Dobra, już piątek. Nie będę cię zatrzymywać. Do poniedziałku. - Rzuciła i odchodząc pomachała mi. Odpowiedziałam jej tym samym gestem, a po chwili zniknęła mi z oczu. Hm... w sumie to jej nie znam. Może okaże się całkiem spoko. No i mamy podobne style. Nie no dobra, nie przesadzajmy. Podobne w kilku procentach, lecz po jej wyglądzie wnioskuję, że też lubi słuchać rocka, więc się jakoś dogadamy. Zawsze lubiłam styl gothic, albo rock, ale nigdy się tak za bardzo nie ubierałam, bo moi rodzice zastępczy mi na to nie pozwalali. Miałam być idealną córcią.
   Ucieszyłam się, kiedy zostałam sama. Czasami tak lubię. Stałam tam oparta o murek i potwornie się nudziłam. Włożyłam słuchawki do uszu i puściłam piosenkę Avril Lavigne "Girlfriend". "Hey hey, you you, I don't like your girlfriend, no way no way, I think you need a new one..." zaczęłam cicho śpiewać. Mogę mieć jedynie nadzieję, że nikt mnie nie usłyszał.
   Ech...nudzę się... przeszło mi przez myśl. Kentin zostawał na jakieś dodatkowe zajęcia, a mnie się nie chciało na niego czekać. Przez tę godzinę mogłam zrobić tyle rzeczy. Poza tym Ken zawsze biega do domu. Rozkaz jego ojca. Taaa... ten koleś to ma fajnie. Wojsko nawet w domu. Całe szczęście, że mnie w to nie wciągnęli. W każdym bądź razie, jak tylko wrócił do domu, jego mama podała nam obiad. Hm... zjadłabym hamburgera. Niestety zamiast tego dostałam kartofle ze stekiem. Sorry, ale czy ja wyglądam na goryla, bo ta porcja była przeogromna. Ojciec Kena wciął wszystko. Pozostawię to bez komentarza. Ja zjadłam połowę i poczułam, że więcej nie przełknę.
   Po skończonym posiłku poszłam do siebie na górę. Może by tak pomalować paznokcie? Debra mnie dzisiaj zmotywowała. Haha, aż sama w to nie wierzę. Nigdy nie lubiłam malować pazurków. Ostatnio jednak coś mnie natchnęło i kupiłam sobie czarny lakier. Liczyła, że to doda mi charakteru. Może już czas go użyć? Poszłam do łazienki i wzięłam prysznic. Najpierw musiałam się odświeżyć. Dopiero potem zrobię sobie mani peni, haha. Rany, zabrzmiałam jak Amber. Heh, no bywa. Kentin spojrzał na mnie ze zdziwieniem, kiedy wyszłam z łazienki w ręczniku o w pół do piątej. Miałam zdecydowanie lepszy humor niż zwykle, lecz kiedy zobaczyłam Kena zamarłam.
- K-ken... nie patrz! - Pisnęłam i schowałam się w pokoju. Spalił buraka, a ja w odpowiedzi usłyszałam jak się zająknął. "Ale ja... ja wcale nie.. ja...". Wtedy i ja się zarumieniłam. Oparłam się o drzwi pokoju, które szczelnie zamknęłam. Przyłożyłam dłoń do piersi, by uspokoić szybko bijące serce. Widział mnie... w ręczniku... Wiem, że mnie lubi, ale czy jego rumieniec był spowodowany niezręcznością sytuacji, czy podobało mu się to co zobaczył. Eee... stawiam na to pierwsze. A tak w ogóle to od razu mi się przypomniało jak drugi raz spotkałam Kasa. Wtedy w domu Lysandra, gdy ten czerwonowłosy palant rzucał te dwuznaczne teksty.
   Wróciłam do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Zdjęłam ręcznik i ubrałam bieliznę, a następnie ciemnogranatową koszulkę z wielką uśmiechniętą buźką na przodzie i spodenki od piżamy sięgające mi do połowy ud.  Chyba bym się pod ziemię zapadła gdyby mnie ktoś teraz zobaczył. Zważywszy na to, że dolna część mojej piżamki miała wzorek w truskawki. No i, te kolory i wzory w ogóle do siebie nie pasowały.
- You're the "straw" to my "berry"... - Zaczęłam cichutko śpiewać pod nosem malując paznokcie u stóp. Hm... nie będzie ich za bardzo widać, ale jakoś nie mogłam się powstrzymać i zostawić im ich naturalnego koloru. - You're the smoke to my high... - Zamilkłam po tym wersie, bo już dość długo śpiewałam tę piosenkę. Co kończyłam to od nowa. Po trzecim razie mi się znudziła. Spojrzałam z uśmiechem na swoje dzieło. Czarny lakier na moich dłoniach połyskiwał w świetle lampy.
   Gdy tak z uwagę przyglądałam się swoim pazurkom sprawdzając czy gdzieś nie wyjechałam poza paznokieć, rozległ się dzwonek mojej komórki. Kto do mnie pisze. Teraz nie wyjdę. Mam jeszcze mokre włosy. Wzięłam telefon do rąk. Hm... nieznany numer.

Sieeeeema :p
Zapomniałam cię o coś spytać.
Znasz morze Kastiela? Nie wiesz czy ma dziewczynę?
Debra.

To ona jest zainteresowana Kasem? Zaraz.. Debra... Debra... czy ja już gdzieś nie słyszałam tego imienia? Ych... Za nic sobie nie przypomnę! Hm... ok, podoba jej się Kastiel. Ale co ona sobie ubzdurała? Nie znam go na tyle, żeby wiedzieć w jakich on dziewczynach gustuje. Poza tym jak to mówią, o gustach się nie dyskutuje, a nawet jakbym go spytała to znając życie i tak by mi nie odpowiedział, i obróciłby wszystko w żart.

No hej ;)
Skąd masz mój numer? O.o
Niestety nie wiem nic na ten temat, ale chyba nie.

   Odpisałam szybko. Nie będę się chwalić, ale mam już wprawę w klikaniu na telefonie. Lol, chyba się uzależniam. Ba, uzależniłam się już dawno temu. Czekałam chwilę, aż Debra odpisze. Ponieważ było to tylko krótkie "spoko" i "dzięki", stwierdziłam że nie ma sensu już odpowiadać. Poza tym nie mam darmowych sms'ów. Nie no, ja to mam problemy. Dobra, może wysuszę włosy, przeszło mi przez myśl.
   Skończyłam to robić około dziewiętnastej. Normalnie to mi schną trzy godziny. Jakaś masakra. Na szczęście użyłam suszarki. Następnie poczesałam je szczotką i zaplotłam sobie dwa luźne warkocze po bokach. Sięgały mi do pasa. Grzywkę zostawiłam luźno. Może spytam Kena czy pożyczy mi laptopa, to sobie obejrzymy jakiś film. Właśnie miałam to zrobić, kiedy poczułam wibracje na łóżku. To była moja komórka. Znowu ktoś się do mnie dobijał. Wzięłam ją do ręki i spojrzałam na wyświetlacz.
- Lysander? O co mu może chodzić? - Spytałam siebie i odebrałam. - Cześć, Lysander. - Przywitałam się.
- Hej, słuchaj, zajęta jesteś? - Miałam przeczucie, że ma do mnie jakąś sprawę i będzie chciał się spotkać. Nie lubię być z chłopakami sam na sam, więc w duchu trochę panikowałam, by nie o to mu chodziło. Chociaż w sumie i tak mi się nudzi, a na dworze chyba nie jest za zimno, pomyślałam. Nie wiem czemu, ale jedynie przy Kenie mogę się wyluzować. Dziwne. Może to dlatego, że długo się przyjaźniliśmy?
- No trochę, ale mogę skończyć później? - Ja się chyba właśnie zgodziłam na spotkanie. Jaka ja jestem głupia. Kto postępuje wbrew sobie i swoim postanowieniom nie będąc do niczego zmuszanym? Zapadła na chwilę jakaś dziwna cisza, lecz nie ośmieliłam się jej przerwać. Haaaaalo... odezwij się. Znowu się zamyślił? No co? To mu się zdarza.
- Nic, znaczy... to nie takie ważne. Sorry jak w czymś przeszkodziłem... - Wydukał zakłopotany. Naprawdę z niego gentleman. Chyba jednak mu pomogę. Lepsze to niż gapienie się w sufit, który swoją drogą chyba wypadałoby pomalować. Ta biel mnie kiedyś doszczętnie dobije. Biało, biało i biało! Ma-sa-kra. Za niedługo zacznę mieć koszmary z kolorem białym w roli głównej.
- Nie, no co ty. O co chodzi? - Spytałam i mimo że, tego nie widział, uśmiechnęłam się. Za chwilę powiedział mi, że zgubił swój notatnik. Znowu?! Przypomniał sobie, że zostawił go w szkole. W dodatku w piwnicy. Ta, no pewnie, nie ma to jak wysłać samotną dziewczynę do szkolnej piwnicy po zmroku. Bardzo mądrze, zwłaszcza, że jak się naoglądam horrorów to potem cała się trzęsę jak tylko zrobi się ciemno, a muszę wyjść. No, ale nie mogłam zostawić Lysandra w takiej sytuacji. Tylko jedno pytanie nie dawało mi spokoju. Czemu nie może sam po niego pójść. Poza tym dzisiaj jest piątek, a to oznacza, że Kastiel... Cholera! Skarciłam się w myślach. Co ja plotę? Że Lysander miał próbę z chłopakami. Albo ma mieć. Czyżby coś się między nimi stało? Może się o coś pokłócili. Mam nadzieję, że nie przestaną razem grać, bo brzmią naprawdę świetnie.
   W skrócie, zgodziłam się przynieść Lysandrowi ten notatnik. Pewnie ma przypływ weny i go potrzebuje. Sama doskonale go rozumiem. Kiedyś też sporo pisałam, to wiem jak to jest jak wena nie ma ujścia, a przepisywać mu się tego pewnie później nie chce. Zmieniłam spodenki na ciemne z jasnymi przebłyskami. Mówiłam już jak kocham nosić dżins? Nie? To mówię. Do tego ubrałam czarną bokserkę, pociągnęłam oczy kredką, byle nie za mocno. Tak odrobinkę, nie lubię mieć tapety na twarzy. Dlatego nawet nie używam pudru. Poza tym muszę dodać, że wcale go nie potrzebuję. No i powód numer trzy, to kojarzy mi się z Amber. Sztuczna lalka barbie. W życiu z siebie takiej nie zrobię, choćby nie wiem jak mnie zmuszano.
   Gdy byłam już gotowa zbiegłam na dół. Ubrałam moje szare conversy i krzyknęłam że niedługo wrócę. Rodzice Kena nie są moimi prawnymi opiekunami, ale tak czy siak, chyba powinni wiedzieć pewne rzeczy. Na przykład, że nie zjem kolacji bo lecę na miasto, hehe. Poza tym, jeżeli kolacja będzie w takich ilościach jak obiad, to spokojnie będę mogła sobie potem odgrzać, bo na pewno coś zostanie. Spojrzałam na swoje buty. Hm... te białe sznurówki nie wyglądają tak źle, a nie znoszę białego.

***

   Za jakieś pół godziny, no może czterdzieści minut stanęłam pod bramą szkoły. Wyjęłam telefon z kieszeni spodenek. Czymś muszę sobie poświecić. Dziwne. Chłopaki nie mają próby, a szkoła otwarta. A no tak. Nataniel zawsze zostaje po... nie chwila. Dzisiaj poszedł do domu. Kto tu jest. Nie będę ściemniać, że się nie wystraszyłam. Dobra. Po cichu, powoli, ostrożnie. Do piwnicy i znikam z tego strasznego miejsca. W nocy ta szkoła mnie trochę przeraża. 
   Idąc korytarzem czułam się niemal jak tego dnia, kiedy to w żenujący sposób uchroniłam się przed atakiem Demona wskakując Kastielowi na ręce. Na samo wspomnienie poczułam zażenowanie. Co sobie musiał wtedy o mnie pomyśleć... Im bardziej zbliżałam się do piwnicy, tym bardziej mój strach narastał. Zdziwiłam się słysząc dźwięk gitary elektrycznej i... perkusji? Chłopaków przecież nie ma. Kto tam gra? Po cichu zeszłam schodami na dół. Z playbacku zaczął lecieć wstęp do jakiejś piosenki. Nigdy tego jeszcze nie słyszałam. Schowałam się za ścianą, a po chwili zajrzałam do środka. O rany... nie sądziłam, że kiedykolwiek się tak ucieszę na widok Kastiela. Ale chwila. Zrobił sobie próbę sam, czy jak? Bo już nie czaję. 
   Zauważyłam jego plecak i futerał od gitary na podłodze obok drzwi, lecz przestały mnie one interesować, kiedy usłyszałam delikatny męski głos. Spojrzałam w kierunku jego źródła. O Boże... Kastiel umie śpiewać?! W dodatku jego głos był taki... delikatny... taki... piękny. Jeszcze nigdy nie słyszałam jak śpiewa. Zachwyciłam się. Wydaje mi się, że mnie nie zauważył. Zaczęłam się wsłuchiwać w słowa piosenki.

Now that it's all said and done (Teraz gdy wszystko zostało powiedziane i skończone)
I can't believe you were the one (nie mogę uwierzyć że byłaś tą jedyną)
To build me up and tear me down (która budowała mnie i burzyła)
Like an old abandoned house. (jak stary opuszczony dom)
What you said when you left (To co powiedziałaś gdy odeszłaś)
Just left me cold and out of breath. (pozostawiło mnie zimnego i nie mogącego złapać powietrza)
I fell too far, was in way too deep. (Czuję się taki daleki na drodze do głębokiego)
Guess I let you get the best of me. (Przypuszczam że pozwoliłem ci wziąć lepszą część mnie)

   W trakcie zauważyłam, że komórka, którą zostawił na plecaku się podświetliła. Zobaczyłam znajomy numer. Cztery... pięć... dwa... Gdzieś już kiedyś widziałam tę końcówkę. Wyjęłam swój telefon. No jasne! To numer Debry! Ale nie dziwi mnie to, skoro się w nim zabujała, to było jasne że zdobędzie jego numer. Tak jak z resztą zdobyła mój.
   Rany... nie mogłam się powstrzymać. Spojrzałam na Kastiela, ale nie wyglądało na to, żeby wyczuł moją obecność. Wzięłam więc jego telefon i weszłam na wiadomości. Po co ja to w ogóle czytam? No dobra... może... MOŻE trochę się boję, że ona go poderwie. Bo Kastiel... troszeczkę mi się podoba.
O mój Boże... ile razy ona już do niego pisała?

8:45 12 maja 2014
Od: 321 707 452
Hej Kassie, zgadnij kto to :p

8:45 12 maja 2014
Od: 321 707 452
No jak to, skarbie? To ja. Już mnie nie pamiętasz? Twoja misia :*

12:14 12 maja 2014
Od: 321 707 452
Wróciłam do miasta. Chciałabym, żebyś my dali sobie jeszcze szansę...

13:40 12 maja 2014
Od: 321 707 452
Czemu nie odpisujesz? Kochanie, odezwij się :(

15:03 12 maja 2014
Od: 321 707 452
Tęskniłam za tobą, spotkamy się?

15:30 12 maja 2014
Od: 321 707 452
Kassie... odezwij się :( I'm so sad...

18:56 12 maja 2014
Od: 321 707 452
Słyszałam, że nadal gracie z chłopakami. Musimy w końcu pogadać. Wpadnę do was na próbę. Jestem niedaleko szkoły :*

Te wiadomości były dla mnie prawdziwym szokiem. Znaczy, że... Debra to... dziewczyna Kastiela? Nie, chwila. Raczej BYŁA dziewczyna. Z tego co wyczytałam, to nie trudno zgadnąć, że zerwali. Lecz ta ostatnia wiadomość sprzed chwili, zmroziła mi krew w żyłach. Nie wiem czemu, ale miałam ochotę wepchnąć Kastiela do worka na kartofle i zatargać gdzieś, byle jak najdalej od tej dziewuchy. No Debra... przyjaciółeczki szukasz tak? No to chyba znalazłaś, pomyślałam i zacisnęłam ręce w pięści. Ech... i tak wiem, że jak przyjdzie co do czego to ani drgnę. Spojrzałam na Kasa. Nadal śpiewał i totalnie ignorował moją egzystencję. Tym lepiej. Odpisałam szybko Debrze z jego telefonu. Wiem, jestem wścibska i okropna...

Odpowiedz:
Dzisiaj nie zrobiliśmy próby, bo Lysander nie mógł przyjść. Także idziesz na darmo.

No. Wyślij. To chyba wystarczy. Odłożyłam jego telefon i teraz już swobodnie oparłam się o ścianę i przysłuchiwałam muzyce oraz temu ślicznemu głosowi, w ogóle nie podobnemu do tego, którym Kastiel zazwyczaj mówi. Wpatrywałam się z uwagą w jego smukłą postać, a moje oczy chłonęły każdy jego najmniejszy gest. W zasadzie, to pomyślałam sobie, że nawet nie jest taki zły, jeśli chodzi o charakter. No... ujmę to tak. Zawsze mogłam trafić na większego chama. Ech... jak to jest, że dziewczyny zawsze zakochują się w niegrzecznych chłopcach? I czy... z chłopakami jest tak samo? Wolą miłe, czy "niegrzeczne" dziewczyny? Zresztą... ja chyba nie umiem być tą drugą...

Well, I never saw it coming (Więc, nigdy się tego nie spodziewałem)
I should've started running (Powinienem zacząć uciekać)
a long, long time ago. (dawno, dawno temu)
And I never thought, I'd doubt you. (I nigdy nie powinienem myśleć, że mam wątpliwości co do ciebie)

I'm better off without you (Lepiej mi bez ciebie)
more than you, more than you know. (bardziej niż sobie wyobrażasz)
I'm slowly getting closure. (Powoli zmierzam do końca)
I guess it's really over. (Myślę że to naprawdę koniec)
I'm finally getting better. (Nareszcie mam się lepiej)
And now I'm picking up the pieces. (Teraz podnoszę się z depresji)
I'm spending all of these years (Spędzę nad tym kilka lat)
putting my heart back together. (składając moje serce w całość)
'Cause the day I thought I'd never get through (W dniu w którym zacząłem myśleć, że przez to nie przebrnę)

I got over you. (skończyłem z tobą)

You took a hammer to these walls (Uderzyłaś młotkiem w te ściany)
dragged the memories down the hall (pociągnęłaś wspomnienia w dół holem)
packed your bags and walked away. (spakowałaś swoje walizki i odeszłaś)
There was nothing I could say. (Nie było niczego co mogłem powiedzieć)
And when you slammed the front door shut (I kiedy trzasnęłaś frontowymi drzwiami)
a lot of others opened up (otworzyło się dużo innych)
so did my eyes so I could see (tak jak moje oczy i mogłem zobaczyć)
that you never were the best for me. (że nigdy nie byłaś dla mnie najlepsza)

Well, I never saw it coming. (Więc, nigdy się tego nie spodziewałem)
I should've started running (Powinienem zacząć uciekać)
a long, long time ago. (dawno, dawno temu)
And I never thought I'd doubt you. (I nigdy nie powinienem myśleć że mam wątpliwości co do ciebie)

I'm better off without you (Lepiej mi bez ciebie)
more than you, more than you know. (bardziej niż sobie wyobrażasz)
I'm slowly getting closure. (Powoli zmierzam do końca)
I guess it's really over. (Myślę że to naprawdę koniec)
I'm finally getting better. (Nareszcie mam się lepiej)
And now I'm picking up the pieces. (Teraz podnoszę się z depresji)
I'm spending all of these years (Spędzę nad tym tych kilka lat)
Putting my heart back together. (składając moje serce w całość)
'Cause the day I thought I'd never get through (W dniu w którym zacząłem myśleć, że przez to nie przebrnę)
I got over you. (skończyłem z tobą)


Well, I never saw it coming. (Więc, nigdy się tego nie spodziewałem)
I should've started running (Powinienem zacząć uciekać)
a long, long time ago. (dawno, dawno temu)
And I never thought I'd doubt you. (I nigdy nie powinienem myśleć że mam wątpliwości co do ciebie)
I'm better off without you (Lepiej mi bez ciebie)
more than you, more than you know. (bardziej niż sobie wyobrażasz)


Well, I never saw it coming. (Więc, nigdy się tego nie spodziewałem)
I should've started running (Powinienem zacząć uciekać)
a long, long time ago. (dawno, dawno temu)
And I never thought I'd doubt you (I nigdy nie powinienem myśleć że mam wątpliwości co do ciebie)
I'm better off without you (Lepiej mi bez ciebie)
more than you, more than you know.
(bardziej niż sobie wyobrażasz)
I'm slowly getting closure. (Powoli zmierzam do końca)
I guess it's really over. (Myślę że to naprawdę koniec)
I'm finally getting better. (Nareszcie mam się lepiej)
And now I'm picking up the pieces. (Teraz podnoszę się z depresji)
I'm spending all of these years (Spędzę nad tym tych kilka lat)
putting my heart back together. (składając moje serce w całość)
Well I'm putting my heart back together (Tak, składając moje serce w całość)
'Cause I got over you. (Ponieważ skończyłem z tobą)
Well I got over you. (Tak, skończyłem z tobą)
I got over you. (skończyłem z tobą)
'Cause the day I thought I'd never get through (W dniu w którym zacząłem myśleć, że przez to nie przebrnę)
I got over you. (skończyłem z tobą


Uśmiechnęłam się, kiedy skończył śpiewać. Piękna piosenka. Podnosi na duchu. Byłam taka szczęśliwa. Spławiłam Debrę, a Kastiel już dawno podniósł się po ich zerwaniu. Chyba. A jeśli nie, to mu pomogę. Nie żeby mi zależało żeby zostać jego dziewczyną. No może... troszkę. Tylko boję się, że on mnie zrani. Czy w ogóle coś do mnie czuje? A jeśli tak to czy mi to powie? Rozmyślałam tak nad tym jak Kas ma zamiar wyznać mi uczucia, kiedy rozległ się sygnał sms z jego komórki. Jezu! Wystraszyłam się, bo mnie zobaczył. No to po mnie. Patrzyłam jak odkłada gitarę i staje przede mną chyba niezbyt zadowolony z mojej wizyty. Zresztą. On zawsze ma albo głupią minę, albo jakby chciał kogoś zamordować. Z przykrością stwierdziłam że w tym wypadku przybrał tę drugą i to chyba ja mam być rozszarpana.
- Co ty tutaj robisz?! - Niemal wykrzyczał mi w twarz. Tak w ogóle to poczuła na niej kropelkę jego śliny, którą ze złością starłam.
- Mógłbyś łaskawie na mnie nie pluć?! - Dobra. Skoro powitanie mamy za sobą, to powinnam zacząć myśleć jak wytłumaczyć swoją obecność. Boże, jaka ja jestem głupia. Przecież przyszłam tu po notatnik. Przez tę całą sytuację z Debrą i Kasem kompletnie o tym zapomniałam.
- Było nie przyłazić to byś nie została opluta. - Warknął i odwrócił głowę jak jakiś ważniak. Założył przy tym ręce na piersi. Co on taki wściekły? Chodziło o to, że słyszałam jak śpiewa, czy to te sms'y od Debry go tak zdenerwowały? Hm... trudno powiedzieć.
- Coś ty taki wkurwiony, co? - Spytałam. No to się będzie działo. Po pierwsze, to chyba nie było odpowiednie pytanie, bo czuję że "bomba" w ustach Kastiela zaraz wybuchnie, a po drugie pierwszy raz przy nim przeklęłam. No może drugi. W zasadzie, to ja rzadko przeklinam. Chciałabym się nauczyć żeby nie odstawać od rówieśników, ale idzie mi to mozolnie.
- A co cię to obchodzi. I po co tu przylazłaś? - Spytał i o rany, raczył na mnie spojrzeć. Co prawda nadal minął seryjnego zabójcy, ale liczą się chęci. Zdziwiło mnie, że nie skomentował użytego przeze mnie słowa, które pewnie brzmiało komicznie w moich ustach.
- A co ciebie to obchodzi? - Burknęłam i założyłam ręce na piersi. Z satysfakcją, ale i z irytacją stwierdziłam, że Kastiel wlepia wzrok w mój dekolt. Stanęłam na palcach, bo był dla mnie za wysoki i udało mi się sięgnąć głowy tego zboka. Nie wiele myśląc przywaliłam mu w łeb z impetem. Jestem nieśmiała, ale na niektóre rzeczy nie mam zamiaru pozwalać. Poczułam jednak, krew napływającą do moich policzków. - I gdzie się gapisz?! - No cóż, to może trochę moja wina, bo to ja założyłam bokserkę. Z drugiej strony nie wiedziałam, że on tu będzie. Ech... nie rozumiem dlaczego w ogóle zwraca uwagę na taką brzydulę i szarą myszkę jak ja. Czerwonowłosy zboczeniec poprawił swoje włosy i złapał mnie za nadgarstek.
- Nie waż się... nigdy więcej... tego robić. - Powiedział szorstkim tonem pchając mnie na ścianę. Przylgnęłam do niej plecami. Ratuj się, ratuj się Vanessa. Chwila... a nie raduj się? W końcu Kastiel jest tak blisko. Nie no, ja się poważnie muszę zastanowić. Coś dziś jakaś strasznie happy jestem i widzę same dobre strony w każdej sytuacji. Może przywaliłam głową o ścianę i mi się poprzestawiało? A może mi jakichś prochów nasypali do tego kotleta? A nie... to był stek. Chociaż w sumie co za różnica.
- Masz wiadomość... - Wydukałam cicho i spłonęłam rumieńcem po raz kolejny. Ja to jestem powalona. Koleś definitywnie ma ochotę mi przywalić, a ja się cieszę, że stoi tak blisko. Uciekłam wzrokiem na podłogę. Kastiel puścił mnie i odczytał sms'a.
- What the fuck? - Spytał nie jestem pewna czy mnie, czy siebie. O cholera, jak zobaczy że odpisałam Debrze z jego telefonu, to nie dożyję jutra. - Nie pisałem tego. - No pięknie. I znalazł. Spojrzałam na stolik obok ściany Wzięłam z niego notatnik. Ok, teraz powoli, cichutko... Zaczęłam się wycofywać na palcach tak cicho jak umiem. - Wowowowowow... - Usłyszałam za sobą i poczułam jak ktoś chwyta mnie z tyłu za bluzkę. - Stój, stój, stój... - Zaczęłam się wyrywać chcąc czym prędzej stąd wyjść.
   Szłam w miejscu, a Kastiel cały czas trzymał mnie za bokserkę. Jak tak dalej pójdzie to mi ją rozciągnie, albo w najgorszym przypadku podrze. Poddałam się i spuściłam głowę. Potem spojrzałam na niego, ale jego wyraz twarzy nie wyrażał żadnych uczuć poza irytacją, więc uśmiechnęłam się niewinnie.
- Vanessa. - Powiedział surowym tonem i znowu założył ręce na piersi. - Chcesz mi coś powiedzieć?
- Nie... nie bardzo. - Udałam zdziwioną, a on strzelił facepalma. Czym on się tak denerwuje? Przynajmniej Debra tu nie przyjdzie. Powinien być mi wdzięczny. No ja na przykład nie chciałabym się w takich okolicznościach spotkać ze swoim byłym, a zważając na to, że olewał jej sms'y, to chyba nie rozstali się w pokoju. Kas tkwił w tej pozycji dosyć długo, aż zaczynałam się martwić. Wyciągnęłam do niego rękę i dotknęłam jego ramienia. - Kastiel?... Wszystko ok?... - Tak jak myślałam lepiej było go nie ruszać.
- Jakim prawem czytałaś moje sms'y?! I jakim prawem się pode mnie podszywasz?! Co jej napisałaś?! - Wow... spokojnie, nie tyle pytań na raz, pomyślałam. Spojrzałam w jego ciemne oczy i na chwilę zatonęłam w ich głębi. Zaraz... o co on mnie w ogóle pytał. A tak, chyba coś że się podszywam. Odwrócił wzrok i... czy on się zarumienił?! Eee... pewnie mi się zdawało. - Nie gap się tak na mnie, tylko odpowiadaj... - Rozkazał nadzwyczaj cicho, ale przez zaciśnięte zęby.
- No... wyglądało na to, że nie za... - Urwałam, gdyż usłyszałam czyjeś kroki na korytarzu. Były jeszcze daleko. - Słyszałeś? - Spojrzałam odruchowo w kierunku drzwi.
- O kurwa... szybka jest. - Skomentował Kastiel, a ja spojrzałam na niego jak na kretyna nic z tego nie rozumiejąc. On jednak nie zamierzał mi nic wyjaśniać. Schował telefon do kieszeni i chwyciwszy mnie mocno za nadgarstek zaczął gdzieś ciągnąć korytarzem.
- Czekaj! Gdzie idziemy? Aua! To boli, kretynie! - Krzyczałam próbując wyrwać rękę z jego uścisku, jednakże nadal za nim szłam. Dlaczego za nim? Bo nie dałam rady dotrzymać mu kroku. Koleś jakby jakiegoś powera wypił.
- Zamknij się. - Syknął przez zęby. On mi rozkazuje? To nie ja się zachowuję jak jakiś świr! Zaparłam się nogami, ale to niewiele mi dało. Koleś był dla mnie za silny. Ciągnął mnie po korytarzu, a końcówki moich trampek ścierały się wydając pisk.
- Nie! Co ty wyprawiasz?! Dlaczego uciekamy?! - Co ten palant odstawia? Jęknęłam w z bólu, gdy złapał mnie mocno za ramię wbijając w nie rękę. Wepchnął mnie z impetem do kanciapy woźnego. Muszę przyznać, że to pomieszczenie jak na gospodarcze jest całkiem spore.
   Lecz nic rewelacyjnego tam nie było. Na środku stał jakiś stół. W kącie leżały miotły i wiadra ze ścierkami. W drugim rogu doniczka z jakimś kwiatkiem, chyba fikusem, ale za dobrze nie widziałam, bo na dworze już się ściemniło. Sterta worków na śmieci w czwartym kącie i mamy całą zawartość pomieszczenia. A nie, chwila. Przy ścianie stała jedna ze szkolnych szafek. Na moje oko była granatowa, ale trudno stwierdzić w takim świetle. Do niej właśnie zaczął ciągnąć mnie Kastiel.
- Co ty wyprawiasz, padalcu?! - Krzyczałam, bo z nim ptrzeba stanowczo, ale on już zdążył wepchnąć mnie do środka, wleźć za mną i zamknąć drzwi. Było strasznie ciasno. Przemieściłam się nieco, by być z przodu, bo nie lubię być zgniatana. Poczułam jak szafka się kołysze, ale na szczęście znowu stanęła w pionie. Odetchnęłam.
- Co ty robisz? - Spytał Kastiel szeptem lekko zdziwiony, a może i zdenerwowany. Jak mniemam chodziło mu o to, że przeze mnie mogliśmy się przewrócić razem z naszą... kryjówką? No i musielibyśmy zostać tak do rana. Chyba, że Kas by coś wymyślił, zresztą jak zawsze.
- Ja? - Ściszyłam głos tak jak on. W zasadzie to teraz na niego krzyczałam. Krzyczeć szepcząc. To brzmi jak jeden z wierszy Lysandra, które nieraz pozwalał mi czytać, gdy jeszcze mieszkałam u Rozy.

Widzę twoje smutne oczy, słyszę głos ciszy 
Pomiędzy nami pustka i nic więcej
Nieodratowany
Zniszczony, stracony
Zatarty wątek życia
Patrzę na ciebie a ty na mnie
To nasza rozmowa
Słowa nigdy niewypowiedziane
Ty je znasz i ja je znam
Nic więcej nam nie trzeba
Krzyczę do ciebie szepcząc
Na więcej mnie nie stać
Krzyczę kocham, ale słyszysz tylko niewyraźny szmer
Dlatego tkwimy tak w tych czterech ścianach
Samotny
Niezrozumiany
Upadły w nicości
To czym jestem tutaj bez ciebie
Bo wiem, że cię nie ma
Czy kiedykolwiek tu byłaś?

   Próbowałam przypomnieć sobie resztę wierszy Lysandra, które z taką łatwością trafiały do mojego serca. Poruszały mnie. Sprawiały, że zaczynałam inaczej postrzegać świat. Były esencją bólu, samotności i czegoś jeszcze czego nie znałam. Oczywiście Lys pisał też weselsze wiersze, ale mnie bardziej podobały się te wyrażające ból. Czemu? Sama nie wiem. Bo już poznałam czym jest cierpienie? I nadal jest mi źle bez rodziców? Nie, tylko nie płacz. Nie mogę teraz płakać, nie przy Kastielu. Udało mi się pohamować łzy. Nie myśl o tym, nie myśl, mówił do mnie głos w głowie.
   Całe szczęście, a może na nieszczęście z zamyślenia wyrwał mnie czyjś dotyk. Spojrzałam na Kasa, ale on nadal wyglądał przez szparki w szafce najwyraźniej nie zdając sobie z niczego sprawy. Ale jak mógł tego nie czuć. Zarumieniłam się. To co poczułam w dolnej części ciała, to zdecydowanie nie były jego ręce. Postanowiłam odwrócić się do niego przodem. Tak będzie lepiej. Z trudem udało mi się to zrobić.
- Ech... skończ się wiercić, dobra? - Szepnął wyraźnie poirytowany. Podniosłam na niego wzrok. Odwzajemnił spojrzenie, ale zaraz wrócił do lustrowania otoczenia za naszą klitką. I dobrze... niech się nie śpieszy... Tak jest dobrze. Zacisnęłam ręce na jego t-shircie i wtuliłam twarz w jego klatę. Cholera... teraz czuję go z przodu... Zrobiło mi się gorąco. Co ja wyprawiam? Nie wiem jak długo będziemy tu tkwić, ale jak tak dalej pójdzie to jego bliskość mnie zabije. Zakręciło mi się w głowie, kiedy zaczęłam wdychać zapach jego ciała wymieszany z perfumami. Hm... nie czuję dymu papierosowego. Czyżby dzisiaj nie zapalił?
- Kastiel? - Usłyszałam głos na zewnątrz. - Jesteś tu? - Chwila moment. Znam ten głos. Debra. Dlaczego tu przyszła? Przecież jej napisałam, że nie ma sensu żeby się tu zjawiała. Zesztywniałam, a kiedy poczułam jak Kas obejmuje mnie ramieniem i przyciska bardziej do siebie odsuwając się od krawędzi szafki, przestałam oddychać. Serce waliło mi jak młotem. Co jeśli ona to usłyszy i przez to nas zdradzę? A co gorsze, co jeśli On to wyczuje? Mimo moich obaw nic takiego się nie stało, lecz chyba poczuł, że wstrzymałam oddech i znieruchomiałam.
   Zadrżałam lekko, gdy pogłaskał mnie po głowie. Czyżby chciał mnie uspokoić? Jak nie przestanie, to oszaleję. Wyszeptałam jego imię, a on przycisnął moją głowę bardziej do swojej klaty. Tak mocno, że nie mogłam nic powiedzieć, ani nawet oddychać. W pierwszym momencie spanikowałam, ale potem poddałam się. Objęłam go rękami w pasie. Już nie wytrzymam. Chcę żeby był tak blisko. Rzadko mi się zdarza mieć kontakt fizyczny z chłopakiem. Wsłuchałam się w dźwięk oddalających się kroków. Chyba jesteśmy bezpieczni.
   A więc to przed Debrą chował się Kastiel. Już rozumiem, chyba. Tylko czemu, czyżby się jej bał? Rany, co ja plotę? Ciepło jego ciała i oplatające mnie jego męskie ramiona, odbierały mi możliwość trzeźwego myślenia. Może gdyby miał na sobie ramoneskę, nie czułabym jego cudownych twardych mięśni tak bardzo. Spojrzałam na niego zaskoczona i może lekko zawiedziona, kiedy zwolnił uścisk.
- Kastiel... ja... - Wyszeptałam niemal bezgłośnie. Nie byłam pewna czy cokolwiek usłyszał. Spuściłam głowę i spłonęłam rumieńcem, którego pewnie nawet nie zauważył. Poczułam jak unosi mój podbródek. Spojrzałam w te cudowne oczy i totalnie odpłynęłam. Zamknęłam powieki i stanęłam na palcach. Poczułam jego oddech na moich ustach. No już. Ile mam czekać. Tkwiłam chwilę w tej pozycji, ale nic się nie działo. Jakby Kastiel czekał aż ja wykonam pierwszy krok. Czyżby nie chciał mnie wystraszyć po raz kolejny jak u siebie w domu? - Pocałuj mnie... teraz... - Wyszeptałam, a kiedy jego wargi ledwie dotknęły moich, drzwi szafki gwałtownie się otworzyły. Odwróciłam głowę i spojrzałam przerażona za siebie.

Przepraszam, przepraszam, przepraszam Was tak bardzo, a szczególnie Wikę, która mnie motywowała niemal każdego dnia. Wiem, że długo notki nie było i dziękuję Ci, że tak się dopytywałaś. Gdyby nie Ty, to pewnie byłaby gdzieś w połowie lipca jak nie później. Za to, że tak długo zwlekałam, dzisiaj jest taka dłuższa. No jak na mnie nie aż tak, ale jest za pięć północ i nie mam siły pisać dalej. Chyba znowu pokonałam blokadę i bardzo się z tego cieszę. Mam nadzieję, że rozdział się Wam podoba. Śmiało możecie wyrazić opinię w komentarzach, które równie mocno mnie motywują :D

5 komentarzy:

  1. BOŻE BOŻE BOŻE BOŻE! Po pierwsze dziękuję Ci kochana za rozdział :* Jest genialny! Piosenka...no po prostu się w niej zakochałam! Jejkuuuu będę motywować Cię jeszcze częściej, bo nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Cudownie <3
    +I niech ta Debra grzecznie mówiąc spada XDDDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Debra jeszcze namiesza XD Cieszę się, że Ci się podoba. A jeśli chodzi o piosenkę to przeszukałam pół neta zanim ją znalazłam haha, ale zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia. Od razu mi się skojarzyła z Kastielem i Debrą xD

      Usuń
  2. Jest ok, tylko dziwi mnie to, żę Vanessa nie ma swojej osobowości. W każdym rozdziale jest inna... Nie potrafię jej polubić. Ale fajnie, że wróciłaś :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A w tym Rozdziale w szczególności . I to wulgarne słownictwo do ciebie nie pasuje.

      Usuń
    2. Cóż, ludzie się zmieniają. Ja również. A poza tym Vanessa mówiła, że ma dość bycia grzeczną dziewczynką jaką zawsze musiała udawać. Doskonale ją rozumiem, lecz mam nadzieję, że aż tak bardzo nie przeszkadza Wam jej osobowość.

      Usuń