poniedziałek, 15 grudnia 2014

Rozdział 23

   Byłam taka zawstydzona. Nie wiem jak znalazłam w sobie na tyle odwagi, by go pocałować. Policzki zaczynały mnie piec, a język Kastiela powoli dołączać do wspólnej zabawy. Poczułam silne szarpnięcie, ale zarazem tak władcze i opiekuńcze, ze mu się nie opierałam. Przylgnęłam do jego wysportowanego, teraz zmarzniętego ciała. Miałam dziwne uczucie w podbrzuszu. Zrobiło mi się tak ciepło i miło, a gdy dłoń Kastiela znalazła się na moich pośladkach i ścisnęła je lekko, przeszedł mnie miły dreszcz. Wydałam z siebie cichutki jęk przez co zarumieniłam się jeszcze bardziej, o ile to możliwe. Nie mogłam uwierzyć, że to ja wydałam ten odgłos, ale przywrócił on Kastielowi trzeźwość umysłu. Odepchnął mnie od siebie. Warknął coś co nie do końca do mnie dotarło, bo kręciło mi się w głowie od przerwanej pieszczoty. Nie poznawałam własnej siebie. Dopiero kiedy wszedł do środka, oprzytomniałam i pobiegłam za nim chwytając go za rękę. Wyszarpał mi się.
- Vanessa, nie możemy. Ja mam dziewczynę. - Słysząc to poczułam jak coś we mnie pęka. Myślałam że z Debrą to nie było na poważnie, ale on naprawdę ją kocha. Stałam jak słup soli, patrzyłam jak kończy swojego papierosa i gasi go o podłogę, a następnie wrzuca pod łóżko. Nie ma co. Tam to musi być prawdziwa popielniczka i to w rozmiarze XXL.
- Wiem… - Powiedziałam cicho spuszczając głowę, chociaż muszę przyznać, że tak naprawdę, na początku myślałam, że jest z Debrą tylko po to żeby mi dopiec. – A-ale wiesz, że będziemy za tobą bardzo tęsknić?... – Zapytałam chcąc uniknąć niezręcznej ciszy, która zaczęła się między nami. Popatrzyłam na niego nieśmiało. Westchnął.
- Ludzie! Ja wyjeżdżam tylko na kilka miesięcy! Nie umieram! – Powiedział nieco unosząc głos i gestykulując jedną ręką. Rozłożył ją i dał przed siebie jakby już naprawdę stracił do mnie cierpliwość. Pochylił się przy tym lekko do przodu. Zrobiłam coś? Westchnął kładąc ręce na łóżku. Spojrzał na mnie po chwili. – Słuchaj. – Wstał odchyliwszy się najpierw do tyłu i wybiwszy się z pozycji siedzącej tak jak nie raz robią to dzieci, ale on mimo że pewnie nadal sprawia mu to frajdę, nie okazał radości. – Super, że chciałaś żebyśmy sobie wszystko wyjaśnili przed moim wyjazdem, ale ckliwe historyjki o tym jak bardzo będzie wam źle, wcale mnie nie interesują. – Dodał podchodząc do balkonu. Wodziłam za nim wzrokiem. Jego sylwetka owiana jedynie blaskiem nocy była tak pociągająca. Taka… idealna.
- Przemyśl to jeszcze… - Poprosiłam nie wiem czy pierwszy, czy któryś raz z rzędu. Nasze oczy się spotkały.
- Już przemyślałem. Jadę i nic mnie nie przekona do zmiany tej decyzji. – Odparł oschle, ale i stanowczo. Rany… po co ja w ogóle jeszcze próbuję go tu zatrzymać. Ta dziewczyna go omotała i nawet Lysander nie byłby w stanie teraz wybić mu tego pomysłu z głowy, a tym bardziej ktoś taki jak ja.
- A…  - Urwałam szukając dobrego argumentu i w końcu znalazłam. Jest coś co Kastiel kocha ponad życie. Być może nawet bardziej od swojej gitary elektrycznej, czy od Debry. – A Demon? – Zapytałam. Nawet na mnie nie spojrzał. Dotknął białej, teraz wpadającej w błękit framugi drzwi balkonowych.
- Lysander się nim zajmie. – Odpowiedział ze spokojem. Widać wszystko już dokładnie zaplanował, ale nie poddam się tak łatwo. Poza psem… Co jeszcze jest dla niego takie ważne? Właśnie! Mam!
- No właśnie. A Lyander? Przyjaciele? Nie żal ci tego wszystkiego zostawiać dla jakiejś głupiej kariery? – Ups, to „głupiej” jakoś samo mi się wymsknęło. Zobaczyłam jak Kastiel patrzy na mnie spode łba. Zacisnął ręce w pięści i nagle wybuchnął.
- To nie jest jakaś głupia kariera czy jakaśtam moja idiotyczna zachcianka! – Zaczął mi tłumaczyć, co prawda krzycząc na pół domu, ale to mniejsza z tym. – Marzyłem o tym odkąd byłem dzieckiem. – Trochę się uspokoił. – Zacząłem grać na gitarze w wieku dziesięciu lat. Potem jeździłem na koncerty rockowe i hardmetalowe, a piosenki ulubionych zespołów umiałem grać i śpiewać na pamięć. Więc to nie jest coś co od tak sobie wymyśliłem. To moje marzenie.
- Rozumiem to… - Słowa, które wypowiedział już później z większym spokojem, wywołały u mnie lekkie wyrzuty sumienia. Czułam się jakbym chciała zamknąć mu drzwi do świata. Jakbym go ograniczała.
- Zawsze… - Podszedł do ściany na przeciw okna i zaczął wpatrywać się w plakat… „Demons…” nie… „Demonic blood”. Nigdy nawet nie słyszałem o takim zespole. Faceci na plakacie mieli ciemne ciuchy i dość groźne miny. Jeden z nich krzyczał akurat do mikrofonu, a jego długie czarne włosy były rozwiane. – zawsze im zazdrościłem. – Domyśliłam się, że chodzi o tych gości, na których patrzył. – Na scenie są tacy pełni życia. Jakby… to był ich własny teren, gdzie nikt nie może im niczego zabronić. Byli wolni… beztroscy. Zdawali się nie mieć problemów jak cała reszta. – To nie znaczy, że ich nie mieli, pomyślałam. Widzę, że jego obraz rockowej przyszłości jest bardzo wyidealizowany. Lecz jest już na tyle dojrzały, że powinien wiedzieć, że życie nie składa się tylko z przyjemności. Człowiek nie byłyby człowiekiem, gdyby się nie smucił i nie zamartwiał.
- Wiem, że bardzo odpowiada ci takie życie. No, bo kto by nie chciał spędzać czasu wyłącznie na imprezowaniu, ale pomyślałeś chociaż przez chwilę o swojej rodzinie? – Spytałam i poczułam ukłucie w sercu na myśl o rodzicach. Odkąd deszcz zmył ich fotografię, a ja zostałam wyrzucona na bruk, minęło już pół roku. Nie wiem czy potrafię sobie przypomnieć jak wyglądali, ale za każdym razem, gdy o nich pomyślę, zbiera mi się na płacz. Kastiel ma chociaż tatę. Nie ma pojęcia jak wielkie ma szczęście i to właśnie jest najgorsze. Że go nie docenia.
- Rodzinie. – Fuknął krzywiąc się z dezaprobatą jakby słowo „rodzina”, było dla niego czymś niepotrzebnym, nieistotnym… a może nawet złym?
- Tak. Zdajesz sobie sprawę… - Byłam w połowie zdania, kiedy Kastiel przerwał mi gwałtownym wybuchem złości.
- Co ty możesz o mnie wiedzieć?! Rodzina. – Prychnął wściekły i zacisnął ręce w pięści krzycząc na mnie. Czy ten człowiek chociaż raz w życiu nie może przyjąć czyjegoś zdania na spokojnie, jeśli nie zgadza się z jego stwierdzeniem?! – Błagam cię. Mojej matki nie widziałem od dobrych trzech lat. Mój ojciec ma mnie za chłopca na posyłki i tłu… - Urwał w pół słowa. Chyba nie chciał powiedzieć tego co myślę. Nie no. Kastiel nie dałby się bić własnemu ojcu, no bo… no bo to Kastiel przecież! Jest porywczy, agresywny, lekkomyślny i umie sypnąć dobrą ripostą, a kiedy sytuacja tego wymaga trzasnąć drzwiami i wyjść bez względu na okoliczności. – Zajmuje się swoją nową dziewczyną. – Poprawił się szybko. Może tylko się przejęzyczył. Uniknął mojego wzroku, ale po chwili popatrzył na mnie z wyrzutem. – Czy zależałoby ci na tym żeby mieszkać z taką rodziną? – Fuknął, ale chyba nie oczekiwał odpowiedzi, a może i chciał wiedzieć co powiem, bo milczał, lecz wtedy drzwi od jego pokoju gwałtownie się otworzyły i ktoś zapalił światło.
   Ujrzałam średniego wzrostu lekko umięśnionego mężczyznę o kruczoczarnych włosach i szarych oczach. Miał na sobie granatowy szlafrok, a pod spodem zapewne tylko bieliznę, gdyż widziałam nagi częściowo odsłonięty przez wierzchnie odzienie tors. Muszę przyznać, że jak na swój wiek - a pewnie jest jakoś po trzydziestce – trzyma się całkiem nieźle.
- Kastiel możesz wreszcie…! – Urwał w połowie zdania, zapewne tata Kasa, a ja trochę się zakłopotałam, bo ludzie zazwyczaj nie nachodzą innych tak wcześnie rano, chyba że mają jakiś naprawdę dobry powód. Ale ja miałam! – O, dzień dobry. – Jakoś tak nagle złagodniał. Spojrzał na zegarek na swoim prawym nadgarstku. – Wybacz młoda damo, ale nie sądzisz, że to trochę wczesna pora jak na odwiedziny? – Spojrzał na mnie i czekał na moją odpowiedź z tym dobrze mi już znanym u Kastiela niezmiennym spokojnym wyrazem twarzy. Tyle że facet zaraz po tym nie wybuchł jak kula armatnia!
- A tobie się nie wydaje, że mój szlafrok jest na ciebie lekko za krótki, cwelu? – Słysząc to zrobiłam wielkie oczy. Ojciec Kastiela ma na sobie… Wzdrygnęłam się w myślach, ale w rzeczywistości mnie zmroziło. Rzeczywiście. Teraz zauważyłam, że jakoś tak trochę mały jest ten szlafrok, chociaż zasadniczo Kas jest dość wysoki jak na swój wiek, jednakże niższy od swojego rodziciela, który właśnie posłał mu piorunujące spojrzenie.
- Kastiel, zachowuj się. Mamy gościa. Nie musisz się przed nią popisywać. – Nie znosiłam, kiedy moi zastępczy rodzice zwracali się do mnie w ten sposób. Za każdym razem chciałam zabłysnąć przed ich znajomymi, żeby mnie w końcu pokochali i żebyśmy mogli się stać prawdziwą rodziną. Lecz moje starania poszły na marne.
- Co się dzieje? – Do pokoju weszła dość młoda kobieta, ale zapewne już po dwudziestce. Może nawet miała więcej niż dwadzieścia pięć lat. Wyglądała na zaspaną i ziewnęła zasłaniając usta dłonią. Włosy miała rozpuszczone, ale jednak ładnie się układały. Niebieski? Nie powiem oryginalnie.
- Zabierz mi ten oczojebny róż sprzed nosa zanim zbełtam się Vanessie na buty. – Wtrącił Kastiel patrząc z niechęcią i dezaprobatą na kobietę różowym odzieniu. Wybałuszyłam oczy.
- Dlaczego na MOJE buty?! – Zbulwersowałam się i złożyłam ręce w pięści układając je wzdłuż tułowia, chcąc tym okazać, że nie wyrażam zgody. Zapewne wyglądałam jak mała wkurzona dziewczynka.
- Bo nikt inny w tym pomieszczeniu prócz ciebie i mnie nie nosi butów. – Sprostował czerwonowłosy i uśmiechnął się wrednie.
- To obrzygaj sobie swoje. – Bąknęłam bez namysłu i odwróciłam się do niego plecami. Jezu, nie wierzę, że powiedziałam takie coś. W odpowiedzi usłyszałam szczery śmiech. Zerknęłam kątem oka za siebie. Kas trzymał się za brzuch i trząsł lekko, a jego usta wyginały się w uśmiech ukazując białe zęby. Wszyscy po kolei jak tam staliśmy spojrzeliśmy na niego z zaskoczeniem. Nagle sam z siebie, w jednej sekundzie przestał się śmiać i wskazał drzwi swojego pokoju.
- Wypad. – Warknął do swoich rodziców. Jak on może się tak do nich zwracać?! Rozumiem bunt, pragnienie niezależności i w ogóle, ale to już chyba lekka przesada. Żeby powiedział „Wyjdźcie stąd”, to już inaczej by brzmiało.
- Co powiedziałeś?
- Powiedziałem wypad z mojego pokoju! – Powtórzył dobitnie. Wryło mnie w ziemię. To ja już chyba wiem czemu on chce jednak pojechać w tę trasę. Coś mi się wydaje, że zadra która jest między nimi jest dość spora i nie łatwo Kastielowi będzie się jej pozbyć. No przynajmniej na tę chwilę.
- Ryan… skarbie, dajmy im chwilę. Chyba im w czymś przeszkodziliśmy. – Wtrąciła ze skruchą mama awanturnika obejmując ramię swojego męża. A nie, chwila. Ona nie ma obrączki! Nie są małżeństwem? Czy może zdejmuje ją do snu? Nie, takich rzeczy się raczej nie robi… Sama już nie wiem. W każdym bądź razie, odetchnęłam kiedy wyszli.
- Ty też. – Usłyszałam chłodny nieczuły ton Blacka.
- Słucham? – Zdziwiłam się i postawiłam mały kroczek do tyłu. Co aj znowu takiego zrobiłam? Mam tego dość. Wkurza się na mnie bez powodu, pogrywa z moimi uczuciami, nigdy nie mogę zgadnąć jak zareaguje w danej sytuacji. I to jest właśnie najgorsze.
- Proszę, otworzę ci drzwi. – Powiedział i zrobił jak powiedział, pokonawszy w kilku szybkich krokach odległość go od nich dzielącą. Patrzyłam na niego będąc w szoku. Ułożył palce w tak zwaną „strzałkę” i wskazał chyba na parapet znajdujący się na przeciwległej do łóżka ścianie. – No chyba że wolisz okno.
- Nie, nie wolę. – Powiedziałam lekko speszona. – Ale co cię tak nagle ugryzło. Zrobiłam ci coś?
- Ta się jeszcze pyta. – Bąknął sarkastycznie odwracając ode mnie głowę w geście irytacji. Jak to się mówi, jakby brakowało mu już do mnie siły. – Wyjdź, dziewczyno, wyjdź i daj mi w spokoju pomyśleć. – Słysząc ostatnie słowo poderwałam się i ucieszyłam w duchu jak mała dziewczynka. Na mojej twarzy pojawił się duży uśmiech, a w oczach iskierka nadziei, że może jednak Kastiel zmieni jeszcze zdanie. Przyłożył dłoń do czoła w geście irytacji. – Czy możesz skończyć suszyć zęby i w końcu wyjść? – Zapytał z rezygnacją.
- A, tak… Jasne.  – Szybko znalazłam się na progu. Nawet szybciej niż tu weszłam. Wskazałam na niego. – Przemyśl to na spokojnie. – Rzuciłam radośnie nadal się uśmiechając i liczyłam, że odwzajemni mój uśmiech, ale on zatrzasnął mi drzwi przed nosem z wielkim hukiem. Oczywiście znając moje szczęście przyładował mi nimi w nos, aż się cofnęłam. Zapewne nie wiedział, że w ogóle coś mi zrobił, chociaż w sumie to krzyknęłam dość głośno. Objęłam mój biedny nosek opuszkami palców bardzo ostrożnie. Poruszałam nim. Usłyszałam chrupnięcie kości, ale ona tylko naskoczyła na swoje miejsce. Uff… nic mi nie jest. – Uważaj trochę, kretynie! – Miałam prawo go tak nazwać po tym jego jakże bezczelnym zachowaniu. Ja tu mówię mu, że się o niego martwię, a on co robi?
- Spadaj! – Usłyszałam i to nawet nie pod drzwiami. Zapewne wcale tego nie przemyśli. Zwyczajnie się teraz położył i pójdzie spać. A może leży i naprawdę się zastanawia nad swoją decyzją?
***
   Tkwiłam w przekonaniu, że jedyne gdzie Kastiel pojedzie to po rozum do głowy, aż do ósmej rano tego samego dnia, kiedy usłyszałam komunikat iż pociąg odjeżdża z peronu, a w oknie zobaczyłam Kastiela. Czerwonowłosy usadowił się wygodniej i oparł głowę o fotel. Zamknął oczy, kiedy pociąg zaczął powoli ruszać. Debra rzuciła nam wszystkim triumfalne spojrzenie, a już po chwili widziałam tylko mały kolorowy punkcik oddalający się od nas z zawrotną prędkością. Wychylałam się, by jak najdłużej go widzieć, bo miałam wtedy wrażenie, że Kastiel jeszcze... W sumie nie wiem co miałby zrobić. Wyskoczyć?
- Wracajmy do domu. – Powiedział Lysander kładąc dłoń na moim ramieniu rozwiewając moje nadzieje. Pogodził się z odejściem przyjaciela tak łatwo. Aż nie mogę w to uwierzyć, chociaż po jego minie wywnioskowałam, że cierpi chyba bardziej ode mnie. Pokiwałam głową na znak, że się zgadzam, pożegnałam się z Arminem i Alexym, a następnie poszłam do razem z Rozalią, Leo i Lysandrem do ich mieszkania. Nie wiem jak to dalej będzie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz