- Wtedy to tak nie wyglądało. - Spojrzałam mu w oczy starając się coś z nich wyczytać. Są inne niż były kiedyś. Jakby... straciły ten błysk, który tak mnie w nich intrygował.
- Wtedy nie powinno cię tam być. Bierze te klucze i przestań wtykać nos w nieswoje sprawy. - Warknął, a ja posłałam mu smutne spojrzenie i cichutko westchnęłam. Schyliłam się i wzięłam kluczyki.
- Chociaż daj mi kurtkę. W końcu to że jestem w takiej sytuacji, to twoja wina. - Stwierdziłam i mając założone ręce na piersi wystawiłam dłoń po jego ramoneskę. Zamiast tego po prostu wyszedł i do tego z trzaskiem zamknął za sobą drzwi. A to cham! Żarty żartami, ale teraz przegiął. Co on się tak na mnie uwziął?! Już jest po lekcjach. Może nikogo tam nie będzie. Nacisnęłam na klamkę i wyszłam na korytarz. Uff... pusto.
Postawiłam pierwszy krok i poczułam na nodze coś zimnego. Co? Przecież to... kurtka Kastiela. Ale jak to? Podniosłam ją z ziemi i rozejrzałam się, ale nikogo nie było widać. Ubrałam ją na siebie i zasunęłam. Dobrze, że jestem taka niska, to jest na mnie za duża więc więcej zakrywa. Do szatni chłopaków miałam kawałek, ale ponieważ biegłam to szybko tam dotarłam.
- Vanessa? - Usłyszałam zdziwiony ton Kentina, kiedy chwyciłam klamkę. Odwróciłam się w jego stronę i naciągnęłam kurtkę starając się zakryć bardziej uda. Spaliłam buraka. No pięknie. Pomijając fakt, że stoję w pół naga przed Kenem, to w dodatku mam na sobie... o cholera...
- Kentin... co ty... tutaj robisz? - Zapytałam jak gdyby nigdy nic się nie stało i zaśmiałam trochę nerwowo. Zmierzył mnie od stóp do głów przez co czułam się jeszcze bardziej zażenowana. Błagam, tylko niech nie pozna czyje to... Poczułam jak robi mi się gorąco, a nogi mam jak z waty.
- Dlaczego stoisz pół naga na korytarzu i... - Chwycił za rękaw i podniósł przez to nieznacznie w górę moją dłoń. - Czy to należy do tego kogo myślę? - Zapytał już najwyraźniej nie zdziwiony, ale mega-wkurzony. Szarpnął mnie puszczając. Cofnęłam się o krok.
- Ale... to nie tak jak myślisz... To... to był tylko głupi żart... - Tłumaczyłam się dość nieudolnie. Modliłam się w duchu żeby mi uwierzył. Jeżeli to co jest między nami się rozsypie, to będę musiała spłacić ten dług, a nie mam za co. Ken nadal mnie kochasz, prawda? Zapytałam go w myślach. Czułam jak zimne krople potu spływają po mojej twarzy. Co teraz zrobi? Dawniej może i bym się domyśliła, ale po szkole wojskowej bardzo się zmienił. Ledwie go poznaję.
- Głupi żart? Głupi żart?! - Wybuchnął zaciskając ręce w pięści. Jest na mnie zły? Vanessa, idiotko, oczywiście że jest!
- Nie musisz tak krzyczeć... - Powiedziałam broniąc się. Nie chcę żeby jeszcze kogoś tu przywiało. Ken jest moim przyjacielem. Jego znam. Nie chciałabym, by ktoś jeszcze, KTOŚ OBCY, zobaczył mnie w takim stroju. Co by sobie mogli pomyśleć. W dodatku mam na sobie kurtkę największego szkolnego łobuza, a to co ludzie by powiedzieli, Kastiel na pewno by potwierdził chcąc mi tym dopiec. Na przykład, że... dałam mu się... Aaaaa! Muszę wyrzucić te chore myśli z głowy. Zaczynam popadać w paranoję.
- Będę krzyczeć! Moja dziewczyna, stoi pół naga w kurtce jakiegoś faceta! I to nie byle jakiego! Samego Blacka! Mojego największego wroga! Jak mam nie krzyczeć?!
- Po pierwsze wydaje mi się, że trochę przesadzasz z tym wrogiem, a po drugie jeśli tylko przestałbyś na mnie krzyczeć i pozwolił mi to wszystko wytłumaczyć, zrozumiałbyś. - Spojrzałam mu z ufnością w oczy. Podeszłam i dotknęłam jego policzka. - Nie zdradziłabym cię... przysięgam... - Stanęłam na palcach i pocałowałam go w usta, jednakże on nie oddał pocałunku. - Ufasz mi? - Z przerażeniem patrzyłam jak odwraca wzrok gdzieś na podłogę. Boże, jak ja kocham kiedy Ken się tak słodko rumieni. To takie urocze.
- Ufam... - Wymamrotał, a ja uwiesiłam mu się na szyi przez co kurtka nieco mi się podniosła ukazując dolną część bielizny.
- Jesteś najlepszy!
- Wiem, wiem. Idź to zdjąć zanim przesiąkniesz zapachem tego gnoja. - Trochę zaskoczyły mnie jego słowa. Nie wiedziałam czemu aż tak nie lubi Kastiela, no ale to już raczej nie moja sprawa. Chociaż w sumie może to mieć związek z tymi fotkami, które ten mu kiedyś zrobił w piwnicy. Tak... doskonalen to pamiętam. Oberwałam wtedy butelką od samego Blacka. Zapamiętać, nigdy nie mów przy Blacku, że jesteś spragniona, chyba że chcesz mieć guza. No mniejsza.
Szybko weszłam do szatni. Poprosiłam Kena by zaczekał na mnie pod drzwiami. Rozsunęłam ramoneskę z zamiarem jej zdjęcia, ale coś mnie powstrzymało. Drzwi są zamknięte? Spojrzałam na nie przezornie. Tak, zamknęłam. Wzięłam w dłoń skórzany materiał i zbliżyłam go do twarzy, a następnie wciągnęłam nosem jego zapach. Kentin miał rację. Pachnie Kastielem... Mieszanką wody kolońskiej i dymu papierosowego. Pachnie tak... cudownie. Zarumieniłam się. Czemu robię coś tak żenującego? Przecież ja i on to już przeszłość, wycięty fragment mojego życia, który już nigdy nie wróci. Kłamał, bawił się mną, drwił ze mnie, a mimo wszystko nie umiem o nim zapomnieć. Jeszcze jeden wdech. Krótka chwila szczęścia połączona z niewyraźnymi wspomnieniami tego co było tylko iluzją.
Nie chcę jej zdejmować, pomyślałam, ale nie mogę tego tak ciągnąć. To idiotyczne. Ile jeszcze minie czasu aż wymarzę go z mojej pamięci? Miesiąc? Rok? Kiedy do mnie dotrze, że on już do mnie nie należy, zastanawiałam się. W tej chwili coś zrozumiałam. Przecież on nigdy nie był mój. Uroiłam sobie to wszystko. Spuściłam wzrok. Jestem żałosna. Nigdy nie będę jak Debra. Może gdybym była inna, może gdybym nie była taka beznadziejna i głupia, naprawdę zwróciłby na mnie uwagę.
W tamte dni, wszystko wydawało się być na swoim miejscu/ Czy byłam wtedy szczęśliwa? Możliwe, a może to też sobie zmyśliłam... Nie wiem. Nie wiem już nic, nic poza jedną rzeczą. Mimo że, tak mnie zranił ja... nadal... czuję się przy nim tak cholernie wyjątkowa. Nie umiem tego wytłumaczyć. Wmawiam sobie że go nienawidzę, mówię mu że go nie cierpię, ale wcale tak nie jest. Chociaż chciałabym żeby tak było. Czy jestem zmuszona tkwić w tym błędnym kole? Zsuwam rękawy kurtki z ramion i uświadamiam sobie, że Debra zabrała mi coś więcej niż Jego... zabrała cząstkę mnie. Chyba naprawdę się w nim zakochałam. Lecz nie mogę dać tego po sobie poznać, ani tego jak bardzo cierpię. Nie mogę pokazać jak krucha i delikatna jestem. Vanessa, jesteś silna usłyszałam głos w głowie. Posłucham go, bo czy mam inny wybór?
Przebrałam się w dżinsy i koszulkę, a zabrawszy kurtkę powstrzymałam chęć zatopienia w niej twarzy i wyszłam na korytarz. Nie zastałam tam Kentina. Iris wbiegła zza rogu o mało co mnie nie potrącając. Spojrzałam na nią będąc w lekkim szoku. Gdzie się tak śpieszy.
- Tutaj jesteś... - Sapała. Położyła ręce na kolanach. - Szybko... idź na dziedziniec... chłopaki... będą się bić... - Mówiłam trzy po trzy.
- Ale kto? O czym ty... - Nim zdążyłam dokończyć zdanie znowu zaczęła biec, ale tym razem w kierunku wyjścia. Nie mając wyboru pędem puściłam się za nią. Na dziedzińcu zobaczyłam duże zbiegowisko. Co się tam dzieje? Kto się bije? Przecisnęłam się przez tłum i zobaczyłam Kastiela i Kena mierzących wzrokiem. - Ken! Co ty robisz?! Oszalałeś?! Przestań! - Wykrzyczałam. Co się stało? Czy to z mojej winy? Przecież miałam mu to wszystko wyjaśnić. Podeszłam i złapałam swojego narzeczonego za ramię starając się go odciągnąć na bok. Kastiel uśmiechnął się kpiąco.
- Dziewczyna dobrze mówi. Wypiękniałeś? To nie zmuszaj mnie żebym ci zorał ten piękny ryj. - Usłyszałam jak ludzie mruczą "uuuu..." w geście uznania, co dodało Kasowi jeszcze więcej pewności siebie. On zawsze był wygadany, to trzeba przyznać.
- Myślisz, że jesteś taki super? - Błagam cię Kentin nie zaczynaj z nim rozmowy, pomyślałam. Czułam że to się źle skończy.
- Gościu, ja nie myślę, ja to wiem. - Czerwonowłosy rozłożył ręce na boki chcąc dać wszystkim do zrozumienia, że to jest przecież oczywiste.
- Jasne, że nie myślisz. Żeby myśleć trzeba mieć mózg. - I kolejna aprobata widowni. Black zacisnął ręce w pięści. Dobrze jest. Na razie tylko się wyzywają. Cholera, żeby nie przeszło do rękoczynów, bo bójka na terenie szkoły... pan Houk nie będzie zachwycony tym, że jego syn wylądował w kozie.
- Pff... pocisnąłeś. Nie jesteśmy w podstawówce. - Zauważył czerwonowłosy. Jakoś nie widzę żeby się za bardzo przejął uwagą rywala, a może po prostu skrzętnie to ukrywa. W sumie trochę żal mi Kentina. Kiedyś był wyśmiewany przez wygląd i to jaki był ciamajdowaty, a teraz znowu się z niego śmieją, bo nie umie przygadać. Stanęłam między nimi.
- Chłopaki, dajcie spokój. To nie ma sensu. Przecież to idiotyczne, nie ma powodu żebyście się tak ze sobą żarli. - Próbowałam załagodzić sytuację patrząc raz na jednego raz na drugiego. Podałam Kastielowi kurtkę z nadzieją, że ją ubierze i się rozejdą. On jednak wziął ją ode mnie i rzucił w tłum. Armin ją złapał. Słyszałam pojedyncze hasła. "Dołóż mu!", "Pokaż kto tu rządzi!", "Chyba nie dasz mu się tak obrażać!", "Koleś zasłużył na lanie!". Ogólnie zrobił się wielki ruch. Każdy czekał na dalszy bieg wydarzeń.
- Vanessa, odejdź. To sprawa między mną, a nim. - Powiedział poważnie, a jego zielone tęczówki nadal wpatrywały się w Kastiela. Poczułam jak ktoś odpycha mnie na bok.
- Właśnie, nie wtrącaj się. Idź poprawić makijaż, a jak wrócisz to pozbierasz swojego chłopaka z chodnika. - Zgodził się z Kenem Kas ukazując swoje białe ząbki. Zaczęli powoli zataczać koło nie spuszczając z siebie wzroku.
- To ciebie będą zbierać! - Mój chłopak na serio się wkurzył. Dwie dziewczyny złapały mnie i mocno trzymały, kiedy chciałam się wyrwać i nie dopuścić do bójki. Było już za późno. Zaczęli się kopać i okładać pięściami. Raz jeden był na górze, raz drugi. Byłam załamana, że nikt nic nie zrobił. Spojrzałam w tył słysząc, że ktoś przeciska się przez tłum.
- Lysander! Zrób coś! - Krzyknęłam rozpaczliwie. On nie czekając na nic z zaciętą miną, podszedł do bijących się i złapał Kasa za ręce.
- Lysander... co ty... tutaj robisz?! - Warknął ciemnooki i na nieszczęście udało mu się wyrwać. Jednakże Lys się nie poddawał. Starał się jakoś znowu ich rozdzielić, co wiązało się z dezaprobatą reszty uczniów. Jak mają ochotę pooglądać walki to niech obejrzą w telewizji boks, albo wrestling, a nie.
- Dostałem cynk, że ktoś się bije na placu i moja intuicja podpowiadała mi, że musisz mieć z tym coś wspólnego. - Odparł spokojnie, ale dość złośliwie białowłosy. Zabrzmiało jakby każda bójka, czy coś podobnego zawsze musiało być winą Kastiela.
- To może... przestań jej słuchać! To moja sprawa! Aaaa... - Wybałuszyliśmy oczy, kiedy Black wylądował na ziemi. Dotknął swojej rozciętej wargi z której leciała krew. Dotknął jej palcami i spojrzawszy na nie przeniósł wzrok na rywala. Zacisnął zęby i zatrzymał kolejny cios Kena. Boże, oni się pozabijają!
Dlaczego wszyscy się tak cieszą i kibicują? To niedorzeczne! Czy nie rozumieją powagi sytuacji?! Nim ludzie zaczęli się rozchodzić w popłochu, Black miał już rozdartą koszulkę na klacie, obdarty łokieć i rozbitą wargę, a Kentin rozbite kolano i podarty rękaw od koszuli, a do tego z czoła tuż przy brwi ciekła mu krew. W jednej chwili zobaczyłam jak Dirkman i Farazowski chwytają i odciągają Kastiela na bok. Ten kretyn jeszcze się szarpał. Boże... są cali brudni i poobdzierani. Jak oni wyglądają...
- Do gabinetu! Obydwaj! I to już! - Spojrzałam zaskoczona w kierunku drzwi wejściowych do szkoły. Stała w nich dyrektorka. O cholera... no to mają przechlapane. - Zaraz dzwonię do waszych rodziców! - Co? Pięknie. Kastielowi to nic nie będzie, bo jego starych nigdy nie ma, ale Ken? Tak mu się dostanie od ojca, ze aż się boję. Znaczy pewnie będzie mu kazał się zająć nauką, da mu szlaban i zabierze laptopa i komórkę, ale dla mnie to jednak kara. Nie chciałabym takiej dostać. Może jakoś uda mi się to potem załagodzić. Mnie państwo Houk nie ukrają. Nie jestem ich córką.
Mimo że, coś mi podpowiadało, że nie powinnam tam iść, to jednak usiadłam pod pokojem nauczycielskim. Rany... ale dyrektorka jest wściekła. Tak wrzeszczała, że aż na korytarz ją było słychać, a drzwi były zamknięte.
- Black, do cholery jasnej! - Chyba walnęła czymś o biurko. Prawdopodobnie dziennikiem. - Znowu ty! Co ci znowu strzeliło do tego pustego łba?! I chyba kazałam ci zmyć ten kolor z włosów! - O czym ona bredzi? No tak, jak już się coś złego zrobi to ci wygarniają wszystko, a nie jedno przewinienie. Ciekawe jaką on ma teraz minę, a co ważniejsze czy nic mu nie jest. Zaraz...Co mnie to w ogóle obchodzi! Nie powinno. Ech... prawda jest taka, że martwię się o ich obu. - A ty? - Spytała z wyrzutem. - Ken, nie spodziewałam się tego po tobie. Czytałam twoje akta. zawsze wzorowy, grzeczny uczeń. Co się z tobą stało?
- Moment. A na niego to czemu pani nie wrzeszczy? - Zbulwersował się Kastiel dosyć głośno. Kolejne walnięcie o biurko.
- Pozwoliłam ci zabrać głos?!
- Nie...
- No to milczeć! - Co to jakieś wojsko? O rany. Mają przerąbane. Ciekawe jaką karę im wymierzy. Chciałam słuchać co się dalej dzieje, ale zobaczyłam, że korytarzem idzie pan Houk i jakaś nieznana mi kobieta. W sumie, to nigdy nie widziałam matki Kastiela. Nawet ładna jest, ale zupełnie nie podobna do syna. Widać kiedy ja się zbierałam czy tu przyjść, dyrektorka już zdążyła zadzwonić do ich rodziców. Podeszłam do nich.
- Dzień dobry. - Przywitałam się. - Kentin jest w środku, ale proszę mi uwierzyć, że to nie jego wina. Pan Houk puścił moje tłumaczenia mimo uszu i zapukał do drzwi. Uchylił je i zajrzał do środka. Dyrektorka wyszła na zewnątrz. Stałam z boku nikomu nie przeszkadzając i żeby nie wiedzieli że podsłuchuję, oparłam się o ścianę i udałam, że piszę do kogoś sms'a.
- Dzień dobry. Cieszę się, że państwo przyszli, ale... pani nie znam. - Spojrzałam ukradkiem na kobietę ubraną w krótką czarną spódniczkę, wydekoltowaną jaskrawoczerwoną bluzkę i buty na szpilce.
- Jestem partnerką ojca Kastiela. Niedługo mamy zamiar się pobrać. - Mówiła jakby się tym chwaliła. Wiedziałam o rozwodzie jego rodziców, ale nic mi nie wiadomo o tym, że ma teraz macochę. Ciekawe jak się z nią dogaduje. Chociaż sam fakt, że tutaj przyszła i jest taka miła sprawia, że wydaje mi się, że mają ze sobą dobre relacje. W końcu to nie jej biologiczne dziecko. Nie musiała tutaj przychodzić. - Kastiel jest dla mnie jak rodzony syn. Czy zrobił coś złego? - Zapytała zmartwiona.
- Po raz kolejny rzucił się i pobił ucznia. Proszę pani, ja nie mogę na takie coś pozwalać. To jest szanowana placówka. Poza tym kilka razy przyłapałam go na paleniu w szkole, a ostatnio przyszedł do szkoły z kacem.
- Rozumiem... ja dopilnuję by to się nie powtórzyło. - Próbowała załagodzić sprawę, ale pani dyrektor ciągnęła dalej.
- Mam nadzieję. Ja nie zamierzam się mieszać w to jak państwo wychowujecie syna, ale musi zrozumieć, że nie każde jego zachowanie jest adekwatne do sytuacji i wszędzie akceptowane.
- Spróbuję z nim porozmawiać. Naprawdę. Niech mu pani da jeszcze szansę. To dobry chłopak.
- Dobry chłopak?! Pobił mojego syna! Takich typków to tylko do kryminału! - Ok, ojciec Kena chyba trochę wyolbrzymia sprawę. Przed oczami stanęła mi wizja Kasa w więziennym stroju siedzącego na łóżku. Podano mu kolację, a on rzucił jedzeniem w kraty. "Nie będę jadł tej brei!". Tak, zapewne coś takiego by się nie wydarzyło, ale ja mam bujną wyobraźnię. Zaśmiałam się cicho.
- Rozumiem pańskie zdenerwowanie, ale pana syn też nie jest bez winy. Pan Dirkman powiedział, że Kentin tak samo rwał się do bójki. - Zaznaczyła pani dyrektor.
- Co?! Mój syn? Niemożliwe.
- A może nie zna pan do końca swojego dziecka? - Zapytała dość złośliwie niebieskowłosa kobieta.
- Ale to wina ich obu. - Powiedziałam podszedłszy tam. - Wszystko widziałam. - Może niepotrzebnie się mieszam. Jeszcze mi się oberwie. Dyrektorka kazała mi się do tego nie mieszać i ostrzegła, że następnym razem kara będzie bardziej surowa, a tymczasem chłopcy mają pomóc odmalować salę gimnastyczną. O dziwo, rodzice się nie sprzeczali, chociaż jak dla mnie to wykorzystywanie uczniów. Po chwili obaj wyszli z gabinetu. Mieli jeszcze nieopatrzone rany.
- O nie... i po co tu przylazłaś? - Burknął Kas chyba nie bardzo zadowolony z obecności swojej macochy. Czyli jednak nie dogadują się tak dobrze jak myślałam.
- Tato... ja ci wszystko wytłumaczę... - Jąkał się Kentin starając się ocenić jak bardzo ojciec jest na niego zły. Patrzyłam na nich, a za nimi zobaczyłam zmierzającą ku nam Amber. Wyglądała na wkurzoną. Popchnęłam Kentina. Ja już nie czaję. W kim ona jest w końcu zakochana?
- Jeszcze raz go tkniesz... - Zaczęła mu grozić, a my wszyscy patrzyliśmy na to w osłupieniu. Nawet sam atakowany był w niezłym szoku. Czyli wszystko jasne. Amber nie odpuściła sobie Kastiela, mimo że on zawsze daje jej kosza i na dodatek ma dziewczynę. Może powinnam wziąć z niej... nie! Muszę uniknąć tego długu. W życiu tyle nie zarobię, a jak to powiedział pan Houk odsetki rosną. Ech... myślałam że są mili, a tak naprawdę przygarnęli mnie żeby potem wyłudzić ode mnie pieniądze.
Kastiel pacnął się w czoło i skrzywił się. Zainteresowana dalszym ciągiem wydarzeń patrzyłam co się będzie działo dalej. Wszyscy na niego spojrzeliśmy. Podszedł do Amber i dotknął jej ramienia.
- Ej... - Nie zareagowała tylko złapała Kentina za koszulę. - Ej... - Powiedział głośniej łapiąc ją za nadgarstki i odsuwając od zielonookiego. - Wystarczy. Nie mieszaj się w nie swoje sprawy.
- Ale... - Popatrzyła na niego. - Ja wiem że to jego wina. To on powinien być ukarany, a nie ty!
- Weź... odpuść... dobra? - Puścił ją i ruszył do wyjścia.
- Zaczekaj na mnie w aucie! - Krzyknęła za nim partnerka jego ojca.
- Taa... - Mruknął niewyraźnie ciemnooki. Niebieskowłosa jeszcze raz przeprosiła tym razem i panią dyrektor i pana Houka, z którym podała sobie dłoń. - Do widzenia. - Pożegnali się i razem wyszliśmy z liceum. Zobaczyłam jeszcze jak Kastiel odbiera kurtkę od Armina, ubiera ją i odpala papierosa. Zaciągnął się.
- Stary, mówię ci masz przewalone. - Rzucił ale jakby z lekkim... podziwem? Nie wiem co oni widzą w takich bójkach. Że to niby takie fajne? Chłopcy są dziwni. W życiu liczą się nie tylko mięśnie. Nie każdą sprawę trzeba od razu załatwiać w ten sposób.
- No wiem. - Wypuścił dym z ust. - Ale luz, mam odmalować salę gimnastyczną. Poobijam się trochę i machnę pędzlem żeby się nazywało. - W tej chwili pani Samantha, bo tak nazywa się nowa partnerka jego ojca oddaliła się od nas i podeszła do pasierba. Wyrwała mu papierosa z ręki i zdeptała go.
- Nie ma palenia na terenie szkoły. Pani dyrektor coś powiedziała. - Upomniała go. Oj, to się dobrze nie skończy coś mi się zdaje.
- Zrób tak jeszcze raz... - Warknął przez zaciśnięte zęby. Ściągnęła brwi.
- Zrobię. Teraz jestem twoją mamą i masz się mnie słuchać. Do samochodu. Jedziemy do domu. - Rozkazała.
- Nie jesteś moją matką i nie zamierzam się ciebie słuchać. - Warknął, ale wsiadł do swojego auta tak jak mu kazała, tyle tylko że nie chciała by usiadł na miejscu kierowcy. Odpalił silnik. Obeszła auto dookoła. Kas spojrzał w jej kierunku, ale aktualnie nie patrzył na nią.
- Otwieraj.
- Deb! - Krzyknął i kiwnął komuś. Spojrzałam tam gdzie on i zobaczyłam biegnącą Debrę. Powiedziała przepraszam, ale to raczej nie było szczere, i przepchała się do samochodu. Wsiadła, a czerwonowłosy ruszył z piskiem opon. - Trzym się! - Rzucił na odchodne. Przyznam, że widok Debry z Kastielem sprawiał, że moje serce się łamało. Szczerze mogę przyznać, chociaż nikt mi w to nie uwierzy, ale... również szczerze mnie bolało. Czułam kłucie w piersi. Pamiętam ten jeden jedyny raz kiedy z nim jechałam. Teraz to ona będzie z nim jeździć. To z nią się będzie śmiał i to ona będzie go pocieszać. Posmutniałam, ale szybko zmieniłam wyraz twarzy, by nikt tego nie zauważył. Tak jak inni spojrzałam na Samanthę będąc w lekkim szoku.
- Chociaż zapnij pasy! - Krzyknęła za nim i westchnęła zrezygnowana. Pan Houk podszedł do niej i zasugerował, że ją podwiezie. Wszyscy wsiedliśmy do samochodu.
***
Z tego co się później dowiedziałam od Kena, pobili się o mnie.
Powiedziałam mu, że niepotrzebnie, bo naprawdę nic między nami nie
zaszło. Opatrzyłam narzeczonemu rany i spojrzałam na pierścionek, który
błyszczał na moim palcu w blasku lampy. Ech... już niedługo wszystko się
zmieni. Nim tego wieczoru zamknęłam oczy, jeszcze raz zobaczyłam przed
oczami obraz Debry wsiadającej do auta i to jak zniknęli za
wzniesieniem. Zaraz po tym poczułam pocałunek na policzku.
- Dobranoc. - Powiedział mi Kentin i wyszedł z pokoju. Jest taki uroczy.
On naprawdę myśli, że jestem w nim zakochana. Wiem, że go krzywdzę, ale
nie mogę inaczej. Godzina dwudziesta, a ja się już położyłam. To do
mnie niepodobne. Chcę po prostu zasnąć, odpłynąć do krainy Morfeusza,
żeby już nie czuć tego bólu i tak nie tęsknić za czymś czego nie ma i
czego już nigdy nie będzie.
***
Minął kolejny miesiąc, a ja nadal nie znalazłam rozwiązania. Dzisiaj
zabawa szkolna. Nie wiem czy chcę na nią iść. Kastiel... Ugryzłam się w
język. Nie chcę wspominać nawet jego imienia. Lysander z chłopakami mają
grać na imprezie. Mówił mi, że mają kilka nowych kawałków, ale wyglądał
jakby był smutny. Nie rozumiem dlaczego. Nie chciał mi wyjawić powodu,
ale wydaje mi się, że to ma coś wspólnego z Kastielem.
Ubrałam czarną bluzkę z błyszczącym złotym napisem "ROCK", która
odkrywała mi brzuch. Była dość lejąca. Pod spód ubrałam szarą bokserkę.
Nie jestem jak Debra. Dupa i cycki na wierzchu. Ja mam w przeciwieństwie
do niej trochę klasy. Do tego wzięłam jasnoniebieskie dżinsy i czarne
getry, bo nie jest aż tak ciepło, i konwersy. Włosy związałam w kucyk i
zrobiłam sobie makijaż.
- No i jak? - Zapytałam Kena, a on podszedł do mnie, pocałował mnie w
policzek i powiedział, że ślicznie wyglądam. W ogóle, to chyba po raz
pierwszy widzę żeby do szkoły nie ubierał bojówek, tylko zwykłe spodnie i
zieloną bluzę z kapturem.
- Zmieniasz styl? - Spytałam i uśmiechnęłam się. Nie odpowiedział tylko pociągnął mnie do drzwi. Krzyknęliśmy że wychodzimy.
- Jesteś pewna, że chcesz tam iść? Możemy się powłóczyć po mieście. -
Zaznaczył, kiedy szliśmy chodnikiem. Zaprzeczyłam. To że On tam będzie
nie znaczy, że nie mogę się dobrze bawić. Poczułam jak Ken splata nasze
dłonie. Nie mogę protestować. Oficjalnie jesteśmy parą. Jeszcze nie
małżeństwem, ale parą. Nie miałam nastroju do zabawy, ale wiedziałam jak
mu zależy by się tam ze mną pokazać.
Trochę się spóźniliśmy. Nie wiem ile piosenek już zagrali. Weszliśmy
na salę, a mój wzrok od razu powędrował na scenę. Znam ten głos...
- D-dlaczego Lysander nie śpiewa? - Zapytałam siebie, ale mój błąd, że
na głos i odpowiedział mi Ken. Chyba zauważył na kogo patrzę i szybko
odciągnął mnie na bok.
- Napijesz się czegoś? - Zapytał i nalał mi coli. Wzięłam kubek. Lys
siedział przy stoliku za kulisami i pił wodę. Coś nie tak z jego
gardłem, czy to część występu, że Kastiel śpiewa? Nie, Vanessa. Nie
przejmujesz się Kastielem, tylko Lysandrem, usprawiedliwiałam się przed
samą sobą. - Vanessa... twoja cola. - Ocknęłam się i wzięłam kubek do
ręki.
- Dzięki... - Spojrzałam na scenę. Dziewczyny ją oblegały i piszczały
niekiedy z wrażenia. Niektórzy skakali i machali telefonami. Ogólnie na
sali był półmrok, ale fajnie się to wszystko zgrało. Spojrzałam na
scenę. Kas stanął przed mikrofonem. Po chwili usłyszałam dźwięk gitary.
Zauważyłam przy stoliku Debrę, która się uśmiechnęła. I z czego ona się
tak cieszy. Usiadłam na jednym z krzeseł, które stało pod ścianą.
Zabrali je by zrobić miejsce, gdzie młodzież mogłaby się bawić.
Zazwyczaj była to sala lekcyjna, a dzisiaj parkiet.
- Muszę na chwilę do toalety. Zaczekaj tu na mnie. - Oznajmił mi Ken.
Serio? Nie mogłeś iść zanim wyszliśmy, pomyślałam ironicznie. Odwróciłam
wzrok, kiedy wymieniłam spojrzenia z Kastielem. Po co ja na niego
patrzę. Odstawiłam kubek. Dobra Van, wyluzuj się. To impreza. To, że na
ciebie patrzy to nic. Cholera, czemu on gra i się na mnie gapi?! Nie
mogłam tego znieść: (♬)
I practiced this for hours
Gone round and round
And now think that I've got it all down
And as I say it louder I love how it sounds
Cause I'm not taking the easy way out
Not wrapping this in ribbons
Shouldn't have to give a reason why.
Gone round and round
And now think that I've got it all down
And as I say it louder I love how it sounds
Cause I'm not taking the easy way out
Not wrapping this in ribbons
Shouldn't have to give a reason why.
Był taki prawdziwy w tym co śpiewał, ale nie rozumiem dlaczego tak na
mnie patrzy. Nim się zorientowałam nie mogłam już odwrócić wzroku
zahipnotyzowana dźwiękiem jego głosu. Uśmiechnęłam się do siebie pod
nosem. Czy dach nad głową jest wart straty tego wszystkiego?
It's no surprise I won't be here tomorrow
I can't believe that I stayed till today
Yeah you and I will be a tough act to follow
But I know in time we'll find this was no surprise
A-ale jak to... co on śpiewa. Normalne że gestykuluje, podgrywa na
gitarze i chwyta niekiedy mikrofon, ale czemu cały czas mam wrażenie, że
patrzy na mnie. No i co ważniejsze Debra też. Z czego się ta żmija tak
cieszy?! Jej chłopak patrzy na mnie, to nie powinno jej cieszyć.
Zaraz... to tylko piosenka. Na pewno.
It came out like a river once I let it out
When I thought that I wouldn't know how
Held onto it forever just pushing it down
Felt so good to let go of it now
Not wrapping this in ribbons
Shouldn't have to give a reason why
It's no surprise I won't be here tomorrow
I can't believe that I stayed till today
There's nothing here in this heart left to borrow
There's nothing here in this soul left to say
Don't be surprised when we hate this tomorrow
God know we tried to find an easier way
Yeah you and I will be a tough act to follow
But I know in time we'll find this was no surprise
Pokręcił przecząco głową w moim kierunku śpiewając ten wers o
nienawiści. "Nie zdziw się jeśli znienawidzimy się jutro"... Dlaczego
tak na mnie patrzy?
Our favorite place we used to go
The warm embrace that no one knows
The loving look that's left your eyes
That's why this comes as no, as no surprise
The warm embrace that no one knows
The loving look that's left your eyes
That's why this comes as no, as no surprise
Ta piosenka jest taka pełna uczuć. Poczułam jak oczy mi się szklą. Te
słowa... ciepłe objęcie... stanęło mi przed oczami, kiedy Kastiel mnie
przytulał i obejmował. Jak mnie całował. Odwróciłam wzrok i starałam się
skupić na czymś innym. Przecież się nie rozkleję na środku sali.
If I could see the future and how this plays out
I bet it's better than where we are now
But after going through this, it's easier to see the reason why
It's no surprise I won't be here tomorrow
I can't believe that I stayed till today
Yeah you and I will be a tough act to follow
But I know in time we'll find this was no surprise
Our favorite place we used to go
The warm embrace that no one knows
The loving look that's left your eyes
But I know in time we'll find this was no surprise...
(Tłumaczenie:)
Ćwiczyłem to godzinami
Chodziłem w koło
A teraz chyba już wszystko wiem
I im głośniej to mówię, tym bardziej kocham tego dźwięk
Bo nie idę po najniższej linii oporu
Nie owijając w bawełnę
Nie powinienem był podawać powodu
Nie jest niespodzianką, że jutro mnie tu nie będzie
Nie wierzę, że zostałem aż do dziś
Yeah, Ty i ja to trudna sprawa
Lecz wiem, że wszystko potoczy się bez niespodzianek
To wyszło znienacka, a ja nie próbowałem powstrzymywać
Gdy myślałem, że nie będę widział jak
Zatrzymać to na zawsze tylko odkładając na później
Cieszę się, że odpuściłem
Nie owijając w bawełnę
Nie powinienem był podawać powodu
Nie jest niespodzianką, że jutro mnie tu nie będzie
Nie wierzę, że zostałem aż do dziś
W tym sercu nic już nie pozostało
W tej duszy nie ma już więcej słów
Nie zdziw się jeśli znienawidzimy się jutro
Bóg wie, że próbowaliśmy to załagodzić
Yeah, Ty i ja to trudna sprawa
Lecz wiem, że wszystko potoczy się bez niespodzianek
Nasze ulubione miejsce, do którego kiedyś chodziliśmy
Ciepłe objęcie, którego nie zna nikt
Kochające spojrzenie, którego już nie ma w twych oczach
Właśnie dlatego, dlatego wszystko dzieje się bez niespodzianek
Gdybym mógł widzieć przyszłość i przewidzieć, co się stanie
Chyba lepiej, że teraz jest, jak jest
Lecz po wszystkim, co się wydarzyło, łatwiej zauważyć dlaczego tak miało być
Nie jest niespodzianką, że jutro mnie tu nie będzie
Nie wierzę, że zostałem aż do dziś
Yeah, Ty i ja to trudna sprawa
Lecz wiem, że wszystko potoczy się bez niespodzianek
Nasze ulubione miejsce, do którego kiedyś chodziliśmy
Ciepłe objęcie, którego nie zna nikt
Kochające spojrzenie, którego już nie ma w twych oczach
Właśnie dlatego, dlatego wszystko dzieje się bez niespodzianek
Chodziłem w koło
A teraz chyba już wszystko wiem
I im głośniej to mówię, tym bardziej kocham tego dźwięk
Bo nie idę po najniższej linii oporu
Nie owijając w bawełnę
Nie powinienem był podawać powodu
Nie jest niespodzianką, że jutro mnie tu nie będzie
Nie wierzę, że zostałem aż do dziś
Yeah, Ty i ja to trudna sprawa
Lecz wiem, że wszystko potoczy się bez niespodzianek
To wyszło znienacka, a ja nie próbowałem powstrzymywać
Gdy myślałem, że nie będę widział jak
Zatrzymać to na zawsze tylko odkładając na później
Cieszę się, że odpuściłem
Nie owijając w bawełnę
Nie powinienem był podawać powodu
Nie jest niespodzianką, że jutro mnie tu nie będzie
Nie wierzę, że zostałem aż do dziś
W tym sercu nic już nie pozostało
W tej duszy nie ma już więcej słów
Nie zdziw się jeśli znienawidzimy się jutro
Bóg wie, że próbowaliśmy to załagodzić
Yeah, Ty i ja to trudna sprawa
Lecz wiem, że wszystko potoczy się bez niespodzianek
Nasze ulubione miejsce, do którego kiedyś chodziliśmy
Ciepłe objęcie, którego nie zna nikt
Kochające spojrzenie, którego już nie ma w twych oczach
Właśnie dlatego, dlatego wszystko dzieje się bez niespodzianek
Gdybym mógł widzieć przyszłość i przewidzieć, co się stanie
Chyba lepiej, że teraz jest, jak jest
Lecz po wszystkim, co się wydarzyło, łatwiej zauważyć dlaczego tak miało być
Nie jest niespodzianką, że jutro mnie tu nie będzie
Nie wierzę, że zostałem aż do dziś
Yeah, Ty i ja to trudna sprawa
Lecz wiem, że wszystko potoczy się bez niespodzianek
Nasze ulubione miejsce, do którego kiedyś chodziliśmy
Ciepłe objęcie, którego nie zna nikt
Kochające spojrzenie, którego już nie ma w twych oczach
Właśnie dlatego, dlatego wszystko dzieje się bez niespodzianek
Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. To był Lysander, popatrzył na mnie smutno, a ja nie rozumiałam dlaczego.
- Co się stało? Dlaczego tak na mnie patrzysz? - Zapytałam. Chcę w końcu wiedzieć to czego nie chciał mi powiedzieć niemal od miesiąca. Przecież widzę, że coś go trapi.
- Przepraszam... nie mogłem ci powiedzieć. Nie umiałem. Poza tym... nawet ja nie umiem go powstrzymać. - Ta, ale mi wyjaśnienie, o czym on do mnie mówi?
- O czym ty mówisz Lysander? Powstrzymać kogo? Przed czym? - W odpowiedzi kiwnął na scenę, bym tam spojrzała. Debra wyszła na nią po stopniach i wyjęła mikrofon ze stojaka. Przywitała się radośnie ze wszystkimi.
- Cześć wszystkim. Jak wiecie, dzisiejsza impreza, to też poniekąd impreza pożegnalna. - Pożegnalna? Zaczęłam się rozglądać. Kogo żegnamy? Czyżby ona wreszcie postanowiła stąd wyjechać? - Zauważył mnie genialny producent muzyczny. - Na to wszyscy zaklaskali, w sumie ja też. Niech ta żmija stąd zjeżdża. Z drugiej strony żal mi Kastiela, znowu go skrzywdzi swoim odejściem. Zaraz po co mu daje ten mikrofon?
- Po pierwsze chcę powiedzieć, że nie wyobrażam sobie jak ta szkoła będzie wyglądała beze mnie. - Zamarłam. "Beze mnie"... te słowa rozbrzmiewały w moich uszach niczym echo. Bez... niego?...
- Lysander, co jest grane, dlaczego on... - Złapałam Lysa za koszulę i popatrzyłam mu z żalem w oczy. Odwrócił smutny wzrok. Znowu spojrzałam na scenę.
- Debra dostała szansę i jako jej chłopak nie mogę pozwolić by ją zmarnowała, dlatego postanowiłem komponować i pisać dla niej. - Objął ją w talii i przyciągnął do siebie, a ona uśmiechnęła się do siebie. - Jutro pakujemy się, a od poniedziałku zaczniemy naukę w szkole w Triver.
- Ale to przecież miliony kilometrów stąd! - Wykrzyczała Amber najwyraźniej też była w szoku.
- Tak, Amber wiem. W sumie to... będzie mi brakować twoich prób adorowania mnie. - Spaliła buraka, a sala parsknęła śmiechem. Blondyna spaliła buraka, a Kas uciszył resztę gestem dłoni. - Nie, ja mówię poważnie. Lysander... chłopaki... za wami będę tęsknił najbardziej. Mam nadzieję, że nie przestaniecie grać i będziecie się trzymać razem. Tymczasem Iris może zająć moje miejsce w zespole. Naprawdę świetnie grasz. - Dziewczyna chwyciła się za swoje przedramię i spuściła smutny wzrok. - Nataniel... - Zaraz, on też jest na tej imprezie? Zaskoczyło mnie to. Wszyscy zaczęli szukać go wzrokiem. O, jest pod ścianą. - Nadal jesteś upierdliwym kmiotem... - Sala stłumiła wybuch śmiechu, a ciemnooki wyszczerzył się tak jak to zwykł robić. - ...ale te lata spędzone razem nie były takie złe. Musisz to przyznać. Ciebie też mi będzie brakowało. W sumie to się zastanawiam kto teraz będzie cię przyprawiał o napady migreny. - Zaśmiał się, a Shame patrzył na niego w osłupieniu. Chyba nie spodziewał się usłyszeć od niego takich słów. - I mała rada. Weź skończ z tą koszulą. Ani to modne, ani fajnie nie wygląda. - Tutaj już wszyscy się zaśmiali, nawet sam adresat tych słów, co mnie bardzo zaskoczyło. Wzrok Kastiela przeniósł się na mnie. - Dzięki, to by było na tyle. Ej, tylko bez smutasów mi tu. Jest impreza, moja ostatnia tutaj. Macie się bawić, bo jak nie to wam tyłki skopię. - Powiedział pół żartem i odłożył mikrofon. Ktoś puścił muzykę z magnetofonu. Debra wyszła na dwór, a chwilę po niej wybiegłam z sali i po prostu rozpłakałam się za szkołą. Ta piosenka... napisał ją o mnie. Nienawidzi mnie. A teraz... już się nigdy nie dowie, co do niego czuję. Już nie będę miała szansy. Wyjeżdża i już go więcej nie zobaczę! Żałuję, że przyszłam na tę imprezę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz