sobota, 11 października 2014

Rozdział 18

   Cholera... Co zrobiłem nie tak? No raczej nic, więc to nie moja wina że uciekła. Debra by się tak nie zachowała. Jak one się różnią. No powiedzmy, że moja była jest bardziej rozrywkową i wyluzowaną dziewczyną. Vanessa to taka trochę wstydliwa cnotka i taka jest niestety prawda, ale w sumie, to mi to aż tak nie przeszkadza. Jestem przyzwyczajony do odważnych i śmiałych dziewczyn, bo inne chyba boją się do mnie odezwać. Może myślą, że je spławię. W każdym bądź razie nie narzekam. Vanessa jest ładna, no i chyba mnie lubi, a co ważniejsze ja też ją lubię, tylko że mam złe przeczucia co do naszych dalszych relacji. Możliwe, że trochę ją wystraszyłem.
   Dobra, nie chce mi się nad tym myśleć. Wróci do domu, prześpi się i jej przejdzie. Kurwa... Lysander miał rację, kręci mi się w głowie. Szlag by to. Chyba się upiłem, no ale mniejsza z tym. Zdążę wytrzeźwieć zanim ojciec wróci, a jak dotrze tu szybciej to chociaż go wkurzę robiąc mu wstyd przed jego nową dziunią. Najpierw ona będzie w szoku, potem on będzie chciał jej to wytłumaczyć., trochę na mnie pokrzyczy, a na końcu ja im pokaże jak bardzo mnie to wszystko nie obchodzi, a potem... Potem pewnie pójdę w kimono. Zresztą mój tata przed swoimi dziewczynami zgrywa dobrego ojca, a tak naprawdę jest tylko zwykłym chujem.
   Wróciłem do salonu, ale nie zastałem tam Lysandra. Koca też nie było, ale jego buty zostały. Pewni poszedł się kimnąć na górę. Nie przeszkadzało mi to. Opadłem na kanapę i złapałem się za głowę. Moje włosy rozsypały się na ciemnej poduszce. Zamknąłem oczy jakby to miało mi pomóc pozbyć się tych zawrotów. Usłyszałem stukot obcasów. To pewnie Samantha, ale coś nie słyszę ojca. Otworzyłem jedno oko. Policzki mnie piekły, pewnie się rumienię. Żeby nie było, na pewno nie na jej widok. Stanęła przede mną i otworzyła usta będąc chyba w lekkim szoku.
- I na co się tak gapisz? - Burknąłem niezadowolony z jej obecności. Wziął się jakiś babsztyl przyczepił do mojej rodziny i chce mi robić za matkę. Nie zauważywszy żadnej reakcji ściągnąłem brwi. - Zawiasy w gębie ci się zacięły i nie zamkniesz jadaczki? Mniej obciągaj. - Stwierdziłem wrednie. Zresztą, to jak ona się ubiera utwierdza mnie w przekonaniu, że puszcza się na prawo i lewo. Nie znam jej za dobrze, lecz jak to mówią: Jak cię widzą, tak cię piszą. W ogóle to gdzie oni byli, że się tak odstawiła? Fajna kiecka. Bez ramiączek, czarna i obcisła. Do tego czarne rajstopy i szpilki. Nie powiem spoko to wygląda. Gdyby była młodsza...
- Zrobiłeś imprezę pod naszą nieobecność? - Spytała i zaczęła zbierać puszki po piwie. Szlag! Nie przejęła się tym co powiedziałem. Wyniosła je do kosza i posprzątała na ławie. A tak przy okazji, skoro już o tym mowa, to jak się schylała było jej widać dupę. Jakby się najpierw nie mogła przebrać. Nadal leżałem na kanapie.
- Weź zabierz poślady z wizji, co? Ja tu "Doktora" oglądam. - Fuknąłem, a ona odwróciła się w stronę ekranu wracając do pionu. Usiadła obok moich nóg. Że nie chciałem jej dotykać, ani mieć z nią jakichkolwiek kontaktów, to byłem zmuszony usiąść. Mimo dzielącej nas odległości, intruz przypełzł do mnie z drugiego końca kanapy.
- Interesujesz się medycyną? - Była dość zaskoczona swoim odkryciem, które oczywiście było błędne. Ta, kto by mnie wziął na lekarza? Rozciąć może i bym coś rozciął, ale nie gwarantuję, że pacjent wyszedłby z tego cało, hehe.
- Przestaniesz? - Zirytowałem się. Niczego się ode mnie nie dowie. Nigdy nie zastąpi mi mamy i nie pozwolę żeby się do mnie zbliżyła. No ba i oczywiście znowu ta mina jakby nie wiedziała co jest grane.
- Nie rozumiem. Kastiel, ja i twój tata jesteśmy ze sobą, a więc... - Chciała coś powiedzieć, ale jej przerwałem. Mniemam miała zamiar mnie uprzedzić, że teraz jest moją macochą.
- Więc zajmijcie się swoim gównianym związkiem i zostawcie mnie w spokoju. - Wziąłem do ręki pilota i podgłosiłem film. Nie chcę z nią rozmawiać. Mogłaby sobie stąd pójść, a jeszcze lepiej jakby zabrała wszystkie swoje rzeczy i na dobre się stąd wyniosła.
- Dlaczego jesteś dla mnie taki oschły? Ja cię naprawdę lubię. Wierzę, że w głębi dobry z ciebie chłopak. - Zacisnąłem ręce w pięści. Niech przestanie mówić takie rzeczy. Nie ona. Pani ze spożywczego wporzo, Lysander, Leo, Roza ok, ale nie ta wstrętna żmija. Nie odwróciłem wzroku od ekranu telewizora.
- Wchodzisz z butami do naszego życia i wszystko niszczysz. - Warknąłem żeby wiedziała o co mi chodzi, bo ma do tego prawo, ale niech nie myśli, że tak łatwo jej odpuszczę. Jeżeli ona tu zostanie, to czekam do osiemnastki i się wyprowadzam.
- Przepraszam, ale to nie tak jak myślisz. Poznałam twojego ojca po tym jak rozwiódł się już z twoją mamą. - Akurat. - Nie mam nic wspólnego z rozpadem ich małżeństwa. - To zakłamana gnida. Próbuje zamydlić mi oczy, ale ja wiem co tu jest grane.
- Wsadź sobie swoje przeprosiny. - Totalnie nie obchodziło mnie co jeszcze ma mi do powiedzenia.
- Dlaczego nie chcesz żeby twój tata był szczęśliwy? - Zapytała z żalem. I jeszcze będzie mi tu, kurwa, wyskakiwać z jakimiś pretensjami? Nie ma mowy. Wstałem i ruszyłem do swojego pokoju. Gdy chwiejnym krokiem dotarłem do schodów prowadzących na górę poczułem uścisk na nadgarstku. - Chcę żebyś był moim synem... - Wyrwałem się jej i trzymając się barierki poszedłem na górę. Niefortunnie potknąłem się o ostatni stopień i upadłem na kolana. Usłyszałem stukot obcasów, a potem Samantha położyła mi ręce na ramionach pochylając się nade mną. - Nic ci nie jest? - Zapytała z troską przez którą zaczęło mnie mdlić. Możliwe że to przez nadmiar alkoholu, ale zwalam na nią. Nie lubię brać winy na siebie.
- Zabieraj ode mnie te łapy! - Rozkazałem odtrącając jej ręce i wyczołgałem się na ostatni stopień. Podtrzymując się ściany wstałem i od razu szybko pobiegłem do łazienki trzymając dłoń przy ustach. Niedobrze mi. Uklęknąłem przy sedesie i zwymiotowałem. Aż łzy pociekły mi po policzkach. Jak ja nie znoszę zwracać. Nikt tego nie lubi więc co się dziwić. W trakcie poczułem jak czyjeś chłodne opuszki palców dotykają moich policzków. Spojrzałem przez krótką chwilę na Samanthę, ale zaraz znowu zwymiotowałem do klopa. Złapała moje włosy z tyłu ręką by teraz nie leciały mi na twarz. W co ta jędza gra?! Nie potrzebuję jej pomocy! - Zo...zostaw mnie... - I kolejna runda. Nawet nie mogłem dokończyć tego co chciałem powiedzieć, chociaż teraz już gdy opróżniłem prawie cały żołądek trochę mi ulżyło, że to już koniec. Zakaszlałem i wyplułem trochę śliny. Starałem się uregulować oddech. - Przestań... Idź sobie... - Samantha zrobiła coś przeciwnego. Puściła moje włosy, wzięła trochę papieru i podała mi go bym mógł się wytrzeć. Otarłem usta i wrzuciłem go do sedesu, a następnie spłukałem. Pozwoliłem jej by pomogła mi wstać. Wzięła kubek stojący na półce w łazience, nalała do niego wody i kazała mi wypłukać usta, co niezwłocznie zrobiłem tym razem wypluwając ciecz do białej umywalki.
- Już ci lepiej? - Czemu ona jest dla mnie tak obleśnie miła? To mega wkurwiające.
- Tak... - Nie miałem siły się na nią dłużej wydzierać, ani nie stać mnie w tej chwili było na docinki czy złośliwości. Podniosłem głowę i zobaczyłem w lustrze swoją, teraz bladą jak ściana, twarz. Sam przerzuciła moją rękę przez swoje ramię i zaczęła mnie wyprowadzać z łazienki. Szybko się jej wyrwałem. - Powiedziałem... łapy precz... - Opierając się o framugę drzwi, a potem o ścianę doszedłem do swojego pokoju. Wszedłem i usiadłem na łóżku. Nie ma tu Lysandra to znaczy, że... o kurwa. Nie mówcie mi, że leży w wyrku starych. Ja pierdole. Wiem, że mu kiedyś mówiłem, że może, ale nie dzisiaj! Cholera jasna. Muszę mu powiedzieć, że musi spadać zanim...
- Kastiel, mogę wejść? - Zapytała Sam, ale oczywiście weszła zanim zdążyłem odpowiedzieć. Po jej minie wywnioskowałem, że ma mi coś do powiedzenia. - Ktoś do ciebie przyszedł. Jakaś dziewczyna. Ma bardzo ładne włosy. - No weźcie... jeszcze mi tylko tutaj Rozy brakowało i jej pierdolonych kazań.
- Czego chce? - Spytałem niezbyt entuzjastycznie.
- Nie wiem. Nie powiedziała mi. Wpuścić ją? - I co się mnie, kurwa, pytasz jak już wlazła do domu?! Zgodziłem się, ale na to co zobaczyłem nie byłem przygotowany. Cofnąłem się o krok i aż usiadłem, gdy do pokoju weszła... Debrah. Sam zostawiła nas samych zamykając drzwi.
- Uuu... - Moja była pomachała ręką przed nosem jakby odganiała jakiś zapach. - Znowu się upiłeś. Wali piwskiem na kilometr. - Uśmiechnęła się do mnie kładąc jedną rękę na biodrze.
- Nie twoja sprawa. Czego tu chcesz? - Zapytałem chłodno. Kiedyś na jej widok moje serce przyśpieszało, usta wyginały się w uśmiech, a oczy błyszczały. Była moim ideałem i może nadal nim jest? Ale podobno coś takiego nie istnieje.
- Nie denerwuj się tak, kotku.
- Mówiłem, że masz mnie tak nie nazywać, a szczególnie teraz. Przypominam ci, że nie jesteśmy już razem. - Pomachała ręką dając mi tym do zrozumienia, że to nieistotne i mam się zamknąć. Podeszła do mnie kręcąc biodrami, znaczy się dupą, co nie umknęło mojej uwadze. No co? Bez względu na wszystko jestem tylko chłopakiem, a ona ma nienaganne kształty. Usiadła bardzo blisko mnie.
 - Powiedz mi... - Popatrzyłem jak kładzie rękę na moim kolanie i sunie nią w górę. - Ty z tą Vanessą... to tak na poważnie? - Chwyciłem ją za nadgarstek i odsunąłem jej dłoń od siebie.
- Może tak, może nie. Nic ci do tego. - Warknąłem. Co ją obchodzą moje sprawy sercowe? Niech się zajmie swoimi. Ona już nie jest częścią mojego życia. Poza tym, do kogo się dowiedziała, że podoba mi się Vanessa?! Lysander na pewno by jej tego nie powiedział, chociaż kto wie. Zresztą to, że ona o tym wie nic nie znaczy.
- To nie jest odpowiednia dziewczyna dla ciebie. - Powiedziała z poważną miną i zbliżyła się do mnie bardziej. O co jej chodzi? Że niby co takiego zrobiła Van?
- Akurat ty wiesz kto jest dla mnie najodpowiedniejszy. - Odpowiedziałem, a Debrah wstała i ruszyła do drzwi. Kurcze, nie wytrzymam. - Zaczekaj. - Zatrzymała się i spojrzała na mnie, na jej twarzy ujrzałem uśmieszek. Tylko ona umiała zawsze do mnie dotrzeć i wszystko ze mnie wyciągnąć. Kiedy byliśmy sami stawałem się innym człowiekiem. - Dlaczego tak twierdzisz?
- Kastiel, zrozum ona cię zbywa! - Uniosłem jedną brew. - Gra na dwa fronty! - Dodała z żalem w głosie i usiadła obok mnie ujmując moją dłoń. - A ja po prostu nie chcę żebyś cierpiał. Nie chcę żeby cię zraniła. - Pogłaskała mnie po ręce.
- Ty mnie zraniłaś. - Wytknąłem jej i odsunąłem się z wyrzutem. Posmutniała. Zauważyłem łzy w jej oczach. Zaraz... ona żałuje?
- Wiem... nie ma dnia, w którym o tobie nie myślę. - Wyjaśniła łamliwym głosem. - Gdybym tak mogła cofnąć czas... cofnąć słowa... - Odwróciła wzrok. Zrobiło mi się jej żal.
- Nie płacz. Powiedz, dlaczego uważasz, że Vanessa ze mną pogrywa? - Spojrzała na mnie zeszklonymi oczami i otarła delikatnie łzy. Wyjęła telefon.
- Kiedy się pokłóciliśmy... - Zaczęła coś na nim klikać ciągle mówiąc. - ...było mi bardzo źle. Naprawdę chciałam wszystko naprawić. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Byłam taka zrozpaczona.
- A co do tego ma Vanessa? - Wtrąciłem, bo nie chciałem tu słuchać poematu cierpiętnicy przeżywającej męczarnie.
- Właśnie mówię. I poszłam się przejść. Wtedy, znaczy... gdzieś z dziesięć minut temu zobaczyłam ją z tym chłopakiem. Tym w spodniach moro. Brąz włosy. - Dotknęła swoich włosów gestykulując. - Zielone oczy, napakowany.
- Ken? - Ta, kojarzę gościa. Koleś do tej pory się mnie boi. O rany, ta fotka wtedy z Natem. Szkoda, że ją usunąłem. Wtedy ta pokraka wskoczyła mi na plecy. Ych...
- Chyba tak. Znaczy nie jestem pewna imienia, ale pewnie go kojarzysz. No więc zobaczyłam ich razem i wydało mi się to podejrzane. Obejmował ją. - Że co on kurwa robił?! Wiem, że z nim mieszka, ale tak się nie wita współmieszkańców domu! Zwłaszcza niespokrewnionych. - Zresztą. Pokażę ci. Patrz. - Puściła na telefonie filmik.

- Bardzo się cieszę. - Ken uśmiechnął się do niej.
- Ja też. - Dodała Van, ale wyglądało to jakby wymuszała uśmiech, a może mi się zdawało. - Jest naprawdę piękny. - Spojrzała na swoją dłoń. WTF?! Kupił jej pierścionek?!
- Prawie tak jak ty. - Zachichotała. - Vanessa... możesz mi coś obiecać?...
- To znaczy?
- Nie myśl już o nim... - Wyjaśnił i złapał ją za ręce.
- Nie będę. To idiota. Nie wierzę, że mnie też chciał przelecieć. - Nie rozumiem, dlaczego ona mówi takie rzeczy? Sama nie protestowała.
- Bo jesteś śliczna, a Kastiel to zwykły prostak. Czasem zachowuje się jak neandertalczyk. - Że co kurwa?! Ja mu dam! Ten "neandertalczyk" tak ci wpierdoli jutro zaraz na wejściu! Niech się ten mazgaj tylko pojawi w szkole! Zacisnąłem ręce w pięści.
- Masz rację. Nie wierzę, że w ogóle zadawałam się z kimś takim. Całe szczęście, że przejrzałam w końcu na oczy. Zresztą, wydaje mi się, że już wcześniej zaczynałam się na nim poznawać, ale odsuwałam te podejrzenia. - Objęła go w talii, a on zrobił to samo. Niby z jakiej racji?! Nie rozumiem... Co jest, kurwa, grane?!
- Nie bój się, nie pozwolę mu cię skrzywdzić, kochanie. - KOCHANIE?! O czym o mówi?! Przesłyszałem się?! Vanessa odwróciła wzrok. - Coś, nie tak?
- Nie... tylko... to trochę zawstydzające, kiedy tak do mnie mówisz... - Uniósł jej podbródek zwracając jej twarz ku sobie. - Nie mogę przywyknąć.
- Przyzwyczaj się. - Uśmiechnął się i wziął ją na ręce, a ona uwiesiła mu ręce na szyi. Zaśmiała się.
- Co robisz? - Zapytała rozbawiona i pomachała nogami.
- Tradycyjnie przenosi się narzeczoną przez próg, nieprawdaż? - Po czym ruszył do drzwi. Narzeczoną?! Co to ma znaczyć?! W jednej chwili poczułem się jak wrak. Jak to... dlaczego ona mówi o mnie takie rzeczy? Co ma znaczyć to, że jest narzeczoną Kena? Planują ślub? Bawiła się mną?!
- Ale to po ślubie...
- Oj tam...
- Lubię jak mnie nosisz... kochanie... - Dodała i zachichotali, bo zawadziła nogami o framugę drzwi. Filmik się skończył, a Debra schowała telefon.

- Przykro mi, Kastiel. - Powiedziała kładąc rękę na moim ramieniu. Spojrzałem na nią. Na jej twarzy malowało się współczucie.
- Ale ja... nic z tego nie rozumiem. Uciekła wtedy, ale żeby zaraz tak na mnie najeżdżać i wychodzić za tego idiotę? - Utkwiłem wzrok w dywanie.
- Ona nie była ciebie warta. Nie znała cię i oceniła. Nie znoszę takich ludzi, a jej nie znoszę bardziej, bo bardzo cię zraniła. Widzę to. - Znowu chwyciła moją dłoń, ale tym razem nie wyrwałem się. Przysunęła się do mnie. - Chodź... przytulę cię... - Nie wytrzymałem. Miałem teraz takie mieszane uczucia. Nienawidziłem Vanessy, a jednocześnie miałem do niej ogromny żal. A co do Debry, postanowiłem jej zaufać. Przecież nie mogła zmontować tego filmiku. Był nagrany komórką zza drzewa. Przytuliłem się do swojej byłej, a ona zaczęła mnie głaskać po plecach. W moich oczach zebrały się łzy. Zdałem sobie sprawę, że Van była dla mnie strasznie ważna, że być może myślałem o stworzeniu z nią poważnego związku. Przynajmniej w tej chwili przyszło mi do głowy, że mogłoby coś takiego zaistnieć. Poczułem jak pierwsza łza spływa mi po policzku i z brody kapie na plecy Debry. Puściła mnie i ujęła moją twarz w dłonie.
- Nic nie rozumiem... jeszcze chwilę temu... Zaledwie godzinę temu... - Nie umiałem dokończyć zdania, bo te które zawierały moje imię i Jej nie umiały mi przejść przez gardło.
- Już dobrze. - Otarła mi łzy opuszkami palców. - Jestem przy tobie. Vanessa nie jest tego warta. To podła żmija. Zapomnij o niej. - Doradziła mi. Spojrzałem jej prosto w oczy. Znowu widziałem w nich niebo kolejnego dnia. Ten spokojny ocean, który tak mnie niegdyś hipnotyzował.
- Nie wiem czy dam radę... - Przyznałem zgodnie z prawdą. Naprawdę się załatwiłem. W co ja się wpakowałem?... Ech...
- Dasz... To nasza miłość była prawdziwa. Ta dziewczyna nie zna znaczenia tego słowa. Gdy raz kogoś prawdziwie pokochasz, już nie umiesz o nim zapomnieć. Tak jak ja nie umiałam zapomnieć o tobie. - Spuściła wzrok lekko zawstydzona, a może... smutna? Czy ona... naprawdę mnie kocha? Przez ten cały czas? - Kastiel przepraszam cię za wszystko... - Załkała. - Chciałam tylko żebyś o wszystkim wiedział... - Popatrzyłem na nią zaskoczony. - Lepiej... już sobie pójdę. - Wstała i ruszyła do drzwi. Szybko złapałem ją za nadgarstek. Spojrzała na mnie zdziwiona moim zachowaniem, a potem utkwiła na chwilę wzrok w mojej ręce by przenieść go na podłogę.
- To ja cię przepraszam... Zbyt gwałtownie zareagowałem na twój powrót.
- Wróciłam bo cię kocham... - Nasze spojrzenia się spotkały, po raz pierwszy od tak dawna.
- Ja... ja też cię kocham... - Wyznałem, ale chyba mi nie wierzyła. Odwróciła głowę gdzieś na panele.
- Kastiel...
- Debrah wróćmy do siebie. - Może się trochę śpieszę, ale przekonałem się już, że jest dobrą osobą. Wydaje mi się, że zawsze to wiedziałem. Chcę dać nam szansę i odbudować to co zniszczyliśmy. To co zabrała nam odległość.
- Jesteś pewien?... - W jej niebieskich tęczówkach malowało się niedowierzanie, a w głosie dało się wyczuć nutkę nadziei.
- Jeszcze nigdy nie byłem niczego bardziej pewny. - Objąłem ją w talii i przyciągnąwszy do siebie złączyłem nasze usta w pocałunku. Smakowały tak słodko i były tak miękkie jak zapamiętałem. Debrah zarzuciła mi ręce na szyję i odwzajemniła pocałunek. Byłem autentycznie szczęśliwy.

3 komentarze:

  1. O matkooooooo! Boski rozdział, ale.... ZABIJĘ CIĘ I TAK! PRZECIEŻ DEBRA... DEBRA TO DEBRA NO! ONA NIE JEST FAJNA XD noale, narzeczona Kena, to takie...awwwww ♥ W każdym razie hahahahaha mam nadzieję, że Kas szybko zerwie z Debrą i będzie walczył o Van! *-*
    Pisz, pisz, bo z niecierpliwością czekam na nexta :******

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie piszę, piszę. Może to dziwne, ale jak to pisałam to co Kas myślał o Debrze, to poczułam do niej taką sympatię O.o. Ale spoko to było chwilowe xD

      Usuń
  2. A ty nadal czekasz na wenę. Czemuż to? Nie wiesz, że przychodzi również przy pisaniu? Nie każ swoim fankom czekać i bierz się do roboty C: Pisanie bywa przyjemnością, tylko musisz sobie przypomnieć jakie to uczucie. Nie myśl o ewentualnych porażkach, bo zdarzają się każdemu. No i powodzenia życzę w tej i każdej innej dziedzinie ;)

    OdpowiedzUsuń