sobota, 11 lipca 2015

Rozdział 30

<oczami Vanessy>
   Zostali sami na jakąś niespełna godzinę. Normalnie jak z dziećmi, ale nie nad tym teraz rozmyślam. Zacznę jednak od początku, a raczej od momentu, kiedy ja i państwo Black zobaczyliśmy Kastiela dyndającego z balkonu na pościeli. Ta... Chłopcy tego nie przmyśleli. Nataniel próbował na darmo wciągnąć go z powrotem do środka. Niestety kiedy wyszliśmy czerwonowłosy puścił się z braku sił i upadł na ziemię.
   Bardzo się wystraszyłam, bo w końcu to mój chłopak i naprawdę go kocham. Przynajmniej w tamtej chwili kochałam. Podbiegłam do niego, kiedy skulił się na ziemi.
- Kastiel! Mój Boże, nic ci nie jest? - Zapytałam przerażona, kiedy on przyciągnął rękę do swojej piersi. Nie odzywał się, nie płakał. Zacisnął powieki i chyba tłumił okrzyk bólu.
- Ryan, no co tak stoisz! Dzwoń po pogotowie! - Wykrzyczała pani Abygaile. Mężczyzna ściągnął brwi.
- Kastiel, do cholery! Wstawaj! Chłopakowi nic nie będzie! Specjalnie to zrobił! - Zbulwersował się pan Black wymachując rękami. Złapał się pod boki i podszedł do Kastiela. Spojrzałam w górę i zobaczyłam, że Nat wystawia nogę za balkon.
- Ani mi się waż stamtąd ruszać! - Przeraziła się mama Kastiela. Wstała i wyjąwszy komórkę wystukała numer na pogotowie. Nataniel posłusznie się cofnął. Patrzył tylko z góry na to co się dzieje. - Ryan! - Mężczyzna wyrwał telefon żonie i rozłączył się.
- Powiedziałem, że na żadne pogotowie nie będziemy dzwonić!
- Żartujesz sobie?! - A więc o to Kastielowi chodziło, kiedy mówił, że nie układało im się najlepiej.
- Nasz syn wypadł z okna! - Pogłaskałam Kasa po włosach klękając na ziemi i kładąc jego głowę na swoich kolanach. Poczułam ja się z trudem podnosi. Podparł się na bolącej ręce i upadł na trawę. Syknął. Spróbował wstać. Udało mu się jakoś, ale w razie czego trzymałam ręce na jego ramionach pochylając się nad nim gdyby miał upaść.
- Nasz syn?! Chyba mój! Zostawiłaś nas wiele lat temu i nie masz do niego prawa! - Zaskoczyły mnie słowa pana Ryana. Nis podziewałabym sie po nim, że zależy mu na własnym dziecku. Mimo to nadal go nienawidzę, za to co robił mi na początku.
- Doskonale wiesz dlaczego to zrobiłam! Nie mogłam już z tobą wytrzymać ty... ty...!
- No dalej, powiedz to! - Zobaczyłam łzy w jej oczach.
- Nienawidzę cię... - Podeszła do nas. - Vanessa masz telefon? Zadzwoń na pogotowie. - Rozkazała mi biorąc Kastiela z moich objęć. Odepchnął ją lekko.
- Zostaw... Nic mi... - Prawie upadł. Potłukł się. - Nie jest. - Podtrzymała go w ostatniej chwili.
- Jeśli to zrobisz możesz się już spakować, rozumiesz?! - Zagroził pan Black, a ja na moment się zawahałam. Spojrzałam na Kastiela.
- Nie... nie wyrzucisz jej... - Powiedział przez zaciśnięte zęby. - No zostaw mnie. - Warknął do matki, a chwilę później złapał się jej ramienia tracąc równowagę. Rozczulił mnie ten widok. Nie zwracała uwagi na jego protesty tylko objęła go pewniej.
- Wyrzucę. To mój dom. Vanessa, oddaj mi telefon. - Podszedł do mnie na krok i wystawił ku mnie dłoń, a ja się cofnęłam.
- Pogotowie? - Podałam im wszystkie potrzebne dane, kiedy tata Kastiela próbował odebrać mi komórkę. Oznajmiłam wszystkim, że będą za jakieś pięć do siedmiu minut.
- Co wam strzeliło do głowy? - Kas podniósł wzrok na zatroskaną twarz matki. Widziałam, że był zaskoczony tym widokiem. Odwrócił wzrok.
- N-nie wiem... - Mruknął. - Nic. Nieważne. Daj spokój, nic się nie stało. - Podsumował pięknie całe wydarzenie. Posadzili...ŁYŚMY go na ławce przed domem. Głupio, ale właśnie w tym momencie pomyślałam o tym, gdzie ja się teraz podzieję, jeśli pan Black mnie wyrzuci. Czułam się z tym źle. Zamiast myśleć o Kastielu, ja martwię się o siebie.
- A pomyślałyście przez chwilę co będzie, jak lekarze spytają o okoliczności wypadku? - Zbulwersował się brunet.
- Powiem, że mnie wypchnąłeś. - Usłyszawszy to od syna niemal się na niego rzucił, ale dotknęłam ręki mężczyzny przez co się nieco opanował. Wiedział, że przy świadkach nic nie może zrobić. Gdyby go uderzył... nie chciałabym być na jego miejscu.
- Uhm... Halo! Ktoś mnie wypuści?! - Krzyknął Nataniel z góry.
- A, tak... - Otrzymawszy od pani Abygail klucz do pokoju pobiegłam na górę. Po chwili razem z Natem zeszliśmy do ogrodu. Po drodze nie szczędziłam mu wyrzutów. Mimo wszystko myślałam, że chociaż on jest bardziej rozsądny.
- Co wam strzeliło do tych pustych łbów?! - Warknął pan Ryan, a mój towarzysz spuścił głowę.
- Ja... ja mówiłem mu... że to zły pomysł...
- Mówiłem, że to zły pomysł! - Przedrzeźnił blondyna. - Było działać, a nie myśleć! - Następne kilka minut przestaliśmy i przesiedzieliśmy w milczeniu. Karetka zabrała Kastiela razem z jego mamą, a my musieliśmy zostać.
- Nataniel, jedźmy do niego. - Poprosiłam łapiąc jego dłoń. Chłopak zdziwił się tym i spojrzał na moją rękę, a potem na mnie.
- Nic mu nie będzie. Poza tym robi się późno. Jego mama na pewno będzie nas informować na bieżąco.
- A jeśli, stało mu się coś poważnego? - Zapytałam roztrzęsiona.
- Nie upadł aż z tak wysoka.

                                                                              ***

   Często odwiedzałam Kastiela w szpitalu. Nawet kilka razy dziennie. Ten dzień, również nie różnił się od innych. Ot taki sobie zwykły wtorek, ale to co zobaczyłam wszedłszy do sali było nie do opisania. Jak długo to trwało? Nie wiedziałam, lecz w jednym miałam pewność. Wszystkie te rzeczy, które kiedyś powiedział mi Lysander, że Kastiel bawi się dziewczynami, że zmienia je jak rękawiczki... Teraz to wszystko zaczęło do mnie docierać. W tamtym momencie. "Dziękuję, że ze mną jesteś...". Te słowa w jego ustach wydawały się brzmieć tak cudownie, tak miękko jak nigdy. To była ta strona jego osobowości, której nikt poza mną nie znał. Nikt poza mną... Albo raczej wszyscy, których chciał omotać. W moich oczach zebrały się łzy.
   "Kocham cię i zrobiłabym dla ciebie wszystko. Byłam przy tobie i zawsze tu będę..."
   Wypowiedział szeptem jej imię i chwycił jej doń, a ona nachyliła się. Ich usta złączyły się w pocałunku. Zwisający z jej głowy warkocz załaskotał go w szyję, więc odrzucił go na jej plecy. Oboje mieli zamknięte oczy. Kastiel na początku robił to niepewnie i nieśmiało, ale potem co raz pewniej odwzajemniał pocałunki. Oderwali się od siebie.
   Mogłam wtedy zrobić mu awanturę. Powiedzieć, że przeleciał mnie i porzucił jak zwykłą dziwkę, ale nie. Postanowiłam, że nie dam mu tej satysfakcji. Nie dam mu spojrzeć w moją twarz. Nie teraz, kiedy zbiera mi się na płacz. Odwróciłam się na pięcie i odeszłam.
   Okazuje się, że czasami ludzie są inni niż nam się wydaje. Z tej przygody mogłam wywnioskować tylko jedno... Chłopcy tacy jak Kastiel się nie zmieniają i nie warto tracić z nimi czasu. Żałuję, że zaufałam tym jego ciemnym zniewalającym oczom i szelmowskiemu uśmiechowi. Żałuję, że wierzyłam w każde słodkie kłamstwo jakim mnie karmił. Są ludzie, którzy nigdy nie dojrzeją do prawdziwej miłości, a satysfakcję czują tylko wtedy, gdy ranią innych.
  Kastiel... Na dźwięk tego imienia jeszcze długo moje serce będzie biło ze zdwojoną siłą, ale choć nigdy się nie dowie... zniszczył mnie. Następnego dnia rano wsiadając do samolotu nie obejrzałam się. Łzy zebrały się w moich oczach, ale spłynęła tylko jedna. Zablokowało mi płacz, a ja... zablokowałam uczucia. Co do Kastiela i wszelkie inne. Nie pożegnałam się też z nikim. Nikim poza Rozalią.
- Ciociu Sharie... Wylądujemy za kilka godzin. - Oznajmiłam. Ciocia załatwiła już w szkole i w urzędach wszelkie formalności. Do tej pory nie mogła się mną zająć po śmierci rodziców, bo sporo podróżowała. Teraz jednak otrzymała nade mną pełne prawa rodzicielskie, zważywszy że policja dostała zgłoszenie, iż uciekłam od mojej zastępczej rodziny. Przyjechał po mnie wujek Shone, a teraz oboje jesteśmy w drodze do Stormfox.

6 komentarzy:

  1. Anoo.... Nie za bardzo ogarnęłam co tu się właściwie stało xd
    To już koniec ?
    Panuje w tym rozdziale mały nieład, czy to możliwe że pisałaś go nieco na siłę ? ;>
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całe opko kręci się wokół tego, że Vanessa nie ma gdzie się podziać, a tu nagle ni z tego ni z owego ma ciotkę, do której zwiewa przy pierwszej lepszej okazji i dodatku ma kasę na bilet. Ciekawe skąd, skoro nie ma pracy.
      I jeszcze ta zdrada Kastiela jest tak na siłę zrobiona...

      Usuń
  2. Jejj !! Biore sie do czytania C;

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju jakie to smutne z jednej stony lubie smutne zakończenia ale z drugiej strony nie to samo uczunie poczułam gdy dowiedziałam się coś co będzie w jak wytresować smoka 3 ( nie będę zdradzać fabuły bo może, nie którzy nie chcą.

    OdpowiedzUsuń
  4. Już nie będzie nexta ???? , szkoda mi tej Vanessy , smutno mi się zrobiło spowodu zdrady Kastiela , on to jednak pozostanie dupkiem, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście że będzie next. Jest w trakcie pisania ale mam chwilowo zjebany kompiter. Ciągle się ścina i trudno tak pisać jednakże postaram się dodać następny rozdział jak nakszynciej. Pozdrawiam cieplutko :3

      Usuń