Oparłem głowę o oparcie siedzenia i szybę pociągu, po czym zamknąłem oczy. Mimo próśb Vanessy postanowiłem pojechać. Wiem, że zależało jej, żeby mnie zatrzymać, a przynajmniej tak mi się wydawało. Chociaż gdyby naprawdę tak tego chciała, to walczyłaby do końca. W sumie i tak by mnie nie przekonała, ale próbować zawsze warto, co nie? No trudno. Co się stało, to się nie odstanie i decyzji już nie zmienię. Zaczynam nowe życie w Triver i muszę zapomnieć o przyjaźni z Lysem, o starym zespole, o ojcu, o Vanessie i przede wszystkim o szansie, że kiedykolwiek jeszcze zobaczę mamę. Szmata... Jak mogła mnie tak olać i nie odzywać się od ponad trzech lat?! Zresztą mam to gdzieś. Nie chciała mnie, bo jej nowy partner nawet nie wie o moim istnieniu! Podobno nie lubi dzieci. „Kastiel, syneczku, wybacz, obiecuję że będę dzwonić”. Ta kurwa. Ale dzwonisz. Raz na ruski rok zapytać jak idzie mi nauka, a ostatni telefon był chyba z dwa lata temu!
Otworzyłem oczy i beznamiętnym wzrokiem patrzyłem na krajobraz. Wszystko znikało z zawrotną prędkością nim zdążyłem się temu lepiej przyjrzeć. Westchnąłem ciężko. Muszę przestać o niej myśleć. Zostawiła mnie dawno dawno temu, a gdyby chciała utrzymać ze mną kontakt, nawet Mark nie byłyby w stanie jej od tego odwieźć. Usiadłem prosto i przeciągnąłem się. Coś strzyknęło mi w nadgarstku i w kręgosłupie. Za mało mleka, hahaha. Debra uśmiechnęła się do mnie. W uszach miała białe słuchawki toteż przesiadłem się na miejsce obok niej, a ona podała mi jedną.
- Puść Demonic Blood. – Poprosiłem zamykając na nowo oczy.
- Ale ja nie chcę tego słuchać. – Powiedziała z wyrzutem. No tak, zapomniałem że ona nie znosi tego zespołu. Przecież to najfajniejszy zespół metalowy wszechczasów! Ale ja i Deb zawsze słuchaliśmy innej muzyki. To znaczy ona też słuchała coś z metalu, lecz nie lubiliśmy tych samych wokalistów.
- No weź. Tylko raz. „To snatch your heart”… - Jęknąłem błagalnie. Spojrzała na mnie unosząc brwi, więc pokazałem jej swoje uzębienie. Wtedy uderzyła mnie lekko w głowę jednocześnie mnie odpychając, czym zwichrowała mi włosy.
- Nie szczerz się jak dureń. – Powiedziała, ale ja i tak wiedziałem, że żartuje. Odgarnąłem niesforne kosmyki włosów lecące mi na twarz i naburmuszyłem się. Dotknęła palcem wskazującym mojego policzka. Docisnęła go mocniej, kiedy nabrałem i zatrzymałem powietrze w ustach. Wydałem śmieszny dźwięk przez co oboje się później zaśmialiśmy. Koniec końców zlitowała się nade mną i ukróciła me cierpienie włączając piosenkę, o którą prosiłem.
- I SNETCH! YOUR! HEART! – Wskazałem na nią śpiewając to, a ona zaczęła śpiewać razem ze mną. – with your breast! Put it where is the darkest, burn In the Hell, but you will be alright, cause I fill the hole my NAME! So what that people say about me I’m devil icarnate, if you are madly in love with me. And so what that they are right, if you already fall into my trap!* – Śpiewalibyśmy jeszcze długo, gdyby nie podszedł do nas konduktor z zamiarem sprawdzenia nam biletów i uciszenia nas. Facet był koło czterdziestki, a nerwy i praca sprawiły, że stracił już większość włosów, więc z Debrą nazwaliśmy go po prostu „Łysolem z dziurkaczem”. Kiedy tylko opuścił nasz wagon zaśmialiśmy się głośno.
- Masakra, widziałeś jak na ciebie patrzył? – Zaśmiała się moja dziewczyna zanosząc się od śmiechu i pokazała jego minę sprzed kilku chwil, co rozśmieszyło mnie jeszcze bardziej. Przyzwyczaiłem się już do tego, że starszym osobom nie bardzo odpowiada mój kolor włosów.
- Na mnie? Wlepiał w ciebie gały jak w jakiś erotyczny obrazek. – Jezu, trzymajcie mnie, bo zaraz pęknę! Aahahahaha. Brzuch mnie boli. – Serio, myślałem że zaraz będzie chciał cię przelecieć! – Ups, nie powinienem tego tak krzyczeć, ale no nie mogę ahahahaha. Ale my go wkurzyliśmy. Trzeba coś jeszcze wywinąć, tylko co… hm…
- A co byś zrobił, gdyby naprawdę chciał to zrobić? – Zapytała podnosząc na mnie wzrok. Jej niebieskie oczy, za każdym razem zatapiam się w ich błękicie. Kocham w nie patrzeć.
- Przyjebał bym mu z piąchy prosto w ten krzywy ryj... – Mówiłem z zapałem pokazując jak wykonałbym ten cios, a ona patrzyła na mnie jak oczarowana. Uśmiechała się. – …pieprznął jego facjatą o podłogę, a potem wystawił ten jego łysy łeb prze okno, aż by mu go odjebało. – Założyłem ręce na piersi dumny ze swojej bohaterskiej przemowy i wyczynu, który w moich myślach wyglądał nieco inaczej niżeli byłoby w rzeczywistości. Pewnie na coś takiego bym się nie zdobył, ale na pewno bym go uderzył.
- Oooo… Kastiel. - Pisnęła wzruszona i objąwszy moje ramię wtuliła się we mnie. Wyrwałem się delikatnie z tego uścisku po czym objąłem ją. Oparła głowę na mojej klatce piersiowej. Podniosła na mnie wzrok. – Naprawdę, kochanie?
- Nie. – Odpowiedziałem i wyszczerzyłem się. Odskoczyła jak oparzona i z udawanym oburzeniem zaczęła mnie bić po nogach, brzuchu i ogólnie gdzie popadnie. Śmiałem się tłumiąc jęki bólu, bo jednak trochę to wszystko bolało, chociaż zakładam, że nie chciała zrobić mi krzywdy.
- Ty idioto! Jesteś… ych! A masz! Kretyn! – Krzyczała, a ja słuchałem. Kiedy miałem już dość tęgiego przyjmowania batów, złapałem ją za nadgarstki i obezwładniłem unieruchamiając je nad jej głową. Położyłem ją przy okazji na siedzeniu i pochyliłem się nad nią. Moje usta wygięły się w chytrym uśmiechu. Była taka bezbronna. Co prawda miała łatwy dostęp do miejsca, w które mogła mnie boleśnie kopnąć, lecz byłem pewien że tego nie zrobi. – Pff.. – Prychnęła i odwzajemniła uśmiech. – I co mój kochany buntownik zamierza teraz zrobić?
- Hm… - Skrzywiłem się lekko niby myśląc. – Zastanawiam się właśnie. Wiesz co? Chyba… chyba cię zgwałcę. – Widziałem jej radość, kiedy to powiedziałem, chociaż grała przerażoną. Skąd wiem, że się nie bała? Bo zaraz po tym cichutko się zaśmiała. – Tak, mam ochotę cię gwałcić i to na różne sposoby. Jaką pozycję wybierasz na początek, skarbie?
- Wiedziałam, że prędzej czy później twoje naturalne zboczenie da o sobie znać. – Skomentowała moje zachowanie.
- Co mogę powiedzieć. To cały ja.
- Och, zamknij się i mnie pocałuj. – Zbliżyła swoje usta do moich, a ja puściłem jej dłonie podpierając się o siedzenie. Pocałowałem ją namiętnie, co ona z zapałem odwzajemniła. Oderwałem się od niej, dopiero kiedy usłyszałem głos konduktora mówiącego coś typu: „Ej, ej! Tu nie ma całowania! To jest pociąg, nie hotel.”. Ech… co za dureń. A zaczynało być tak fajnie. Kurwa… Musiał przyjść i wszystko zepsuć. No i sterczał tam, aż nie zająłem miejsca naprzeciw Debry. Kiedy odszedł wystawiłem mu środkowy palec.
- Zasrany debil. – Określiłem młodego facecika w mundurze. Miejmy nadzieję, że tego nie usłyszał, a nawet jeśli, to mam to daleko, tam gdzie słońce nie dochodzi. I nie mówię tu o szafie, hehe.
- Będziemy mieli na to mnóstwo czasu, kotku. – Próbowała mnie udobruchać. Nie lubiła, kiedy miałem zły humor. Potrafię wtedy być nie do zniesienia i nawet najlepszego przyjaciela zmieszać z błotem. Chociaż Lysander raczej przyjmuje to na spokojnie i długo się nie gniewa. Chyba po jakimś czasie, po prostu się do tego przyzwyczaił.
Przesiadłem się znowu obok niej. Jezu jaki jestem zmęczony. Nie mogłem spać odkąd dzisiaj rano przyszła do mnie Vanessa. Ych! Nie! Muszę ją wyrzucić z mojej głowy! Ech… no ale wcześniej i tak nie mogłem zasnąć, więc to nie tylko jej wina. W moim życiu zachodzą wielkie zmiany, to pewnie dlatego. W każdym bądź razie wychodzi na to, że spałem kilka godzin. Będziemy tam jechać cały dzień, więc pewnie będę mógł odespać nim dojedziemy na lotnisko. Ziewnąłem zasłaniając usta dłonią.
- Już ci się znudziła moje obecność? – Zapytała z żartem Deb.
- Weź, daj spokój. Spałem z jakieś trzy godziny. Jestem padnięty. – Przymknąłem na chwilę oczy, ale otworzyłem je by nie zasnąć. Dopiero teraz zmęczenie dało naprawdę o sobie znać.
- Chodź tu. – Poklepała miejsce na swoich kolanach. – Debruś ukołyszę cię do snu. – Uśmiechnęła się co odwzajemniłem.
Posłusznie położyłem głowę na jej kolanach kładąc się na wznak. Jedynie nogi miałem postawione na podłodze, by ktoś się do mnie później nie przyczepił. Bądźmy szczerzy, w pociągu nie wolno spać w ten sposób. Są pewne normy, których nawet ja wolę nie przekraczać. Do kolan jednak moje ciało spoczywało na siedzeniu. Popatrzyłem jeszcze raz w błękit cudownych oczu brązowowłosej piękności i zamknąłem powieki. Nim zasnąłem, czułem jeszcze przez chwilę jak delikatna dłoń głaszcze moje włosy i skronie. Uspokajało mnie to. Tak bardzo, że nie minęło kilka minut, gdy zmorzył mnie sen. W zasadzie nie wiem ile spałem. Obudziłem się dopiero słysząc jak moja dziewczyna rozmawia z kimś przez telefon. Nie otwierałem jednak oczu. Nie będę jej przeszkadzać.
- Nie. Nie no co ty. Weź… Gość napisze kilka piosenek i go wykopię. – Zaraz… o czym ona mówi? – No naprawdę. Ma kilka zajebistych kawałków. Musisz usłyszeć „No suprise”. – C-co?! Ale to przecież jest mój kawałek! Poruszyłem się niespokojnie, a ona pogłaskała mnie po włosach. Może ja nadal śnię? – Daj spokój. Ten frajer jest we mnie szaleńczo zakochany i zrobi wszystko co mu każę. Jak w tej piosence Demonic Blood. – Zaśmiała się cicho. Czy ona mówi o mnie?! – Ta, napisze kilka dobrych tekstów i powiem mu „bye bye”. – Zaśmiała się cicho, żeby mnie nie obudzić. - Mimo że to niepoważny dzieciak, który jak podejrzewam nigdy nie dorośnie, to jednak pisze niezłe teskty. Nie tak dobre, jak jego przyjaciel, ale… No wiesz, muszę mieć coś dobrego na start, a nie stać mnie na prywatnego tekściarza. – Zaśmiała się i poczułem jak podnosirękę. Pewnie zasłoniła usta, bo niemal parsknęła śmiechem. Szkoda, że nie wie, że już nie śpię. Choć w sumie może to i lepiej, bo inaczej nie dowiedziałbym się co zamierza zrobić. – Także, nie ma się o co martwić. Chociaż w sumie, można by od niego wyciągnąć też kasę na mój pierwszy singiel. Pomyślę o tym, ale będę musiała go trochę poniańczyć. – Przez chwilę słuchała, co mówi ktoś w słuchawce. Chyba rozmawiała z managerem. – Zrobię słodkie oczka i uwierz mi, że nie będzie mi się mógł oprzeć. W razie czego się rozpłaczę. No, muszę koń… - Nim to powiedziała otworzyłem oczy i złapałem ją mocno za nadgarstek. Wystraszona wcisnęła czerwony przycisk na komórce. Podniosłem się do siadu i patrzyłem na nią wściekle, ściskając jej rękę z taką siłą, żeby krew przestała do niego dopływać. Byłem wściekły na Debrę.
- Frajer, co?! Idiota?! – Niemal krzyczałem. Chociaż właśnie zraniła mnie drugi raz, to stwierdziłem, że zrobiła to z moją pomocą. Po co dawałem jej drugą szansę? Gdyby mnie kochała, nie obściskiwałaby się wtedy z Natanielem! Gdyby mnie naprawdę kochała, nie wyjechałaby i nie zostawiłaby mnie! Tak samo jak moja matka! Nienawidzę ich obu.
- Kastiel… - Syknęła z bólu. – Puść… to boli. – Powiedziała niemal błagalnie łapiąc moją dłoń i próbując uwolnić się z mojego uścisku. W jej oczach zebrały się łzy, ale ja już w nie nie wierzę. Sama mówiła, że rozpłacze się na pokaz. – Pomocy! – Zaczęła się szamotać, rzuciwszy komórkę na siedzenie, a ja złapałem za jej drugą dłoń wykręcając pierwszą. Chcę żeby cierpiała… Tak niewyobrażalnie i już zawsze.
- Zamknij się, szmato! – Puściwszy ją pchnąłem ją na siedzenia. – Zabawiłaś się moim kosztem! Nie dam ci się więcej oszukać!
- Kastiel, kochanie, uspokój się. Ja nie wiem o co ci chodzi. Przyśniło ci się coś. – Próbowała zamydlić mi oczy, ale nie ze mną te numery. Idiotka. Jak mogłem kochać kogoś takiego?! Jest taka dwulicowa, fałszywa, niegrzeczna i pociągająca. Co ja mówię! Nie! Wcale mnie do niej nie ciągnie! Ma ładne ciało i jest bardzo przebiegła, ale już mi na niej nie zależy. Jej chyba nigdy nie zależało na mnie, pomyślałem ze smutkiem. Jedyne czego chcę w życiu, to odrobina miłości. Czy to tak wiele? Ile mam zapłacić za jedno szczere uczucie na tym pieprzonym świecie?!
- Nic mi się nie przyśniło! Jesteś gorsza niż Amber! – Na te słowa przymrużyła oczy. Wstała i dźgnęła mnie palcem w klatę cały czas idąc na przód.
- Posłuchaj mnie uważnie. - Cofałem się, aż do czasu, kiedy dotknąłem plecami ściany. – Dostałam niepowtarzalną szansę i nie zamierzam jej zmarnować przez takiego nieudacznika jak ty. – Zgromiłem ją wzrokiem ściągnąwszy brwi. – Ale wierz mi. Beze mnie nigdzie nie zajdziesz. Będziesz co najwyżej grał ze swoim głupim zespolikiem w miastowych barach. – Zadrwiła, a ja miała ochotę ją rozszarpać.
- Zamknij się! Wcale cię nie potrzebuję! Jesteś zwykłą żmiją!
- Możliwe. – Założyła ręce na piersi odgarnąwszy kosmyk włosów. – Ale nawet jeśli masz rację, to zakochałeś się we mnie właśnie dlatego, prawda? Nie to powiedziałeś mi dwa lata temu? Że kochasz we mnie te przewrotną, niegrzeczną dziewczynkę? – Znowu zapatrzyłem się w jej cudowne oczy. Nie wiem, sam już nie wiem, co jest prawdą, a co kłamstwem. Ocknąłem się szybko. Nie, może i jest ładna, ale nie wolno mi ulec. Kastiel Black ma swój honor i tak łatwo nie ulega wpływom kobiet.
- Nie przypominam sobie. – Warknąłem.
- Nawet jeśli teraz wydaje ci się, że nigdy nic dla mnie nie znaczyłeś, to mylisz się. Na początku bardzo cię kochałam, ale po pewnym czasie czułam, że mnie ograniczasz. To wszystko. Ty postanowiłeś tkwić w tym zasranym mieście, ale ja wzięłam swój los we własne ręce. Dlatego do czegoś doszłam. Dlatego jestem kim teraz jestem, dlatego nagrywam singiel i dlatego mogę mieć wszystko czego tylko zapragnę. Bo mam potencjał, ambicje i nie poddaję się, nie ograniczam, a ty?
- Zamknij się… - Burknąłem pod nosem odwracając wzrok na podłogę i zaciskając zęby, oraz pięści.
- A ty jesteś nikim. Kisiłeś się w rodzinnym domu tyle lat. Matka miała dość syna nieudacznika, więc odeszła od was. – Tego było za wiele. Mama odeszła przeze mnie?! Teraz już nie wytrzymałem i rzuciłem się na Debrę. Pchnąłem ją na siedzenia i zamachnąłem się, by uderzyć ją z pięści trzymając drugą ręką za jej gardło.
- Powiedziałem, zamknij się! - Uśmiechnęła się w odpowiedzi i oczywiście nie spełniła mojego rozkazu. Wciąż nie mogę uwierzyć, że… przecież Lysander ostrzegał mnie przed nią. Prosił, żebym dokładnie wszystko przemyślał. Mówił, że z Debrą jest coś nie tak, a ja głupi go nie posłuchałem. Najbliższego przyjaciela. Zwyzywałem go wtedy i zmieszałem z błotem stając w obronie tej, która miała mnie za ostatniego frajera.
- Taka jest prawda. Powiedz mi, czy przez najbliższe trzy lata, zagrałeś gdziekolwiek poza terenem szkoły? Na waszych beznadziejnych próbach? Daję ci taką szansę, jakiej możesz już nigdy nie otrzymać. – Uwolniłem ją z uścisku nie umiejąc jej uderzyć. Brzydziłem się już nawet jej dotykać. Odsunąłem się.
- Co ty możesz o mnie wiedzieć. Przez tyle lat udawałaś miłość do mnie i nawet nie zdążyłaś dobrze mnie poznać. – Stwierdziłem, a ona wstała i złapała mnie jedną ręką za twarz miażdżąc mi policzki palcami.
- Ach… w oczach widać twoją przeszłość. Biedny, niekochany, porzucony przez rodziców i pozostawiony sam sobie dzieciak. Te cudowne brąz oczy, koloru słodkiej czekolady. – Wyrwałem jej się. Opuściła spokojnie ręce. – Już czas się obudzić. Życie to nie wygrana na loterii. Nie składa się z samych przyjemności, a w dzisiejszych czasach na szczyt nie można wspiąć się uczciwością i ciężką pracą. Jedynie kłamstwo i pieniądze cię tam zaprowadzą. Wypij w końcu swój kielich goryczy.
- Od kiedy z ciebie się taka duchowa poetka zrobiła. – Prychnąłem. Co za porównanie. Lysandra bym o takie coś podejrzewał, ale nie Debrę.
- Ach… Żal mi cię. Zachowywałeś się tak, a nie inaczej by zwrócić na siebie czyjąś uwagę, prawda? Skoro rodzice cię nie kochali, szukałeś miłości u innych ludzi.
- Przestań! Nic o mnie nie wiesz! – Mimo wszystko chociaż jej przerywałem, byłem ciekawy co jeszcze ma mi do powiedzenia.
- Zmieniałeś dziewczyny raz za razem. Jak rękawiczki. Zrozum wreszcie, że tylko ja mogę ci dać to, czego tak pragniesz… - Ale czego ja właściwie chcę? Sam już nie wiem. Uwiesiła mi ręce na szyi. Nie protestowałem. – Potrzebujemy siebie nawzajem. – Stanęła na palcach. Czarne kozaki na wysokim obcasie dodawały jej centymetrów. – Skoro masz o sobie tak duże mniemanie, to rozkochaj mnie w sobie na nowo… Jeśli potrafisz. – Poczułem jej oddech na swoich wargach. Spojrzałem na tak dobrze mi znany kształt ust. Gdy musnęły moje własne, zatraciłem się w pocałunku. Nie można go było nawet nazwać namiętnym. Był zwierzęcy. Zadziałały pierwotne instynkty. Z trudem łapałem oddech odwzajemniając zachłannie pieszczotę. Po chwili odepchnąłem Debrę od siebie, a ona otarła ślinę cieknącą jej po brodzie i uśmiechnęła się.
- Nigdy więcej tego nie rób. – Warknąłem.
- Przyznaj, podobało ci się. Ona tak nie umie, prawda? – Zapytała, ale nie miałem pojęcia o kim mówiła, co od razu jej powiedziałem. – Twoja Vanessa. – Dodała zadowolona.
- Ona nie jest moja. – Odwróciłem wzrok. Tak szczerze, to chciało mi się płakać. Mimo tego jak traktował mnie tata, wolałbym zostać z nim, niżeli dowiedzieć się tego co dzisiaj powiedziała mi moja ponownie była dziewczyna. Nigdy więcej… Nie chcę. Nigdy więcej nie zaufam dziewczynie. Żadnej, choćby nie wiem jak ładnej i miłej.
- Pff… jeszcze jej nie zdobyłeś? Widzę, że jednak twarda z niej sztuka.
- Dziewczyny się nie zdobywa. Zdobywa się nagrodę. – Sprostowałem patrząc na Debrę z nienawiścią. Udała, że ziewa z nudów.
- Kastiel, zanudzasz mnie. Nie możemy zapomnieć o tym co było? Udawajmy, że nigdy nie usłyszałeś mojej rozmowy z managerem. – Czyli miałem rację. Z nim rozmawiała. – Ona zaburzyła porządek twojego małego świata, prawda? Po co to wszystko?
- Bo nie jestem tobą. Nie napiszę dla ciebie, ani jednej piosenki. – Popatrzyłem na nią ściągnąwszy brwi, a potem odwróciłem wzrok. - A no tak. Wysiadam na kolejnej stacji. – Dodałem siadając po przeciwnej siedzenia, które ona zajęła.
* WYRWĘ. TWOJE. SERCE! Z twojej piersi! Rzucę je tam gdzie panuje największy mrok, spalę je w piekle, ale będzie z tobą dobrze, bo zapełnię tę pustkę swoim IMIENIEM! Co z tego, że ludzie mówią o mnie „wcielenie diabła”, skoro ty jesteś we mnie tak szaleńczo zakochana. I co z tego, że mają rację, skoro już dawno wpadłaś w moją zasadzkę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz