czwartek, 5 marca 2015

Rozdział 28

<oczami Nataniela>

   Pomysł Amber był dobry, a nawet bardzo, ale pominęliśmy jeden mały, lecz bardzo istotny szczegół. Rodzice nigdy nie pozwolą mi zmienić image’u. Czasami to już mi się serio chce wymiotować na widok tej białej koszuli. A tym krawatem to najchętniej powiesiłbym mojego ojca za… Dobra, spokojnie. Nie mogę się tak denerwować, bo jeszcze się pomylę, a wypełniam bardzo ważne papiery. Dobra. Do rzeczy. Pomijając to, że ubiorem przypominam jednego z nauczycieli, bo pokażcie mi chociaż jedną osobę w tym liceum, która chodzi co dzień na galowo, to jeszcze muszę mieć wzorowe zachowanie. No przyznaję, że Lysander i Rozalia też się bardzo wyróżniają swoim wyglądem, ale oni mają swój specyficzny styl i to raczej nie ma nic wspólnego z tym, dlaczego ja muszę chodzić tak odświętnie. Nawet dżinsowa katana poprawiłaby odrobinę mój wizerunek, ale nie. Nie mogę sobie na to pozwolić. Co ja mam za życie? Rozpieszczona siostrzyczka, praca bez wytchnienia, a tata ciągle niezadowolony. Naprawdę nie wiem co Melania we mnie widzi. Przecież mimo, że jestem miły to, to nie jestem do końca prawdziwy ja. Ta… fajnie by było gdyby ona o tym wiedziała. Podsumowując. Nie umiem opowiadać kawałów i nawet nie umiem być zabawny, ale jak każdy w moim wieku chętnie chodziłbym na imprezy, pośmiał się z kolejnej jedynki, czy umówił się z dziewczyną na randkę. Tyle że na to wszystko nie mam najmniejszych szans.
   Czasami zastanawiam się jakby to było być jak Kastiel. On to ma fajnie. Rodziców nie ma praktycznie okrągły rok. Przyjeżdżają tylko na święta, czasem na wakacje i ferie z tego co słyszałem od innych, a tak poza tym pełen luz. Robi co mu się rzewnie podoba i nie musi się martwić, że rodzice nawrzeszczą na niego za kolejną naganę. Bądźmy szczerzy, że połączenie zza granicy kosztuje więcej niż takie normalne krajowe. Westchnąłem kolejny raz uświadamiając sobie jak mu zazdroszczę. Może byłoby inaczej gdybyśmy nadal się przyjaźnili. Chociaż po tym co mu zrobiłem nie sądzę, by kiedykolwiek jeszcze chciał ze mną usiąść w ławce, a co dopiero się zakumplować.
   Niedługo po jego powrocie, idąc do domu zaraz po szkole w piątkowe popołudnie, zobaczyłem coś czego z całą pewnością widzieć nie powinienem. Piątek… Wtedy mam trochę luzu, mimo że i tak wolę odrobić lekcje na poniedziałek jeszcze przed weekendem, żeby mieć trochę czasu dla siebie. Otóż wracając do tego, co przykuło moją uwagę, gdy mijałem jeden z barów z koktajlami. Lysander z Vanessą siedzieli przy jednym stoliku. To jeszcze zrozumieć mogę, ale dlaczego w tym koktajlu przed nimi są dwie słomki?! To wygląda mi na randkę, ale nie zrobiliby czegoś takiego Kastielowi, prawda? Kucając przy budynku patrzyłem zza szyby, jak Vanessa czerwona niczym piwonia mówi coś do kelnera. Nim wrócił z powrotem nogi zaczęły mi już porządnie cierpnąć, ale nie mogłem sobie tak po prostu pójść. Chłopak w białej koszuli i czarnej kamizelce z muszką przyniósł im dwa koktajle, a tamten zabrał po czym odszedł. Nie wiem za bardzo o czym rozmawiają, ale nie ma szans żebym usłyszał przez szybę. Białowłosy chwycił dziewczynę za rękę, a ta spaliła buraka i cofnęła dłoń. Na stoliku leżała czerwona róża. Nie… ONI NAPRAWDĘ SĄ NA RANDCE?! Wstałem i zacząłem biec. Muszę powiedzieć Kastielowi. No, a tak poza tym ludzie już i tak zaczynali posyłać mi krzywe spojrzenia.
   Minąłem dwie ulice po czym zwolniłem bieg. Uświadomiłem sobie, że to nie jest moja sprawa i, że na 99% wyląduję w rowie, lub na chodniku zanim zdążę cokolwiek powiedzieć. Ba! Nawet nie przestąpię progu jego domu! Słyszałem, że jego tata ma teraz nową dziewczynę i, że mieszkają we trójkę. Kiedyś jak widziałem tego faceta kolana mi miękły ze strachu. W późniejszych latach, coś typu druga gimnazjum, na jego widok zaciskałem ręce w pięści z trudem powstrzymując się, by mu nie przywalić, a teraz? Teraz czułem obojętność. Jedynie małe ukłucie w sercu, ale nie na widok pana Ryan’a, tylko tego domu, z którym wiązało się tyle wspomnień.
   Nie przekroczyłem jeszcze bramki, ale spojrzawszy w lewo, na ogrodzie zobaczyłem to pamiętne drzewo. Stare jest. Było już takie duże, kiedy miałem siedem lat, a mimo to nadal się trzyma. Nie… no ja nie mogę... Huśtawka, a w zasadzie opona zawieszona na gałęzi drzewa grubą liną. Nadal tam jest. Uśmiechnąłem się mimowolnie. Bardzo lubiliśmy się na niej bujać. Bawiliśmy się w to, kto dalej skoczy. Nigdy nie zapomnę jak bolała mnie dupa, kiedy spadłem w efekcie siadając na trawie, ale swoją drogą wygrałem. Lecz za jaką cenę! Przez tydzień bolało mnie jak gdzieś chciałem usiąść, a siniak na pośladku miałem wielkości dłoni dorosłego człowieka. No ale żeby nie zwalać wszystkiego na mnie, to dodam że to Kastiel zepchnął mnie z opony. Tak... Nie narzekam jednak. To są miłe wspomnienia.
   Z zamyślenia wyrwało mnie szczekanie psa. W ostatniej chwili cofnąłem rękę, bo Demon prawie złapał mnie już za rękaw koszuli. Po co ja się opierałem o tą cholerną bramkę?! Mówiłem do niego gestykulując i chcąc go tym uspokoić. Potrzebuję tam wejść. Ech… W takich właśnie momentach żałuję, że nie wszyscy są miłośnikami kotów jak ja. Spojrzałem na tę bestię zmarszczywszy brwi i pochyliłem się trochę, a ten pokazał mi białe kły warcząc na mnie. Stanął w dogodnej pozycji do ataku, a ja oparłem ręce na kolanach.
- Muszę tam wejść, nie rozumiesz? Wynoś się! – Warknąłem. Starsza pani idąca chodnikiem minęła mnie patrząc jakby zobaczyła kogoś ułomnego. – Dzień dobry. – Pokłoniłem się jej. – Przyszedłem do kolegi, ale pies atakuje. – Uśmiechnąłem się niewinnie, a ta odwzajemniła mój gest. Dlaczego ja się zawsze wszystkim ze wszystkiego tłumaczę? Głupi nawyk. Spojrzałem na psa, który nadal nie przestawał ujadać. Czy Lysander nie mógł go zatrzymać u siebie trochę dłużej? No bo zgaduję, że tam Kastiel oddał pupila jadąc w trasę. Czy łaskawie ktoś mógłby wyjść z tego zakichanego domu, pomyślałem już lekko poirytowany. Ten pies szczeka tak głośno. Głowa zaczyna mnie już boleć. Jak na zawołanie w drzwiach pojawił się Kastiel. W ręku trzymał bułkę z sałatą i szynką. Widząc mnie oparł się o zewnętrzną ścianę domu i uśmiechnął się wrednie. Wziął gryza. – No może byś tak coś z nim zrobił? – Spytałem z wyrzutem.
- Niby co? Mogę go wypuścić jeśli chcesz. – Patrząc na mnie z wyższością, ale lekko rozbawiony znowu ugryzł kanapkę. Jezu… ile można pchać na raz do ust. Ech…
- Przyszedłem pogadać. Muszę ci o czymś powiedzieć. – Przełknął to co miał w ustach, ale nie podszedł do mnie nawet o krok. Coś czuję, że trochę sobie tutaj postoję.
- Nie bardzo mnie obchodzi co masz mi do powiedzenia. – Odparł lekceważąco i skierował się ku nadal otwartym drzwiom.
- Ale to ważne! – Niemal krzyknąłem łapiąc czubek bramki, lecz zaraz się cofnąłem, bo przypomniałem sobie, że mogę stracić palce. Mój rówieśnik odwrócił się ku mnie i spojrzał pytająco w moim kierunku. – Mogę wejść? To nie jest rozmowa na… znaczy… no wiesz… - Rozejrzałem się. Gdybym tak zaczął mu opowiadać tu gdzie stoję, o tym co widziałem na pewno dowiedziałoby się o tym więcej osób niż sam adresat mojej wypowiedzi, a tego nie chciałem.
- Zapomniałeś? – Warknął czerwonowłosy marszcząc brwi. Szczerze nie wiedziałem o co mu chodziło. – Masz tutaj zakaz wstępu. Powiedziałem ci to dawno temu. Skleroza? Oj niedobrze, Nati. – Wyszczerzył się, ale był to wredny uśmiech.
- No tak, w takim razie nie dowiesz się już co twoja Vanessa wyprawia za twoimi plecami. – Powiedziałem prowokująco zmierzając już w kierunku swojego domu. Pies przestał ujadać i przez chwilę słyszałem tylko świst moich spodni, gdy szedłem, oraz ćwierkanie wróbli. Zwolniłem kroku i odliczyłem w głowie. Trzy, dwa, jeden…
- Wracaj tu, Niedorobie jeden! – Usłyszałem za plecami, a kiedy się odwróciłem Kastiel stał już przy bramce wychylając się. On zawsze był ciekawski. Przynajmniej takiego go pamiętam. Puściłem jego obelgę mimo uszu. Zatrzymałem się i spojrzeliśmy sobie w oczy.
- Twoje obelgi dawno przestały robić na mnie wrażenie. – Stwierdziłem znużony trzymając ręce założone na piersi i udając, że oglądanie własnej dłoni bardzo mnie pochłonęło.
- Zamknij się i właź zanim zmienię zdanie. – Burknął i wcisnął mi kanapkę do rąk. Popatrzyłem na niego zaskoczony. Złapał Demona za obrożę i zaprowadził do kojca, po czym go zamknął. Pies spojrzał na niego, a potem na mnie i zaczął nerwowo chodzić i ujadać, jak tylko wszedłem na posesję. Dziwię się, że Kastiel mnie wpuścił. Lecz teraz jak się tak nad tym zastanowię, to pewnie i tak nie uwierzy w ani jedno moje słowo. Odkrząknąłem nadal trzymając bułkę w ręce. Kurcze, zgłodniałem. – Oddawaj to. – Wypalił czerwonowłosy i wyrwał mi ją z rąk, po czym skierował się do drzwi, a ja za nim.
   Wszedłem do domu, a widząc, że Kastiel nie zdejmuje butów, również tego nie robiłem. Haha pamiętam jak pani Black zawsze przypominała nam o tym, gdy tylko przekraczaliśmy próg. Rozejrzałem się przechodząc przez salon. Prawie nic się tutaj nie zmieniło, ale atmosfera jest jakaś inna. Czuć coś w powietrzu, tylko jeszcze nie wiem co. Zaleciało damskimi perfumami. Może do Kastiela przyszła dziewczyna? Nie, no chwila. Przecież on chodzi z Vanessą. Chociaż zrobił się z niego straszny playboy odkąd zerwał z Debrą kilka lat temu. A może to ona z nim zerwała? A tak, racja. Ona z nim. Już pamiętam. Lepiej nie będę o niej wspominać, bo pełno tu ostrych narzędzi, a w dodatku Kastiel ma w ręce nóż. Jezu… błagam niech przestanie podduszać tego pomidora. Sok kapał na deskę, kiedy czerwonowłosy kładł na kanapkę kolejne plasterki warzywa.
- Weź się tak nie wyżywaj, co on ci takiego zrobił? – Spytałem podchodząc i zaglądając mu przez ramię jak ucina kolejny kawałek. Nie odpowiedział. Złożył bułkę, wkładając tam liść sałaty.
- Wolisz, żebym popodduszał ciebie? – Zapytał wrednie i chwyciwszy mnie za nadgarstek wcisnął mi jedzenie do ręki. Popatrzyłem na niego zaskoczony. Sam widok resztek niemal zgniecionego pomidora leżącego na blacie kuchennym sprawiał, że miałem co raz mniejszą ochotę, by coś przegryźć. Skrzywiłem się lekko. – Wsuwaj, bo to burczenie doprowadza mnie do szału. Głodzą cię czy jak? – Zapytał idąc do salonu i zabierając resztki swojej przekąski. A może to był jego późny obiad? Nie wiem, chociaż na obiad raczej je się coś ciepłego.
- Nie, nie byłem jeszcze w domu. Dzięki. – Poszedłem za nim i usiedliśmy na kanapie. Niepewnie zająłem miejsce nieco dalej od Kastiela, by nie miał się do czego przyczepić i w razie czego, by było mu trudniej mnie walnąć. Otworzyłem usta chcąc ugryźć kanapkę, ale odsunąłem ją od buzi. – Ej, chwila. Przyznaj się. Czego tu dodałeś? Ostry sos? A może jakieś środki na przeczyszczenie? – Popatrzyłem na niego podejrzliwie. Miał minę jakby właśnie usłyszał jakieś niewyobrażalnie głupie stwierdzenie jak na przykład, że wiele osób uważa, iż jest wielkim fanem Eminema. Ahahahahaha. Kastiel i rap hahahaha. Dobre. On zawsze nienawidził tego rodzaju muzyki i raczej już się do niej nie przekona.
- Dzięki. – Spojrzał na mnie marszcząc brwi i jednocześnie je unosząc. Miał minę jakby za chwilę miał zwrócić. – Dzięki tobie właśnie straciłem apetyt. – Odłożył końcówkę lunchu na ławę i odwrócił ode mnie wzrok z niesmakiem. O, czyli jednak tak po prostu sam z siebie zrobił mi coś do jedzenia? Nie mając żadnych złych zamiarów? Mimo że, miałem ogromną ochotę coś zjeść, położyłem pieczywo na rogu stolika.
- Przepraszam ja tylko…
- Przejdź do rzeczy. – Burknął i spojrzał na mnie opierając się o kanapę. – Bo tylko tracisz mój cenny czas.
- Więc… - Przełknąłem ślinę. – Ale… obiecaj, że się nie wkurzysz. – Poprosiłem lekko drżącym głosem. Nie wiem czemu, ale ręce mi się trzęsły. Słysząc, że odpowiedział „ni e obiecuję” zestresowałem się jeszcze bardziej. – Uhm… bo ten… Długo już jesteście z Vanessą?… Znaczy… no parą?
- Nie twój interes. Co ci do tego? – Widziałem, że zdenerwowało go moje pytanie, toteż niepewnie ciągnąłem dalej, pomimo obaw o własne życie.
- No bo dzisiaj, jak szedłem ze szkoły to ją zobaczyłem… - Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Kastiel nadal nie rozumiał o co mi chodzi, a ja już nie byłem taki pewny czy powinienem mu powiedzieć o Lysandrze. Jak wkurzy go ta wiadomość, to wyżyje się na tym kogo będzie miał akuratnie pod ręką, w tym wypadku na mnie.
- Streszczaj się. – Wziąłem głęboki oddech. Nie będę go niepotrzebnie jeszcze bardziej denerwować.
- Lysander i Vanessa są na randce. Siedzą w barze, piją koktajl i trzymają się za ręce. – Wypaliłem na jednym wydechu. Poczułem jak mój rozmówca energicznie wstaje. Wbiło mnie w kanapę, kiedy pochylił się nade mną z pięściami stojąc na wykroku.
- Co ty pieprzysz?! Lysander to mój kumpel i nigdy nie zachowałby się tak jak ty! Jeśli liczysz, że w ten sposób nas skłócisz, to się grubo mylisz! – Delikatnie dłońmi odsunąłem jego drżące ręce od siebie i wstałem. Nie ma sensu dłużej ciągnąć tej rozmowy. Po co ja tutaj w ogóle szedłem? Bez sensu. Westchnąłem.
- To nie ma sensu. Przejedziesz się jeszcze na Lysandrze, zobaczysz.  Znasz gościa niecałe półtorej roku i co? Już wielka przyjaźń? – Przyznam, że od dawna chciałem mu to powiedzieć. Może wyglądało to trochę tak jakbym się żalił i był zazdrosny, ale… no taka jest prawda. Jestem. Brakuje mi Kastiela.
„A teraz nowy singiel Stars from Nightmare “.  Now when that all said and done I can’t believe you were the one…
   Wybałuszyłem oczy słysząc tę piosenkę w radiu. Jakim cudem? Spojrzałem na Kastiela lekko przerażony, a może raczej zszokowany. Dlaczego Debra śpiewa jego piosenkę? Kiedyś słyszałem jak próbował ją dopracować na jednej z wieczornych prób swojego zespołu, więc mam pewność, że to on ją napisał.
- To… to twoja piosenka…
- No i? – Warknął unikając mojego wzroku. Ułożył ręce wzdłuż tułowia zaciskając je w pięści. Nadal był na mnie zły, ale mimo to grzebałem dalej w czarnej otchłani jego umysłu. Jej… może ja też zacznę pisać teksty, haha. Nie no, nie nadaję się do tego.
- No to czemu śpiewa ją Debra? – Jej głos poznałbym wszędzie, a jeśli nie głos, to tak czy siak znam nazwę jej zespołu. Swojego czasu było o tym głośno. Kastiel złapał mnie za koszulę i zaczął pchać ku drzwiom. Wspomniałem o Debrze… to źle? Myślałem, że już między nimi ok. No, ale moment. Dlaczego Kas wrócił sam? Coś czuję, że jednak znowu go wystawiła. Podła żmija. Żal mi go, ale teraz to nie jest najlepsza pora, by starać się wszystko między nami naprawić, no chyba że chcę dostać w mordę. Spasowałem i pozwoliłem, by mnie wyrzucił. Nie dosłownie oczywiście. Trzasnął drzwiami, a Demon znowu zaczął ujadać obdarzając mnie wściekłym spojrzeniem. Zmierzyłem psa wzrokiem. Ech… jak ja nienawidzę tych czworonożnych bestii.
   Skierowałem się prosto do domu. Jak tylko spotkam Blusha, powiem mu co o tym myślę. W zasadzie, to z Vanessą chyba też nie zaszkodzi pogadać. Nie żeby Kastiel był dla niej odpowiedniejszy od tego sklerotyka, ale… no  wiadomo. Po dłuższym namyśle stwierdziłem, że to był naprawdę głupi pomysł iść tak bez żadnego dowodu i próbować coś udowodnić najbardziej upartej osobie jaką znam. Powinienem zrobić zdjęcie, czy nagrać krótki filmik. Cokolwiek. Dawno nie zdarzyło mi się zrobić czegoś tak spontanicznie.

***

<oczami Vanessy>

   Lysander zaproponował mi po szkole jakieś wspólne wyjście. Przyszłam o umówionej porze. Bardzo mnie zaskoczył, bo kiedy tylko się zjawiłam wręczył mi czerwoną różę. Nie zwróciłam na to większej uwagi, przecież zawsze był bardzo szarmancki i traktował kobiety jak prawdziwy gentleman.
   Usiedliśmy przy stoliku w jednym z barów z koktajlami. Nie wierzę, że naprawdę zapamiętał jak bardzo smakują mi tego rodzaju napoje, a zwłaszcza truskawkowe. Trochę głupio wyszło, bo kelner pomylił zamówienia i podał nam koktajl dla dwojga, po czym nic dziwnego że życzył nam miłej randki biorąc nas za parę. Zarumieniłam się, a Lys dotknął mojej dłoni chcąc mnie uspokoić.
- Nie przejmuj się tak. Takie rzeczy się zdarzają. – Posłał mi delikatny pokrzepiający uśmiech. Odwzajemniłam to i cofnęłam rękę oblewając się rumieńcem jeszcze bardziej.
   Kiedy dostaliśmy nasze zamówienie, Lysander powiedział że byłoby mu bardzo miło, gdybym zechciała przejrzeć kilka tekstów jego autorstwa, bo skoro Kastiel jest moim chłopakiem, w co swoją drogą nadal nie mogę uwierzyć, to mogłabym pomóc im w doborze piosenek na kolejne koncerty i tym podobne. Nawet pozwolił mi je nieco pozmieniać, a jeśli będę chciała mogę napisać kilka własnych. Byłam wniebowzięta.
- Kastiel jest wielkim szczęściarzem. – Oznajmił patrząc mi w oczy.
- Dzięki. – Odparłam nieśmiało. Całe szczęście szybko zmieniliśmy temat ze mnie, na nieco luźniejszy. Spytałam białowłosego o rodzinę Kastiela, a konkretniej o mamę. Na początku nie chciał mi za wiele powiedzieć. Stwierdził, że nie jego powinnam o to pytać.
- Nie wypada mi o tym mówić. – Uciekł wzrokiem na podłogę.
- Prooooooooo… - Ludzie zaczęli się na mnie gapić, kiedy przeciągałam samogłoskę, a Pan Romantyk nie mogą znieść presji i dziesiątek spojrzeń zatkał mi buzię ręką. Haha, ma się te sposoby.
- Dobra, już dobra. Robisz obciach. – Uśmiechnęłam się siadając wygodniej. Ten jakby przez chwilę się zastanawiając przeniósł dłoń z moich warg na słomkę i zaczął nią mieszać napój. – Nadal uważam, że to Kastiel powinien ci wszystko powiedzieć.
- Właśnie on nie chce nic powiedzieć.
- A pytałaś go w ogóle? – Naburmuszyłam się na te słowa podpierając brodę na rękach i nadymając policzki. - Wiem, że ma trudny charakter, ale… - Kolorowooki  napił się i westchnął. – Co chcesz wiedzieć? – W jednej chwili jakby odżyłam i wyprostowałam się. Położyłam ręce na kolanach pochylając się lekko do przodu. Uśmiechnęłam się.
- Wiem, że nie ma najlepszych relacji ze swoim tatą.
- Z tatą… - Kolejne ciężkie westchnięcie. To aż tak trudny temat? Przyznam, że szczerze też nienawidzę tego człowieka, ale może jakieś informacje z jego przeszłości pomogą mi jakoś znaleźć na niego haczyk. Teraz, kiedy Kastiel jest w domu, nie odważy się mnie tknąć, ale gdyby coś się stało i zostałabym sama? Będę mogła go jakoś zaszantażować czy coś. – Z tego co wiem, to jego ojciec znęcał się psychicznie i fizycznie nad mamą Kastiela. – Napiłam się swojego koktajlu słuchając uważnie. – Pani Abigail znosiła to latami. To się zaczęło, kiedy Kastiel był jeszcze mały, a ona nie mając dokąd iść, mogła jedynie bronić Kastiela i starać się za wszelką cenę uniknąć kolejnej awantury.
- Czekaj. A nie mogła na przykład iść do swojej mamy, czy zgłosić tego na policję? Zamknęliby go, albo chociaż założyli niebieską kartę. – Stwierdziłam.
- To o wiele bardziej skomplikowane niż ci się wydaje. Babcię Kastiela mąż zostawił zaraz po narodzinach pani Abygail. Wychowywała ją sama, a z jej skromnej emerytury nie stać jej było na jakieś większe mieszkanie. Mieliby się tam cisnąć we trójkę?
- No to mam Kastiela mogła, no nie wiem… pójść do swoich teściów. Może jakoś wpłynęliby na pana Blacka.
- Do teściów? Z teściami tak naprawdę… nigdy się nie widziała. Nie poznała ich. Kastiel nie miał nikogo poza babcią od strony mamy, bo dziadek zmarł przed jego narodzinami. Miał chore serce.
- O rany… - Skomentowałam przykładając dłoń do ust.
- A co do tych od strony ojca… Nie mieli zbyt dobrych relacji z synem. Nie wiem dokładnie o co poszło. Jakaś stara sprawa jeszcze z liceum. Pan Ryan nie utrzymywał z nimi kontaktu. Nawet na ślubie się nie pojawili, więc sama widzisz.
- No, a rodzeństwo? Pani Abygail miała jakąś siostrę, brata?
- Rodzeństwo mówisz… - Lys podrapał się po brodzie patrząc gdzieś na ścianę i mrużąc lekko oczy jakby się skupiał i starał sobie coś przypomnieć. Oderwał dłoń od twarzy i opuścił ją na stolik energicznie. – A no tak. – Położył ręce swobodnie na stoliku i po raz kolejny się napił przez słomkę. – Z tego co wiem miała siostrę, ale ona przeniosła się za granicę i długi czas się nie widziały.
- Ale dlaczego ona zostawiła Kastiela? Czemu nie zgłosiła sprawy na policję?
- To nie było takie proste.
- Tak. Wielki mi problem. Dziewięć, dziewięć siedem i już wywożą gościa.
- Tak, i tak od razu by go zamknęli. – Puknął się w głowę, bynajmniej chcąc mi tym pokazać, że palnęłam niemałą głupotę. – Wiesz co… - Westchnął z rezygnacją. – Nie zadzwoniła, bo wiedziała, że od razu go nie zamkną, a jakby wrócił z nawet chwilowego zatrzymania, czy izby wytrzeźwień, to potem dopiero mieliby piekło.
- W sumie może i masz rację… - Przyznałam po krótkim namyśle.
- Dlatego najprościej dla niej było po prostu się rozwieźć i zostawić to wszystko za sobą.
- Jak można zostawić własne dziecko?! – Wykrzyczałam tak, że wszyscy obecni w lokalu spojrzeli na mnie. Wbiłam się w oparcie kanapy. Przy każdym stoliku były takie po obu stronach. Czerwone i skórzane. Bardzo wygodne.
- Spróbuj tak nie ściągać na nas uwagi i trochę ochłonąć. – Powiedział Lysander uśmiechając się trochę drwiąco. – Po tym co ona przeszła, po części ją rozumiem, chociaż to jej wcale nie usprawiedliwia. Wiem, że Kastiel nigdy jej tego nie wybaczy. – Posmutniał. – Wiesz, co mi powiedział, kiedy rok temu spytałem go co chciałby na urodziny?
- Co? – Zaciekawił mnie. Pierwsze co mi przyszło na myśl to gitara, której obraz od razu stanął mi przed oczami. Albo może jakaś płyta. Z logo jakiegoś zespołu. Wyobraziłam sobie czarną z niebieską czaszką na przodzie.
- Chciałbym tylko móc jeszcze raz… - Zawiesił głos jakby miał mu się załamać. – przytulić się do mamy i usłyszeć od niej, że mnie kocha. – Poczułam mimowolne łzy zbierające się w moich oczach, które sprawiły, że ujrzałam Lysandra jak przez mgłę. Zamrugałam kilkakrotnie, przez co udało mi się je opanować. Poczułam taką wewnętrzną nienawiść do tej kobiety. Nie umiem tego uczucia dokładnie opisać. Ona zraniła bardzo bliską mi osobę. Chciałam na nią nakrzyczeć, nawtykać jej i sama nie wiem co jeszcze.
- Wiesz… nie wyobrażam sobie Kastiela mówiącego coś takiego. – Zrobiłam minę typu to niedorzeczne, na co Lysander spojrzał mi w oczy.
- Po prostu jeszcze za słabo go znasz. Myślisz, że on zawsze taki był? Że naprawdę nic go nie rusza i ma wszystko gdzieś? – Nie odpowiedziałam na to pytanie, czując lekki wstyd. Naprawdę miałam takie wrażenie. Widać myliłam się. Lydander zna Kastiela lepiej niż ktokolwiek inny. Zrozumiałam jak ja jeszcze bardzo mało o nim wiem.
- Myślisz, że jego mama mieszka gdzieś niedaleko? – Spytałam wpatrując się w plastikowy kubek.
- Nie wiem. Może zamieszkała u siostry, a może wyjechała gdzieś indziej. Nie mam pojęcia, ale to piekło przez jakie oni przeszli… Nikomu tego nie życzę. – Pokręcił delikatnie głową. Widziałam jak bardzo się w to wszystko wczuwał. Jakby to były jego własne przeżycia i doświadczenia.
- Czekaj. On nad Kastielem też się znęcał? – Wyprostowałam się.
- No tak. Raz Kastiel wylądował przez niego w szpitalu. Znaczy Kastiel mi mówił, że raz, a ile tak naprawdę to nie wiem.
- No, ale co się stało?
- Zatrucie alkoholowe. Kazał dziecku pić wódkę, dasz wiarę? – Wybałuszyłam oczy i opadłszy ciężarem na oparcie nie wahałam się powiedzieć, że ten człowiek jest nienormalny. Ręce mi normalnie opadły. – No, ale to prawda. W sumie na psie też się wyżywał. Kto tam był pod ręką temu się obrywało. Jak tylko tata Kastiela wracał pijany, było wiadomo, że zaraz będzie afera.
- Biedny Demon…
- Biędny Demon?! – Lysander popatrzył na mnie z wyrzutem. – Może i biedny, ale wyobraź sobie, że Kastiel, no może teraz już trochę rzadziej… Starszy jest i się tak nie daje, ale opowiadał mi, że kiedy był młodszy, tyle razy ile wagarował z w-fu to ty sobie nie wyobrażasz.
- Wagarował z w-fu? Przecież to jego ulubiona lekcja. – Przypomniało mi się.
- Wstydził się. Wstydził się ubrać spodenki, czy się przebrać. Na plecach siniaki, na brzuchu, rękach, no… no wszędzie. Za każdą najmniejszą błahostkę dostawał.
- Za błahostkę?
- No wyobraź sobie, że na przykład, no nie wiem, odezwał się niepytany, albo powiedział coś nie tak, czy pojawił się na horyzoncie. Wszedł do pokoju, albo do salonu, kiedy nie trzeba. Jego ojciec się z nim nie patyczkował. Jak wpadał w szał to bił gdzie popadnie.
- No, ale co z tego, że Kastiel wszedł do pokoju? Ten facet jest jakiś powalony!
- On celowo szukał zwady. Chodzi o to, że o złe relacje z żoną obwiniał właśnie Kastiela, ale kiedy Kastiel zaczął stawać w obronie matki… - Przerwałam Lysandrowi w pół zdania.
- On stawał w jej obronie, a ona go zostawiła?! – Oburzyłam się. Nie do pomyślenia. Szmata jedna. Jak przyjdę dziś do domu, to od razu go przytulę. Jezu, jak pomyślę, że on jest teraz tam sam z tym potworem…
- Jak stawał w obronie matki, ojciec zaczął skupiać całą złość na nim. Ciągle miał do niego jakieś pretensje. Doszło do tego, że Kastiel zaczął uciekać z domu. Szybko zaczął palić, czasami popijał.
- Po zatruciu alkoholowym?! – Mój rozmówca westchnął.
- Nie krzycz tak, bo serio ludzie zaczynają się na nas gapić. Tak, po zatruciu alkoholowym. Wydaje mi się, że on… po prostu troszeczkę się zagubił. Że… że chciał znaleźć sposób żeby jakoś zapomnieć.
- I to miał być dobry sposób?
- Z tym to do niego nie do mnie. Krótko mówiąc, matka Kastiela ma z nim słaby kontakt, na ojca działa jak płachta na byka, a rodzeństwa nie ma. – Poderwałam się z miejsca. Powiedziałam, że muszę iść, żeby Lysander za mnie zapłacił, a ja mu zwrócę pieniądze w najbliższym czasie jak będę miała. – Ale… dokąd idziesz?
- Do domu! Zobaczymy się później! – Krzyknęłam już będąc przy drzwiach.
   Nie zatrzymałam się ani na chwilę. Przez cały czas biegłam. W końcu zdyszana i zmęczona zatrzymałam się przed furtką. Weszłam na podwórze. Demon w kojcu? Czyżby Kastiel miał gościa? Zdjęłam buty w przedsionku i powolnym krokiem weszłam do salonu. O, kanapka. Zgłodniałam, ale najpierw muszę znaleźć Kastiela. Minęłam ławę i weszłam do kuchni. Mój chłopak opierał się rękami o blat kuchenny i stał tyłem do mnie. Był lekko pochylony, a włosy przysłaniały mu twarz. Coś musiało się stać. Czyżby ten potwór coś mu zrobił?! Dotknęłam jego ramienia, ale zostałam gwałtownie odtrącona. Wycofałam się tak szybko, że niemal upadłam. Spojrzałam przerażona w brązowe tęczówki.
- Spieprzaj! – Zapadła między nami głucha cisza. Dźwięk tego słowa rozbrzmiewał mi w uszach i nie mogłam uwierzyć, że było ono skierowane do mnie. – Vanessa… - Był w widocznym szoku.
- C-co się stało? – Zapytałam lekko drżącym głosem. Czułam jak do oczu nachodzą mi łzy, ale dzielnie je powstrzymywałam. Dlaczego on zachowuje się tak wobec mnie? Wzdychając przeczesał włosy dłonią w zdenerwowaniu odgarniając je przy tym z czoła. Pozostawił je w takim nieładzie.
- Nie, to nic. Sorry. – Oparł się o blat kuchenny dolną partią pleców i najpierw założywszy ręce na piersi, przyłożył prawą z nich do czoła. Przesunął palce na skroń.
- No przecież widzę. Co jest? – Już nieco się uspokoiłam. Skoro mnie przeprosił, to na pewno nie na mnie jest zły. Byłam tylko ciekawa, kto wprawił go w taki zły humor. – Tata?
- Nie. Był tu Nataniel. Mówił od rzeczy. Pieprzył coś, że ty i Lysander jesteście na randce, że mnie z nim zdradzasz i… - Nim skończył przerwałam mu. To co mówił było kompletnie niedorzeczne. Po pierwsze, po co Shame miałby mówić mu coś takiego, a po drugie przecież jak bym Kastiela nigdy nie zdradziła.
- Kastiel, kochanie, spójrz na mnie. – Wyciągnęłam ręce biorąc w nie jego twarz i zwracając ją ku sobie. – To ciebie kocham i nigdy cię nie zdradziłam. Przysięgam. – Popatrzyłam mu przy tym w oczy, na co on odszepnął, że wie i jeszcze raz przeprosił. Uśmiechnęłam się i czule odgarnęłam kosmyki jego włosów, układając je w należyty sposób. Nim skończyłam to robić, Kastiel przyciągnął mnie do siebie i przytulił starając się schować twarz w moich włosach. Delikatnie objęłam jego plecy. – Już dobrze… - Na te słowa mnie puścił. Prychnął, a na jego twarzy znowu pojawił się ten, dobrze mi już znany, cwany uśmieszek.
- Wyluzuj, jest ok. Nie jestem babą żeby się mazać. – Nadęłam policzki i założywszy ręce na piersi odwróciłam się do niego plecami.
- To po co się do mnie tulisz. – Powiedziałam niby z wyrzutem, ale tak naprawdę się z nim droczyłam. Cieszę się, że w to wszystko nie uwierzył i, że nic strasznego się nie stało. Zamierzam dopilnować, żeby już zawsze był szczęśliwy. Będę jego aniołem stróżem. Muszę go teraz kochać trzy razy mocniej. Za siebie, za jego matkę i za ojca. Nie pozwolę, żeby ktoś jeszcze kiedykolwiek go skrzywdził.
- Lubię się przytulać do mojej dziewczyny… - Szepnął mi do ucha przywierając ciałem do moich pleców. Otarł się kroczem o mój tyłek, a ja spaliłam buraka. Poczułam przypływ gorąca. Przed oczami stanęły mi dwuznaczne scenki z sypialni, tylko że w mojej wyobraźni odbywały się w kuchni.
- Ej, to nie jest przytulanie. – Mruknęłam niby niezadowolona. Mimo tego, że pierwszy raz mieliśmy za sobą i widział mnie już nago, nadal strasznie się wstydziłam. Mimo że, nie mieliśmy przed sobą tajemnic i znałam go już dość długo, moje ciało na jego bliskość nadal reagowało tak samo, jak za pierwszym razem. Objął mnie ramionami kładąc ręce na moim brzuchu. Dotknęłam jego dłoni swoimi, kiedy chciał je wsunąć pod moją bluzkę. – Kastiel…
- Tak?... – Spytał i dam sobie głowę uciąć, że na twarzy miał ten chytry uśmieszek.
   Nie odpowiedziałam mu, bo tak naprawdę chciałam poczuć jego dłonie na swojej skórze. Poczułam jak powoli rozpina guziki mojego czarnego sweterka. Zamknęłam oczy czując na plecach mięśnie jego brzucha. Zsunął wierzchnie odzienie z moich ramion i pocałował mnie w odkryte miejsce, po czym złożył jeszcze kilka pocałunków znacząc mokrą ścieżkę ku mojej szyi. Westchnęłam odchylając w lewo, by dać mu większy dostęp. Uniosłam ręce i objęłam szyję Kastiela delikatnie muskając opuszkami palców jego kark. Nadal jednak stałam do niego tyłem. Poruszyłam biodrami i poczułam jak uśmiecha się wciąż obdarzając moje ciało pocałunkami. Poczułam, że chwyta lewą szelkę od biustonosza, więc opuściłam ramię i pozwoliłam by ją zsunął. To samo zrobił z drugą. Na razie jednak nie pozwoliłam mu posunąć się dalej. Jego dłonie zsunęły się na moją miednicę. Mruknęłam.
- Kastiel… - Szepnęłam czując jak mój oddech przyśpiesza i przechodzi mnie przyjemny dreszcz. Mimo to, bałam się że ktoś nas przyłapie. Samantha i jego ojciec są w domu. Muszę to przerwać, pomyślałam. – A… - Westchnęłam przy pierwszej sylabie. – Albo jesteś…  - Nie wiem dlaczego pozwoliłam, by jego ręce znalazły się pod moją koszulką. - … niewyżyty… - Sapnęłam kiedy zaczął ugniatać mój biust przez stanik. Jeśli nie przerwę tego teraz, to potem nie będę miała na tyle silnej woli, by to zrobić. – Albo lubisz się… nade mną… - Kiedy powiedziałam, a raczej pisnęłam cichutko słowo „znęcać”, poczułam chłodną dłoń na mojej nagiej piersi. Fala podniecenia zalała moje ciało, kiedy zaczął trącać mój sutek. Traciłam nad sobą kontrolę. Jęknęłam niekontrolowanie i zacisnęłam dotąd w połowie przymrużone powieki.
- Ciiii….cho… usłyszą cię… Niegrzeczna dziewczynka. – Powiedział mi do ucha, a ja poczułam, że policzki pieką mnie jeszcze bardziej niż przedtem. Tak mnie zawstydzał. Zacisnęłam usta i głośno nabrałam powietrze, gdy ścisnął brodawkę w palcach, by zaraz zacząć ją w nich pocierać. Byłam już mokra i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę.
- N-nie… - Oddychałam nierówno, a moje ciało na chwilę zesztywniało, kiedy Kastiel drugą ręką zaczął pocierać dwoma palcami moje krocze. Miałam na sobie czarne spodnie wyglądem przypominające dżinsy. Doznanie nie byłoby aż tak intensywne, gdyby nie fakt iż były one z leginsowatego materiału. – Aaa....ah…. – Nie mogąc się powstrzymać, po raz kolejny poruszyłam biodrami, tym razem kilkakrotnie. Kastiel westchnął. Ocierałam się o niego przy każdym najmniejszym ruchu, z czego zdałam sobie sprawę, dopiero słysząc reakcję z jego strony. Uniosłam głowę i w pół przytomnym z przyjemności wzrokiem spojrzałam mu w oczy. Złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku. Dam głowę, że miałam coś zrobić, ale w tamtym momencie zapomniałam co to było. Pragnęłam tylko móc zdjąć ubrania i znów poczuć ciało Kastiela na swoim. Jęczałam co raz głośniej. Spodnie zaczynały mi przesiąkać pogłębiając tym doznanie.
- Kastiel! Telefon do ciebie! – Usłyszałam krzyk Sam i kroki na schodach zbliżające się przez salon do kuchni.

11 komentarzy:

  1. Powrót w wielkim stylu ! ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Super czekam na kolejną cześć ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Częściej dodawaj rozdzialki :)
    Kocham to opowiadanko ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy kolejny rozdział ? C:

    OdpowiedzUsuń
  5. Co się dzieje?
    Co z nowym rozdziałem?

    OdpowiedzUsuń
  6. Haloo halooo... Coś tu ucichło ;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam już połowę nowego rozdziału. Problemy z komputerem sprawiły, że nie mogłam w żaden sposób napisać go na bloggerze więc postaram się w najbliższym czasie go opublikować. Nie wiem jak długi będzie, ale postaram się by był dłuższy. Wiecie jak to jest z pisaniem w zeszycie. Mam też teraz dużo popraw głównie z przedmiotów zawodowych więc liczę na wyrozumiałość i że ktoś wytrwa zanim pojawi się nowy rozdział. A dla zachęty dodam że będzie z perspektywy naszego kochanego rudzielca <3 Kocham Was i ściskam

      Usuń
    2. Ja czekam wytrwale ! :D
      A tym, że zdradziłaś z czyjej perspektywy będzie next.... OMG jak możesz zdradzać takie rzeczy ahhhaha, chcesz mnie zabić - jestem tego pewna :D

      Usuń
    3. Problemy z komputerem i coś czuję że coś schrzanię w tym rozdziale, ale postaram się dodać bo mam długi weekend do środy wolne xD

      Usuń
    4. no to dalej xDDD trzymasz w takiej niepewności ;-;

      Usuń
  7. no i gdzie ten rozdzialik ? ;c

    OdpowiedzUsuń