niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział 27

<oczami Nataniela>

   W sumie jakby się nad tym dobrze zastanowić to moje życie stało się o wiele prostsze odkąd Kastiel wyjechał w tą swoją trasę. Mniej awantur, mniej roboty papierkowej, a zwłaszcza to, że nie muszę się już za nim uganiać, na przykład żeby podpisał kolejne usprawiedliwienie. Ech… on nie zawsze taki był. Zaczął się bardziej buntować, kiedy zaczął chodzić z Debrą. Olał starych kumpli i spiknął się z Lysandrem, którego Debra poznała jakośtam kiedyś przy okazji na jakiejś imprezie. W zasadzie, to do połowy pierwszej klasy liceum totalnie zlewał Blusha i jednego dnia, nagle BUM! Wielcy przyjaciele od serca. Całą atmosferę nakręcił jeszcze ten incydent w sali biologicznej. Kastiel do tej pory mi nie wierzy, że to wcale nie ja się rzuciłem na jego dziewczynę. Było wręcz odwrotnie. Jak widać dziewczyny psują wszystko. Kiedyś byliśmy najlepszymi kumplami. W sumie od piaskownicy, a z tak błahego powodu wszystko nam się posypało. No może jest w tym trochę mojej winy, ale co mogłem zrobić. Też jestem facetem! A ona była niesamowitą laską! Nie wiem co mnie wtedy podkusiło, że od razu jej nie odepchnąłem. Prawie się pocałowaliśmy. Ech…
   Po całym tym zajściu długo szukałem Kastiela. Znalazłem go na ławce pod drzewem na dziedzińcu. Wstał kiedy mnie zobaczył i od razu się na mnie rzucił. Wrzeszczał coś, co już nie do końca pamiętam, bo skupiałem się na tym, by wszystko mu wyjaśnić i przy okazji nie oberwać. Nie chciał mnie słuchać. Z dnia na dzień nasz konflikt się zaostrzał. Nie zauważyłem, kiedy dałem mu się wciągnąć w tę całą grę. On robił mi na złość, ja mu się odpłacałem. Co prawda, musiałem starać się o reputację wzorowego ucznia o nienagannym zachowaniu, ale zawsze udawało mi się coś wymyślić, by mu dokuczyć.
   Widząc go z dnia na dzień nie mogłem uwierzyć jak ludzie bardzo potrafią się zmienić. Zupełnie jakby ktoś wymazał mu z pamięci te wszystkie wspólnie spędzone lata. Pamiętam… jak uczył mnie jeździć na deskorolce i jak pomagałem mu w matmie, której swoją drogą nadal nie ogarnia, a ja nadal nie czaję deski. Wspólne spacery, plac zabaw, potem wypady na miasto, gra w piłkę, słuchanie muzyki, drobne sprzeczki, wszystko przypomina mi się jakby to było wczoraj. Świetnie też pamiętam, kiedy odwiedzałem go w szpitalu po zatruciu alkoholowym. Wtedy po raz pierwszy zwierzył mi się, że ojciec go katuje i… że boi się swojego taty. Wtedy poczułem z nim jeszcze silniejszą więź.  Jedynie mi powiedział prawdę na temat tamtych siniaków na plecach i brzuchu. Nawet mamie skłamał, że to wypadek na w-fie, chociaż nie wiem czy mu uwierzyła.
  Odpocząłem sobie od niego dobre kilka miesięcy, lecz teraz wrócił i skończyła się sielanka. Spojrzałem na zegarek. Przetarłem oczy dłonią, bo liczby już mi się zlewały. 21:55. Chyba czas się zbierać. Spakowałem rzeczy do plecaka i wyszedłem z pokoju gospodarzy dokładnie zamykając drzwi. Nie skończyłem jeszcze papierkowej roboty na dziś, ale wstanę jutro wcześniej i może zdążę przed lekcjami. Z piwnicy nadal wydobywały się… echem… wydobywał się hałas. Od razu ruszyłem w tamtym kierunku. Za chwilę cisza nocna, a ci jeszcze nie skończyli. Osobiście do Lysandra nic nie mam. Poza tym, że zabrał mi przyjaciela, ale nie chowam urazy, bo to Kastiel wybrał. Może gdybyśmy nadal się przyjaźnili byłbym teraz innym człowiekiem. Wszedłem na ich próbę bez pukania i odłączyłem gitarę Blacka od wzmacniacza.
- Time to say… - Białowłosy przerwał swój wokal i wszyscy na mnie spojrzeli z niemałym oburzeniem. A Vanessa co tutaj robi?! Ech… nieważne. Nie chce mnie słuchać, to proszę bardzo.
- Goodbye. – Warknął Kas zapewne kończąc śpiewany przez Blusha wers piosenki. Z tym, że on to powiedział przez zęby i to niemal warcząc, co w porównaniu z delikatnym głosem wokalisty wyszło dość komicznie. W dodatku mówiąc to wskazał mi drzwi i zmierzył mnie wzrokiem. Nie rozumiem co było takie śmieszne, że Vanessa nie może się powstrzymać od śmiechu. No dobra, przyznaję, na mojej twarzy też pojawił się nikły uśmiech.
- Dokładnie Kastiel. Koniec próby na dzisiaj. – Sprostowałem i założyłem ręce na piersi. Białowłosy odłożył mikrofon na stojak. Z nim nigdy nie było problemów. Poza tym ile można śpiewać? Gardło sobie zedrze.
- Skończymy kiedy JA powiem, że kończymy. – Warknął czerwonowłosy i podpiął gitarę na nowo, a ja ją odpiąłem, ot co. Tym razem trzymałem kabel w ręce. Miałem wrażenie, że jego twarz przybrała kolor jego włosów. – Trzymaj. – Warknął do stojącej obok niego Vanessy, która z niemałym zaskoczeniem niezdarnie przyjęła od niego gitarę. Podszedł do mnie i wyrwał mi to co miałem w ręce.
- Już cisza nocna, moglibyście na dzisiaj skończyć. – Starałem się zachować spokój. Spojrzałem w tak dobrze mi znane brąz oczy i… była w nich tylko nienawiść. Czysta, szczera nienawiść do mojej osoby. – Kastiel, daj spokój, nie mam już dzisiaj siły na kłótnie z tobą. – Prychnął czymś rozbawiony, ale nie miałem ochoty w to wnikać. Stanąłem pod drzwiami i czekałem aż się zbiorą. Wtedy zadzwoniła moja komórka, a oczy wszystkich tam obecnych skupiły się na mnie. Przełknąłem ślinę. Tata… Odebrałem po drugim sygnale.
- T-tak? – Starałem się, by głos mi nie drżał, ale nie jestem pewien czy osiągnąłem zamierzony efekt. - … No tak. Miałem trochę obowiązków i… - Przerwał mi, żeby znowu na mnie nakrzyczeć. Oczywiście krytykował mnie jak zwykle. - … Wiem, że już po dziesiątej… - Starałem się jakoś wytłumaczyć, ale tata wykrzyczał, że mam się za dziesięć minut stawić w domu, bo nie zamierza mnie rano budzić, a jak się spóźnię na lekcje, to srogo tego pożałuję.
- Ej, Nat dawaj tego cygara! – Usłyszałem jak krzyczy Kastiel i wryło mnie w podłogę. Cholera. – No daj buchaaaa… – Jęczał. – Nie bądź takiiiii… - Uśmiechnął się do mnie wrednie, a wszyscy tam obecni, poza osłupiałą Vanessą, powstrzymywali się żeby nie wybuchnąć śmiechem. Popatrzyłem na Kastiela przerażony. Boże… jak teraz wrócę do domu to tam mnie… Nawet nie chcę kończyć tego zdania. – Dobra, daj to piwo. – Powiedział jakby taka sytuacja właśnie teraz naprawdę miała miejsce.
- N-nie… ja nie… żartują sobie… to… - Mój rodziciel nie pozwolił mi dojść do słowa. Warknął, że porozmawiamy w domu. – Mhm… D-dobrze... Pa… - Odparłem niepewnie i rozłączyłem się. Zacisnąłem ręce w pięści schowawszy telefon do kieszeni spodni. – Masz świadomość co…?! – Urwałem w połowie. Przecież nie chcę żeby wszyscy się dowiedzieli jakiego mam ojca. W szkole udaje miłego faceta i troskliwego tatusia, ale w rzeczywistości taki nie jest. Nie było dnia żeby się mnie nie czepiał, delikatnie to ujmując. Za to jeśli chodzi o Amber, to uważa ją za aniołka. Moja kochana siostrunia dostaje od niego co tylko sobie zamarzy przy czym przy jej trójach i miernych jest bardzo chwalona.
   Niekiedy myślę, że powinienem się już przyzwyczaić, bo w sumie to wszystko zaczęło się jeszcze w gimnazjum. Nic nie mówiłem wtedy Kasowi, bo dość miał swoich problemów. Potem w liceum jakoś z nikim się szczególnie nie zaprzyjaźniłem, bo na przyjaciół trzeba mieć czas, a ja cały swój przeznaczam na naukę, żeby spełnić wymagania rodziców. Tak więc, duszę to w sobie aż do dzisiaj. Czasami są takie chwile, kiedy chciałbym się komuś wygadać, tak od serca, jak kiedyś. Wtedy zawsze na myśl przychodzi mi Kastiel, ale szybko uświadamiam sobie, że przecież nasza przyjaźń już dawno się skończyła i nawet gdybym chciał odbudować nasze relacje, to i tak nie ma już czego zbierać. Bądźmy szczerzy, to nie jest już ten sam chłopak. Ja również się zmieniłem, chociaż w porównaniu do mnie, pod względem intelektualnym Black chyba się cofa.
- Mhm… Dobrze… Pa… - Odpowiedział mój ex-przyjaciel imitując mój głos i machając lekceważąco ręką, po czym minął mnie. Cała jego paczka parsknęła śmiechem podążając za nim. Jedyną osobą, która się nie śmiała był Lysander. Jakie miłe zaskoczenie. On chyba z nich wszystkich ma najwięcej wyczucia i empatii. Przewrócił oczami idąc z samego tyłu. Wyszedłem za nim z piwnicy. Zamknąłem ją szczelnie, a gdy odwróciłem się, po prostu mnie zatkało. Dlaczego Vanessa daje się obejmować temu… Ych! Podbiegłem do nich. Nie wiem czy to co czułem można nazwać zazdrością, ale poczułem w sobie nagły tak wielki przypływ gniewu, że nie umiałem go pohamować.
- Zostaw ją! - Złapałem buntownika za rękę i odepchnąłem go od biednej Van, która tak nawiasem mówiąc była w niezłym szoku.
- Aaa… - Syknął Black uderzając o szafki. Wyłapałem grymas bólu na jego twarzy. To co zrobiłem naprawdę wyprowadziło go z równowagi. Puścił swoje ramię i nie zdążyłem zareagować kiedy złapał mnie za koszulę. Spojrzałem szeroko otwartymi oczami na pięść lecącą centralnie w kierunku mojego nosa. Zamknąłem jedno oko, bo na nic więcej nie było mnie stać w tamtej chwili. Jak mi przywali to mu oddam.
   Ku mojemu zaskoczeniu nic takiego się nie stało. Nawet nie było słychać żadnego dźwięku. Nie poczułem też bólu. Gdy Kastiel był bliski zadania mi ciosu zacisnąłem powieki, ale ponieważ nic się nie wydarzyło spojrzałem zaskoczony na swojego oprawcę. Nie wierzę… Vanessa? Zatrzymała jego cios? Odepchnął ją tak, że prawie upadła, ale na szczęście Armin ją złapał.
- Nie wtrącaj się! – Warknął nadal zaciskając dłoń na mojej bluzce. – Nikt poza mną nie ma prawa dotykać MOJEJ dziewczyny, jasne?! – Dobra ludzie, weźcie mi powiedzcie co tutaj się dzieje? Jego dziewczyny? Są razem? A to niby od kiedy? Błagam. On chodził chyba z każdą laską w szkole, a poza tym wiele z nich nazywał swoimi, a tak naprawdę związek kończył najwyżej po miesiącu. Nie pozwolę, żeby ją też tak skrzywdził.
- Twojej? Akurat. – Prychnąłem, a moje usta wygięły się w chytrym uśmiechu. Ona na pewno nie jest an tyle głupia, żeby dać mu się omamić. To mądra dziewczyna, widać to po jej oczach. Ślicznych brąz oczach, muszę dodać. – A co? Podpisana jest? Nie wydaje mi się. – Dodałem dziarsko.
- Kastiel puść go, on nie wiedział. – Stwierdził Alexy dotykając ramienia Blacka. Chwila, moment. O czym ja nie wiedziałem? Co tu jest grane? Kiedy już mogłem swobodniej oddychać i poprawiłem krawat, Vanessa objęła ramię Kastiela, który ze wściekłością założył ręce na piersi i warknął coś pod nosem. Odwrócił wzrok.
- Ja i K-kastiel… J-jesteśmy razem. – Powiedziała cichutko. Że co?! Ona z nim?! Nie, to nie może być prawda. To na pewno zły sen. Nataniel obudź się. Przecież ten chłopak ją zniszczy! Nie mogę na to pozwolić.
- Jak to… razem?
- No razem-razem, aż jestem ciekawy co się takiego wydarzyło, że aż tak między nimi zaiskrzyło. – Zażartował Armin na co adresatka tych słów spłonęła rumieńcem spuszczając wzrok. – Przydałyby się jakieś bardziej pikantne szczegóły. No Vanessa? – Szatyn uderzył ją z łokcia  w bok na co jej… aż nie może mi to przejść przez gardło. Na co jej chłopak spiorunował go wzrokiem.
- Ja ci dam pikantne szczegóły. – Warknął czerwonowłosy. Wow… obronił ją? Serio? Znaczy to niby była tylko gra słów, ale czy to możliwe, że naprawdę zależy mu na tej dziewczynie? Cholera… mnie też zależy i nie poddam się. Mam prawo o nią walczyć. Nie jesteśmy już kumplami, więc nie będzie to wbrew zasadom.
- No to czekam. – Armin wyszczerzył się, a ja odwróciłem głowę. Co za idioci.
- Dobra, wracajmy już. Jutro sprawdzian z chemii, a ja kompletnie nic nie umiem. – Stwierdził Lysander, a Alexy zaśmiał się.
- Spokojnie, do kolejnej ulicy o nim zapomnisz. – Stwierdził za co Lysander zmierzwił mu włosy. No ja bym tam uważał na jego miejscu. Jeszcze się biedny Handerson w nim zakocha, a to już nie będzie takie zabawne. W sumie ciekaw jestem co by z tego wyniknęło, chociaż zasadniczo nie lubię plotek. – Ej… ahahahah dobra… - Wszyscy minęli mnie, ale Black wychylił się jeszcze grożąc mi palcem.
- A ty pamiętaj, nie zbliżasz się do mojej dziewczyny. – Westchnąłem i przewróciłem oczami, chociaż Kastiel nic sobie z tego nie zrobił. Rany, ile ja już czasu przez nich zmarnowałem. Piętnaście po. Już po mnie. Zlinczują mnie, albo gorzej. Każą wejść do kotła i będą godzinami smażyć w gorącym oleju. Wybiegłem potrącając po drodze miło gawędzącą grupkę moich jakże przeuroczych kolegów.
   Gdy przyszedłem do domu oczywiście nie obyło się bez kłótni, chociaż zasadniczo staram się rodzicom nie stawiać, bo to się źle kończy. Niby krzyczałem, ale nie przeklinałem tak jak zapewne zrobiłby to Kastiel na moim miejscu, tylko starałem się spokojnie wszystko wytłumaczyć. Mama wywrzeszczała mi w twarz, że nie powinienem się tak denerwować przez zwykłe upomnienie.
- Jak mam się nie denerwować jak Kastiel chodzi z Van?! – Wypsnęło mi się, a w kącikach moich oczu zebrały się łzy.
   Nie mogłem zostać w kuchni ani chwili dłużej. Nie wytrzymałbym tego psychicznie. Słyszałem jeszcze jak mój tata woła na mnie, kiedy biegłem po schodach. Nie zwróciłem na to większej uwagi, tylko wbiegłszy do pokoju rzuciłem się na łóżko. Starałem się jakoś uspokoić, w końcu to nie koniec świata. Mam jeszcze u niej jakieś szanse, nie? Leżałem tak dłuższą chwilę szlochając w poduszkę, ale natychmiast ucichłem słysząc jak ktoś wchodzi  do pomieszczenia, zamyka drzwi i siada obok mnie.
- Nie musisz się trząść, to tylko ja. – Powiedziała dość złośliwie Amber, a ja usiadłem i wytarłem łzy rękawem koszuli, co moja siostra skomentowała westchnieniem. Podniosłem na nią wzrok. Jak ja jej nienawidziłem za to co mi robiła. Od gimnazjum. Nie, od szóstej klasy? Nie pamiętam dokładnie, kiedy się to wszystko zaczęło.
- Czego chcesz? – Zapytałem chłodno odwracając wzrok w kierunku okna. Ciekawe czy Vanessa już jest w domu, pomyślałem wpatrując się w księżyc na niebie. Od szkoły jest kawałek drogi do Kentina.
- Po pierwsze patrz na mnie jak do ciebie mówię. – Skarciła mnie i uderzyła ręką w kolano. Od razu zareagowałem. – To prawda co powiedziałeś? Vanessa chodzi z Kastielem?
- Tak… - Powiedziałem dość cicho, bo jakoś czułe taki straszny ucisk w gardle, kiedy o tym mówiłem. Zobaczyłem jak Amber zaciska ręce w pięści i zamyka oczy w geście irytacji. Ciekawe czy takie zamknięcie oczu pomaga. Ja liczę do dziesięciu, ale każdy ma swoje sposoby żeby się uspokoić. – Amber? – Jezu, sam nie wierzę, że się jej o to pytam. Napotkawszy jej zielone tęczówki wziąłem głęboki wdech i zapytałem: - Ale ja nadal mam u nie jakieś szanse, nie? – Przygryzłem wargę, a ona skomentowała to śmiechem. Śmiała się tak niekontrolowanie, że aż trzymała się za brzuch i co jakiś czas pochylała w przód. Wytarła łezkę, która zakręciła jej się w oku.
- Śmieszny jesteś. – Powiedziała na końcu, co nie ukrywam doszczętnie mnie dobiło. W zasadzie co miała na myśli? Czy jestem jakiś uszkodzony? Nie wydaje mi się. Niczego mi nie brakuje, tak myślę.
- Powiesz mi co cię tak śmieszy? – Warknąłem ściągnąwszy brwi. Wcześniej miałem ochotę się jej wygadać. Miałem nadzieję, że może jakoś nawiążemy nową nić porozumienia jako bliźniaki, ale po jej komentarzu nie wiedziałem czy lepiej jej przywalić, czy wyrzucić za drzwi w trybie natychmiastowym. Jedno i drugie wiązałoby się z niemiłymi konsekwencjami, toteż byłem w kropce. Gdybym ją wyrzucił, pobiegła by do taty i powiedziała, że chciała mnie pocieszyć, a ja ją Zwyzywałem i wyrzuciłem, a gdybym się na nią rzucił, to już miałbym przerąbane na pełnej lini.
- No bo… - Starała się panować nad emocjami. Dla mnie ta sytuacja wcale nie była zabawna. – Ty… - Przyłożyła dłoń do ust. Wzięła wdech, ale nadal lekko się trzęsła rozbawiona. – Ty myślisz, że możesz się równać z Kastielem? – Na te słowa założyłem ręce na piersi i z dumą uniosłem głowę prostując się.
- No oczywiście, że mogę. Kastiel to idiota, a Vanessa zasługuje na… Au! – Pomasowałem prawe przedramię po tym jak Amber załadowała mi w nie z pięści wkładając w to całą siłę. W dodatku jej ręka jest koścista, co sprawiło, że tylko bardziej bolało.
- Nie waż się nigdy więcej, mówić w ten sposób o Kastielu, jasne? – Warknęła gromiąc mnie wzrokiem. Uniosłem ręce w geście obronnym. Dobra, nie będę. Niech ten nasz rozejm potrwa chociaż dziesięć minut. Widząc moją reakcję złożyła ręce jak do modlitwy, po czym splotła ze sobą palce obu dłoni i przyłożyła je do klatki piersiowej. Jej oczy rozbłysły i uniosła wzrok bardziej ku sufitowi niż niebu. Spojrzałem tam jakby to miał być jakiś ciekawy widok, ale zaraz spojrzałem na siostrę nie widząc tam nic szczególnego. Skrzywiłem się. – On jest jak światełko nadziei, które z każdym dniem błyszczy co raz jaśniej i rzuca blask na tę pochmurną, szarą codzienność. – Powiedziała z zachwytem, a potem opuściła ręce i przybrała znużony wyraz twarzy nadymając lekko policzki. Jej oczy ściemniały. – A ty jesteś niczym czarna dziura, która wszystko pochłania. – Bąknęła bez entuzjazmu.
- Ej! – Zbulwersowałem się zaciskając ręce w pięści, ale nadal trzymałem je przy sobie. Powstrzymałem się, chociaż chęć przywalenia jej była ogromna.
- Pogódź się z tym. Albo się z tym rodzisz, jak ja, albo nie. – Stwierdziła z dumą i dość złośliwie.
- Nie wiem czemu, to twoje światełko nadziei przyciąga dziewczyny jak ćmy. A gdy ćma podleci za blisko… - Pstryknąłem palcami i głuchy dźwięk rozniósł się po pokoju. – To robi Kastiel z każdą zdobyczą. – Dopiero po chwili zorientowałem się, że ostatnie słowo wpłynęło na nią jakoś tak dziwnie, bo znowu się rozmarzyła. Westchnęła. No błagam…
- Ach… ale ja bym tak chciała zostać jego zdobyczą...
- Haaalooo… Rozmawiamy o mnie. – Przypomniałem jej. Zaczyna mnie irytować. Błagam, co on takiego w sobie ma? Cham, prostak, gbur, kryminalista, że nie wspomnę o tych ohydnych papierosach.
- No, ale co niby chcesz wiedzieć? – W jej głosie wykryłem zaskoczenie. Liczyła, że tekst o czarnej dziurze mnie zaspokoi? Chyba postradała zmysły. To co powiedziała chwilę temu nie miało ani ładu ani składu i sensu za grosz.
- Wszystko. Dlaczego tak za nim szalejecie? Co ten gość w sobie ma? – O rany, było nie zadawać tego pytania. Kiedy Amber siada wygodniej to znak, że zaraz rozpocznie bardzo długa przemową, a kolejnego poematu na temat tego jaki jej kochaś jest idealny, nie zdzierżę. Przygarbiłem się opuszczając ramiona z rezygnacją.
- Po pierwsze, jest meeeega słodki… - Powiedziała niemal piszcząc, przy czym tuliła do siebie poduszkę. Słodki? Ahahahahaha! Jezu, no nie mogę, pojechała. Ahahahah. Nie zaśmiałem się na glos, chociaż w środku już czułem jak leżę na podłodze i się po niej tarzam. Zasłoniłem usta dłonią. Gdy jakoś opanowałem niepohamowaną chęć wyśmiania Amber, a raczej Kastiela, zobaczyłem przed sobą wściekłe zielone oczy. – I co cię tak bawi? – Warknęła głosem Predatora. Jak z tego filmu. Brrr… czasami mnie przeraża.
- Powiedz mi proszę, w którym miejscu on jest słodki? Kiedy znęca się nad kotami? Kiedy dręczy słabszych? A może, kiedy klnie na prawo i lewo? O, nie. Czekaj, już wiem. Jak zatruwa organizm nikotyną.
- Błagam cię, kto mówi „zatruwać nikotyną”? – Wyśmiała mnie, ale nie przejąłem się tym. Kto tak mówi? Ja mówię. – A tak na marginesie. – O nie, znowu złożyła ręce „do modlitwy”. Ech… Spojrzałem na nią znużony. – Z papierosem wygląda taaaak sexy… - Zaraz po tym wydała z siebie entuzjastyczny pisk. Mniej więcej taki, jaki wydają fanki widząc plakat swojego idola, lub jego we własnej osobie. Dobrze, że jeszcze nie zemdlała z tych wrażeń, pomyślałem sarkastycznie.
- Sexy? – Prychnąłem. – Jak ktoś lubi całować się z popielniczką. – Dodałem nie ukrywając sarkazmu.
- Kastiel po fajce bierze gumę! – Warknęła i uderzyła mnie z otwartej dłoni w bok głowy. To ja już nic nie mogę skrytykować?! Ach… nosi takie obcisłe bokserki! Tak Amber są takie sexiaste! No bez przesady… AAAAA!!! Właśnie wyobraziłem sobie Kastiela w bieliźnie. Przeszedł mnie dreszcz.
- Aua, i masz rację. Wrzeszcz o fajkach na cały dom. Niech cię rodzice usłyszą.
- Dobra, dobra. Poza papierosami… A, pytałeś o znęcanie się nad kotami. Nigdy nie widziałam żeby to robił i nie radzę ci wierzyć w takie plotki. Skoro sam ma zwierzaka, to… A właśnie. Nazywa się Demon, słyszałeś? – ZŁAPAŁA. MNIE. ZA. RĘCE. Serio. AMBER złapała mnie za ręce. Niech ktoś mnie poratuje? Mam się ekscytować psem Kastiela? Jak ona się rozgada to… ech… Ciekawe ile może tak terkotać na jego temat. Wyrwałem się delikatnie z jej uścisku.
- Tak, słyszałem. – Odparłem obojętnie. – No i?
- Groźnie, nie uważasz? – Zachwyciła się. No z tym to się muszę zgodzić. Pies Kasa mnie przeraża i to pod każdym względem. Poza tym nie lubię psów. Trudno nad nimi zapanować, wszystko niszczą, sikają na dywan. Kota można nauczyć sikać do kuwety. Koty się łaszą, słodko miauczą i mruczą. Poza tym potrafią pocieszyć, kiedy jest ci źle. Leżą u ciebie na kolanach. Dobra, bo się rozmarzyłem o tych kotach.
- Tak, tak. – Odparłem lekceważąco. – Zmieńmy temat z psa.
- A tak. Jeśli chodzi o to, że przeklina, to bardzo mi się to podoba. To tylko dodaje mu charakteru. Niegrzeczni chłopcy nie mówią, proszę, dziękuję, przepraszam. – Powiedziała jakby mnie pouczała.
- Tak, bo „dobry panie psor. Sorry za spóźnienie” to naprawdę wspaniale brzmi. – Amber nie odezwała się słowem na mój komentarz, za to ciągnęła dalej.
- No, ale wiesz. Wyobraź sobie zaczepia cię kilku kolesi. I taki ty mówisz: „Em… śpieszy mi się, przepraszam. Mogę przejść?”- No to już przegięła. Czułem jak kipi we mnie wściekłość. Zacisnąłem ręce na poduszce i rzuciłem nią w Amber, ale ta ją złapała nie przejmując się moją reakcją. – Taka smutna prawda. Obili by ci buźkę.
- Przegięłaś! Wcale bym tak nie powiedział! – A może… może trochę. No ale czy to coś złego, że nie lubię się bić? Siostra skomentowała moje słowa sarkazmem i nie pozwoliła mi odpowiedzieć.
- Uhm… co jeszcze… - Zastanowiła się przykładając palec do ust i patrząc gdzieś w górę. – O, ubiór. Kastiel zajebiście się ubiera. – Powiedziała z ekscytacją w głosie. – Skórzana kurtka… - Wyliczając poszczególne części garderoby poruszała ręką nad tymi częściami ciała, gdzie powinny się znajdować. – glany, podarte dżinsy…
- Dobrze, że dziur sobie na tyłku nie zrobił. – Mruknąłem, a ta posłała mi karcące spojrzenie.
- Ciemne t-shirty, metalowe t-shirty, czaszki, bransoletki z ćwiekami, wisiorki.
- Jak bandyta.
- Wcale nie! Porównaj to ze swoją koszulą i krawatem. – Oburzyła się i popatrzyła na mnie z litością, na co ja poprawiłem ową część garderoby lekko zestresowany. Przełknąłem ślinę. – Stylówa… O! Kastiel gra w kosza, jest w drużynie, ma własny zespół, gra na gitarze elektrycznej, wyjechał w trasę…
- Dobra, dobra. Czyli jakbym był chamem, to pewnie dziewczyny by mnie polubiły, co? – Zażartowałem, ale byłem w szoku kiedy moja siostra potwierdziła te słowa. – Czyli jak co chwila bym komentował twój biust, łapał w przeróżnych miejscach w podwójnym tego słowa znaczeniu i śpiewał: „Nie nie boję się, dziewczynom podobam się, one lubią to jak się złapie za tyłek…”, to poleciałabyś na mnie?
- Hm… - Ja nie mogę. Zadałem to pytanie ot tak, a ona się serio zastanawia. Wiem, że jest blondynką, chociaż jak do stereotypów wagi nie przywiązuję, ale mogłaby chociaż raz logicznie pomyśleć, zanim zacznie robić z siebie idiotkę. – A masz stylówę jak Kas?
- No mam. Mam te… tą kurtkę… i czaszkę i ten no… i włosy mam niebiesko-zielone takie szalone i glany. No i?
- Em… nie.
- A to niby czemu? – Oburzyłem się i aż miałem ochotę wstać. Ściągnąłem brwi. Zaraz serio mnie wyprowadzi z równowagi.
- Nie umawiam się z gośćmi co mają głowę jak łąka wiosną. – Sprostowała założywszy ręce na piersi, po czym odwróciła ode mnie wzrok niby obrażona. Ona mnie czasami rozśmiesza.
- No dobra, dobra. Nie mam tych włosów…
- Z łysymi się nie umawiam.
- Grrr… - Warknąłem pod nosem, a ta się poruszyła słysząc to. – Mam swoje włosy. Blond włosy.
- Zwichrowane? – Co ona się tak kurcze wypytuje? Chociaż fajnie wygląda taki nieład na głowie. Szkoda, że jako gospodarz nie mogę sobie na taką fryzurę i ubiór pozwolić. Może wtedy zdobyłbym Vanessę.
- No… zwichrowane. Nieład.
- Em… no ja bym na ciebie nie poleciała, ale tylko dlatego, że mam już narzeczonego. Ale myślę, że taka Vanessa, to by się mogła w tobie zabujać. Raczej bardzo trochę. – Wow… to chyba pierwsze miłe słowa, które Amber do mnie skierowała od kilku lat. Dziwnie się czuję. Może to początek czegoś zupełnie nowego? Może teraz będziemy trzymać się razem? Chociaż nie, nie wyobrażam sobie tego. No, ale może pomoże mi z Vanessą.
- Chwila. Jakiego narzeczonego? – Wybałuszyłem na nią oczy. Wpakowała się w coś? Znowu? Jaka ta moja siostra nieporadna i kłopotliwa. Wie, że mimo wszystko zawsze jej pomogę. Może nieporadna to ona nie jest, ale to drugie określenie pasuje.
- No Kastiela? – Spytała zamiast stwierdzić, jakby uważała, że moje pytanie było idiotyczne, a odpowiedź na nie oczywista. Spojrzała na mnie przy tym jak na kretyna unosząc brwi.

4 komentarze:

  1. Dobry rozdział, ale za mało Kasta hihihi ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest naprawdę świetny, fajnie że jest z perspektywy Nata, ale ja i tak zawsze jestem za Vanessą i Kasem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Haaalloooo kiedy nowy rozdział ? liczyłam że będzie coś ciekawego na walentynki ;c

    OdpowiedzUsuń
  4. Niecierpliwi czytelnicy domagają się rozdziału >,< * strajk *

    OdpowiedzUsuń