czwartek, 11 grudnia 2014

Rozdział 21

   To już koniec. Jedyne co mi pozostało to poddać się. Wiadomo że ta podróż tylko bardziej zbliży go do Debry no i... możliwe, że już nawet tutaj nie wróci. Nie wiem co mam robić. Jeżeli nie będę mogła go widywać, załamię się. To wszystko mnie przerażało, a w około nie było nikogo, kto mógłby namówić Kastiela żeby tutaj został. Lysander próbował, ale nic mu z tego nie wyszło. Przecież są najlepszymi przyjaciółmi! No więc ja tym bardziej nic nie wskóram. Co mam mu powiedzieć? Zostań, proszę. Tylko udawałam że cię nienawidzę, bo tak naprawdę cię kocham? Bez sensu. Poza tym... czy to naprawdę jest miłość? Jeśli jest to jedynie platoniczna. Bez znaczenia. Otarłam łzy. Kentin nie może mnie zobaczyć w takim stanie. Pociągnęłam nosem wstając.
- Vanessa... - Spojrzałam w prawo i zobaczyłam Lysandra. Podszedł do mnie i o nic nie pytając tak po prostu mnie do siebie przytulił. Nie spodziewałam się tego, więc otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia. Był taki ciepły... a może to tylko mi zrobiło się gorąco? - Nie płacz, proszę...
- Ja... - Wydukałam łamliwym głosem. Nie umiałam sklecić prostego zdania. Tylko on mógł wiedzieć jak się w tamtej chwili czułam. Jaka byłam zdruzgotana. Kastiel jest dla niego nie mniej ważny niż dla mnie. Może to nie ten sam rodzaj miłości, ale kiedy widzę ich razem, to jakbym widziała braci. Oczywiście czasem się kłócą, nie zgadzają się ze sobą, obrażają się, ale mimo wszystko zawsze trzymali się razem.
- Cii... nic nie mów. Po prostu... zostań tak ze mną przez chwilę... - Wyszeptał mi do ucha. Nie ruszałam się. Zacisnęłam ręce na jego marynarce i zamknęłam powieki. Kilka łez płynęło po moim policzku. Nie odezwałam się. Milczałam jak prosił. W sumie nawet nie wiem co miałabym mu powiedzieć. Dopiero kiedy zwolnił uścisk, wysunęłam się z jego ramion i odwróciłam wzrok gdzieś na trawę.
- Ja... powinnam już wracać na salę... - Odwróciłam się i chciałam odejść, ale stanęłam słysząc, że coś jeszcze ma mi do powiedzenia.
- Nie bądźmy samolubni. Kastiel zawsze chciał grać jako profesjonalista. Jasne, że jestem smutny... Ale cieszę się, że dostał tę szansę. Pozwólmy mu... spełnić jego marzenie. - Spuściłam głowę. Miał rację. Myślałam bardzo samolubnie. Niekoniecznie jedynie Debra musiała być przyczyną decyzji Kastiela. Tak się skupiłam na sobie, że zapomniałam o jego uczuciach.
- Dobrze... - Odpowiedziałam cicho i poszłam w kierunku głównego wejścia. Zatrzymałam się przy schodach i usiadłam na stopniu pod dachem. Ze szkoły dobiegała muzyka. Tam to dopiero musi być głośno. Nie wiem jak długo tak siedziałam. Gdy już zrobiło mi się naprawdę zimno postanowiłam wejść do środka. Miałam chwycić za klamkę, kiedy nagle ktoś uderzył mnie drzwiami. Upadłam na zimne płytki i spojrzałam z dezaprobatą na swojego oprawcę.
- Patrz jak łazisz! - Warknęła Debra i razem z Kastielem minęli mnie bez słowa. Dokąd oni idą? Zresztą, nie to jest teraz ważne. Jutro sobota i mogę już nie mieć okazji mu tego powiedzieć. Wstałam szybko i podbiegłam do nich otrzepawszy się z prochu, który jak przypuszczałam znalazł się na moich ubraniach.
- Kastiel, zaczekaj. - Zatrzymałam się w pewnej odległości od nich, gdy czerwonowłosy przystaną i razem ze swoją dziewczyną odwrócił się w moim kierunku.
- Czego chcesz? - Spytał jakby nadal był na mnie o coś zły. Otworzyłam usta i nic nie mogłam powiedzieć. Ułożyłam sobie wszystko w głowie, ale głos uwiązł mi w gardle.
- No gadaj. - Wtrąciła Debra jeszcze bardziej zła niż on. Czyli tak naprawdę wcale nie jest taka miła jak się wydaje. Szkoda, że inni o tym nie wiedzą.
- Nie z tobą rozmawiam. - Warknęłam i szczerze byłam dumna z tego powodu. Słodka idiotka założyła ręce na piersi i odwróciła ode mnie twarz. - Kastiel... ja... chciałam ci... to znaczy... - Nagle jakoś umknęło mi wszystko. Dukałam coś trzy po trzy.
- Wysłowisz się kiedyś? Idziemy zapalić. - Nie mam bladego pojęcia do czego mi ta informacja, pomyślałam.
- Gratuluję ci. Cieszę się razem z tobą. Spełnij... - Spojrzałam mu w oczy próbując coś z nich wyczytać, ale były tak samo puste jak ostatnio. - ...swoje marzenie. - Dokończyłam i uśmiechnęłam się.
- Skończyłaś już? Chodźmy Kastiel, nie ma co tracić czasu na tę dwulicową sukę. - Jak ona mnie do cholery nazwała?! Otworzyłam szerzej oczy, słysząc jak on jej przytakuje i odchodzą. Może powinnam jej coś odpowiedzieć, ale byłam po prostu zbyt zszokowana. On... naprawdę tak o mnie myśli? Łzy napłynęły mi do oczu.


***
   Cały weekend przeleżałam w łóżku mimo że nie mogłam spać... ani jeść. Nawet pić mi się nie chciało. W gardle tak mi zaschło, że myślałam iż wytworzyła się tam pustynia. Mój żołądek domagał się jedzenia, ale ja miałam do niego wstręt, więc nie przegryzłam nawet głupiego tosta. Kentin zaczynał się o mnie martwić, to było widać. W poniedziałek więc postanowiłam wstać. Jestem hardcorem. Podniosłam się o trzeciej w nocy, umyłam, ubrałam, a na czwartą już byłam pod domem Kastiela. Wahałam się chwilę, ale weszłam za furtkę. Usłyszałam jak Demon ujada i nagle zaczął biec w moim kierunku. Zobaczyłam jak na balkonie zapaliło się światło. Cały czas uciekałam, nawet nie wiem w którym momencie zaczęłam krzyczeć. Byłam zaskoczona, gdy ten sierściuch zatrzymał się i usiadł merdając ogonem.
- Co? Humor ci się poprawił? - Spytałam i pochyliłam się trochę nad nim, oczywiście z bezpiecznej odległości. Oparłam ręce na ugiętych kolanach.  Już się go mniej bałam. Wywalił język i zaczął sapać. - Jesteś tak samo humorzasty jak twój właściciel, ale fajnie że jednak nie chcesz mnie już zjeść. - Uśmiechnęłam się do Demona, czując w nim teraz dziwnego sojusznika. On w końcu też na pewno nie chciał, by Kastiel wyjechał.
- Ale ty jesteś głupia. - Usłyszałam znajomy głos z balkonu. Kastiel wychylał się przez niego opierając ręce na barierce i patrzył na mnie z politowaniem. - Co cię tu przywiało?
- Uhm... - Byłam w lekkim szoku, ale w sumie powinnam się domyślić, że jeśli ten potwór jest spokojny to Kas musi być w pobliżu. - Ch-chciałam z tobą porozmawiać.. - Zająknęłam się i spaliłam buraka zauważywszy, że zamiast patrzeć na niego wpatruję się w jego dekolt i bicepsy. Zapewne tego nie zauważył, ale i tak czułam się zawstydzona.
- Chciałaś ze mną porozmawiać za pięć czwarta rano? - Spojrzał na mnie unosząc jedną brew. Kocham tę minę. Jest wtedy taki słodki. Zaraz, nie... Muszę się opanować. On ma dziewczynę, a ja mam narzeczonego. Zaśmiał się pod nosem. - Ok, to może być ciekawe.
- W-wpuścisz mnie?...
- Nie. Czekam aż wyrosną ci skrzydła i do mnie przylecisz. - Odparł sarkastycznie i złośliwie. Spuściłam wzrok. Usłyszałam jak cicho westchnął. - Zaraz ci otworzę. - Powiedział chyba niezbyt zadowolony z mojej wizyty. Nikt nie byłby szczęśliwy w takiej sytuacji. W końcu o siódmej... tak Lysander mówił, że o siódmej jadą na stację, a ja go zdzieram o czwartej rano. Podeszłam do drzwi i czekałam, aż Kas wpuści mnie do środka. To dziwne. Myślałam, że nie będzie chciał ze mną rozmawiać. Zaprowadził mnie do swojego pokoju. Zarzucił na siebie bordową bluzę z kapturem, która ładnie współgrała z jasnoszarymi dresami i czarnym t-shirtem na ramiączkach. Wyszliśmy na balkon, a on wziął do ręki paczkę fajek. 
- Więc ja... - Wydukałam licząc, że to on jakoś zacznie rozmowę, ale jedynie się zaciągnął. Spojrzał na mnie po raz pierwszy odkąd weszliśmy do domu. Do tej pory przyglądał się miastu, które nocą wygląda naprawdę niesamowicie.
- Więc ty, co? - Wtrącił widząc, że zamilkłam. Pamiętałam jak bardzo nie lubił, kiedy tak dukałam bez sensu.
- Chodzi mi... o... o twój wyjazd. - Wyznałam, a on wypuścił dym z ust i odpowiedział obojętnie.
- Nawet jeśli tego chcesz to i tak nie przekonasz mnie żebym został.
- Nie... ja... nie o tym... to znaczy... jesteś z Debrą... - Zaraz... co ja plotę?! To nie ma nic wspólnego ze sprawą. W dodatku okłamuję go, że się z pogodziłam z TYM... Ma rację. Idiotka ze mnie.- T-to Lysander nie chce. I on... chciał...
- Żebyś ze mną pogadała? - Dokończył za mnie. Strzepał popiół z rozżarzonej końcówki papierosa gdzieś na podwórko.
- Tak. - Powiedziałam trochę zbyt entuzjastycznie, łapiąc koło ratunkowe żeby nie utonąć.
- Wiesz, to dziwne. Dzwonił do mnie kilka godzin temu i twierdził, że bardzo cieszy się moim szczęściem. I życzył mi powodzenia. - Zbladłam. Nie wiedziałam co mu na to odpowiedzieć. Odwróciłam wzrok, a do moich oczu napłynęły łzy. Miałam ochotę się rozpłakać. Zamrugałam szybko żeby nie zaczęły kapać, ale gdy jedna spadła na podłogę to już nie mogłam ich powstrzymać. Nie podnosiłam głowy. Nie chciałam żeby widział moją zapłakaną twarz.
- Ej... co... - To chyba był pierwszy raz, gdy to jego zatkało. Nie wiedziałam dlaczego nic nie mówi. Czy cieszy się widząc moje łzy i czemu tak mnie nienawidzi. W głowie miałam tysiące myśli, ale jedno czego teraz chciałam najbardziej to móc wtulić się w jego ramiona.
- Nie chcę żebyś jechał! - Wykrzyczałam rozpaczliwie i objęłam go wtulając się w niego. Stał jak sparaliżowany. Papieros wypadł mu gdzieś za balkon. Nie przejął się tym. Nie odzywał się, ani nie ruszał. Stał jak posąg. - Nie jedź z nią! Nie zostawiaj mnie! - Zamilkłam. Naprawdę to powiedziałam. Odsunęłam się nieco cały czas patrząc w zamazaną podłogę. - Ch-chciałam p-powiedzieć nas... N-nie zostawiaj NAS... - Poprawiłam się. Nie mogę mu wyznać co czuję. Mam wyjść za mąż. Ta myśl przepełniała mnie smutkiem. Żałowałam, że zaufałam wtedy tym ludziom.
- Powiedziałaś "mnie". - Po raz pierwszy od mojego wybuchu płaczu usłyszałam głos Kastiela. Co ważniejsze, brzmiał jakby wcale już nie był na mnie zły.
- Nie... ja... chciałam... - Próbowałam się jakoś usprawiedliwić. Czułam jak się rumienię. Moje policzki były takie gorące. Miałam wrażenie że płonę.
- Powiedziałaś "mnie". - Powtórzył dobitnie, a następnie poczułam jak chwyta mnie za podbródek i unosi moją głowę tak bym spojrzała mu w oczy. Uciekłam wzrokiem na bok, ale nie miałam odwagi ruszyć głową. Pozostałam w takiej pozycji w jakiej mnie ustawił.
- Kastiel... ja... - Musimy sobie wszystko wyjaśnić. Tu i teraz. Nie możemy być razem. Ja o tym wiem, ale czy on jest tego świadomy? Zabrał ode mnie ręce.
- Nie rób tego więcej. - Burknął i odepchnął mnie lekko, aczkolwiek z wyrzutem. Podszedł do drzwi balkonowych i chyba się w nie wpatrywał. Zamilkł na chwilę, a ja nie miałam odwagi przerwać tej ciszy między nami. Po prostu wgapiałam się w jego plecy. - Nie pozwolę ci się mną więcej bawić. - Dodał i wszedł do środka, a ja nie wiedząc co robić poszłam za nim. Nic z tego nie rozumiem. Czy te słowa naprawdę padły z jego ust? Kiedy się nim bawiłam?
- N-nie rozumiem... nie bawię się tobą. - Odwrócił się do mnie z wyrzutem, gdy to powiedziałam.
- Tak, jasne. - Dodał sarkastycznie.
- Naprawdę nie wiem o co ci chodzi. - Zapewniałam.
- Dziwne. Taki neandertalczyk, prostak i idiota jak ja rozumie, a ty nie łapiesz? - Zapytał z wyrzutem i zacisnął ręce w pięści. Cofnęłam się o krok bojąc się że mnie uderzy. Wyglądał na zranionego i wściekłego. - Co?! Już zapomniałaś jak ładnie o mnie mówiłaś?! - Z każdą sekundą co raz bardziej podnosił głos.
- N-nie ja... to... Bo taki jesteś! - Wycedziłam w końcu składając moje drobne rączki w piąstki. Do moich oczu ponownie napłynęły łzy. - Ciągle mnie zwodzisz! Nie jestem jedną z tych dziwek, którymi się zabawiasz!
- Nie waż się jej tak nazywać! - Warknął chyba z myślą o Debrze. Będę ją nazywała jak chcę. Prawda go kole w oczy? Nie stać go na normalną dziewczynę? Już Amber jest lepsza od niej.
- Będę ją tak nazywać! Zrobiła ci takie coś, a ty tak po prostu do niej wracasz i potem mścisz się na mnie za nic! - Wyjaśniłam i popatrzyłam na niego spoza łez.
- Za nic?! Za nic?! Grałaś na dwa fronty! - Co on wygaduje? Jakie dwa fronty? Nie flirtowałam z żadnym chłopakiem poza nim. Nie. Z nim też nie. Wcale nie flirtowałam, nie mówiąc o jakiejś zdradzie! Nawet nie byliśmy razem. Czy byliśmy? Nic z tego nie rozumiem. - Byłaś pierwszą dziewczyną po Debrze, którą naprawdę poko... - Krzyczał i na końcu nagle ucichł w połowie zdania. Którą naprawdę co?
- Naprawdę co? - Zapytałam. Pokochałem? Nie, tego nie mógłby powiedzieć. Spojrzałam na niego.
- Nic... - Mruknął i zarumienił się odwracając wzrok. - Idź sobie już... O ósmej mam pociąg i chcę się wyspać. - Wiedziałam, że wcale nie chodziło o sen, tylko nie chciał dokończyć tego co zaczął mówić. Podeszłam do niego o na kilka kroków.
- Którą co? - Naciskałam. Nie odpuszczę mu. Kastiel ściągnął brwi i zacisnął zęby ze wściekłości. - Posłuchaj. Nigdy nie nazwałam cię kretynem, a przynajmniej nie z tego powodu jak myślisz. Jesteś z Debrą i chociaż jest mi trudno to muszę to zaakceptować. Nie chcę być tą drugą, zależy mi tylko żebyś... - Nie wiedziałam czy mu to powiedzieć. Urwałam w pół zdania.
- Dokończ. - Zażądał, a ja popatrzyłam na niego zaskoczona. Nie sądziłam, że tak bardzo obchodzi go to co mam do powiedzenia. Zarumieniłam się.
- Z-zaakceptował moje uczucie do ciebie. - Patrzył na mnie z niezmiennym wyrazem twarzy. Biło od niego takie zobojętnienie.. - Naprawdę... zależy mi... żebyś mnie lubił... niczego więcej od ciebie nie oczekuję.
- A Ken?
- Ken... - Szepnęłam. - Nie zrozumiesz tego... - Odwróciłam się do niego plecami. Mam mu powiedzieć jak to było z Kentinem? Wszystko o jego rodzicach? O moim długu? Czy w ogóle mi uwierzy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz